|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-11-2021, 14:12 | #131 |
Reputacja: 1 | Grupka śmiałków rzuciła się więc w długą… jedni szybciej, inni wolniej. Ale byle jak najdalej od wielgachnego blaszaka, by się chyba przegrupować, i obrać nową taktykę walki. W tym czasie, konstrukt powoli się odwrócił w ich stronę… i ruszył za nimi. Przeszedł jednak tylko kilka kroków <9m> po czym się zatrzymał. I znowu głośno zabuczał. A w trakcie biegu, jeden czy druga z towarzystwa, poczuli nagle, że boli. Boli po ataku jakim ich poczęstował, boli po stratowaniu. Tu i tam, i nawet trochę krwi poleciało. - Cholerny bydlak - Mruknęła Janika, która głośniej odetchnęła, jakby… z ulgą? - To… co… robimy?? - Sapnęła Deidre w biegu. - Jak się wreszcie zatrzymamy, to wszystkich podleczę - rzucił, nie zwalniając, Gabriel. Bharrig zatrzymał się i rzucił spojrzenie na fontannę, próbując wypatrzeć cokoliek, czego jeszcze nie widzieli wcześniej. - Biegniemy! - zawołał Druid. - Tu na prawo, a potem zawrócimy w następnym rzędzie! -Macie jakieś zaklęcia żeby go załatwić?! - zawołał sapiąc Kargar, któremu nie biegało się tak szybko w pancerzu. Sięgnął po miksturę latania. - Jest za duży! - zawołał Bharrig. - Geri, biegnij za Gabrielem! Uciekajmy w następny rząd! Ja sprawdzę, co z tą fontanną! I Druid poleciał w stronę fontanny, wiedząc, że olbrzym raczej pobiegnie za jego kompanami niż za pojedynczym nietoperzem. Zamierzał rzucić wykrycie magii na fontannę. Albo… No, zrobić coś. Cokolwiek. Woda była niezwykle błękitna, i nie wyglądała w sumie na zwykłą wodę… już samo spojrzenie mogło nasunąć myśl, że owa "woda" z lekką otaczającą ją mgiełką mogła być magiczna… … co potwierdziło wykrywanie magii. Z fontanny o promieniu jakiś 3m biła oszałamiająca go aura! Reszta towarzystwa zaś uciekała ile sił w nogach, czy tam i łapach. Kargar z kolei łyknął miksturę, i ruszył do przodu, unosząc się jak na razie jakieś ledwie 20cm nad podłogą. Dopiero jednak "wystartował", musiał więc jeszcze nabrać prędkości. Ścigający ich konstrukt zaś stał w miejscu, jak stał… - No i gdzie oni są?? - Powiedziała wypatrująca ich Amara, z tygrysem przy boku. - Musimy na nich poczekać - odparł Gabriel. Zatrzymał się, nasłuchując. Endymion wybiegł z alejki, zakręcił i stanął w miejscu. - Janika! Deidre! Golem jest wyższy niż te regały! Wdrapcie się na nie i obrzućcie go czym macie, a ja z nim się poganiam! - Może najpierw was trochę podleczę? - zaproponował Gabriel. - Kolejne starcie może się skończyć jeszcze gorzej. -Mogę latać teraz, uciekamy czy walczymy?! - zawołał do przodu Kargar, zastanawiając się czym może atakować z góry golema. Jego łuk mógł nie być dość mocny…W każdym razie wpierw podleciał do pozostałych. Druid przysiadł na fontannie i podreptał przez parę chwil na jej krawędzi. Przyglądał się tafli wody w fontannie i nawet tknął końcem skrzydła wodę… nic się nie stało. Bharrig w swojej nietoperzej postaci był… Skonfudowany. Woda z pewnością nie była zwykła, ale z drugiej strony, nie było żadnej konkretnej informacji o tym, w jaki sposób magia działała. Oczywiście, chciał czym prędzej pomóc swoim kompanom, jednak jeśli tylko mógł w jakiś sposób użyć magii wody, aby pozbyć się wielkiej, mechanicznej bestii. Zanim miał podjąć jakieś kroki, chciał wiedzieć więcej o naturze magii. Nachylił się nad taflą wody raz jeszcze i wbił wzrok w nią, studiując jej powierzchnię. Wyglądało na to, że ma trochę czasu. Nietoperza łatwo było zignorować w zamęcie walki.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
07-11-2021, 15:09 | #132 |
Administrator Reputacja: 1 | Janika westchnęła, po czym zaczęła się wspinać po maszynerii między tubami, i jakoś jej to nawet wychodziło. Po chwili była na wysokości 2m… - Ja tak nie umiem - Fuknęła Deidre, której owa wspinaczka nic a nic nie wychodziła. Zaklinaczka nawet nie weszła jeszcze na pół metra w górę, nie umiejąc sobie poradzić. - Tam po lewej możesz się chwycić, tam nogę postawić… - Doradzała jej zniecierpliwiona tym wszystkim Amara. Reszta towarzystwa czekała w miejscu. Dołączył do nich po chwili latający tuż nad podłogą Kargar, pojawił się i wybiegający z pomiędzy regałów Endymion… A rany po stratowaniu znowu zabolały. Konstrukt zaś znowu zabuczał. Większość kompanów znajdowała się w pobliżu, więc Gabriel nie czekał na pojawienie się Endymiona, tylko rzucił zaklęcie, by poprawić nieco stan zdrowia tych, co znajdowali się w pobliżu. Amara łyknęła zaś sobie dodatkowo eliksir podarowany z klasztoru. Widząc, że Deidre ma problem ze wspięciem się, Kargar postanowił podlecieć i jej pomóc. -Podsadzę cię trochę! Bharrig z frustracją spoglądał na fontannę. Trzeba było coś zrobić, i to szybko. Druid uniósł się ponownie w powietrze, około 3 metrów i zaczął przywoływać kolejną istotę… i w trakcie owego przywoływania, zerknął w stronę stojącego między "regałami" konstrukta, i to co zobaczył, wcale a wcale się Druidowi-nietoperzowi nie spodobało. W tym czasie, Kargar zaczął pomagać Deidre ze wspinaczką… podstawił jej "nóżkę" swoimi dłońmi, by Zaklinaczka mogła jeszcze raz spróbować wspiąć się między tubami i rogata zaczęła sobie radzić. Wspięła się po chwili na dwa metry… Janika w tym czasie wchodziła już wyżej i wyżej, będąc tak już na wysokości 4 metrów, i prawie już była na szczycie jednego z "regałów". Pozostali zaś stali w miejscu, i czekali na… choliba wie co. - Endymion! - krzyknął Druid, wzbijając się wyżej. - Uciekaj! Lecą na ciebie trzy wielkie bestie z metalu! Po czym zmienił swoją formę na żywiołaka powietrza i pomknął w stronę kompanów. Endymion wyjrzał z czym ma do czynienia i co z wielkim konstruktem, po czym ruszył z pełną prędkością w kierunku drużyny. - Schowajcie się za mną! - krzyknął przyjmując postawę obronną na środku alejki, czekając aż wrogowie się pojawią. I znowu poczuł ból ran po stratowaniu… Okrzyk druida skierowany był pod adresem paladyna, ale dotarł też do uszu Gabriela który nie miał najmniejszej ochoty walczyć z metalowymi bestiami. Łatwo było dojść do wniosku, że powinien być bezpieczniejszy parę metrów nad podłogą, niż na jej poziomie. Rzucił więc na siebie zaklęcie, które pozwoliło mu unieść się w powietrze i znaleźć się obok szczytu tuby przy której stał. - To w końcu mamy jakiś plan? -Spytał się Kargar, unosząc się w powietrzu i osłaniając wspinających się towarzyszy. ~ Janika w końcu wspięła się na samą górę regału i odetchnęła z ulgą… po czym skorzystała ze swojej mocy, by odzyskać nieco zdrowia. Deidre wspinała się dalej, będąc już na wysokości 4m. Paru towarzyszy przemieściło się, wyczekując, co teraz na nich nadchodziło… Lewitujący Gabriel zaczął z kolei wyczyniać małe wygibasy, by dostać się na "regał". - Ej!! Wielki pędzi między regałami! Pędzi na prawo! Do nas?! - Odezwała się nagle mała zielona. A Endymion, Druid-żywiołak, i Geri, ujrzeli w końcu nowych przeciwników. Trio metalowych "tygrysów"(??), wybiegło zza zakrętu, kierując się prosto na nich. Metalowe stwory wyglądały groźnie… - Geri! Idź za Janiką! - zawołał Druid, a tygrys posłusznie zaczął wspinać się w stronę pół-goblinki. Po czym uniósł się kolejne 3 metry w powietrze i ponownie zaczął przywoływać istotę, którą miał zamiar przywołać wcześniej. Potrzebował kogoś lub coś, żeby sprawdziło dla niego, fontannę. Nie spodziewał się, że mechaniczny gigant podleci tutaj na czas, a on sam znajdował się poza zasięgiem istot, które chyba tylko mógł opisać jako stalowe tygrysy. Gabriel zdołał wreszcie wdrapać się na szczyt regału. Nie bardzo co prawda wiedział, o jakich metalowych bestiach mówi Bharrig, ale widział aż za dobrze wielkiego konstrukta, który najwyraźniej zamierzał ponownie włączyć się do walki. Niestety widzieć to jedno, a móc cokolwiek zrobić, to drugie. W tej chwili Gabriel mógł jedynie obserwować wielkiego metalowego stwora i, najwyżej, rzucać w niego srebrnymi sztabkami. Ale... mógł też wspomóc kompanów, których czekała trudna walka. Dlatego też rzucił zaklęcie, które mogło im pomóc w tej walce. Kargar wzniósł się maksymalnie do góry, próbując ocenić sytuację. Endymion wszedł w alejkę i staną trochę przed wspinającą się Deidre aby ją chronić. Była (chyba) dosyć nisko aby tygrysy mogły ją dosięgnąć. Schował się za tarczą czekając aż wrogowie przybiegną. Konstrukt małym truchtem (od którego wszystko drżało) zbliżał się coraz bardziej i bardziej… aż w końcu był już przy unoszącym się 6m nad podłogą Druidem-żywiołakiem powietrza. Był tuż tuż obok ciągle mamroczącego zaklęcie Bharriga, stawiając ostatnie kroki. Uuuupsss… Trzy metalowe tygrysy z kolei podążyły za Endymionem, nie atakowały jednak jeszcze. Obserwowały Paladyna i Mniszkę, przygotowywały się do skoku… |
07-11-2021, 15:15 | #133 |
Reputacja: 1 |
|
11-11-2021, 17:51 | #134 |
Reputacja: 1 | - Osz wy świnie! - Krzyknęła Deidre, widząc co się dzieje, i posłała błyskawicę w metalowego tygrysa atakującego plecy Amary. Oberwał. |
11-11-2021, 18:11 | #135 |
Administrator Reputacja: 1 | - Rozwalcie wielkiego!! - Ponownie krzyknęła Janika, do obu latających wojaków, zrobiła krok w tył, i rzuciła dwie bombki w zad jednego z tygrysów naprzykrzających się Geriemu. Wybuchy, ogień, kwas… pieprzony tygrys zginął! Ale wynalazki małej zielonej, uszkodziły i jedną z tub w górnym rzędzie, i ta w końcu pękła, wylała się z niej zielona woda, a jeden bezwładny, "demoniczny" cosiek poleciał w dół tuż obok Kargara, i przygrzmocił w podłogę 6 metrów niżej. Bharrig uklęknął i wyciągnął zza pazuchy miksturę leczenia, a następnie wlał ją ostrożnie umierającemu Wieszczowi w gardło. Dotykając Wieszcza, przekazał także jemu część mocy zaklęcia chodzenia po powietrzu. Geri szarpnął się, próbując wydostać się ze zwarcia, aby kontratakować… i po chwili się udało. Następnie, zaatakował raz jeszcze tygrysa obok niego pazurami. I po chwili to on zwarł się z metalowym przeciwnikiem. Powrót do życia był dla Gabriela nie tylko zaskakujący, ale i niezbyt miły, bowiem bolało go wszystko, co tylko mógł sobie wyobrazić, oraz parę rzeczy, o jakich nawet wcześniej by nie pomyślał. - Dzięki! - rzucił w stronę druida, który ocalił mu życie, a potem, by zbyt szybko tego daru nie zmarnować, wykorzystał rzucony wcześniej czar i oderwał się od podłogi wznosząc się 6 metrów do góry. Deidre próbowała uwolnić się ze szponów metalowego tygrysa… jednak daremnie. - Aaaaach! Puszczaj mnie!! - Krzyknęła. - Zdychaj wreszcie! - warczał paladyn tnąc i siekąc konstrukta po głowie i ramionach. I tylko jeden cios dał jakiekolwiek efekty. Marność nad marnościami… Amara zaatakowała jednego z tygrysów serią ciosów korzystając z magii Gabriela, i własnych mocy Ki by przebić twardy metal wrogów ale tylko dwa z nich dosięgnęły przeciwnika… i było to stanowczo za mało, by go załatwić. Kargar czując wzmocnienie magią Gabriela, desperacko zadał serię uderzeń swoim wysysającym życie mieczem. Zadał sporą szramę na torsie wielkoluda, aż z jego wnętrza posypały się iskry, a po chwili poprawił jeszcze raz, tym razem wbijając głęboko miecz a konstrukt… zabuczał, po czym zgasło jego świecące oko. Zachwiał się, i poleciał na plecy, prosto na Endymiona, który jednak usunął się w porę z drogi. Pieprznięcie kolosa o podłogę doprowadziło do zadrżenia wszystkiego wokół, i do dzwonienia w uszach śmiałków. No i ta spora chmurka kurzu… ale Kargar nie miał dosyć, i wyprowadził szybko kolejny cios w pobliskiego tygrysa, zmagającego się z Gerim. Metalowy zwierzak dosyć mocno oberwał. Obydwa tygrysy flankujące Amarę wyprowadziły ciosy pazurami i ugryzieniami, Mniszka jednak uniknęła wszystkiego. Metalowy tygrys, zmagający się z Gerim, nie zważając na pazury wbite we własne "ciało"... zaatakował ugryzieniem i raz trafił pazurami również wczepiając się w ciało przeciwnika. Tygrysy mocowały się na całego, zadawały razy, przyciągały do siebie przeciwnika… Deidre krzyczała. Krzyczała z bólu, gdy metalowy tygrys rozrywał jej ciało, wczepiony w nie pazurami. Smagnął ją drugą łapą, chybił ugryzieniem, ale nagle zaczął i rozszarpywać Zaklinaczkę tylnymi łapami. Rogate dziewczę zdecydowanie miało kłopoty… ~ - Trzymaj się!! - Krzyknęła Janika, i popędziła do Deidre, rzucając w zad tygrysa bombką. Oberwał nią solidnie i ledwo co już stał, ale stał… uczepiony Zaklinaczki. Geri nie odpuszcza i nadal smagał pazurami i zębami metalowego tygrysa, z którym był w zwarciu. Bharrig, nie tracąc czasu, zaczął przywoływać gryfa, aby dokończyć pozostałe metalowe tygrysy. - Możesz… w… końcu… zdechnąć?! - Amara okładała pięściami tego samego tygrysa co wcześniej. Oberwał cztery razy i ledwo co stał, ale nadal sukinkot nie padał. Gabriel wzniósł się w górę o kolejne 3 metry, a potem rzucił zaklęcie, dzięki któremu za tygrysem atakującym Amarę pojawiła się widmowa niewiasta z mieczem. - Atakuj tygrysa - polecił zaklinacz, co ta uczyniła, i ciosem miecza zraniła owego tygrysa. Endymion warknął gniewnie i splunął by za upadającym konstruktem gdyby nie to, że dziewczyny miały kłopoty. Szybko ocenił, że choć przy deidre już się tłok robi to to właśnie ona jest w większym niebezpieczeństwie. Ryknął z mocą i zaszarżował z wysokości prosto w tygrysa rozrywającego ciało diablicy. Cios mieczem, mimo dokuczającego krwawienia, zakończył istnienie tygrysa, i Zaklinaczka była już bezpieczna… Kargar wydał z siebie okrzyk triumfu kiedy w końcu opadł metalowy olbrzym ale krzyki towarzyszy nie pozwoliły mu długo cieszy się zwycięstwem. Kontynuował więc walkę z najbliższym tygrysem. Trzy potężne ciosy Kargara wprost poszatkowały na części pierwsze jednego z tygrysów… zarówno Geri, jak i Deidre byli więc już bezpieczni… a uwolniona Zaklinaczka, mimo odniesionych ran, lekko się uśmiechnęła pod nosem, po czym potraktowała tygrysa przy Amarze serią magicznych pocisków. Ten też w końcu padł. Został więc już tylko jeden, naprzykrzający się Mniszce nadal próbujący ją jakoś zranić. Jego ataki były jednak niecelne… |
12-11-2021, 18:42 | #136 |
Reputacja: 1 |
|
13-11-2021, 18:40 | #137 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Mała ranka na ręce Bharriga, odniesiona wcześniej, być może i zwykłe zadrapanie… kropelka krwi, albo nawet mniej. To chyba było fokusem, który doprowadził do dziwnych zmian w fontannie. Zanim jeszcze czekający na jej brzegu Gryf cokolwiek zrobił, zanim Druid i Gabriel mieli zamiar przywiązać do niego linę, i posłać go w nieznane, wydarzyło się coś bardzo, bardzo dziwnego. I złego? Błękitna ciecz w fontannie przemieniła się w czerwoną. Wprost w… krwistą. Zaczęła bulgotać, jakby nagle podgrzana, a po chwili i wirować. Wbrew słowom Krasnoluda, to Kargar poszedł “na bok” z Janiką, zobaczyć co też mała tam jeszcze wypatrzyła w tej ogromnej sali z tubami. Oddalone o jakieś 50 kroków, kolejne solidne, metalowe drzwi… - Co tam się dzieje? - Pisnęła Deidre, na widok zmian w fontannie. Geri zjeżył sierść na grzbiecie. Z czerwonej cieczy wyskoczyło coś nawet kształtnego i kobiecego. Naga, zakrwawiona postać trzepnęła czarnymi, błoniastymi skrzydłami, wznosząc się na kilka metrów. Zaśmiała się tak zwyczajnie, perliście… radośnie. A potem spojrzała na Gryfa, będącego najbliżej. Magiczna bestia pisnęła, a z jej oczu i dzioba wypłynęła krew. Całym ciałem Gryfa wstrząsnęło, po czym zwiotczał on, i po prostu padł w tył, na kamienną posadzkę, i zniknął. Był martwy. Chcieli coś powiedzieć, coś zrobić… zaatakować ją? Uciekać. Ale zamiast tego, wpatrywali się dalej, nie rozumiejąc co się dzieje, nie będąc przekonanym tym, co widzą… powodów było wiele. Zakrwawiona skrzydlata wzniosła się zaś jeszcze nieco wyżej, po czym zlustrowała najbliższe otoczenie. I tym razem uśmiechnęła się już złowieszczo. Jej nagły krzyk, długi, donośny krzyk, doprowadził aż do dzwonienia w uszach. I tuby zaczęły pękać. Nie, nie, nie… Tuby pękały, wylewała się z nich zielona ciecz, a znajdujące się w nich stwory zaczęły odzyskiwać przytomność. Tuziny, setki, tysiące(??). Zewsząd pojawiły się warknięcia, świecące ślepia, odgłosy rozbijanego do końca szkła. Trzepoty skrzydeł. Nie! Nie! Nie! Zakrwawiona prowodyrka całej sytuacji skierowała zaś palec w kierunku śmiałków. Jakby… wyznaczała cel dla budzącej się hordy. Nie było sensu z nimi walczyć. Z tego zdawał sobie sprawę właściwie każdy. Wszyscy z drużyny byli już zbyt zmęczeni, zbyt poranieni. Praktycznie z zerowymi zapasami magii, nie mieli najmniejszych szans, a nawet w pełni sił, i wszystkiego innego, również istniały spore wątpliwości, czy wyszliby z tej cholernej góry żywi. Mogliby co prawda stawić twardo czoła zagrożeniu, i zabrać ze sobą wiele z tych potworków, ale to nie miało najmniejszego sensu… nikt przecież z nich nie marzył o takim końcu, i skoro jednak jeszcze było jakieś wyjście, należało z niego skorzystać. - Uciekać!! - Ryknął Endymion. To była na tą chwilę jedyna, rozsądna opcja. Ale dokąd? Przecież powietrzni przeciwnicy dopadną ich w kilka chwil, wyłapią w trakcie biegu po kolei, rozerwą na strzępy jednego po drugim. Ktoś powinien zostać, osłaniać resztę… poświęcić się?? To również było bezsensowne. Ten “straceniec” nic nie wskóra, łatwo go ominą, dopadną i jego i resztę… korytarze były dosyć szerokie. Pomieszczenia były ogromne… zaleją swoją masą jakiegokolwiek obrońcę, czy tam obrońców… - Tutaj!! - Wrzasnął Kargar - Tu jest korytarz!! Janika poradziła sobie z jakimiś drzwiami, które teraz stały otworem. Nie mieli innego wyboru. Do znalezionego wcześniej “skarbca” nie dotrą na czas i cało, nie dadzą rady i tyle. A zresztą… co dadzą byle jakie drzwi-ściana? No i byliby tam w pułapce, w małym pomieszczeniu bez wyjścia. ~ Biegli na złamanie karku, gonieni przez nadlatujące potwory… Kargar i Janika czekali już za drzwiami, w jakimś tunelu. Wojak je zatrzasnął w ostatniej chwili, przed nosami wrogów, zamykając na ciężką zasuwę. Ale to było przecież tylko chwilowe… o czym świadczyło potężne łupnięcie w owe drzwi, aż je wyginające. - Uciekaj! - Krzyknęła do Kargara mała zielona, składając na szybko dwie kolejne bombki - Endymionie łap mnie i dalej w nogi! - Dodała do Paladyna. Wojak pobiegł więc dalej za pozostałymi, a Ork pochwycił Janikę pod pachę, i również biegł gdzie reszta. Chyba się domyślał, co mała miała zamiar zrobić… Kolejne, solidne drzwi(na szczęście nie zamknięte na żaden klucz), i jakieś wielkie, jednak skąpane w mroku pomieszczenie. Pierwsze drzwi puściły, i do korytarza wpadły skrzydlate bestie. Janika rzuciła swoje bombki… pod sufit. Paladyn wbiegł we framugę drzwi. Walnęło solidnie. I nic. - Na bogów… - Powiedziała tonem przerażenia mała panienka. Potwory były ledwie o tuzin kroków od nich. Masa szponów, kłów, ryku, błoniastych skrzydeł. Nadchodząca śmierć. I wtedy coś zgrzytnęło. I cholerny tunel się zawalił, grzebiąc pod tonami ziemi i skał ich pościg, a chmura kurzu została powstrzymana zamknięciem drugi drzwi, od pomieszczenia w którym obecnie przebywali. Za tą marną osłoną, wciąż było zaś słychać skrzeki zgniatanych istot, i huk zawału… aż w końcu nastała cisza. Chyba byli bezpieczni. ~ Ale i uwięzieni. Deidre rzuciła "Dancing lights" i po chwili okazało się, iż towarzystwo znajduje się w wielkim, zakurzonym… magazynie. Walało się tu wiele skrzyń i kufrów, wszędzie były jednak jedynie nic dla nich nie znaczące części do (zapewne) maszynerii, jakie już widzieli w tym kompleksie. A więc różnorodny "złom", do niczego im kompletnie nie przydatny, beczki z jakimiś… smarami, koła zębate, trybiki, nic wartego uwagi. Za to brak innego wyjścia. No pięknie. - Szlag by to wszystko trafił - Powiedziała (w sumie choliba wie po co) cichym tonem Amara. *** Komentarze za chwilę
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
20-11-2021, 20:39 | #138 |
Reputacja: 1 | - A kurde mówiłem, żeby się wycofać - warknął Kargar, kopiąc jeden z kufrów który potoczył się i walnął o ścianę. - Może jak przeszukamy to miejsce to coś wymyślimy…. - dodał po chwili. Tymczasem Druid rozglądał się wokół. Pomimo tego, że właśnie uciekli krwiożerczym demonom, które jakimś cudem zostały wywołane z fontanny, Bharrig nie tracił spokoju ducha. Jedynie śmierć gryfa zasmuciła go nieco i poświęcił parę chwil na modlitwie do Ojca Lasu, kiedy tylko uspokoiło się. - Geri, szukaj - rzekł Druid, a tygrys zaczął węszyć w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Sam Druid zaczął rozglądać się wokół. Zawartość beczek i ten cały metalowy złom średnio go interesował, zamiast tego jego wzrok spoczął na kamiennych ścianach, które czasem opukiwał. <Geri węsząc szuka żywych/martwych istot… bo tak to u niego działa :P nie zapominajmy, że to "tylko" zwierzak… nic nie znajduje. Krasnal też nic> - Oby czym prędzej - odparł wojownikowi. - Inaczej zginiemy marnie. Gabriel nie rozwodził się nad przyczynami, dla których wpadli w kolejne tarapaty. Wyciągnął z jednej ze skrzyń kawałek rurki i, używając drobnej sztuczki, przerobił ją na pochodnię. Podniósł ją wyżej, by rozświetlić większą przestrzeń. - Poszukać wyjścia trzeba - powiedział - ale wcześniej zajmę się waszymi ranami. Mam trochę opatrunków. - Stąd nie ma wyjścia… oprócz tego, którym tu wpadliśmy - Powiedziała Janika, kręcąc się w ciemnościach wzdłuż poszczególnych ścian, i je badając, podobnie jak Druid - Nic tylko lita skała jaskini… - Jesteście kurde pewni? To dziwaczne miejsce, sprawdźcie te ściany ja będę sprawdzał kufry. Nie będziemy tak po prostu poddawać chyba?- odparł Kargar. Po kilkunastu minutach z irytacją stwierdził, że jednak nie cennego tam nie ma,. - Tak, kurde, jestem pewna - Odparła z lekkim przekąsem w tonie Janika - To zwykły, cholerny magazyn. Jedyne drzwi to te, którymi tu wpadliśmy. Deidre usiadła na jednej ze skrzyń, wbiła wzrok w podłogę, i ciężko westchnęła… Druid zrobił parę gestów i wymówił dziwne słowo. Przez parę chwil, jasno zrozumiał, w którym punkcie jest północ. Wyciągnął ze swojego plecaka małą gałązkę i zaznaczył na podłodze, w którą stronę to było. Następnie parę razy pokręcił się w kółko. Kalkulował, w którą stronę znajdowały się korytarze, z których przyszli, szczególnie zaś przemyśliwał, gdzie było poprzednie pomieszczenie z wielkimi mostami, gdzie wcześniej przywołany żywiołak powietrza przez Bharriga strącił dwa pajęcze konstrukty w przepaść. Lita skała nie była wielką przeszkodą dla Druida. Kiedy tylko zrozumie, w którą stronę potrzebował drążyć, mógł się zmienić w zwierzę, które drąży w litej skale lub jeśli mimo wszystko znalazłby jakiś fragment mniejszego przejścia, to mógł rzucić zaklęcie, aby uformować skałę w drzwi. Gabriel podszedł do zaklinaczki i usiadł obok niej. - Wydostaniemy się stąd - powiedział z przekonaniem. - Ale zanim ruszymy w drogę, chciałbym się zająć twoimi ranami. Opatrzę je i od razu poczujesz się lepiej. - No… dobrze… - Deidre wysiliła się na uśmiech i wyciągnęła ku Gabrielowi rękę. - Tylko ręka cię boli? - spytał, nieco zaskoczony. Równocześnie wyciągnął z torby drugą, mniejszą, pełną rozmaitych maści i bandaży. Gdy jasnym było, że chwilowo są bezpieczni paladyn zaczął chodzić w kółko klnąc i złorzecząc. - Źle, źle, źle, źle… - armia demonów. Spełnił się najgorszy scenariusz. Czemu diablica się pojawiła? Cholera wie… może wróciła dojrzeć swojego projektu. - Wiem! - zakrzyknął wciąż w emocjach. Prawie, że zerwał z siebie plecak i wygrzebał w nim kamień komunikacyjny który dostał kilka dni wcześniej od wiedźmy. - Kaaia, jesteś tam? Niestety, ale kamień… milczał. Endymion obnażył kły w złości. Klął jeszcze chwilę wzywając czarownicę, ale na darmo. - Musimy ruszać dalej. Ta armia demonów może właśnie lecieć na Hluthvar, albo na klasztor sióstr. -Tylko najpierw musimy skończyć opatrywać nasze rany - Wtrącił Kargar który ściągnął zbroję i zaczął oceniać swój stan. Leczenie Gabriela poradziło sobie z najgorszymi rzeczami pozostawiając po sobie niesamowitą ilość blizn. - No i drogę wyjścia trzeba znaleźć…*… - Ale tam jest tysiąc demonów? - Wtrąciła Deidre - No i te Orki w jaskini? Niech się trochę potłuką między sobą? - To miejsce jest spore - zauważył Bharrig. - Zanim wylecą, muszą znaleźć dziurę we wrotach. O ile już wcześniej nie została zawalona przez orków. Gabriel nie wtrącał się chwilowo do dyskusji. Znalazł zaciszne miejsce, z dala od ciekawskich oczu, i zabrał się za leczenie zaklinaczki. I zdecydowanie nie była to zabawa w doktora, chociaż Deidre musiała zrzucić z siebie znaczną część garderoby. Obrażenia były na tyle poważne, że nie wystarczyło zabandażować paluszek i dać buzi w czółko. - Odpocznijmy zatem i nabierzmy sił - zaproponował Druid. - Opatrzmy rany. Jestem w stanie nas stąd wydostać, jednak chyba mądrze będzie, jeśli zostaniemy na popas. - Mądrze może i tak, ale czy… rozsądnie? - Powiedziała Amara, zerkając w stronę Endymiona. - No, jak mamy walczyć z armią cholernych demonów to najpierw trochę dojdźmy do siebie - Wtrącił wojownik, opierając się o ścianę. Kiedy minął czas walki o życie zaczął odczuwać zmęczenie. - Nie mamy z nimi…- zaczął paladyn ale wtedy magiczny kamień w jego posiadaniu, przemówił: - Kto tam? - Rozległ się z niego kobiecy głos. - Cudna Shelyn, jak ja się cieszę, że cię słyszę… Endymion, ork-paladyn. Spotkaliśmy się w lesie przed Hluthvar. Byłem z drużyną. Diablę, mniszka, krasnolud, tygrys… - Ork-Paladyn, tak, pamiętam. O co chodzi? - Odpowiedziała wiedźma. - Słuchaj proszę cię, bo to ważne… - Endymion opowiedział wiedźmie najważniejsze rzeczy które się wydarzyły od momentu wejścia przez dziurę orków. O Agawixie Czarnym, konstruktach, słojach, półdemonach w środku i kobiecie którą opisał jako “krwawy sukkub” - Te kreatury mogą się właśnie przegrupowywać, lub już lecieć w waszym kierunku. Możecie wszyscy być w śmiertelnym niebezpieczeństwie. - Hmmm… nie zrozum mnie źle… ale co ja mam do tego? I poza twoim słowem, jakie dowody? Taaak, wiem, Paladyn… ale czy kogokolwiek w Hluthvar takie coś ruszy, jeśli w ogóle coś nadciąga? - W istocie, Hluthvar jest dobrze chronione - pokiwał głową stojący niedaleko Druid. - Poradzą sobie. - Jeśli zaatakują to będą miały przewagę liczebną, jakościową i pozycyjną. Hluthvar nie jest gotowe na atak z powietrza w takiej skali. Jeśli taki będzie ich cel to połowa miasta zginie nim kapłani konsolidują siły - odpowiedział Bharrigowi - Szansa jest, że nie wszystkie słoje zadziałały. Pierwszy który wypłynął z rozbitego słoja był martwy… a przynajmniej nieprzytomny. Kaaia. Masz magię i znasz inne osoby znające magię. Użyjcie wieszczeń… nawet jeśli nie uznajesz słowa paladyna jako wiążącego, to jednak chyba niesie ono wystarczająco mocy aby przynajmniej sprawdzić jego słowa, czy nie? Ewentualnie uznaj te kilka wieszczeń za usługę i gdy się spotkamy następny razem to zapłacę za każde jedno z tych zaklęć. Z magicznego kamienia dało się słyszeć westchnięcie. - Dobra, zobaczę co dam radę zrobić… - Powiedziała Kaaia. - Jak już potwierdzisz, proszę cię… ostrzeż jakoś Hluthvar. Również możesz to uznać za płatną usługę. - No, to miło że ich ostrzegłeś - wtrącił zadumany Kargar, który próbował sobie to wszystko ułożyć. - Ale w ogóle mamy pojęcie co te demony zrobią, czy faktycznie na nich uderzą? - Nie. Nie mamy zielonego - odpowiedział paladyn - istnieje z dziesięć różnych scenariuszy. Ale ta armia to jest licząca się siła zdolna uczynić bardzo wiele złego. Postaw się w pozycji ich dowódcy. Gdyby twoim celem było pojmanie czy zabicie jak największej liczby ludzi… jak łatwe by to było? - Tysiąc demonów, czy ile ich tam było, to siła, która da sobie radę z każdym w okolicy - stwierdził Gabriel. - Przynajmniej z kimś całkiem zaskoczonym - dodał. - Zrobiliśmy co mogliśmy - rzekł krasnolud. - Bieg przez te podziemia to pewna droga do śmierci - tu popatrzył na Wieszcza, który rzeczywiście niedawno tej śmierci uniknął. - Popas jest konieczny. Endymion miał ochotę się kłócić. Chciał działać, ale nie mógł zignorować pewności śmierci gdyby teraz ruszyli. Gabriel najpierw zajął się opatrywaniem ran Deidre… w ruch poszły bandaże, maści, ziółka, i wszelkie inne przydasie, jakim dysponowała jego magiczna torba lecznicza. Po godzinie czasu, Zaklinaczka poczuła się o wiele lepiej. Następny był Kargar. Po nim Endymion. Później Geri, a na końcu i Janika. Na Amarę Wieszcz rzucił zaklęcie "Leczenie krytycznych ran", a na końcu na siebie samego dwa razy "leczenie średnich ran". Wszystko zajęło długie pięć godzin… wszyscy byli jednak w pełni sił. Kompletnie wyleczeni, zdrowi, gotowi do działania. Wieszcz za to padał na pysk po owych pięciu godzinach pracy. Do tego zrobiło się również już późno. I mimo, iż znajdowali się pod ziemią, wiele osób wyczuwało, iż dawno nadszedł czas snu. A ruszać dalej, nocą w dół ośnieżonej góry, pozbawieni właściwie to całkowicie swoich magicznych mocy, nie było najmniejszego sensu. A więc czas na sen. Rozłożyć kocyki i śpiwory, i… szlag. Przecież wszystko im porwała pamiętna lawina, wywołana przez cholerne Yeti. A więc sen bez wygód, nawet tych najmniejszych, jedynie owinąć się płaszczem, i tyle, całkowite warunki polowe...
__________________ Evil never sleeps, it power naps! Ostatnio edytowane przez Santorine : 28-11-2021 o 15:02. |
27-11-2021, 18:33 | #139 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-11-2021 o 21:50. |
28-11-2021, 15:30 | #140 |
Administrator Reputacja: 1 | A więc drogą powrotną przez pomosty, przez tunel z rozwalonymi pułapkami, do wielkiej sali z filarami i… zniszczonymi ożywionymi rzeźbami. Obie kamienne kobiety były roztrzaskane. Podobnie jak wielgachne, mocarne wrota. Armia demonów najwyraźniej przeszła prosto przez nie, rozrywając je na oścież. A w jaskiniach orków smród. Straszny, dławiący smród śmierci. Wszędzie krew, wszędzie flaki, i naprawdę niewiele resztek z pokonanych. To wszystko wyglądało okropnie. Czyżby… demony ich i pożarły?? No i ten smród. Ale wytrzymali, mniej lub bardziej bladzi, idąc do wyjścia z jaskini, czasem wprost ślizgając się w posoce. Nikt nie zwymiotował, choć parę osób było blisko. Na zboczu ośnieżonej góry zaś, całkiem zwyczajowo, jak zawsze, świeciło słoneczko… Endymion maszerował wciąż trupów i zwłok. Jego myśli były ukierunkowane. Nie ruszały go martwe orki. Szamanka była zła. I rządna potęgi. Wszyscy wojownicy których mieli okazję poznać nie pokazali się aby być czymkolwiek więcej niż agresywnym mięśniem. To była kwestia czasu nim plemię by ruszyło na rajdy i niewinni zaczęli by ginąć. Był… niemal zadowolony z tego konkretnego aspektu całej sytuacji. Póki nie zdał sobie sprawy, że przecież wśród tych kawałków ciał są przecież również dzieci. I nawet nie da się tego rozpoznać. Dzieci które postawione przed odpowiednimi wzorcami, gdyby tylko poświęcić im dość uwagi i miłości mogłyby wyrosnąć na porządnych ludzi. W odróżnieniu od szamanki i reszty wojowników one mogły rzeczywiście być szczęśliwe w życiu. W odróżnieniu od dorosłych, już ukształtowanych orków one były zmarnowanym potencjałem. Przechodząc przez obóz próbował sobie przypomnieć ile ich było w obozie. Czy może usłyszał jakieś imiona? - Shelyn… al hwêi ol sua sia fleck tôsa skir - poprosił swoją patronkę o wstawienie się za nimi po drugiej stronie. - Odleciały… one gdzieś tam są… - chwilę potem mówił bardziej do siebie pobladły. Wiedział, że najpewniej właśnie tak się to skończy. Ale liczył, że może wrota je zatrzymają. Że może zbiorą się przed nimi i może udałoby się zawalić jaskinię grzebiąc ich wszystkich. Może, może… bardzo wiele “może”... ale stało się to czego się właśnie bał. - Bharrig. W formie żywiołaka ile czasu zajęłoby ci przelecenie nad górą? Dałbyś radę zabrać kogoś? Po jednym, po dwoje z nas? Na pytanie Paladyna, Bharrig zamyślił się. - Mógłbym wziąć ze sobą Geriego w zaklętej postaci - rzekł, myśląc o zaklęciu, które pozwalało mu zakląć tygrysa w formę małej figurki. - Poza tym może dwóch. Może i trzech, choć to chyba spowolniłoby to mnie. Po czym zastanowił się nad dystansem. Wyglądało na to, że do klasztoru był jakiś dzień drogi piechotą, a w stronę Hluthvar parę. - Na drugą stronę góry chyba w pół dnia, może mniej - Druid-borsuk podrapał się po włochatym łbie. - Weź którąś z dziewczyn i leć - powiedział Gabriel. Co prawda nie sądził, by pośpiech na cokolwiek by się przydał, ale chociaż ktoś znalazłby się w "cywilizowanych" okolicach. Bharrig pokiwał borsuczym pyskiem na słowa Wieszcza. - Demony już wyleciały. Jeśli dotrzemy do klasztoru lub Hluthvar, zapewne będzie za późno. Co to wszystko da? - To połóżmy się i zapomnijmy o sprawie! - odwarknął ork i zemł przekleństwo w ustach uspakajając się odrobinę - Kaaia? Jesteś tam? - zapytał magicznego kamienia odkładając temat na za chwilę… jednak cholerny kamień, czy raczej cholerna wiedźma, milczała. Paladyn potrzebował chwilki dla siebie, bo czuł, że zaraz zawyje jak rozjuszony tur. Wziął głęboki wdech czekając… bo może znów się wiedźma odezwie po chwili? - Ile tych zaklęć co pozwala chodzić w powietrzu przygotowałeś? - zapytał krasnoluda - Deidre, Gabriel… Macie jakieś zaklęcia które w tej sytuacji mogą być przydatne? - Niestety nie - Pokiwała przecząco głową Zaklinaczka. - A jesteście pewni, że te cholerne demony w ogóle znajdą klasztor? - Może go ominą, tam się w każdym razie udajmy najpierw - wtrącił z nadzieją wojownik. - Nie jesteśmy i tak, klasztor jest pierwszym punktem naszej podróży - przytaknął paladyn wciąż czekając na odpowiedź reszty. - Jedno, oczywiście - odparł Druid. - No dobra, to kto chce ze mną lecieć? Janika? Deidre? Druid zamyślił się. - Rozdzielanie drużyny to zły pomysł - rzekł jeszcze. - Mógłbym polecieć do klasztoru sam najszybciej i dać wam znać, jak się mają. - Nie - odmówił Endymion - najgorszy scenariusz zakłada, że w klasztorze wszystkie już nie żyją. - Głos paladyna był pewny i gniewny… tylko na moment zadrżał. - Ale wtedy po ptakach i nic nie zrobimy. Druga z możliwości zakłada, że siostry wciąż się bronią, albo niedługo będą musiały się bronić. Na pewno klasztor ma jakieś defensywne pozycje a przynajmniej część sióstr miała zauważalną moc. Wtedy trzeba będzie je utrzymać przy życiu póki reszta nie przybędzie. Mnie weźmiesz. Jestem obrońcą. Z kapłankami za plecami całymi godzinami utrzymam tę hordę jeśli tylko znajdzie się odpowiednie wąskie przejście które mógłbym chronić. Przerzucę pancerz do torby jeśli zrobi Ci to różnicę. Jak dasz radę to jeszcze Janikę weźmiemy. Ona jest najlżejsza… - Endymion otworzył szerzej oczy gdy patrzał na półgoblinicę. - Janika! Nie przygotowałaś jeszcze wszystkich swoich alchemii, prawda? Spreparujesz... jak to się nazywało? Mrówczy Udźwig? Czy jakoś tak. Wtedy Bharrig ogarnie nas w dwóch kursach. - Da się zrobić - Przytaknęła mała zielona. - To zdecydowanie by nam się przydało. - Gabriel skinął głową. - Szkoda, że nie możemy stać się mali jak mrówki - dodał. - Wtedy zabrałbyś nas wszystkich od razu. - To mogę ciebie prosić? - zapytał Endymion z ulgą. Tymczasem Bharrig zmienił formę z borsuka z powrotem na krasnoluda. - Jestem gotów. W takim razie ty i Janika, tak? I, być może, Geri - tu podrapał swojego tygrysiego kompana za uchem. - Mówiłeś coś o zaklęciu dla Geriego. Jeśli dobrze rozumiem, że nie będziesz musiał go fizycznie nieść to z Mrówczym Udźwigiem powinieneś móc zabrać troje lub czworo z nas. Szczególnie, że Janika z Deidre ważą pewnie tyle co nic. Myślę, że ja, Gabriel i Janika. Reszta w drugim kursie. Jeśli będzie ci ciężko pancerz zdejmę. Wszystkim pasuje idea? - To daj tą miksturę, Janika - rzekł Bharrig. Dla Druida, chmara demonów była tym samym, co chmara komarów albo stado dzikich wilków - ot, miały prawo to robić, chyba, że znalazł się ktoś silniejszy. Oczywiście, konsekwencje misji zaważą jeszcze na tym, w jaki sposób odpłaci się im ich mocodawczyni, stąd lepiej było, żeby uważnie baczyli na to, jak skończy się otwarcie wrót. Sam Druid jednak nie dawał ani Hluthvar, ani klasztorowi wielkich szans. - Tak - odpowiedział jeszcze Paladynowi - jestem w stanie zakląć Geriego tak, żeby łatwiej go przenieść. - Nie widzę problemów - powiedział Gabriel, chociaż ideą rozdzielenia się zachwycony nie był, tyle, że lepszych pomysłów nie miał. - Możemy się tak podzielić. Chociaż... jeśli klasztor będzie oblężony, to możemy mieć kłopoty z dostaniem się do środka. - Macie szczęście, że nie jestem samolubna, i mam możliwości dzielenia się moimi ekstraktami, inaczej dla kogoś innego poza mną, byłaby to trucizna - Powiedziała z uśmieszkiem Janika, która właśnie skończyła przygotowywanie jakiejś mikstury. Podała ją Druidowi - No to zdrówko… Druid wziął od Janiki magiczny dekokt, który przygotowała i skłonił głowę w geście podziękowania, a następnie jednym haustem wypił jego zawartość. Czuł się… Cóż, w zasadzie nie odczuł jakiejś dużej różnicy. Ale wiedział, że zaklęcie alchemika nie zawiedzie. Następnie, podszedł do Geriego i rzekł: - Tak, jak trenowaliśmy, stary - uśmiechnął się do tygrysa i dotknął jego łba. Następnie, wyszeptał zaklęcie i po wyrecytowaniu ostatniego słowa, wokół tygrysa zajaśniała energia. Trwało to przez parę krótkich chwil. Kiedy blask przygasł, zamiast Geriego przed Druidem stała mała, kamienna statuetka tygrysa. Druid schylił się i włożył ją pod poły swojego płaszcza. Zaraz potem Druid wykonał gest, a jego sylwetka rozmyła się w mgle wywołanej zaklęciem. Z tej mgły uniósł się wielki, trzymetrowy żywiołak powietrza: wyglądał niczym skrzyżowanie małego tornada z mniej więcej ludzką sylwetką. - Ruszajmy - rzekł Bharrig, wyciągając do Janiki wielką łapę, która wyglądała jak wirująca chmura. - No, niezła to magia, ale musimy się tak rozdzielać? - spytał się ponuro Kargar przypominając sobie jak źle skończyła jego poprzednia drużyna. No a z tymi demonami to zdecydowanie nie były przelewki. Denerwowało go, że będzie musiał tak bezczynnie czekać. - Jeśli okaże się, że siły wroga są przeważające, wrócimy po was - Bharrig rzekł do Kargara. - Ratowanie klasztoru to jedno, ale nie będziemy się przy tym zabijać. - No, z tą armią demonów to może być ciężko bez zabijania.. ale dobrze, tylko poczekajcie nan z jatką - wyszczerzył się Kargar. - Poczekamy - zapewnił go Gabriel. - To do zobaczenia za chwilę - Uśmiechnęła się Deidre, machając rączką do Amary i Kargara. |