Rip nie protestował, nie było ku czemu , z radością przyjął fakt że DeGroat wciąż był na fali. Zwłaszcza że jakby nie spojrzeć płynęli wszyscy razem i to w szambie. Pierwotny plan uległ zmianie. Trudno, tak bywa, ważne że wciąż mieli jeszcze jakiś zamysł co robić…
Odchodzili z Trapów żegnani smrodem płonącej dzielnicy wielu zamożniejszych mieszkańców miasta z pewnością ucieszyłoby się gdyby całe Trapy spłonęły i nie pozostał po nich nawet ślad, durnie nie zdawali sobie sprawy że wówczas całe to menelstwo rozlałoby się po pozostałych częściach miasta. Tak , Trapy były przekleństwem i błogosławieństwem Nulln, niczym ostatni odcinek przewodu pokarmowego z którego wychodzi to co wychodzi – śmierdząca sprawa, ale jakże potrzebna…
Rip cieszył się że w końcu stamtąd odchodzą , nie spuszczał ręki z miecza ani tarczy, nie było to miejsce w którym mógł sobie pozwolić na nieostrożność czy nieuwagę.