Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2021, 08:42   #34
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Szła przez piekło. Bo tak musiało wyglądać piekło. Maszerowali przez pogorzeliska, przez kłębiący się dym. Wokół nich budowle zmieniły się w palące się rumowiska,w zgliszcza dawnego, dumnego Londynu. Widziała ciała - zwęglone, spalone, poczerniałe. Dziesiątki ciał. Setki. Nawet tysiące.

Zawsze walczyła z Fenomenami. Z tymi nie dała rady.

Finch prowadził, ale poruszali się w iście ślimaczym tempie. Nie ze względu na Harryego, który po prostu przywarł do niosącej go Emmy, ale ze względu na samą trasę. Zawaloną gruzem, płonącymi samochodami, ciałami i resztkami infrastruktury.

Kilka razy natrafili na Skrzydlatych, którzy wydawali się polować na niedobitków pomiędzy gruzami. Im jednak dawali spokój. Pieczęcie Jehudiela najwyraźniej zapewniały ochrone nie tylko im, ale też dziecku, którym się zaopiekowali.

Emmie oddychało się coraz trudniej. Miała wrażenie, że zamiast gardła, ma komin, w którym zastygły dym, sadza i popiół. Oczy piekły ją od gorąca, były zapewne zaczerwienione, a płuca ledwie łapały rozgrzane od pożarów powietrze. Poruszała się mechanicznie, niczym w sennym koszmarze, martwić się coraz bardziej o Harryego Pottera. Czy jego osłabiony przez straszliwą chorobę organizm staruszka przetrwa ten marsz.

Nie miała też pewności, że na końcu tej piekielnej przeprawy czeka na nich coś, poza zgliszczami i dopalającym się domem.

Nagle jednak wyszli z dymów na coś, co można było uznać za oazę normalności. Wyspę na morzu zniszczeń. Dom Towarzystwa i kilka innych wokół niego, stały jakby nigdy nic, ominięte przez Ognistego Kolosa.
Okna domu pokrywała gruba warstwa sadzy i popiołu, z nieba sypały się na nich zwęglone kawałki, niczym czarny śnieg, ale poza tym te kilka domów stało nietkniętych przez pożary i śmierć.

Emma nie widziała żadnych ludzi. Tylko te kilka domów. Finch podszedł do niej. Wyglądał koszmarnie. Brudny od sadzy i węgla, z przekrwionymi oczami. Wtedy zorientowała się, że siadła na murku. Sama nie wiedziała kiedy to zrobiła. Drżały jej mięśnie, płuca paliły, miała ochotę zwymiotować od zalegającego w jej gardle syfu. Mały Harry Potter nie dawał znaku życia. Trzymała małe, bezwładne ciałko i miała wrażenie, że od jakiegoś czasu niosła już martwe ciałko. Miała nadzieję, że się myli.

Finch przykucnął przy nich. Zabrał z jej rąk młodego, sprawdzając puls palcami i kiwając głową uspakajająco. Pomagając sobie wzajemnie, dotarli do ich kryjówki.

Pierwsze, co zrobił Finch, to położył Harryego w swojej sypialni na parterze zostawiając z nim Emmę i szybko otworzył kran z wodą, zatykając wannę korkiem. Wiedziała, że chce napełnić, ile się tylko da, nim wysiądzie infrastruktura.

Byli bezpieczni. A szum płynącej do wanny wody zdawał się być zupełnie nierealnym dźwiękiem w tym koszmarze, jaki zgotowały im anioły.

Czuła się wyczerpana - zarówno psychicznie, jak i fizycznie, ale wiedziała, że ten stan szybko się zmieni. Kiedy napije się czegoś, zje, odsapnie - znów będzie w stanie funkcjonować normalnie, o ile normalnym można nazwać działanie w czasach, które wyglądały na czasy ostateczne. Na Apokalipsę.
 
Armiel jest offline