Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2021, 21:26   #75
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację

Bryan zatrzymał się tuż za progiem hacjendy Leo. Z rękami w kieszeniach sportowej kurtki rozejrzał się po wnętrzu pełnym pijanej młodzieży. Nikogo nie dziwił wkurwiony wyraz twarzy osiłka. Niektórzy zastanawiali się wręcz czy Chase po prostu na stałe nie miał zmarszczonego czoła oraz ściągniętych brwi.
Gospodarz imprezy udał, że nie zauważył przybysza. Bryana ani trochę to nie zaskoczyło. Domyślał się, że Leo wcale go tutaj nie chce. Musiał jednak tolerować obecność tego rodzaju indywiduów, bo był cholernym lizusem. Przymilaczem, który chce mieć wszystkich po swojej stronie. “Bezkonfliktową, miekką fają” - jak określał go czasem w myślach Bryan. Młody futbolista gardził takimi ludźmi. Nie przeszkadzało mu, że “miękka faja” się do niego nie zbliża. Głupio byłoby na dzień dobry wyśmiać gospodarza i napluć mu w ryj, nie?

Na widok Marka Fitzgeralda Todd zaśmiał się, pochylił do ucha Bryana i powiedział:
- Wiesz, że wysmarowałem mu klamki i samochód własnym gównem? Ale się miotał, jebaniec, jak szukał, kto to.
Bryan powoli przekręcił głowę, spoglądając na Todda. Chyba nie był pewny co o tym myśleć. Nigdy wcześniej nie babrali się z gównem, aby komuś zrobić numer… Ale w sumie Mark go wkurwił. Wkurwił go tym, że nie przyszedł na mecz i przez to przejebali. A przecież to tylko kilka kropelek krwi z nosa, prawda?
- Wiesz co, jebać go. Dobrze zrobiłeś - wyraził wreszcie aprobatę Chase, zbijając żółwika z najlepszym kumplem. - Pierdolona księżniczka. Trochę ostrzej zagrałem a ten już ma pewnie zwolnienie do końca sezonu.
Bryan zacisnął mocniej szczękę. Wiedział, że on sam poszedłby na ten mecz nawet ze złamanym karkiem. Zależało mu. Był głodny sukcesu i to była jego jedyna szansa. Mark miał milion innych alternatyw...

Kręcił się przez jakiś czas w towarzystwie Todda. Wściekłość trochę mu przeszła, kiedy napatrzył się na roznegliżowane panienki. Krew buzowała w żyłach chłopaka. Ze zdumieniem zauważył, że niektóre laski patrzą z zainteresowaniem na jego kartoflaną mordę. Czyżby poszło mu na tym meczu lepiej niż przypuszczał? Chciał nawet zagadać do jednej z dziewczyn, ale nie wiedział jak. Zawsze jak się odzywał to wszystko psuł. Nie miał dobrych tekstów. Na razie postanowił milczeć. Tym bardziej, że niedługo później dostrzegł Daniela i Dana. Aprobata ze strony starszych kolegów nie ucieszyła go zbytnio. Cała ta sprawa mu się nie podobała. Dziwnie się czuł z tą akcją…

Kiedy Bart podszedł do osiłka, wzrok chłopaka zdawał się dziwnie czujny i rozbiegany. Ale w końcu typowy Bryan, nie? Zawsze z kijem w dupie, zawsze wkurwiony na cały świat…
- Siema - rzucił zdawkowo. - Cho na pole, nie będziemy nawijać przy tych wszystkich lamusach.
Futbolista kiwnął głową w stronę wyjścia, czekając aż Spineli do niego dołączy. Oczy Bryana i Dana spotkały się na moment.
 

Ostatnio edytowane przez Bardiel : 20-11-2021 o 21:34.
Bardiel jest offline