Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2021, 20:39   #138
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- A kurde mówiłem, żeby się wycofać - warknął Kargar, kopiąc jeden z kufrów który potoczył się i walnął o ścianę.
- Może jak przeszukamy to miejsce to coś wymyślimy…. - dodał po chwili.

Tymczasem Druid rozglądał się wokół. Pomimo tego, że właśnie uciekli krwiożerczym demonom, które jakimś cudem zostały wywołane z fontanny, Bharrig nie tracił spokoju ducha. Jedynie śmierć gryfa zasmuciła go nieco i poświęcił parę chwil na modlitwie do Ojca Lasu, kiedy tylko uspokoiło się.

- Geri, szukaj - rzekł Druid, a tygrys zaczął węszyć w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Sam Druid zaczął rozglądać się wokół. Zawartość beczek i ten cały metalowy złom średnio go interesował, zamiast tego jego wzrok spoczął na kamiennych ścianach, które czasem opukiwał.
<Geri węsząc szuka żywych/martwych istot… bo tak to u niego działa :P nie zapominajmy, że to "tylko" zwierzak… nic nie znajduje. Krasnal też nic>

- Oby czym prędzej - odparł wojownikowi. - Inaczej zginiemy marnie.

Gabriel nie rozwodził się nad przyczynami, dla których wpadli w kolejne tarapaty. Wyciągnął z jednej ze skrzyń kawałek rurki i, używając drobnej sztuczki, przerobił ją na pochodnię. Podniósł ją wyżej, by rozświetlić większą przestrzeń.

- Poszukać wyjścia trzeba - powiedział - ale wcześniej zajmę się waszymi ranami. Mam trochę opatrunków.
- Stąd nie ma wyjścia… oprócz tego, którym tu wpadliśmy - Powiedziała Janika, kręcąc się w ciemnościach wzdłuż poszczególnych ścian, i je badając, podobnie jak Druid - Nic tylko lita skała jaskini…
- Jesteście kurde pewni? To dziwaczne miejsce, sprawdźcie te ściany ja będę sprawdzał kufry. Nie będziemy tak po prostu poddawać chyba?- odparł Kargar.
Po kilkunastu minutach z irytacją stwierdził, że jednak nie cennego tam nie ma,.

- Tak, kurde, jestem pewna - Odparła z lekkim przekąsem w tonie Janika - To zwykły, cholerny magazyn. Jedyne drzwi to te, którymi tu wpadliśmy.

Deidre usiadła na jednej ze skrzyń, wbiła wzrok w podłogę, i ciężko westchnęła…

Druid zrobił parę gestów i wymówił dziwne słowo. Przez parę chwil, jasno zrozumiał, w którym punkcie jest północ. Wyciągnął ze swojego plecaka małą gałązkę i zaznaczył na podłodze, w którą stronę to było.

Następnie parę razy pokręcił się w kółko. Kalkulował, w którą stronę znajdowały się korytarze, z których przyszli, szczególnie zaś przemyśliwał, gdzie było poprzednie pomieszczenie z wielkimi mostami, gdzie wcześniej przywołany żywiołak powietrza przez Bharriga strącił dwa pajęcze konstrukty w przepaść.

Lita skała nie była wielką przeszkodą dla Druida. Kiedy tylko zrozumie, w którą stronę potrzebował drążyć, mógł się zmienić w zwierzę, które drąży w litej skale lub jeśli mimo wszystko znalazłby jakiś fragment mniejszego przejścia, to mógł rzucić zaklęcie, aby uformować skałę w drzwi.

Gabriel podszedł do zaklinaczki i usiadł obok niej.
- Wydostaniemy się stąd - powiedział z przekonaniem. - Ale zanim ruszymy w drogę, chciałbym się zająć twoimi ranami. Opatrzę je i od razu poczujesz się lepiej.
- No… dobrze… - Deidre wysiliła się na uśmiech i wyciągnęła ku Gabrielowi rękę.
- Tylko ręka cię boli? - spytał, nieco zaskoczony. Równocześnie wyciągnął z torby drugą, mniejszą, pełną rozmaitych maści i bandaży.

Gdy jasnym było, że chwilowo są bezpieczni paladyn zaczął chodzić w kółko klnąc i złorzecząc.
- Źle, źle, źle, źle… - armia demonów. Spełnił się najgorszy scenariusz. Czemu diablica się pojawiła? Cholera wie… może wróciła dojrzeć swojego projektu.
- Wiem! - zakrzyknął wciąż w emocjach. Prawie, że zerwał z siebie plecak i wygrzebał w nim kamień komunikacyjny który dostał kilka dni wcześniej od wiedźmy.
- Kaaia, jesteś tam?
Niestety, ale kamień… milczał.
Endymion obnażył kły w złości. Klął jeszcze chwilę wzywając czarownicę, ale na darmo.
- Musimy ruszać dalej. Ta armia demonów może właśnie lecieć na Hluthvar, albo na klasztor sióstr.

-Tylko najpierw musimy skończyć opatrywać nasze rany - Wtrącił Kargar który ściągnął zbroję i zaczął oceniać swój stan. Leczenie Gabriela poradziło sobie z najgorszymi rzeczami pozostawiając po sobie niesamowitą ilość blizn.
- No i drogę wyjścia trzeba znaleźć…*…
- Ale tam jest tysiąc demonów? - Wtrąciła Deidre - No i te Orki w jaskini? Niech się trochę potłuką między sobą?
- To miejsce jest spore - zauważył Bharrig. - Zanim wylecą, muszą znaleźć dziurę we wrotach. O ile już wcześniej nie została zawalona przez orków.

Gabriel nie wtrącał się chwilowo do dyskusji. Znalazł zaciszne miejsce, z dala od ciekawskich oczu, i zabrał się za leczenie zaklinaczki. I zdecydowanie nie była to zabawa w doktora, chociaż Deidre musiała zrzucić z siebie znaczną część garderoby. Obrażenia były na tyle poważne, że nie wystarczyło zabandażować paluszek i dać buzi w czółko.

- Odpocznijmy zatem i nabierzmy sił - zaproponował Druid. - Opatrzmy rany. Jestem w stanie nas stąd wydostać, jednak chyba mądrze będzie, jeśli zostaniemy na popas.
- Mądrze może i tak, ale czy… rozsądnie? - Powiedziała Amara, zerkając w stronę Endymiona.

- No, jak mamy walczyć z armią cholernych demonów to najpierw trochę dojdźmy do siebie - Wtrącił wojownik, opierając się o ścianę. Kiedy minął czas walki o życie zaczął odczuwać zmęczenie.

- Nie mamy z nimi…- zaczął paladyn ale wtedy magiczny kamień w jego posiadaniu, przemówił:
- Kto tam? - Rozległ się z niego kobiecy głos.
- Cudna Shelyn, jak ja się cieszę, że cię słyszę… Endymion, ork-paladyn. Spotkaliśmy się w lesie przed Hluthvar. Byłem z drużyną. Diablę, mniszka, krasnolud, tygrys…
- Ork-Paladyn, tak, pamiętam. O co chodzi? - Odpowiedziała wiedźma.
- Słuchaj proszę cię, bo to ważne… - Endymion opowiedział wiedźmie najważniejsze rzeczy które się wydarzyły od momentu wejścia przez dziurę orków. O Agawixie Czarnym, konstruktach, słojach, półdemonach w środku i kobiecie którą opisał jako “krwawy sukkub” - Te kreatury mogą się właśnie przegrupowywać, lub już lecieć w waszym kierunku. Możecie wszyscy być w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Hmmm… nie zrozum mnie źle… ale co ja mam do tego? I poza twoim słowem, jakie dowody? Taaak, wiem, Paladyn… ale czy kogokolwiek w Hluthvar takie coś ruszy, jeśli w ogóle coś nadciąga?
- W istocie, Hluthvar jest dobrze chronione - pokiwał głową stojący niedaleko Druid. - Poradzą sobie.
- Jeśli zaatakują to będą miały przewagę liczebną, jakościową i pozycyjną. Hluthvar nie jest gotowe na atak z powietrza w takiej skali. Jeśli taki będzie ich cel to połowa miasta zginie nim kapłani konsolidują siły - odpowiedział Bharrigowi - Szansa jest, że nie wszystkie słoje zadziałały. Pierwszy który wypłynął z rozbitego słoja był martwy… a przynajmniej nieprzytomny. Kaaia. Masz magię i znasz inne osoby znające magię. Użyjcie wieszczeń… nawet jeśli nie uznajesz słowa paladyna jako wiążącego, to jednak chyba niesie ono wystarczająco mocy aby przynajmniej sprawdzić jego słowa, czy nie? Ewentualnie uznaj te kilka wieszczeń za usługę i gdy się spotkamy następny razem to zapłacę za każde jedno z tych zaklęć.
Z magicznego kamienia dało się słyszeć westchnięcie.
- Dobra, zobaczę co dam radę zrobić… - Powiedziała Kaaia.
- Jak już potwierdzisz, proszę cię… ostrzeż jakoś Hluthvar. Również możesz to uznać za płatną usługę.

- No, to miło że ich ostrzegłeś - wtrącił zadumany Kargar, który próbował sobie to wszystko ułożyć. - Ale w ogóle mamy pojęcie co te demony zrobią, czy faktycznie na nich uderzą?
- Nie. Nie mamy zielonego - odpowiedział paladyn - istnieje z dziesięć różnych scenariuszy. Ale ta armia to jest licząca się siła zdolna uczynić bardzo wiele złego. Postaw się w pozycji ich dowódcy. Gdyby twoim celem było pojmanie czy zabicie jak największej liczby ludzi… jak łatwe by to było?
- Tysiąc demonów, czy ile ich tam było, to siła, która da sobie radę z każdym w okolicy - stwierdził Gabriel. - Przynajmniej z kimś całkiem zaskoczonym - dodał.
- Zrobiliśmy co mogliśmy - rzekł krasnolud. - Bieg przez te podziemia to pewna droga do śmierci - tu popatrzył na Wieszcza, który rzeczywiście niedawno tej śmierci uniknął. - Popas jest konieczny.
Endymion miał ochotę się kłócić. Chciał działać, ale nie mógł zignorować pewności śmierci gdyby teraz ruszyli.

Gabriel najpierw zajął się opatrywaniem ran Deidre… w ruch poszły bandaże, maści, ziółka, i wszelkie inne przydasie, jakim dysponowała jego magiczna torba lecznicza. Po godzinie czasu, Zaklinaczka poczuła się o wiele lepiej.

Następny był Kargar. Po nim Endymion. Później Geri, a na końcu i Janika. Na Amarę Wieszcz rzucił zaklęcie "Leczenie krytycznych ran", a na końcu na siebie samego dwa razy "leczenie średnich ran".

Wszystko zajęło długie pięć godzin… wszyscy byli jednak w pełni sił. Kompletnie wyleczeni, zdrowi, gotowi do działania.

Wieszcz za to padał na pysk po owych pięciu godzinach pracy. Do tego zrobiło się również już późno. I mimo, iż znajdowali się pod ziemią, wiele osób wyczuwało, iż dawno nadszedł czas snu. A ruszać dalej, nocą w dół ośnieżonej góry, pozbawieni właściwie to całkowicie swoich magicznych mocy, nie było najmniejszego sensu.

A więc czas na sen. Rozłożyć kocyki i śpiwory, i… szlag. Przecież wszystko im porwała pamiętna lawina, wywołana przez cholerne Yeti. A więc sen bez wygód, nawet tych najmniejszych, jedynie owinąć się płaszczem, i tyle, całkowite warunki polowe...
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 28-11-2021 o 15:02.
Santorine jest offline