Niers skrzywił się z obrzydzenia, widząc wyciągane przyrodzenia Larsa i Maurera. O ile nors był najpewniej barbarzyńcą jak większość ludzi z północy, o tyle Maurerowi Niers mógłby się dziwić. W końcu uchodził za bogobojnego i pobożnego, a Morr jak się Niersowi zdawało nie lubił, jak na stypie po zmarłym wywijało się własną fujarą.
- Co kraj to obyczaj - mruknął i pokręcił głową zdegustowany.
Na szczęście Oliwia, będąc fasadową “przywódczynią” grupy, przynajmniej w oczach barona i jego ludzi zdecydowała się na całkiem sprytne posunięcie, które mogło zaoszczędzić obu mężczyznom solidnej porcji batów z rąk strażników arystokraty.
- Ta jest! - uśmiechnął się Niers i ruszył w stronę obu mężczyzn którzy rozkręcili się już na tyle, że obściskiwali się niczym nie przymierzając klient z murwą lub zniewieściałym chłopaczkiem przy Fischmarkt.
“Dobrze, że nie zaczęli się jeszcze całować” pomyślał biorąc obu za kołnierze z tyłu.
- Słyszeliście panienkę Oliwię. Nuże, na dwór. Wasze kuśki mają tam spotkanie z sadzawką. Konie spragnione, to i pić muszą, a i przewietrzyć by się je zdało, bo śmierdzą niemożebnie. Żadna panna nie zechce obsłużyć takich brudnych - zarechotał łotrzyk i popchnął obu w kierunku wyjścia z izby, zamierzając obu mężczyzn wyprowadzić, a następnie zostawić ich przy najbliższym koniopoju.
Niers nie zamierzał też bawić się w konwenanse i jeśliby trzeba było jednego czy drugiego dla zachowania pozoru solidnie obić, łotrzyk byłby wniebowzięty. W końcu nieczęsto trafiała się robota, która pozwalała na spuszczenie porządnego łomotu kamratowi.