Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2021, 18:54   #19
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xCmA1uC0r9A[/MEDIA]

Czwartek; przedpołudnie; dom pogrzebowy

W poranki takie jak ten wszystko Phere cieszyło, poczynając od przyjemnej pobudki, poprzez równie miłe chwile wegetacji pod nagrzaną ciepłem trzech ciał kołdrą, gdy godzina jeszcze wczesna, nikt nie goni i można po prostu poleżeć chłonąc spokój, ciszę oraz te ciepło tak kontrastujące z szarówką widoczną za oknem. Również widok twarzy pozostałych członków The Mourners zasiadających przy jednym stole cieszył albinoskę, tak jak gorąca kawa, syte i smaczne żarcie na talerzu oraz obecność gościa. Uśmiechając się sennie dzieliła uwagę między stół, a okno, gubiąc co pewien czas świadomość gdzieś za pękniętą w prawym górnym rogu szybą. Wichura z przedwczoraj przypomniała sobie o Detroit i powróciła między zdewastowane ulice ze zdwojoną mocą, biorąc do towarzystwa ciężkie, stalowe chmury z których aż się prosiła następna ulewa… ale to tam, daleko za grubymi murami starego domu pogrzebowego, wewnątrz którego panowało ciepło, suchość. Ludzka obecność przy paśniku z grubsza przypominającym porządny, przedwojenny stół.

- Trzeba sprawdzić czy nam kupy śmieci ze środka podwórka nie zwiał ten wicher. Nie uśmiecha mi się latanie za blachą i kołpakami po całej ulicy - albinoska powiedziała rozbawionym tonem nie pasującym do poważnego spojrzenia która posłała Skazie. Siedział obok niej, po lewej stronie u szczytu stołu i przez to Parkerówa widziała pewnie w tej chwili ledwo tył jej głowy. Mieli przecież całkiem sporą kupę śmieci za domem, przykrytą plandeką, foliami, drutem, starymi oponami i przerdzewiałą beczką.
Kupę śmieci malowaną w niebezpieczne na terenie Novi oznaczenia Camino Real.
Kiedy zaś wyszedł temat wieży, Śnieżka odwróciła się do Aarona znów przyjemnie się uśmiechając. Nadziała na widelec kawałek pieczonej kiełbasy i przeżuła, myśląc o tym, by po śniadaniu zabrać jedną porcję dla ich strychowego brudasa… meksa.
Dla Nico.

- To by było coś - odpowiedziała technikowi, potem rozejrzała się po pozostałych twarzach - Wyobrażacie sobie? Wspólna akcja na rewirze brudasów! Jeden dresik z Huronów nadawał… że jakoś łatwiej się chyba połączyć z telefonem ale one mają słaby zasięg czy jakieś inne anteny - wzruszyła ramionami - Zaproponowałam aby Mario podpytać czy posiada na stanie jakieś cudaki które by nam pomogły… ale to byś musiał z nami pojechać - rzuciła w Asha skórką od chleba - Teleportujemy cię na miejsce. Jakoś pod wieczór? Jak zawieziemy Amarant. Trzeba objechać naszą dzielnicę, potem jeszcze pas ziemi niczyjej. Będzie dodatkowa klamka w pogotowiu.

- Ja? Nie no co ty Śnieżka, tylko bym wam zawadzał. Sami pojedźcie i powiecie jak było. - Ash bagatelizująco machnął dłonią zbywając pomysł, że miałby opuścić swoje ulubione lochy i gdzieś jechać nie wiadomo gdzie. Skaza skwitował to rozbawionym uśmiechem ale darował sobie komentarze na ten temat.

- Ale szkoda, że cię wczoraj nie było na tym zebraniu Ash. Byś się pewnie dogadał z tym dresem od Huronów. Całkiem niegłupio gadał. Ale czy prawdę i jest jak mówił to ja się na tym nie znam. - blond koleżanka rozłożyła dłonie na znak, że ich technik mógłby im się przydać w takich rozmowach bo w końcu właśnie umiał tą technikę najbardziej z nich wszystkich.

- Ciekawe czy się zgodzą. Ja słyszałem, że w tym zarządzie to dla zasady zawsze ktoś jest przeciw. Byle innym na złość zrobić. - temat tej wspólnej inwestycji jaką miały realizować wszystkie największe gangi miasta pod patronatem Ligii też zainteresował Rogera.

- Ja słyszałam, że to ten wasz Bricks zwykle tak robi. - Amarante odparła mu z ironicznym uśmiechem wbijając widelec w swój kawałek kiełbasy.

- A ja, że to Ortega i Krwawy Morgan. - odparł jej Roger w podobnym tonie. Też tak mogło być, pewnie każda dzielnica i enklawa miały swoją wersję tej historii w zależności od potrzeb i upodobań.

- No ale tym razem chodzi o Ligę i rafę. No i Hegemona. To sprawa nas wszystkich. Całego miasta. Chyba to rozumieją? - Ash popatrzył na pozostałych jakby miał nadzieję, że też podzielają ten punkt widzenia. I te ważniaki na wysokich stołkach też. Idea była szlachetna. W końcu nie chodziło o debatę nad jakąś nową opłatą za wyścigi albo ulgą w takiej opłacie z jakiegoś tam powodu dla kogoś. Tylko o coś co mogło wpłynąć na całe miasto.

- Rozumieją, przynajmniej ci na samej górze, choćby Stan. Inaczej by nigdy nie wyraził zgody aby ktokolwiek od nas w tym brał udział. Reszta… a chuj z nimi. Jak Hollyfield powie że mamy zawieszenie broni to mamy zawieszenie broni. Przynajmniej czasowe - Śnieżka siorbała z kubka i dolała kawy Aaronowi, bo już widziała u niego dno. Musieli poruszyć temat przemieszczenia technika i chyba nawet był pewien pomysł.
- Przydałabyś się nam w sobotę - zwróciła się bezpośrednio do ich medyka - Jesteś pierdolonym geniuszem z zacięciem do elektronicznego szpeju. Na bombach się znasz, na kompach, na wszystkim czego potrzebujemy. Tylko cię tam musimy przenieść i kto wie? Może tym razem natkniemy się na Jay albo Clody? Albo Patti lub Kociaka? - zaśmiała mu się radośnie prosto w twarz, kciukiem wskazując na salon gdzie honorowe miejsce na środku ściany nad kanapą zajmował ligowy plakat w wydaniu ekskluzywnym z autografami wszystkich rajdowców.
- Ale do tego byśmy potrzebowali odrobinę twojej pomocy - tutaj wyszczerzyła zęby do gotki, kładąc dłoń na jej dłoni - Ash jak na wampira przystało nie lubi światła i słońca, szczególnie gdy pada na niego bezpośrednio, więc… jest opcja aby go przewieźć stąd na miejsce w trumnie. Tylko to trochę długa droga, pewnie by mu się biednemu dłużyło, ale jakby w tej trumnie miał odpowiednie towarzystwo - pokazała czarnowłosą palcem i pstryknęła - Tak by ten czas wam minął. Poza tym pomyśl jaki bajer, wnosimy was w tej trumnie prosto do siedziby Ligi. Kto się czymś takim jeszcze może pochwalić?!

- W trumnie? - Aaron zamrugał oczami jakby uznał, że się przesłyszał albo po prostu próbował sobie wyobrazić jak to by mogło wyglądać. Gotka zareagowała podobnie. Znaczy brwi podskoczyły jej do góry i tak zostały.

- Ale jaja! - zaśmiał się Xavier a i Roger uśmiechał się czekając na reakcję wspomnianej dwójki jakiej Śnieżka zaproponowała to rozwiązanie.

- O! Żywych trupów to jeszcze nie wiozłam! - Lola roześmiała się wesoło traktując całą sprawę jak pomysł na świetną zabawę.

- Ty masz za małą furę na trumny. Moim trzeba by pojechać. - Skaza zwrócił jej uwagę na ten detal ale ona machnęła tylko ręką.

- Ciekawe. Podoba mi się taki pomysł. - odparła po chwili namysłu czarnulka i spojrzała pytająco na owego zachwalanego geniusza techniki.

- No dobra. Może być. - odparł Ash chociaż z miną jakby wciąż miał całkiem sporo wątpliwości w tym temacie. Nie chciał jednak zawieść swojej paczki. No i może obecność i obietnica Amarante mogła mieć z tym coś wspólnego.

Pomysł trumny z wkładką przeszedł, co bardzo ucieszyło Phere. Obawiała się standardowego marudzenia i grzecznego zbycia tematu na poczet czegoś innego, ale nie tym razem. Gapiła się na dwójkę przyszłych zombiaków tryskając entuzjazmem.
- Będzie zajebiście, zobaczycie! No i Ash! Poznasz Katty i Jasona. A my zyskamy okazję żeby się pochwalić jakiego kurewsko ogarniętego kumpla mamy. Dzięki - uścisnęła ramię Parkerówy - Teraz zostaje dograć detale. Do soboty naszykujemy odpowiednią trumnę, wypucujemy karawan Skazy i jak coś w sobotę z rana albo po ciebie podjedziemy, albo jak chcesz to wpadaj sama, jak ci wygodnie. My z Lolą też pewnie dopiero nad ranem się zawiniemy tutaj, więc jakby co kopnięcie się do strefy Lostów to tylko kawałek dalej, nie? - zatarła ręce.

- Może być. - Amarant dość udanie powtórzyła i wręcz sparodiowała tą samą kwestię wypowiedzianą przed chwilą przez Aarona. Przez co wywołało to mniejsze lub większe uśmiechy u Żałobników.

- A ta Katty naprawdę jest taka fajna? - Xavier którego ominęło spotkanie w Lidze zapytał ciekaw opinii tych co tam byli o tej najważniejszej sekretarce w mieście o jakiej się słuchało podobnie ciekawie jak o ligowych gwiazdach nawet jak ona nie startowała w żadnym wyścigu i nie była tak rozpoznawalna jak one. Lola roześmiała się, wsadziła widelec w zęby i tak zwolnionymi dłońmi zarysowała kształt podobny do klasycznej butelki coca coli co znów wywołała kolejną falę radości.

- Ją też mamy na zdjęciach - Śnieżka puściła irokezowi oko. Opróżniła kubek żeby od razu dolać do pełna wciąż bardzo ciepłej kawy. - Lola ci wszystko pokaże, nie? Tobie i Amarant. Ja w międzyczasie kradnę Asha na pięterko. Zmienisz mi bandaże, dobrze? A potem spokojnie zejdziesz do reszty, ja sobie kwadrans poleżę i będę jak nowa. Wieczorem wpadniemy do Cyborgów, musimy skołować parę flaszek i zagrychę. Trzeba zobaczyć czy nam sąsiadów nie wywiało - wstała od stołu. Przeciągnęła się, następnie zgarnęła kubek, zaś z parapetu wcześniej naszykowany karton po butach ze schowanym do środka śniadaniem dla drugiego gościa. Ruchem brody wskazała technikowi wyjście na schody.

- Jasne, lećcie, ja tu im wszystko pokaże! Gdzie ten smartfon? - Lola machnęła dłonią dając znać, że Śnieżka nie musi się martwić, może iść na górę do wiadomo kogo a ona się tu na miejscu wszystkim zajmie. Pozostali też chętnie przystali na sesję oglądania pamiątkowych fotek uwieczniających wczorajsze spotkanie z ligowymi gwiazdami.

- No dobra. To chodź. - Ash skinął też głową na zgodę co do drugiej części planu i wstał od stołu. Wyszli na korytarz ale tam powiedział, że po te bandaże to musi wrócić do siebie na dół. Dopiero wtedy mogli z powrotem minąć piętro i dotrzeć do małego pokoju na strychu.

Phere nie narzekała, ani nie marudziła. Grzecznie, w ciszy oraz bez grymaszenia pokonała trasę w dół i w górę, chociaż na dole rozejrzała się szukając oznak udanej nocy kumpla, jednak wszystkie lodówki były pozamykane, a w kostnicy panował jak zawsze kontrolowany chaos. Na górze też niewiele się zmieniło odkąd Runnerka była tu ostatnio. Wciąż te same ściany, meble, bibeloty, piec, meks, wyro i zasłony. Zaczynało to być standardem, bardzo satysfakcjonującym na swój sposób.
- Obchód lekarski! - powiedziała wesoło od progu, wchodząc i zamykając drzwi za Ashem. Karton z wałówką postawiła na stoliku przy łóżku.
- Mam nadzieję że słodzisz kawę… bo jest tylko słodzona - dodała stawiając obok pudełka kubek, a z pudełka zaczęła wyciągać menażki z zupą, smażoną kiełbasą i chlebem.

- Tak, słodka jest w porządku. - powiedział Nico obserwując z zaciekawieniem jak gospodyni zaczyna się przebierać do tego obchodu. A im więcej z siebie zdejmowała tym częściej zerkał na łysego sanitariusza jakby sprawdzał jego reakcję. Ten jednak zachowywał się jakby nie działo się nic nadzwyczajnego. Usiadł przy krawędzi materaca i zaczął swoje rutynowe badanie. Opukał i ostukał wybity bark, potem kręgosłup, wreszcie pougniatał też i żebra. Kurier się trochę krzywił ale bez przesady.

- No widzę, że ci się goi to wszystko. Uważaj, zwłaszcza na bark, bo teraz na świeżo to łatwo coś tam zruszyć. A jak ci wypadnie jeszcze raz czy dwa to już potem może ci wypadać przy zwykłym zamachnięciu się ramieniem. - poinstruował go jakby był prawdziwym lekarzem w dawnym szpitalu tylko na wizycie domowej. I z nagą pielęgniarką do pomocy.

Potem rozciął stare bandaże pacjenta i obejrzał wciąż świeże rany. Mruknął, że końcówki się zrobiły zwyczajnie czerwone a nie krwisto czerwone więc znaczy, że zaczyna się ładnie goić. Potem nastąpił ten nieprzyjemny moment jak musiał spirytusem zdezynfekować te rany i pacjent krzywił się i syczał trochę bo jednak to wciąż był spiritus polany na świeże rany. Więc te zakładanie nowych bandaży to już było małe piwo. Na koniec Ash klepnął go w ramię zbierając stare bandaże i wstał.

- Dobrze ci idzie. Nie wymaga amputacji ani nic takiego. Jutro cię znów obejrzę. - powiedział dobrodusznym tonem po czym machnął do niego i skierował się do wyjścia.

- Widzisz Nico? Jeszcze parę dni i stąd wyjedziesz na własnych nogach - albinoska ucieszyła się gdy padła diagnoza, a cały proces zmiany opatrunków został zakończony. Podczas całego procesu asystowała Ashowi, dbając o stan pacjenta. Pochylała się nad nim, uśmiechała i głaskała po głowie, albo zabierała zużyte waciki aby medyk szybciej zakończył nieprzyjemne procedury. Na koniec gdy już ganger sięgał za klamkę posłała mu głośnego buziaka przez pokój celując prosto w plecy.
- Tylko słyszałeś doca, jeszcze musisz na siebie uważać. - powiedziała przysiadając obok meksa i wręczając mu menażkę z zupą. Zanim dostał żarcie na pościeli wylądował ręcznik, na wszelki wypadek aby nic nie uświnić. - Dziś wieczorem lecimy do sąsiadów, zostajesz z Ashem. Mogę liczyć na to że cię tu zastanę kiedy wrócę? Chyba nie jest ci aż tak tragicznie aby uciekać przy pierwszej możliwej okazji - wzięła kubek z kawą dmuchając w niego aby płyn jeszcze trochę przestygł.
- No słyszałaś doca. Mam się nie przemęczać i w ogóle oszczędzać z tą aktywnością i takimi tam. - odparł Latynos wskazując brodą na drzwi jakie Ash właśnie zamknął wychodząc. Słyszeli jeszcze jego oddalające się kroki. Nico chętnie skorzystał z łyżki i podanej menażki. Widać mu smakowało i pomagało nasycić głód.

- Nigdzie się nie będę ruszał. Zresztą ten wasz mięśniak tu rządzi i pewnie by mnie skutecznie zatrzymał. - powiedział wspominając swój wspólnie spędzony z Xavierem czas gdy ten wraz z Ashem sprawiał nad nim pieczę pod nieobecność dziewczyn i Rogera.

- A po co lecicie do tych sąsiadów? Do tych co tu wczoraj byli? - zapytał zwracając się do niej z zaciekawieniem.

- Czy ja cię w jakikolwiek sposób przemęczam i zmuszam do aktywności? Nawet żarcie przyniosłam abyś nie musiał po schodach latać, a tu taka niewdzięczność… i pomówienia. Potem kolegom też będziesz mówił że cię tu do kamieniołomów zagoniłyśmy w ramach aresztu? Pójdzie fama jak cierpiałeś, pot i krew ci z czoła leciała, zero odpoczynku, czy to w nocy czy za dnia. Terror, zamordyzm i jeszcze brutalność. Jak to u Runnerów - gangerka przybrała powątpiewającą minę gdy patrzyła jak oboje statycznie zajmują swoje pozycje na łóżku. Siorbnęła nie swojej kawy.
- Geronimo bucował? - spytała z kwaśną miną i dodała - Tak, do tych co byli. Do Cyborgów. Sprawdzimy czy czegoś o tobie nie zwąchali i czy nie rozjebali ich poza rewirem. Albo oni kogoś. Mamy zawieszenie broni, w waszej dzielni będziemy prawdopodobnie budować antenę do łapania sygnału ze Strefy… a kurwa, nieważne - mruknęła odstawiając kubek na stolik.

- Nie, nie bucował. Raczej byli w porządku. Film oglądaliśmy. - powiedział jakby chciał rozwiać jej wątpliwości co do zachowania kolegów podczas jej nieobecności.

- I dzięki za pomoc i opiekę. Jak wrócę do swoich to mi nie uwierzą. - zaśmiał się ale życzliwym i rozbawionym śmiechem. Jakby sobie wyobraził jak to będzie opowiadał kolegom na dzielni co tutaj przeżył za przygody.

- Będziesz grzeczny to może dostaniesz pamiątkę. Co byś pamiętał adres i ci dwie aryjskie foczki z głowy nie wyparowały - albinoska odpaliła dwa skręty, częstując Latynosa bo nic tak nie smakowało jak zioło do śniadania w łóżku.
- Skąd w ogóle jesteś, co? Tak dokładniej - spytała po przerwie na dwa buchy - Masz jakąś rodzinę, swoich kumpli z ekipy? Powiedz coś o sobie więcej, przecież cię nie zjem.

- Tak, mam. Podpiąłem się pod ojca Alvaro. On u nas ma niezły autorytet. I załatwiałem dla niego różne sprawy. W końcu zacząłem też załatwiać i dla innych. Szybki jestem i nie nawalam. To mi zaczęli dawać zlecenia także poza naszą dzielnią, po całym mieście. No i tak jeżdżę i zarabiam gamble za te przesyłki i inne takie. - wyjaśnił mówiąc szybko i nawet z wesołym odcieniem. O ojcu Alvaro Śnieżka coś słyszała, że jest taki jeden właśnie w brudasowej dzielni no ale z oczywistych względów nigdy nie spotkała go osobiście skoro trzymał się tej strefy kolorowych.

- Dobrze że nie ze wszystkim jesteś taki szybki - uśmiech Phere zrobił sie krzywy, gdy przerzucała nogi nad jego udami i oparła plecy o ścianę. Motywy religijne, dziary, pastorowie i jebana dzielnica brudasów.
- Powiedz jak cię złapać gdybym… no nie wiem - wzruszyła ramionami, puszczając dym do góry - Chciała się spotkać, albo coś przekazać lub… nie wiem - prychnęła. Jedną stopę oparła o biodra pod kocem. - Jestem za biała aby tam wleźć bez przypału. Chyba że cichaczem, ale to i tak przypałowe.

- No tak, trochę byś się u nas rzucała w oczy… - mruknął wodząc spojrzeniem po nagiej, śnieżnobiałej sylwetce która w dzielnicy kolorowych byłaby nie do przegapienia. Uśmiechnął się trochę ale zastanawiał się jak tu by dało się to zorganizować. Biorąc pod uwagę, że chodziło o trzewia najbardziej ksenofobicznego gangu i o kobietę co już na pierwszy rzut oka widać było, że nie pochodzi z tego gangu.

- W ostatni weekend każdego miesiąca Clinton organizuje walki psów. Każdy może przyjść, nawet jak nie jest od nas. Tam możesz o mnie popytać. - powiedział coś co mu pierwsze przyszło do głowy. A tych walkach Śnieżka słyszała i ponoć to była jedna z niewielu okazji aby legalnie dało się wejść do ich dzielni. Niestety tylko raz w miesiącu.

- Możesz też posłać wiadomość do kościoła padre Alvareza. Trochę wyglądasz jak Parker. Clinton ostatnio skumał się z Parkerami. Tylko musiałabyś bez tej waszej kurtki przyjść aby wyglądać jak Parker. Albo przysłać kogoś od Parkerów. Bo jak już byś była w kościele to luz. Wtedy padre nie da cię ruszyć. Jak już byś była z padre to nawet na ulicy cię nikt nie ruszy. No ale najpierw jakoś byś musiała tam się dostać albo z nim umówić. No i ja tam często jestem bo mówiłem ci, że załatwiam różne sprawy dla padre. - ten sposób kontaktu przedstawił tak jakby był najpewniejszy ze złapaniem go. O ile już by się udało dostać na teren dzielni. A to mogło być trudniejsze, w końcu nie do końca było pewne czy zwykłe, kolorowe opryszki przepuściłyby taką śnieżno białą dziewczynę nawet jakby wyglądała na Losta.

- Chyba łatwiej by było dogadać się poza naszą dzielnią. U was jest ten rusznikarz. Czarnecki. Jakoś tak. Robiłem dla niego kilka fuszek. Jemu możesz zostawić dla mnie wiadomość. Z nim to chyba by ci było najłatwiej się skontaktować. A do niego zajeżdżam co jakiś czas aby sprawdzić czy coś ma dla mnie. - w końcu wspomniał o całkiem znajomym dla Śnieżki adresie. Wiedziała gdzie Ben ma swój warsztat i nawet kojarzyła jak to wygląda.

- Czyli z pilną sprawą trzeba się kopnąć do kościoła, z mniej pilną do Czarneckiego... chyba zapamiętam. Ty wiesz gdzie mnie szukać. Jakbyś, nie wiem. Czegoś chciał, pewnie nie będziesz ale co tam. Na razie jeszcze tu musisz gnić - pokiwała głową, wrzucając niedopałek do słoika z wodą na stoliku. Przesunęła się przy tym, kładąc wzdłuż meksa i przygniatając jego nogi białym udem.

- Żeby gdzieś zjechać musisz najpierw furę wyklepać. Nieźle rozjebana. Spróbuję zagadać z Ashem, ale nie wiem czy się zgodzi przy niej dłubać. Chociażby postawić na koła abyś mógł spokojnie stąd odjechać. W innym wypadku będzie trzeba szrot holować do was. Pod waszą granicę go zaciągniemy, tam lepiej aby przejął go ktoś od was. Mogę zanieść info, tylko powiedz gdzie i komu. Coś wymyślę. Na razie w piątek wieczorem wylatujemy z Lolą do “Cylindra” na drinka z Katty. W sobotę jest kolejne spotkanie w Lidze, a jeszcze trzeba zahaczyć o Mario... i chyba Browna westchnęła - Niby on nas do tej fuchy nawinął, zobaczymy. Myślę że i tak Bricks mu powiedział co trzeba, a jak nie on, to ktoś inny od Hollyfielda. Jestem strasznie ciekawa co Jason mu powiedział o tym spotkaniu.

- Ano tak… fura… - kurier zamrugał oczami jakby dotąd zapomniał o tym dość istotnym detalu. Więc teraz tym bardziej nad tym główkował.

- Musiałbym ją zobaczyć. Nie pamiętam jak wygląda. Znaczy po wypadku. Sam wypadek też nie bardzo. Coś mi trafiło pod koła. I zanim zdążyłem wyrównać to fura poszła bokiem a przy tej prędkości poszła w dachowanie. Dalej nie bardzo pamiętam. - zmrużył oczy walcząc z własną słabością ale chyba nie bardzo mu szło i poza początkiem kraksy nie bardzo mógł sobie przypomnieć resztę.

- A ten Ash się zna na furach? Myślałem, że jest medykiem czy kimś takim. - wskazał palcem na drzwi za jakimi zniknął Aaron. W końcu od mechanicznej i technicznej strony nie miał okazji go jeszcze poznać.

- I idziecie z Lolą do “Cylindra”? Z jakąś Katty? To ktoś od was? - zapytał zerkając na nią ale nazwa najsławniejszego klubu w Mechstone widocznie przykuła jego uwagę. Jak pewnie każdego w tym mieście. W końcu tam chodziły się napić i zabawić gwiazdy Ligi to było prawie pewne, że się którąś z nich tam spotka.

- Nie, nie od nas… idziemy z tą Katty z sekretariatu Ligi Wyścigów - Phere naprostowała, przekrzywiając szyję żeby patrzeć facetowi w twarz i się uśmiechać niezobowiązująco - Drink albo dwa, albo trzy, zobaczymy. Może trochę potańczymy, lub znowu się nawinie Dziki. Wczoraj się udało go spotkać, mamy z tego foty i filmik jak lecimy z nim w ślimaka, ja i Lola. Wkręciłam go że całowanie albinosów przynosi farta, a Mila to też taki trochę albinos tylko w środku. W duszy - parsknęła wyjątkowo wesoło, podnosząc dłoń żeby podrapać meksa po kłującym zarostem policzku.
- A Ash… - przez bladą twarz przemknął grymas zastanowienia, jednak dziewczyna nie zamilkła - Poskłada ci bebechy, furę, kompa, pralkę, zrobi remont w chałupie, zaminuje podwórko, spreparuje napalm i bimber. Naboje wyprodukuje, spluwą się zajmie… nie masz pojęcia jakie rzęchy reperował, choćby takie co parę lat leżały w tym bajorze w które się furą wpierdoliłeś. Obiad ugotuje, kuchenkę naprawi albo przerobi na szafę grającą… z nim nigdy nic nie wiadomo. Jak byś był miły i nie wiem - zrobiła smutną minę - Jakoś mi dziś okropnie smutno z rana, zimno… chyba ta jesienna pogoda, chandra, doły i inne podobne strachy mnie biedną dopadły.

- Tak? To chodź pod kołdrę. - uniósł brew uśmiechając się po czym uniósł kołdrę aby zrobić dla niej miejsce. Jak się ułożyła to zaśmiał się cicho. Ale spojrzał na nią z bliska jeszcze raz.

- Idziecie z Lolą na drinka do “Cylindra” z Katty? Z tą z sekretariatu Ligi? Z tą fajną? - zapytał jeszcze raz jakby mimo wszystko było to dla niego trudne do uwierzenia, że się umówiły z tą najfajniejszą sekretarką w mieście. I to na drinka i to do najfajniejszego klubu w mieście.

- I całowałyście się z Dzikim? Albo dobra, akurat tego to mi nie musisz opowiadać. - podobnie zapytał się o ten drugi punkt z wczorajszej wizyty w sekretariacie ale szybko sam zbył temat jakby właściwie detale były mu zbędne.

- Ale mogę pokazać - albinoska znalazła rozwiązanie od ręki. Przy pytaniach o Katty pokiwała potwierdzająco głową, a jej uśmiech stawał się coraz szerszy i zębaty, jak u młodego rekina. Podparła się na łokciu, drugim ramieniem przyciągnęła kark meksa do siebie i zamknęła jego usta swoimi w długim, mokrym, gorącym pocałunku. Zaangażowała się w niego na całego, dłoń z karku przesunęła się na pierś i niżej, gdzie oddychający brzuch. I jeszcze niżej, na przód bielizny gdzie białe palce poczynały sobie śmiało i coraz śmielej. Albinoska przywarła do drugiego ciała, ocierając się o nie a to piersiami, a to udem, mrucząc zapamiętale z głębi gardła. Może nie do końca tak wyglądał jej pocałunek z Dzikim, jednak Nico też dawał radę, też niby rajdowiec. Był też pod ręką, praktycznie gotowy do działania, albo niesienia pomocy, zależy jak spojrzeć.

Tak, pod względem sławy i rozpoznawalności to Nico nie miał startu do Dzikiego. Ot, kolejny młody kurier na dorobku jaki przemierzał miasto aby zebrać gambel do gambla a nie gwiazda Ligi jaką wielbiło całe miasto. Ale pod względem całowania już nie było takiej wielkiej różnicy. Przywarł i przyciągnął do siebie nagą kobietę całując się chciwie ledwo podstawiła mu swoje usta. Skorzystał też z uroku jej piersi skoro je także mu oddała do dyspozycji. I właściwie w końcu ją przewalił na materac i znalazł się na niej nie przerywając tego całowania i reszty zabawy. No a jak już wznowili te nocne manewry to szkoda mu chyba było przerywać skoro tak dobrze szło i trafiła mu się tak życzliwa i utalentowana partnerka. Albo pielęgniarka, bo niby miała go doglądać póki nie wyzdrowieje.
Teoretycznie wywiązywała się z danego słowa.
Praktycznie również.


Czwartek; przedpołudnie; dom pogrzebowy

Jak na obolałego, leżącego na łożu boleści i prawie umierającego Nico miał w sobie całkiem spore pokłady energii, może chodziło o południowy temperament, albo coś kompletnie innego, czego albinoska nie zamierzała roztrząsać. Grunt, że kiedy wreszcie skończyli, a raczej kurier skończył z nią, zostawiła go w stanie półsnu we własnym łóżku, na miękkich nogach doprowadzając się pospiesznie do porządku. Zgarnęła z szafy świeże ciuchy, przebrała w nie i na palcach opuściła poddasze, słysząc spokojny oddech i ciche pochrapywanie dochodzące od strony materaca. Ten dźwięk zatrzymał ją w progu, gdzie posłała w tamtą stronę ostatnie ciepłe spojrzenie, nim z nie zamknęła drzwi od zewnątrz i nie zeszła z powrotem na niższe piętro do pozostałych Żałobników. Słuchała odgłosów ich bytności, kierując się z powrotem do salonu. Zeszło jej więcej niż kwadrans, ale raczej nikt za złe nie będzie jej tego miał. Zbliżała się pora obiadu, więc niedługo razem z Lolą miały odwieźć ich gościa z powrotem do strefy Parkerów, a w drodze powrotnej zakręcić za wałówką oraz alkoholem żeby nie iść do Cyborgów z pustymi rękami. Co prawda nie o ręce sąsiadom będzie pewnie chodzić, lecz dobre wrażenie należało budować na każdym kroku i od podstaw. Obiecała też flaszkę dla drugiego Parkera, więc i tę obietnicę wypadało spełnić. Dlatego pierwszym którego zaczepiła po powrocie był domowy technik.
- Masz na zbyciu procenty? - spytała, siadając obok niego na parapecie i zabrała mu skręta żeby samej zapalić - Tak parę butelek. Pomoc sąsiedzka nam się szykuje, wiesz… trzeba zobaczyć co tam u naszych Szrotowców pordzewiałych. Odrdzewić… i mam sprawę, ale to na solo - dodała szeptem.

- Parę butelek? - Ash skrzywił się jakby miał oddawać coś co jest mu drogie i bliskie. - No mogę mieć. - westchnął ciężko dając znać, że mogą się dogadać w tej sprawie. Obserwował jak pali i jeszcze jak Lola wesoło trajkocze z Amarante. Wyglądało na to, że dziewczyny znalazły wspólny język. Jak je mijała blondynka zachichotała na jej widok jakby domyślała się czemu jej tak długo zeszło na wyższym piętrze. Ale darowała sobie pytania i komentarze. Za to nie zastała pozostałych chłopaków.

- No dobra, to chodź. - Aaron wstał z parapetu i ruszył do drzwi prowadzących na korytarz a potem na schody na dół aż do jego krypty.

- Co my byśmy bez ciebie zrobili, co? Zginęlibyśmy marnie, a przynajmniej ja. Tak raz na tydzień co najmniej - Phere trajkotała wesoło, biorąc go pod ramię i tuliła się wdzięcznie przez całą drogę aż zamknęli za sobą ciężkie, metalowe drzwi kostnicy. Wtedy też nadal się do niego kleiła, biorąc spokojny oddech.
- Dobra, po pierwsze jak ci minęła noc? - zadała najważniejsze pytanie.

- A minęła. Dobrze minęła. - odparł z łagodnym, oszczędnym uśmiechem ale oczka mu się śmiały na całego. - Miałem ją! Cholera miałem ją! Widziałaś jaka to szpryca?! I miałem ją! - roześmiał się już bez skrępowania i dało się wyczuć dumę i satysfakcję z tak owocnie spędzonej nocy.

Stojąca obok gangerka dołączyła do radosnego śmiechu, klepiąc technika po barach i plecach.
- No stary, wiedziałam! Nawet taka szpryca się tobie nie oprze, cholero! - potargała go po głowie z uczuciem. Cieszyła się bardzo, ale to bardzo mocno. Dobrze Ashowi zrobi chwila intymności, bo ani on krzywy nie był, ani garbaty czy głupi. Nawet nie śmierdział, całkiem sympatyczny gość. Marnował się zamknięty w domu, jednak to krok po kroku. Pierwszy już zrobił, to najważniejsze.
- Ja tam się wcale nie dziwię że z majtek wyskoczyła, masz ten urok cmentarnego Romeo - puściła mu oko, ciągnąc pod stół do sekcji. Tam usiedli na nim oboje, a dziewczyna wciąż obejmowała gospodarza ramieniem. - To trzeba ją będzie częściej zapraszać… weź ją zaproś żeby wpadła po spotkaniu w sobotę i została do rana. Odpicujemy wam trumnę, ogarniemy z miasta jakieś znicze. Będzie klimat w chuj i cała noc… a w ogóle to dzięki - pocałowała go w policzek - za Nico.

- Pewnie, nie ma sprawy. - powiedział uszczęśliwionym tonem i podobną miną. Widać było, że pławi się w tym swoim małym, prywatnym szczęściu ale przyjemnie było mu podzielić się z kimś bliskim tą radością.

- No! Z trumną pewnie, ona mówi, że lubi i zawsze chciała spróbować. No ale kurde tak na szybko wczoraj to nie zdążyłem żadnej przygotować. Ale do soboty to chyba się uda. Tylko jej powiedziałem, że mamy to się ucieszyła. - nawijał całkiem radośnie i bez skrępowania dzieląc się wspomnieniami z ostatniej nocy i planami na najbliższą przyszłość.

- Co się ma nie udać? Weźmiemy ze składziku od Loli wyciągniemy jakąś najbardziej twarzową, wyszykujesz na spokojnie przez piątek i na sobotę będzie jak znalazł - poklepała go po ramieniu żeby dodać pewności siebie. Nie musiał się dołować, nie miał czym. Wszystko szło ogarnąć - Zajedziemy z Lolą do Mario, tylko nam daj tego śmieszka do przegrywania. Poprosimy, czy może ma jakiś nowy film to się Skazę i Geronimo zajmie żeby nie przeszkadzali. My z Lolą będziemy na strychu, więc cały dół dla was. Kolacje możesz zrobić, jakieś tam śmieszne rzeczy co wyglądają jak ona… haloweenowo. Krwiste steki, ciastka co wyglądają jak palce nieboszczyka. Jakiś czarny całun czy worek na zwłoki na stół jako obrus, czachy pozdejmujesz z półek, dostawisz znicze. A na deser trumna. No chłopie - popatrzyła na technika poważnie - Gdyby to mnie ktoś coś takiego przygotował od razu bym mu dziękowała. Na kolanach. Pod stołem.

- Oj Amarant też umie dziękować na kolanach. I w ogóle dużo rzeczy umie. Jest cudowna! - wygolony prawie na zero technik nie wytrzymał alby się nie pochwalić przed kumpelą chociaż częścią tego co w nocy tutaj ćwiczyli z nową koleżanką. Aż pokraśniał z dumy i samozadowolenie, że mu się taka zdolna partnerka trafiła.

- I tak, masz rację, jakieś czachy i inne takie… Coś do jedzenia… Tak, to będzie dobre, to powinno się jej chyba spodobać. Zwłaszcza jak odstawimy tą trumnę. Dzisiaj sprawdzałem ten składzik, widziałem, że jedna czy dwie są w całkiem dobrym stanie. Potem ci pokażę. - zapalił się do tego nowego pomysłu podsuniętego przez Śnieżkę. Kiwał głową na znak, że w pełni go popiera.

- Ale ten… Myślisz, że ona się zgodzi przyjechać jeszcze raz w sobotę? Może coś ją podpytacie jak ją będziecie odwozić? A tym filmem to się nie przejmuj, dam ci szczura to ci Mario coś zgra co ma nowego. Aha i te butelki to też coś tam ci dam. Ile potrzebujesz? - Aaron był w tak dobrym humorze, że wydawał się skory do wszelkiej współpracy. I żadna przeszkoda nie wydawała się zbyt duża do pokonania jeśli miałaby stać na drodze do kolejnej upojnej nocy z czarnowłosą partnerką jaka została teraz na górze. Jedynie się niepokoił czy ona będzie chciała tu wrócić na kolejną noc.

Albinoska spojrzała na niego poważnie.
- Jesteśmy rodziną, jasne że ją z Lolą urobimy i w sobotę tu będzie, zresztą ej, Romeo. Przecież i tak będzie u nas w sobotę, tylko z rana. Pamiętasz? Jedzie z tobą w trumnie prosto do siedziby Ligi, więc po wszystkim ją tu zgarniemy po prostu, ale nie przejmuj się. Tak ją z Milą nakręcimy że sama nie będzie wiedziała jakim cudem tu jeszcze nie parkuje na stałe. Zobaczymy potem te trumny, coś wybierzemy. Listę zrobisz to kopniemy się na targ i przywieziemy prowiant. Damy radę, kto jak nie my? - cmoknięciem w czoło zakończyła tę kwestię i przeszła do kolejnej. - A w ogóle to gdzie Gery i Gero? Nie było ich na górze… no i tych butelek to tak z pięć jakby dało radę. Jedna dla Ollego, drugiego Parkera ze spotkania wczorajszego, a cztery dla Cyborgów. No… a jakbyś miał moment rzucisz okiem na furę Nico? Czy to w ogóle jeszcze się do czegoś nadaje?

- Aha, no tak… - technik był na tyle zaaferowany, że stracił swój zwyczajowy spokój balansujący wręcz z flegmatyzmem i miał nieco chaotyczne i opóźnione reakcje. Przeczesał palcami prawie łysą głowę i jednak próbował się skupić na tym o czym rozmawiali.

- Xavier poszedł zobaczyć to wywalone drzewo. A Skaza do siebie przeglądać jeszcze raz te papiery. Właściwie to miałem iść do niego no ale nie chciałem dziewczyn samych zostawiać. - szybko wyjaśnił gdzie wywiało obu chłopaków, że ich nie było po powrocie Lucy do salonu.

- Sześć butelek? Dobra, to poczekaj chwilę. - powiedział wstając i wyszedł z kostnicy do pomieszczenia co mu robiło trochę za warsztat a trochę za graciarnię. Coś tam grzebał po czym wrócił z jakimś brzdąkającym szkłem wiadrem. Postawił je na stole i okazało się, że są tam pełne butelki, jakieś pół tuzina. Właściwie to siedem.

- A ta jego fura no właściwie to jeszcze jej nie oglądałem. Sama wiesz ile się działo. Potem rzucę okiem. Nie wyglądała dobrze. Ale może to tylko karoseria. Zobaczę ją potem. - powiedział próbując sobie przypomnieć stan fury Latynosa. Ale jak do tej pory jej właściwie nie widział bo akcję ratunkową przeczekał w domu a potem to Lucy z Lolą i Xavierem przykryły ją czym się dało a i tak robiło się już wówczas ciemno.

- Dobra, to jak pojedziemy Xavier ją wstawi do garażu, pogadam o tym ze Skazą. W wolnej chwili rzuć okiem jakbyś mógł i dzięki! Wiedziałam że kto jak kto, ale ty zawsze poratujesz bliźniego w potrzebie - gangerka patrzyła na butelki i na technika, a oczy się jej śmiały ze szczęścia. Tak wyglądał świetny plan na wieczór, wręcz perfekcyjny! Zaczęła je brać jedna po drugiej i układać w ramionach. Siódmą zostawiła, aby jej medyk nie wysechł na wiór.
- Potrzeba ci czegoś z miasta?

- Nie, dzięki. Odwieźcie ją całą. Tą też weź, ja mam jeszcze trochę. - Aaron pokręcił głową, że wiele mu do szczęścia już nie trzeba i wyciągnął z wiadra ostatnią butelkę dokładając ją do pozostałych jakie dźwigała koleżanka.

Phere cała się rozpromieniła i z entuzjazmem przytaknęła na bezpieczne odwożenie. Inaczej być nie mogło, jeśli w sobotę laska miała ponownie zawitać pod dach Żałobników.
- Jesteś moim personalnym Jezusem - westchnęła, posyłając mu buziaka przez powietrze bo objuczona wolała nie wychylać się aby niczego nie potłuc.
- W razie czego będę w salonie, ty też jeszcze chodź, do Skazy zdążysz iść...o. Na razie ja mu dupę zawrócę, tylko schowam alko Loli do fury żeby Xavier nie znalazł bo wychleje. To ty popilnuj dziewczyn, za parę minut do was przyjdę, okay?

- Dobra. - zgodził się Ash i obejrzał się ostatni raz na swoją kostnicę po czym wyszedł za koleżanką i zgasił światło. Pomógł jej otwierając drzwi do garażu gdzie Lola parkowała swojego Black Knighta i tutaj zapalił światło otwierając drzwi fury. Jak blondynka pozbyła się swojego promilowego ładunku oboje mogli z czystymi sumieniami i rękami wrócić na parter a potem na piętro do salonu. Czarnulka i blondynka odwróciły się do nich sprawdzając kto idzie posyłając im psotne uśmiechy i wyglądało na to, że zdążyły ze sobą wejść w niezłą komitywę.

Patrząc na nie Lucy przeszedł przez głowę pomysł, pytanie raczej. Jakby się we trzy odnalazły na strychu u niej w pokoju… ale szybko koncepcja wyparowała, bo z Parkerówą to Ash miał się dobrze bawić, dwie blondyny i tak dostawały więcej frajdy niż ustawy przedwojenne przewidywały.
- Zostawiam wam naszego Nosferatu - poklepała technika po ramieniu - I zaraz wrócę, tylko Skazie jeden temat podbiję, bo przez te ligowe spotkania kompletnie mi z baniaka wyleciało… i właśnie! Lola, weź zacznij myśleć co bierzemy do Cyborgów. Oprócz kajdanek, bo te są obiecane. - pokazała blondynie język gdy obracała się przez ramię aby iść na górę.

- Chodź, chodź gagatku, wcale nie gadałyśmy o tobie. - Lola wesoło wezwała palcem Asha do siebie a gotka wdzięcznie jej zawtórowała śmiejąc się beztrosko. Co spowodowało, że technik zaczerwienił ruszył w kierunku sofy na jakiej siedziały. Trochę zbyt wolno jak na gust Śnieżki więc podała mu pomocną dłoń wpychając go na tą sofę. To zaskoczyło całą trójkę ale i jakoś nikt nie protestował.

- Lucy a wiesz, że Amarant jest bez majtek? - Lola wypaliła dzieląc się radośnie z kumpelą czymś co się pewnie dowiedziała od nowej koleżanki.

- No jakoś jak rano wstałam nie mogłam ich znaleźć. Pewnie gdzieś się zawieruszyły. - czarnulka rozłożyła dłonie jakby już pogodziła się z tą stratą która w gruncie rzeczy i tak nie była jakaś wielka. Za to Ash jakoś nagle zaczerwienił się jeszcze bardziej.

- Naprawdę? - Śnieżka zatrzymała się w progu i pokiwała głową - Tak… to zawsze upierdliwe, ale nic straconego. Chociaż w tej kostnicy masa zakamarków, pewnie ciężko będzie je znaleźć, ale jak jesteś do nich przywiązana emocjonalnie czy coś to myślę że da się je znaleźć. Na przykład w sobotę po spotkaniu w biurze, jeśli nie masz innych planów. Ash tam chomikuje tyle rzeczy - westchnęła - Wszystko czarne, albo bardzo czarne, teraz mamy trochę na głowie, ale wieczorem w weekend na spokojnie myślę że ci pomoże szukać zguby, prawda Ash? - zwróciła się do kumpla - Poratujesz damę w opresji i wesprzesz silnym… między innymi ramieniem. To tak okropnie upierdliwe, gubić majtki. Zawsze potem brakuje, szczególnie gdy jakieś ładne… ładne były? - popatrzyła na gotkę.

Dziewczyny obie zgodnie kiwały głowami, jedna czarną, druga blond gdy w pełni zgadzały się z albinoską. I okazywały pełne zrozumienie dla jej interpretacji. Zupełnie jakby żadna nie zauważała podejrzanego rumieńca na twarzy kolegi.

- O takie, były do kompletu z górą. - Lola chętnie zademonstrowała kumpeli czego powinny szukać jak sięgnęła do czarnego dekoltu gotki, podwinęła go na tyle, że ukazał się całkiem ciekawy widok. Do tego ładnie podkreślony czarną bielizną. W wyszczerzone wesoło czaszki.

- No tak, to był komplet. No ale trudno, może się kiedyś znajdą. - Amarant spojrzała na swój zaprezentowany do wglądu dół po czym przeniosła spojrzenie na stojącą w progu blondynkę.

- Ale nie chciałabym się wam narzucać, na pewno macie jakieś plany na sobotę po tym spotkaniu w zarządzie. - powiedziała zerkając po kolei na trójkę Runnerów jakby nie była wcale zdziwiona jak będą zbyt zajęci aby się spotkać.

- Ależ skąd, wpadaj, zabawimy się. - Lola machnęła ręką na znak, że to żaden problem i wymownie spojrzała na kumpla.

- No tak, to ten… Jakbyś nie miała nic do roboty to wpadnij. - Ash bąknął znów na nowo czerwieniejąc i spoglądając szybko na obie blondynki.
 

Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 15-12-2021 o 19:30.
Dydelfina jest offline