Avaganis przyglądał się jak rozpala się ogień i na jego twarzy pojawił się uśmiech pełen radości i zadowolenia. Kiedy wybiegli ludzie patrzył, jak konie stratowały człowieka, kiedy kusza wystrzeliła, Avaganis postanowił dłużej nie czekać i wybiegł i z nienacka przebił mieczem tego, który dopiero co wystrzelił bełt. Teraz to on był opętany rządzą krwi, uderzył na najbliżą osobę, którą zobaczył. Patrzył z uwielbieniem jak krew tryska, był w swoim żywiole, ale po chwili doszedł do wniosku, że pożar przyciągnie wileu strażników i ludzi, więc trzeba iść. Podbiegł do koni, odwiązał obydwa, wsiadł na jednego i pojechał w stronę lasu. Kiedy oddalił się dostatecznie (zakładając że MG zgodzi się z moją wersją i mi tego nie skompllikuje
) zsiadł z konia i postanowił poczekać na Imbriel i ewentualnie resztę drużyny.