-Trzeba pozbyć się kuszników! Ja biorę tego po lewej a Ty po prawej. Wielkoludzie! Pilnuj żeby to robactwo nie właziło oknami!
Harab słysząc te słowa tylko pokazał przesiąknięta już krwią szmatę na swoim lewym ramieniu. Po czym dobył miecza i pchnął nim strażnika który pojawił się w oknie obok drzwi. Żołdak oklapł na klindze i osunął się na ziemię. Kątem oka zobaczył wybiegająca Mid. Ale nie miał czasu spytać dokąd zmierza bo kolejny pachołek zaczął sie wpychać oknem, ich ostrza się skrzyżowały i zadzwoniły melodyjnie. Harab zrobił krok do tyłu i udał że się pytka. Strażnik nie znał tej sztuczki bo dał się złapać jak dziecko, skoczył naprzód chcąc nadziać przeciwnika wyciągniętym sztychem. To był błąd, po chwili leżał na ziemi z rozpłatanym gardłem. "Czwarty, a bard załatwił dwóch czyli zostało sześciu, na nas trzech to nawet niedużo" Harab szybko przeliczył w myślach. I w tej chwili usłyszał na zewnątrz jakiś krzyk, rozpoznał głos Midnight. Wyrzucił z siebie wiązankę przekleństw. Najwyraźniej chciała się poświęcić żeby ich ratować. Bardzie!!! Midnight robi właśnie coś bardzo głupiego żeby nas ratować!!! Bierz mój łuk bo ja z tym ramieniem nie dam rady strzelać i osłoń mnie, wychodzę na zewnątrz, wyciągnę Ci ich na cel. Nie schrzań tego, nie mam ochoty na wąchanie kwiatków od spodu!!!
Krzyknął rzucając bardowi swój kołczan z tkwiącym nim łukiem. Podbiegł do drzwi, nabrał powietrza w płuca... I w tej chwili usłyszał łomot kopyt. Zamaszystym kopniakiem odrzucił prowizoryczną barykadę. Wyskoczył na zewnątrz i zdarzył zobaczyć jak w lesie znika Midi i pięciu goniących ją strażników. Poczuł zimna determinację. Ostatni żywy strażnik jaki został przy chatce właśnie dawał dyla w las słusznie uznając przewagę liczebną obrońców. Harab po raz drugi zagwizdał. Zaarkan zaraz przybiegnie. Wbił miecz w ziemię i czekając na konia stał się poprawić opatrunek.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |