Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2021, 07:51   #33
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Rozmowa z satyrem dobitnie pokazała, że mieli kilka wyjść z tej sytuacji, ale tylko jedno z nich było rozsądne, a przynajmniej nosiło cechy najrozsądniejszego. Dresden nie lubił być stawiany w sytuacji, gdy druga osoba ma nad nim taką władzę. Nie miał jednak wyjścia, mógł nie pchać się do tej króliczej nory, choć szczerze wątpił by ktokolwiek go posłuchał gdyby zaprotestował. Dresden potrafił postawić argument i obronić go solidnie, znane mu była filozoficzna dysputa i sztuka oratorska, ale nie miał charyzmy by pociągnąć za sobą tłumy. Zwykle więc kończyło się na gorzkim komentarzu "a nie mówiłem"?

Weszli do nory. Pierwszy szedł gnom przyświecając sobie latarnią, a za nim Berenika i Ganorsk. Dresden przepuścił wszystkich, w szczególności półorka. Nie miał ochoty utknąć w tunelu przez tego olbrzyma.
Stąpał delikatnie przez kilka metrów bezszelestnie stawiając kroki. Mrok jaskini otoczył go całego, a blask latarni został niemal całkowicie zablokowany przez posturę idącego przed nim szamana. Cane zatrzymał się, a potem odwrócił i ruszył w stronę wyjścia. Delikatnie przysunął się do wilgotnej krawędzi nasłuchując i obserwując spotkanie druidów. Póki co wyglądało na to, że obaj mimo profesji zachowują się w sposób cywilizowany. Głosy jakie dochodziły do niego niosły znajomą nutę, tempo i akcenty. Zdecydowanie był to język, z którym miał do czynienia, ale było to dość dawno. Przez jeden semestr na uniwersytecie. Szybko przypomniał sobie zajęcia z podstarzałą kobietą prowadzącą zajęcia z lingwistyki i historii języka. Słowa układały się w zdania, jednak Cane miał problemy z ich zrozumieniem. Część wyrazów była znajoma... chyba. Występowała jako zapożyczenia w innych językach, ale równie dobrze mogła to być pomyłka. Cześć rozpoznawał, ale za mało.
Sytuacja jednak wyglądała na spokojną. Nic nie dawało przesłanek do tego by podejrzewać pułapkę. Dresden nie ufał druidom. Widział w swoim młodym życiu kilka spraw związanych z kręgiem Coill Aisteach by wiedzieć, że ci psychopaci nie cofną się przed niczym jeśli chodzi o ochronę tego, co uważają za swoje.

Upewniwszy się, że sytuacja na zewnątrz zmierza w dobrą stronę, Dresden wycofał się wgłąb jaskini i dołączył do reszty. Nie miał problemu w przejściem tunelu zręcznie manewrując pomiędzy wystającymi gdzieniegdzie konarami.

Z daleka słyszał głosy, ale był zbyt daleko by zrozumieć o czym mówią. Przyśpieszył kroku...

Wzajemne pytania trafiły w punkt, bowiem wszystkie głosy naraz ucichły powodując niezręczną ciszę. Pierwszy rezon odzyskał półork.
- Po części ona, po części wasze szefostwo - odpowiedział, po czym spojrzał za Magnusem. - Macie rannego? Na infekcjach się nie znam, ale mam magię leczącą. Idę mu pomóc, a ty opowiadaj, co się stało i gdzie reszta ekspedycji - dodał życzliwym tonem.

- Druidka wyleczyła nas magią - oznajmił Kian, usuwając się z drogi pół-orkowi - ale to z tych najcięższych ran. Lars otarł się o śmierć i kuruje się do tej pory. Zostawiła nam specyfiki do leczenia, a i woda tutaj pomaga w tym.

Alkowa, do której przepuszczony został Ganorsk musiała być kącikiem sypialnianym. Pod ścianą dostrzegł proste posłanie, z płaszczami dublującymi jako poduszki i zaplątanymi kocami, pozszywanymi z różnokolorowych materiałów. W kącie leżała sterta zakrwawionych bandaży, a kawałek dalej kucał Magnus, z dłonią na czole swego bliźniaka. Byli jak dwie krople wody, nie licząc szramy na larsowym policzku, szpecącej i tak już widmowe oblicze. Lars stanowił marny widok - włosy splecione na ulfeńską modłę zbite były potem w strąki i bladość raziła w oczy nawet w półmroku, ale oddychał.

- Przestał gorączkować parę dni temu - mruknął Magnus cicho, gdy Ganorsk zbliżył się do nich. - Rana nie jątrzy się, goi się powoli.

Ulfen odgarnął koc, eksponując nagi bok Larsa, pokryty bandażami. Ziołowy zapach uderzył w nozdrza. Ganorsk znał ten zapach - lecznicza maść, jakże popularna wśród zielarzy, szamanów i druidów. Doprawiona magią, jeśli wierzyć słowom młodziaków. Magnus sprawnie zdjął opatrunek, odrzucając bandaże na zalegającą stertę. Rana była paskudna, cztery szramy szpeciły ulfeński tułów, jakby Lars został poszarpany przez niedźwiedzie szpony. Ganorsk nachylił się. Rana po szponach, zdecydowanie. Tyle że rozstawienie sugerowało szponiastego humanoida, a nie zwierzę.

Dresden wszedł do sali niepostrzeżenie. Opuścił dłoń z rękojeści miecza, wyglądało na to, że znaleźli przynajmniej część wyprawy. Podszedł bliżej do ćwierć-elfa, który zaczął streszczać wydarzenia feralnej nocy.

- Nie wiem co z resztą ekspedycji - oznajmił Kian ze spuszczoną głową. - Co się stało też nie jestem pewien. Zatrzymaliśmy się na noc na Wisielczym, wszystko szło dobrze. Niby ruiny są nawiedzone i zdawało nam się, że słyszeliśmy coś w podziemiach, ale to pewnie szczury czy inne szkodniki. Albo i stare belki, ruiny mają to do siebie, że dziwne dźwięki się w nich słyszy. Podziemia są zresztą zawalone i nie ma do nich dojścia, to nie myśleliśmy, że coś w nich nam grozi. Ułożyliśmy się do snu i wtedy... Wtedy... Duchy. Cienie. Coś nas zaatakowało. Nieludzkie istoty. Szybkie. O wiele za szybkie. I magia, zaklęcia. Nie wiem, to działo się tak szybko. My, my... Uciekliśmy. Życie nam miłe. Ale dopadły nas w lesie. Mnie nie wypatrzyli, ale Lars... I Magnus... Wykrwawiliby się przez noc, ale te znaki na drzewach... Magnus mógł iść, niech Calistrii będą dzięki. Jakoś, jakimś cudem doszliśmy tutaj. Cosan pomógł w opatrywaniu. Przyszła i druidka, wyleczyła, kazała nam się kurować. Reszta... Nie wiem... Nie wiem, co z nimi. Leżą na Wzgórzu pewnie.

Kian nie mógł powstrzymać słowotoku, słowa tylko przybierały na szybkości. Ćwierć-elf zaczął się trząść i wykręcać palce jeszcze bardziej, a jego głos drgał i drżał. Ganorsk kątem oka zauważył, jak szczęka Magnusa zaciska się, a mięśnie napinają. Jakby instynktownie chciał skoczyć w sukurs kompanowi. Zamiast tego zrobiła to Berenika podchodząc, kładąc najpierw dłoń na ramieniu a potem powoli przyciągając do siebie nieszczęśnika aby go ostatecznie przytulić. Gest zaskoczył Kiana, który zamrugał w zaskoczeniu, ale ostatecznie uspokoił się nieco, choć zaklinaczka dalej czuła pod palcami, że drżał z nerwów.

Dresden przysłuchiwał się opowieści ocaleńca, w milczeniu weryfikując historię z tym co usłyszał poprzedniego dnia. Mógł sobie podziękować przezorności i zakupu odpowiedniego oleju. Odczekał, aż chłopak otrząśnie się i weźmie się w garść. Jak w przypadku każdego świadka morderstwa, emocje potrafiły siedzieć zamknięte i każde przypomnienie feralnej sytuacji wyrzucało kolejną falę trudnych do opanowania wspomnień i pytań. To co było dziwne to to, że Kian był najemnikiem, powinien być bardziej odporny... chyba, że to jego pierwsza wyprawa.
- Wszystko w porządku - powiedział, gdy ten wyswobodził się z ramion panny Cwał. - [/i]Przysłał nas Aurelius Siwobrody żebyśmy was odszukali, dowiedzieli się co się stało i przeprowadzili bezpiecznie do Wolnej Przystani.
- Chcielibyśmy wiedzieć co się stało z czarodziejką. Czy wiecie czy przeżyła? Uciekła? Została zabita? Wiem że mówiłeś że nie pamiętasz ale spróbuj to dla nas bardzo istotne zamknij oczy i przypomnij sobie ten wieczór co się stało? Jak… kiedy nastąpił atak?[/i]

- N-n-nie wiem - odparł bezradnie Kian, pociągając nosem. - Spałem, gdy nas zaatakowano. Czarodziejka była na górze, z Taronem. Żyje chyba. Musi. Zerwała nad nami sufit zaklęciem. Błyskało stamtąd, gdy uciekałem.
Dresden nie był zadowolony z odpowiedzi, ale starał się tego nie pokazywać. Zamiast tego położył rękę na ramieniu ćwierćelfa.
- Nie mogłeś nic zdziałać przeciwko magii i duchom - powiedział. Jego instynkt śledczego brał górę i nie wiadomo kiedy rozpoczął przesłuchanie. Czuł się z tym lekko dziwnie, ale postanowił kontynuować.
- Ostatnie pytanie - mówiłeś, że ciebie nie zauważyli, miałeś możliwość przyjrzenia się napastnikom?

- Wyglądali jak żywe cienie - Kian przełknął głośno ślinę. - Jakby spletli i obtoczyli się ciemnością. Albo dymem, bo parowali dziwnie. Mieli... Maski na twarzy. Chyba. Tak! Maski, tak.

- Jesteśmy tu by wam pomóc, ale potrzebujemy dowiedzieć się nieco więcej o tym co was zaatakowało - powiedział nieco głośniej by nie obudzić odpoczywających, ale tak, by słyszeli go wyraźnie również za prowizorycznym parawanem. - Chciałbym zobaczyć wasze obrażenia, jeśli nie macie nic przeciwko.

- Jak przestaniesz maglować Kiana - Magnus warknął, wyłaniając się z alkowy i przyciągając ćwierć-elfa do siebie za łokieć. - Mój brat tam leży, możesz obejrzeć rany. Tylko nie próbuj niczego.

- Myślę, że nie będzie niczego próbował, prawda Dresden? - Berenika spojrzała wymownie na detektywa i go lekko pchnęła aby poszedł już do rannego. Cane z gracją ruszył się tak by zniwelować pchnięcie, ale spojrzenie jakim obdarzył dziewczynę było lodowate. Jasnym było, że nie życzył sobie takiego traktowania.
- Proszę nie bierz tego do siebie, jego zawód przez niego przemawia. Specjalizuje się w tym aby wywiedzieć się jak najwięcej. - powiedziała do Magnusa uspokajająco. Młody Ulfen ograniczył się jedynie do kiwnięcia głową w odpowiedzi, twardo stojąc między Kianem, a Dresdenem.
- Wybacz, czasem się zapominam - śledczy uśmiechnął się szczerze. - Wiem, że wspomnienia są nadal żywe i bolesne… przepraszam.

Detektyw minął mężczyzn, notując w głowie hierarchię pomiędzy nimi. Podszedł do półorka badającego leżącego najemnika. Kucnął przy łóżku i nie dotykając rannego przyjrzał się obrażeniom. Wyciągnął rękę, rozciągając palce tak by znalazły się nad ranami. Przyjrzał się dokładniej zagojonym miejscom oceniając kąt ataku. Obie informacje pozwoliły mu ocenić wielkość łapy lub ręki, która zadała obrażenia, a przez to wielkość istoty. Wielkość i głębokość ran pozwoliła ocenić, czy przeciw ok liczył na brutalną siłę grzechoczącą kości, czy szybkość prześlizgującą się po twardszych częściach ciała. Sprawdził też, czy w rany nie wdało się zakażenie, jakie często przenosiły pazury np. ghuli i innych nieumarłych, oraz przebarwienia wokół ran mogące sugerować dodatkowy rodzaj obrażeń.
Dresden oddał się temu, w czym brylował - analizie - za nic mając bacznie obserwującego go Magnusa, którego wyłapał kątem oka. Uniósł rozcapierzoną dłoń nad szramami ciągnącymi się po podbrzuszu niemal od jednego, do drugiego biodra. Za szeroko. Wężej.
- Dłoń, która raniła Ulfena była zdecydowanie mniejsza od mojej, nieco smuklejsza. Hmm, może kobieca? Zdecydowanie humanoidalna. - Dresden pochylił się nad Larsem, przyglądając uważniej ranom.
- Głębokie cięcie, głębsze po lewej stronie. Brak obić, siniaków, opuchlizny czy przebarwień wokół - powiedział. Tego się spodziewał, wszak w grę wchodziły druidzkie zaklęcia, a przy magicznie przyspieszonym procesie leczenia takowe znamiona znikały pierwsze. Dresden wątpił jednak, że znalazłby je nawet sekundy po walce. - Cięcie chirurgicznie precyzyjne, a pazury weszły w ciało jak gorący nóż w masło. Magiczne? Możliwe. - Detektyw widział już podobne rany w swojej karierze… - Takie ślady mogą zostawić ostrza z numeriańskiej stali. -

Dresden okręcił głowę w stronę Magnusa, kalkulując i analizując. Szerokie cięcie, które nie sięgnęło celu. Cień nurkujący pod świszczącą stalą, wbijający pazury pod żebra. Dłoń orająca podbrzusze, wyszarpana z ciała w biegu. To musiało być to, elementy układanki zazębiały się w spójną całość. Wstał, oddając miejsce szamanowi.
- to raczej nie duchy. Ludzie, lub humanoidy. Naturalne pazury nie zostawiają tak równych ran. Są bardziej szarpane, nierówne na obrzeżach. Zwykle też przyłożona jest duża siła. Te rany są inne. Niebezpieczeństwo nie wzięło się z brutalnej siły, ale szybkości. Były też bardzo ostre, ale mimo wszystko chybiły celu. Inaczej twój brat byłby martwy. Więcej nie wywnioskuję. Magia zatarła część ran. - powiedział zamyślony notując w głowie kolejne spostrzeżenia.
 
psionik jest offline