Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2021, 21:48   #36
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Postój, przeniesiony z leśnej polany do druidzkiego Schronienia, minął prędko i przyjemnie. Rozsiedli się na skręconych z korzeni meblach, w myślach i słowach mieląc rewelacje “zgub”. Próbowali dostrzec gdzieś w zdawkowych historiach i zasłyszanych jeszcze w Podgórzu plotkach wspólny mianownik, który miałby pobłogosławić ich olśnieniem, nadać enigmatycznemu atakowi na ekspedycję Fiony sens. Gdzieś dostrzegali zalążki szerszego obrazu, nowe elementy tajemnicy rysowały nieco i szkicowały, co tak naprawdę wydarzyło się na Wisielczym Wzgórzu.

Przez prześwity między jaskiniowymi naciekami widzieli, jak Kian i Magnus toczyli rozmowę między sobą. Z pochylonymi ku sobie głowami, wymieniali słowa szeptem niewzbijającym się ponad pochrapywanie Larsa. Minęło parę chwil, zanim Ulfen wyległ z alkowy i dołączył do ich gromadki, z fiolkami jakiegoś płynu w dłoniach. Wyciągnął je w stronę Ganorska.

- Wam przydadzą się bardziej, niż nam - oznajmił. - Mikstury lecznicze od druidki, Lars już nie będzie ich potrzebować. Spłacę ten dług, jak tylko będę mógł.

Machnął dłonią w stronę krzewów nieopodal.

- Jeżyny są magiczne. Nasycą was lepiej niż niejeden posiłek. Prędko brzydną, ale przynajmniej nie pomarliśmy z głodu - Magnus skrzywił się.

- Jesteście pewni, że chcecie tutaj zostać? - Zapytała się Berenika.

- Przynajmniej dopóki Lars nie będzie zdatny do podróży. Wiem, że wam droga wiedzie ku Fionie. Siwobrodego mało obchodzi nasza zgraja, najął was na odnalezienie czarodziejki, nie nas.

Najemnicy nie zaprzeczyli.

- Dlatego droga wiedzie was - Magnus kontynuował - w przeciwnym niż nas kierunku. Ruszymy ku Przystani, jak tylko będziemy w stanie. Szlak jest względnie bezpieczny, damy radę. Spotkamy się jeszcze. W lepszych okolicznościach.

Uśmiech Ulfena dowodził, że chłopak szczerze w swe słowa wierzył.


***



Schronienie i zagajnik zostawili za plecami, gdy niebo pociemniało już zupełnie. Szarówka wdarła się w popołudniowe godziny, a wraz z nią nadeszła mżawka, otulająca wszystko i wszystkich wilgotnym całunem. Ubrania i włosy zaczęły kleić się nieprzyjemnie do skóry, a buty ślizgać po błotnistym wzgórzu, tylko gdzieniegdzie przeplatanym kępami zieleni. Zmurszałe resztki kamiennych murów i baszty zaczęły powoli nad nimi górować, gdy mżawka przeszła w deszcz z prawdziwego zdarzenia.

Niegdysiejszy dziedziniec był cichy. Stanęli w obrębie starych murów, bacznie rozglądając się po placyku. Gdzieś na prawo dojrzeli schody prowadzące w górę, na szkielet w zasadzie strażnicy. Kawałki gruzu zalegały to tu, to tam, sugerując istnienie budynków tradycyjnych dla fortyfikacji, które zniknęły w odmętach czasu. Wykopane wgłębienie na lewo, obłożone kamulcami, musiało być miejscem wyznaczonym na obozowe ogniska - zwęglone bierwiona zalegały, próchniejąc i gnijąc. Główny budynek ostał się zębowi czasu, ale dostrzec mogli w części zarwany dach i smętnie bujające się okiennice. Uchylone drzwi bujały się leniwie przy lekkich porywach wiatru, przyspieszane co i rusz przeciągiem.

Z dłońmi na orężu - ostrożności nigdy za wiele - wkroczyli nieco głębiej na dziedziniec. Otuchy dodawał fakt, że zwierzęcy towarzysze, których zmysły były ostrzejsze od tych humanoidalnych, nie zdradzali oznak zaniepokojenia czy zaalarmowania. Krążyli tylko, a Ursk śmigał wte i wewte, obwąchując nowe tereny. Powolnym krokiem zbliżyli się do resztek donżonu, zerkając do środka.

- Pusto - zauważył Temujin.

- I czysto - Dresden ściągnął brwi.

Komnata rzeczywiście była i pusta, i czysta. Musiała służyć jako główne miejsce noclegów podróżnych, wnosząc po kominku w rogu noszącym ślady użytkowania i resztkach, na których żerowała w najlepsze szczurza czereda. Czystość dziwiła najbardziej. Widzieli zerwany zaklęciem sufit, wspomniany przez Kiana i smętnie dyndającą belkę stropową, ale podejrzany był brak gruzu. Rozwarli szerzej drzwi, wpuszczając do środka nieco więcej światła dziennego. Kurz zalegający na podłodze starty był obuwiem od wejścia, po kominek. I nieco dalej, w kierunku schodów na górę. Stare ślady.

Maakor w tym samym czasie zajął się obchodem. Z towarzyszącym mu Rawghem przeszli się wokół dziedzińca, pod resztkami blank, przez - jak miarkował - niegdysiejszą bramę. Błoto ciamkało pod stopami, a deszcz zaczął zmywać ślady, o ile jakieś się jeszcze uchowały. Wiedział, że przez tyle dni nadzieja na złapanie tropów była słaba. Wypatrzył za to co innego - wybrzuszoną nieco kopcami ziemię. Groby. Powiódł spojrzeniem w górę muru. Siedem.

Ganorsk z kolei odszedł od grupy zerkającej do środka donżonu, gdy Ursk nie zareagował na jego wezwanie. Wilk zawzięcie krążył wokół studni, szastając żywo ogonem i strzygąc uszami. Kompletnie zaabsorbowany tym zajęciem ignorował pół-orka, węsząc i węsząc. Przystanął w końcu przy kamiennej konstrukcji, przeciągając nosem po cegłach i wspiął się przednimi łapami, jakby próbując wypatrzyć coś w dole. Ganorsk poszedł w ślady towarzysza, nachylając się nad studnią. Wydrążony otwór szedł w dół ładnych parę metrów, ginąc w mroku. Pół-ork wytężył wzrok, dostrzegając wyschnięte dno i... Migotanie czegoś? Światło pochodni? Słabe, jakby świetlisty okręg zahaczał jedynie o jego pole widzenia pół-cieniami, ale był pewien, że coś tam było. Już miał się wyprostować, gdy zauważył linę. Brakowało wiadra, brakowało nadszarpnięcia zębem czasu. Dobra i gruba konopna lina. Zwinięta w regularnym odstępach w węzły, mające ułatwić wspinaczkę. Ganorsk zasępił się.

Grzmot przetoczył się przez Wzgórze, zwiastując burzę na horyzoncie.
 
Aro jest offline