Wątek: WFRP 2ed - III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2021, 10:37   #135
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Mieli być w Rotenbach wedle południa, ale pogoda pokrzyżowała im nieco plany. Lało cały czas. I wiało. Raz tylko chmury rozpierzchły się na chwile i wtedy mokry las skąpało słonko. Wtedy wszystko parowało. Wiosenne trele skrzydlatych mieszkańców dziczy żywotnie dowodziło, że przyroda budzi się do życia po długiej i mroźnej zimie. Dla nich znaczyło to tylko tyle, że niebawem sanie okażą się solidnie przereklamowane jako środek lokomocji. Choć i koła wozów grzęzły w takiej brei w jaką powoli zmieniały się zaspy śniegu. Wiosna, zwłaszcza wczesna wiosna, to nie był dobry czas na podróże. Cóż z tego skoro oni musieli. O ile chcieli, a chcieli, dostarczyć Lorda Erycka do rodowych włości w Teoffen.


W Rotenbach życie toczyło się swoim zwykłym torem i gdyby nie wydeptane, stłamszone miejsce, gdzie obozował krasnoludzki hufiec, można by rzec że wieś ominęła wojenno-rewolucyjna zawierucha. Chłopi krzątali się w zagrodach naprawiając dobytek, stukając i pukając jakimiś narzędziami, gdzieniegdzie w grupkach dyskutowano zawzięcie. Baby po swojemu latały po obejściu co i raz drąc się na swoich mężów, braci, synów czy ojców. A dziatwa śmigała całymi tabunami tocząc zawzięte wojny na śnieżne kule, puszczając jakieś patyki powstałymi w koleinach dróg strumieniami czy walcząc patykami w pełnych zacięcia potyczkach. Ich przybycie nie wzbudziło większej sensacji, tylko dzieciarnia obstąpiła ich orszak zaczepiając i pytając o wszystko. Od miejscowego kołodzieja, znajomka Ingwara, dowiedzieli się, że we wsi rewolucji żadnej nie ma. Ale chłopi wiedzą, że w Wusterburgu jest. Tyle, że nie wierzą, by im to co pomogło. Pan będzie inny, ale dań płacić będzie trzeba. To też starszyzna wioski będzie jeszcze uradzać, ale póki co ustalono, że Rotenbach nie przyłączy się do rewolucyjnego dzieła. Nawet mimo nagabywań ze strony krasnoludów. Sami khazadzi o świcie odeszli na Eigenchof. A za wzięte żarcie złotem płacili. Ot, rewolucja.

Theo rozważał, czy nie zatrzymać się we wsi. Ranni mogli by zaznać starunku i konie by wypoczęły. Może i pogoda by się poprawiła. Tyle, że przyjście wiosny mogło oznaczać, że dotarcie do Teoffen okaże się znacznie trudniejsze niźli teraz. Stanęło na tym, że ruszą czym prędzej. Zaopatrzyli się w cztery koła i jedno zapasowe, na wypadek gdyby śnieg miał spłynąć zupełnie. Pasowały na osie, które wystawały po bokach sań. Kołodziej sprawdził dokładnie. Dodał też jakiś smar. Wszystko to wpakowali na sanie, upychając obok nieprzytomnego rannego. Uzupełnili zapasy i ruszyli dalej. Na południowy zachód, traktem na Teoffen. Znów w zacinającym deszczu.



Zmierzch zastał ich u podnórza pagórów porośniętych gęsto lasem, które błotnisty trakt przecinał niemal na wskroś. Eleonora poznawała okolicę, niemal pamiętała którędy jechali razem z trupą. Wiedziała, że zaraz za pierwszym zakrętem trakt dzieli się. Jedna droga wiodła do Browaru Bugmana położonego nad górnym Soll. Druga kierowała się ku górom po drodze zawadzając o Teoffen. Tam, przy rozdrożu, była jeszcze jedna, stroma droga na wzgórze. Tam obozowała kiedyś. Wiedźmie Wzgórze. I jaskinia. Pamiętała jak w niej obozowali. Wissenlandzka Trupa Cyrkowa Braci Wagner przygotowywała tam nowy numer. Pamiętała … wszystko. Pewnie wiedzione przez Ingwara sanie nie bez trudu pokonywały wznoszący się trakt. Śnieg padał już dobrą godzinę zajmując miejsce wcześniejszego deszczu, ale nie przykrył ze szczętem wyraźnie odciśniętych w błocie śladów.

-Trzy konie - powiedziała Gudrun wskazując ślady, które widzieli wszyscy. - Tu dojechały, ale zawróciły. Jeden chyba cięższy, może rycerski?

Z wzmożoną czujnością jęli piąć się w górę. Semen i Gudrun wysforowali się przed sanie, tyły ubezpieczała Eleonora. Ingwar położył na koźle kuszę, którą oddając lejce na chwilę Tupikowi, napiął płynnym ruchem wsuwając na końcu w leżę gruby na palec bełt. - Ostrożności nigdy za wiele. - powiedział.

W rosnącym napięciu dojechali do rozwidlenia. Eleonora wskazała szlak wiodący stromo pod górę. - Tędy do jaskini na Wiedźmim Wzgórzu. Będzie z dwieście kroków. Blisko. Z góry jest doskonały widok na okolicę i suche miejsce gdzie i my i konie znajdą schronienie.

-Chyba już zajęte… - mruknęła Gudrun wskazując ślady, które nieuchronnie wiodły wskazanym przez Eleonorę szlakiem. Sama czuła jak wiatr od czasu do czasu przynosi woń ogniska. I czegoś jeszcze, ale nie mogła rozpoznać zapachu.

-Nocować gdzieś musimy a zdało by się wiedzieć kto to taki? - Ingwar myślał głośno. Ale w sumie każde z nich myślało podobnie. Ktoś tu był, blisko. Pewnie też nocował. Lepiej było nie mieć nieznajomych za plecami. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy ze znajomościami to było u nich różnie. I nie wszystkie rokowały przyjaźnią na resztę życia.


***
5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline