Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2021, 20:57   #223
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41 - 2525.XII.26 bct; popołudnie

Czas: 2525.XII.26 bct; popołudnie
Miejsce: 1 dzień drogi od wioski Aldery, dżungla, rogatki piramidy
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, powiew, ciepło


Wyprawa do piramidy



- Tam jest coś kolorowego. Na tamtym drzewie. - Kislevitka wskazała Carstenowi palcem coś co było widoczne na jednym z drzew. Trochę dalej ale jednak na tyle aby widać było barwne plamki. Z tej odległości wydawały się jak kolorowe jabłka albo kwiaty. Ale musiały być od nich większe skoro wydawały się właśnie takie z tej perspektywy.

- Tych dużych stamtąd nie było widać. - rzucił rysownik kapitana który siedząc na niewielkiej platformie podobnej do gniazda jakich Amazonki używały do obserwacji podejść do piramidy próbował naszkicować co się da w swoim szkicowniku.




https://i.imgur.com/pHIhPNA.png


- Saurus. - Kislevitka odwróciła się do niego i pytająco spojrzała na dwoje tubylców jacy byli ich przewodnikami po tym dziwnym, obcym świecie. I Togo i Meda pokiwali głowami. Wcześniej tak właśnie mówili wskazując na te wielkie, dwunożne gady jakie wydawały się monstrualne przy tych mniejszych których było tu najwięcej. I było bardzo możliwe, że są masywniejsze, wyższe i większe od jakiegokolwiek ludzkiego osiłka.

- Sporo ich. - mruknęła blondynka z długim warkoczem owiniętym wokół głowy. Akurat owe saurusy były bardziej stacjonarne no i większe to się nie drobiły przed oczami z tej odległości jak te małe gady jakie Amazonki nazywały skinkami. Reczywiście była tam większa grupa u stóp piramidy. Jakby koczowali, jedli coś czy odpoczywali. Mogło być ich tam z pół setki. Właściwie okazało się, że kilku jest u szczytu najwyższej piramidy chyba w roli straży. Ale stali tak nieruchomo, że można je było z tej odległości wziąć za posągi. Dzięki Medzie jednak wiedzieli, że tam żadnych posągów wcześniej nie było więc to musiały być żywe gadziny.

- O. Znów coś tam się chyba dzieje. - Edelio który właśnie rysował kolejne detale miasta piramid zwrócił uwagę pozostałych wskazując rysikiem na czubek piramidy. Faktycznie nastąpiło tam jakieś poruszenie. Gady zajętę do tej pory swoimi sprawami wokół pirpamidy też się w tym zorientowały. Bo przerwały swoje zajęcia i zadarły swóje gadzie łby ku szczytowi spiczastej bodowli. A tam zatrzymał się na samym szczycie schodów jakiś gad, chyba skink bo był o wiele mniejszy od tych saurusowych strażnikow. Wzniósł łapy ku górze w których trzymał tarczę i włócznie i coś zaskrzczał. Z dołu odparły mu gardłowe ryki, skrzeki i piski jego pobrantymców. Po czym zaczął schodzić na dół po schodach piramidy. A za nim podobnie wyekwipowane skinki.

- To te same co wcześniej szły na górę? Jak myślicie? - Kislevitka zmrużyła oczy ale z tej odległości nie można było być tego pewnym. Zbyt mało detali było widoczne i te zwinnie zeskakjące po stopniach piramidy ogoniaste sylwetki były tylko odległymi figurkami. Chociaż widać było, że niektóre coś wloką. Jak jakieś worki albo ciała. Trudno było dojrzeć.

- Mam nadzieję, że nie będziemy musieli zdobywać tej piramidy. - Kislevitka splunęła w przepaść krzywiąc się na samą myśl o takiej perspektywie. Budowla chociaż była kompletnie inna niż klasyczne mury i zamki znane za oceanem to dominowała nad dżunglą i miastem jak sztuczna góra. Budziła majestat swoim ogromem i fascynację swoją obcością stworzona przez cywilizację jakiej Amazonki mówiły, że są spadkobiercami. Ale zdobycie jej wydawało się bardzo trudne. W miarę wygodne podejście było widoczne tylko jedno - po schodach. Tych samych po jakich schodziły teraz skinki. To było jednak tak oczywiste, że narażało na atak z każdej strony, wystarczyło obsadzić każdy z terasów nawet niewielkimi siłami. A w tym mieście było zdecydowanie więcej gadów aby zasługiwać na określenie “niewielkie siły”.

- Ciekawe czy to te same. Ktoś je policzył te co wchodziły wcześniej? Wydaje mi się ich trochę mniej ale nie jestem pewien. Małe są i ruszają się to trudno policzyć. I dość daleko. - Edelio darował sobie komentarz do pomysłu szturmowania piramidy. Bardziej interesowały go skinki jakie były już gdzieś w połowie wysokości budynku i zeskakiwały na dół.

- Ciekawe to one tam wloką. Może worki z naszym złotem? To byłoby wkurzające jakby ogołocili piramidę przed nami. - Kislevitkę interesowały przede wszystkim łupy więc myśl że gady mogłyby ją ich pozbawić była dla niej bardzo drażniąca. Togo jej przerwał gdy odezwał się po estalijsku. Niestety w ich gronie tylko Edelio był Estalijczykiem. Ale on z kolei słabo znał reikspiel.

- On chyba mówi, że niedługo zacznie się ściemniać. Jeszcze kilka pacierzy dnia mamy. No ja nie chcę skakać po drzewach na ciemno. - szkicownik przetłumaczył słowa Pigmeja. Mały dzikus szczerzył się radośnie i pokazywał coś swoją włócznią w niebo. Wciąż było jasno jak w dzień. I widać było pogodne niebo. Ale już i dzień miał się ku końcowi. Gdzieś tam na poprzednim stanowisku została Vivan która uznała, że taka eskapada to nie dla niej. Życzyła im powodzenia i obiecała poczekać. Potem Zoja pozwoliła sobie na żarcik, że szlachncianka się pewnie obawiała, że jej na tych wysokościach kieckę podwieje. Ale mimo jej żartów to jednak te fikanie po drzewach raczej pasowało bardziej do małp czy kotów niż do cywilizowanych istot.

Po pierwsze było wysoko. Co by się stało jakby ktoś stracił równowagę i runął w dół to nie było trudne to wyobrażenia - trup na miejscu. Te lustryjskie drzewa wydawały się dwu, może nawet trzykrotnie wyższe od swoich odpowiedników ze Starego Świata. A byli w ich koronach. Bowiem przez większość swojej wysokości to te pnie strzelały w górę i za bardzo się nie rozgałęziały. Dopiero przy koronach następowała gwałtowna walka o światło i przestrzeń i tu był galimatias liści, konarów i gałęzi. Niżej jednak te pnie porastało i łaziło po nich chyba wszystko. Mchy, paprocie, jakieś krzaki, bluszcz, grzyby, mrówki, węże, żuki i cała masa innych drobnych stworzeń. O ile pająka wielkości ludzkiej dłoni można było nazwać drobnym. Dlatego jak Amazonki chciały zbudować sobie gniazda do obserwacji okolicy budowały je w koronach czyli całkiem wysoko.

Meda poprowadziła ich z poprzedniego stanowiska na obecne. Bez niej jako przewodniczki było mało prawdopodone aby udało się odnaleźć coś więcej niż same gałęzie i konary. Amazonki pobudowały tu i tam liny, szczeble, uchwyty dla rąk i nóg, nawet kładki czy linowe mosty. I widząc jak sobie ich gospodyni z tym radzi musiały mieć w tym niezłą wprawę. Czarnoskóra dzikuska sprawiała wrażenie, że specjalnie czeka na pozostałych aż dotrą do niej kolejny kawałek. Poruszała się swobodnie jakby nie dostrzegała tej ziejącej przepaści jaka dzieliła ich od ściółki leśnej. Togo i Carsten podobnie opanowali się na tyle aby zachowywać się podobnie. Edelio wręcz przeciwnie. Widać było, że trzęsie się ze strachu gdy urządzali sobie tą podniebną wycieczkę po nieznanym terenie. Chyba tylko Zoja zachowywała się z pewną nawet nonszalancją jakby takie wyskokości nie tylko nie robily na niej wrażenia ale wręcz ją bawiły.

Sama wspinaczka była zaś wymagała sprawności ciała i krzepy. Trzeba było zachować balans ciała, móc się wspiąć po linie czy przeskoczyć na sąsiednią gałąź. Dzięki tym linom i uchwytom było to znacznie ułatwione ale nadal wszystko spoczywało na barkach każdego z uczestników tej podniebnej wyprawy. Z oczywistych względów pierwsza szła Meda. Za nią ulokowali się Carsten i Zoja. Co prawda czarnoskóra Amazonka pewnie mogłaby ich odstawić czy nawet zgubić jakby chciała no ale nie taka była jej rola jako przewodniczki. Czekała na nich aż dotrąd do niej i dopiero wtedy ruszała dalej. Carstenowi przydały się te krzepkie mięśnie bo wcale to nie było takie proste jakby się mogło wydawać. Zoja nie wydawała się tak umięśniona jak on ale widocznie jej pomagała marynarska wprawa łażenia po rejach i podobne doświadczenia bo wcale mu nie ustępowała. Najdłużej za każdym razem czekali na Togo i Edelio. Z czego Pigmej był “krótki” więc zdradzał pewne problemy przy zadaniu jakie wymagało dłuższego wysiłku fizycznego w czystej postaci. Zaś na rysownika mogła wpłynąć ta znaczna wysokość o jakiej trudno mu było zapomnieć. Dopiero jak dotarli do obecnego gniazda mógł wreszcie spocząć na czymś stabilniejszym i odpocząć. Od tej pory wiele się nie działo i druga połowa dnia upływała dość spokojnie. Mogli do woli oglądać sobie piramidy i to co tam się działo. Jednak teraz światła dnia tak jak to wspomniał Pigmej wiele nie zostało a jeszcze czekał ich powrót do Vivian i Alonso a potem na skraj bagien do łódek jakie powinny tam czekać wraz z resztą obsady.


---


Mecha 41


hopsanie po drzewach - lęk wysokości

Carsten (SW) 50+10=60; rzut: 23; 60-23=37; śr.suk > zuchwałość - no dawaj, pokaż co masz!

Meda (SW) 45+10+20+20=95; rzut: 49; 95-49=46; śr.suk > zuchwałość - no dawaj, pokaż co masz!

Zoja (SW) 45+10+20=75; rzut: 17; 75-17=58; du.suk > odwaga - za mną!

Togo (SW) 40+10+10=60; rzut: 34; 60-34=26; ma.suk > wzięcie się w garść - nie jest tak źle

Edelio (SW) 35+10+10=55; rzut: 93; 55-93=-38; śr.por > obawa - trzęsie się, mod -20

---


hopsanie po drzewach - wspinaczka


Carsten (KRZ) 55+0=55; rzut: 38; 55-38=17; ma.suk > poszło z trudem ale jakoś poszło > 150% czasu

Meda (KRZ) 45+20+20=85; rzut: 49; 85-49=36; śr.suk > poszło bez szału ale bez większych zacięć > 100% czasu

Zoja (KRZ) 45+20=65; rzut: 52; 65-52=13; ma.suk > poszło z trudem ale jakoś poszło > 150% czasu

Togo (KRZ) 35+10=45; rzut: 41; 45-41=4; remis > poszło ale bardzo długo i opornie > 200% czasu

Togo (KRZ) 35+10-20=25; rzut: 29; 25-29=-4; remis > poszło ale bardzo długo i opornie > 200% czasu


---




Czas: 2525.XII.26 bct; południe
Miejsce: 0,5 dnia pieszo od wioski Aldery, dżungla, ???
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, powiew, ciepło



Wyprawa na Wzgórza Terradonów



Jak się dało poznać ten “umdon” czymkolwiek był to był naprawdę wielki. A im bliżej był tym potężniejszy się wydawał. A, że był wyższy i dawał dłuższe kroki to dość szybko by dogonił mniejsze dwunogi. Te jednak okazały się o wiele od niego zwinniejsze. Grupka Bertranda, elfów i Amazonek rozproszyła się przez co na raz potwór mógł się zajmować tylko jednym z nich. A w korzeniach drzew, w krzakach, za pniami drzew była szansa ukryć się przed wielkoludem. Jak za którymś razem mijał Bretończyka aby skoncentrować się na jednej z umykających mu wojowniczek królowej Aldery ten miał okazję mu się przyjrzeć nieco lepiej.

To coś było mniej więcej humanoidem. Podobnym do ogra albo trolla. Lub niedźwiedzia stojącego na tylnych łapach. Było wielkie i sapało i ryczało strasznie. Miało wielkie łapy którymi próbowało pochwycić. I miało na sobie jakieś gałęzie i w ogóle było porośnięte mchem i jakimiś naroślami wyglądającymi jak grzyby lub rośliny. Jakieś pnącza dyndały przy każdym ruchu stworzenia niczym jakieś frędzle. Tworzyło to wszystko gęstą, wijącą się masę jaka nie bardzo pozwalała dostrzec samego stwora jaki mógł się kryć pod tym wszystkim. Ale dla Bretończyka który pierwszy raz widział coś takiego było mocno niepokojące. Zdrowy rozsądek szeptał do ucha aby trzymać się od tego czegoś z daleka i ucieczka czy ukrycie się nie wydawały się takim złym rozwiązaniem.

Mimo tego, że elfy czy wojowniczki wydawały się zwinniejsze od wielkoluda i miały spore szanse na schowanie się za pniem to jednak ta zabawa w chowanego i w berka nie mogła trwać wiecznie. Gdy któraś z tarczowniczek uciekała od drzewa jakie właśnie obszedł umdon nie zdążyła dobiec do kolejnego gdy ten zdołał ją kopnąć. Kobieta krzyknęła krótko a siła uderzenia była tak duża, że poleciała bezwładnie do przodu jak szmaciana lalka kopnięta przez znudzone dziecko. Stwór zawył złowieszczo jakby się cieszył i ruszył w stronę powalonej wojowniczki. Co prawda Bertrand stracił ją z oczu po tym uderzeniu ale było mało prawdopodobne by ktoś trzaśnięty takim ciosem zdołał się pozbierać zanim dopadnie go to coś.

Widząc co się święci Maanena krzyknęła coś bojowo, wybiegła zza drzewa za jakim się chowała i cisnęła włócznią w potwora. Podobnie uczyniła oszczepniczka z zębatą rybą wymalowaną na tarczy. Taktyka uników i odwracania uwagi monstrum do tej pory działała nieźle ale właśnie przestała. Amazonki widocznie nie chciały oddać swojej siostry na pastwę potwora i próbowały ją uratować atakując potwora idącego po swoją ofiarę. Bretończyk gdzieś wyłapał wzrokiem jednego i chyba drugiego elfów. Ze względu na swoją szybkość i zwinność nieźle im wychodziło to unikanie złapania przez stwora do tej pory. Ale nie mieli przy sobie żadnej broni strzelającej. Tylko włócznie do bezpośredniego starcia ale gdyby to się zaczęło były kiepskie szanse, że uda się je przerwać w dowolnym momencie. Bretończyk po tym rozproszeniu ich grupy nie mógł złapać wzrokiem jednego z elfów i jednej z tarczowniczek. Raczej ich potwór nie dopadł bo by było słychać a nie było teraz okazji ich szukać.


---


Mecha 41


Test strachu przed “umdon”

Bertrand (SW); 40-10=30; rzut: 41; 30-40=-11; ma.por > zaniepokojenie - działa prawie normalnie; mod -10

Maanena (SW); 55+0=55; rzut: 8; 55-8=47; śr.suk > zuchwałość - no dawaj, pokaż co masz!; mod 0

Elf włócznik 1 (SW); 45-10=35; rzut: 75; 35-75=-40; śr.por > obawa - to nie dla mnie!; mod -20

Elf włócznik 2 (SW); 45-10=35; rzut: 50; 35-50=-15; ma.por > zaniepokojenie - działa prawie normalnie; mod -10

Elf włócznik 3 (SW); 45-10=35; rzut: 42; 35-42=-7; remis > ostrożniść - skupienie, działa prawie normalnie; mod -5

Oszczepniczka piranii 1 (SW); 35+0=35; rzut: 41; 35-41=-6; remis > ostrożność - skupienie, działa prawie normalnie; mod -5

Tarczowniczka jaguara 1 (SW); 40+0=40; rzut: 40; 40-40=0; remis > ostrożność - skupienie, działa prawie normalnie; mod -5

Tarczowniczka jaguara 2 (SW); 40+0=40; rzut: 5; 40-5=35; śr.suk > zuchwałość - no dawaj, pokaż co masz!; mod 0


---





Czas: 2525.XII.26 bct; południe
Miejsce: 0,5 dni konno od głównego obozu, dżungla, staw
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, powiew, ciepło



Iolanda



Widok martwych ciał może nikogo z zawodowych kawalerzystów nie przeraził. W końcu byli to ludzie wojny. A ciała należały do elfów i nawet baronessa de Azuara przysłana tu przez kapitana nie do końca mogła stwierdzić czy są to zagubione elfy Ektheliona czy raczej jakieś inne. Ale na pewno nie był to przyjemny widok i w naturalnym odruchu ludzie woleli trzymać się od trupów z daleka. Mówili przyciszonymi głosami jak na pogrzebie albo cmentarzu. I dopiero jak z powrotem wsiedli na konie i odjechali od miejsca śmierci czwórki elfów dało się słyszeć ich rozmowy. Zastanawiali się kto ich załatwił. Bo związane nadgarstki i poderżnięte gardła jakoś bardziej pasowały do ofiar egzekucji niż walki. Zagadka wydawała się jednak jak na razie nie do rozwikłania. Zwłaszcza jak nikt z jeźdźców nie miał wcześniej okazji poznać alienujących się elfów Ektheliona. Jak już to Juan i Iolanda bo czasem sam dowódca elfów pojawiał się w namiocie narad podczas spotkań dowódców. Ale nie jego elfy. Ci zwykle obozowali osobno i ogólnie zawzięcie trzymali się z dala od reszty ekspedycji podkreślając swoją odrębność i niezależność. Więc nie bardzo było jak ich poznać póki jeszcze byli członkami ekspedycji a i teraz nie było dziwne, że trudno było zidentyfikować te ciała. Żaden z nich na pewno nie był Ekthelionem, tym rudym elfem ani tą rudowłosą elfką. Ta dwójka najbardziej została zapamiętana przez zwykłych żołnierzy ze względu na ognisty kolor włosów jaki rzucał się w oczy. O pozostałych trudno było coś powiedzieć. Zwłaszcza, że zwykle widziano ich w pełnym, elfim rynsztunku jaki był dość charakterystyczny a tam zostawili za sobą bose ciała w samych koszulach i spodniach.

Wracali więc do głównego obozu. Próbując nawigować na dnie tego ciepłego, zielonego oceanu. Dno było pokryte różnego rodzaju krzakami, naroślami a kopyta koni mieliły ściółkę, błoto i kałuże jakie tam zalegały. Na szczęście było ciepło ale nie gorąco. Komary czy ich tutejsze odpowiedniki dalej niezmordowanie kąsały więc co chwila jakaś dłoń odganiała natręta lub próbowała go rozgnieść. Przejeżdżali właśnie koło jakiegoś stawu który był jednym z niewielu punktów orientacyjnych gdy ta senna sytuacja nabrała rumieńców.

Większość jeźdźców jechała dalej chyba nie zorientowawszy się jeszcze co się stało. Mało kto miał ochotę na rozmowy więc jechali jeden za drugim w odstępie kilku kroków. Iolanda jechała gdzieś w tym szeregu. Tak było łatwiej jechać gdy jechało się małą grupą. Ale widać było wygodnie plecy może dwóch czy trzech kawalerzystów przed sobą. Łatwo było przeoczyć coś tak drobnego. Iolanda właściwie też dostrzegła to wpierw słuchem niż oczami. Jakiś krótki, cichy świst. Zupełnie jakby jakiś owad przeleciał w pobliżu. Jak zamrugała oczami dostrzegła jednak, że coś co wyglądało na jeden z niezbyt dużych kamieni obmywanych wodami stawu brzegiem jakiego jechali zamrugał gadzimi oczami. Łeb miał tuż nad powierzchnią wody, nieruchomy więc łatwo było wziąć go za coś wystającego z wody. W pysku trzymał jakąś cienką rurkę skierowaną w kierunku jeźdźców. Był może na kilka kroków od brzegu i z kilkanaście do najbliższych jeźdźców.

- Tam coś jest? - zapytał niepewnie jeden z jeźdźców pokazując gdzieś w kierunku przybrzeżnego drzewa. Można było odnieść wrażenie, że stoi tam przy samym pniu lub za pniem jakaś sylwetka mniej więcej ludzkich rozmiarów. Albo znów jakaś plama na pniu porośniętym jakimiś grzybami i mchem. Już parę razy im się zdarzały takie złudzenia. Iolanda też to dostrzegła chociaż sama z tej odległości nie była pewna co tam może być.



---


Mecha 41

Wykrywanie zasadzki


Iolanda (ZRĘ); 30+20-10-10=30; rzut: 11; 30-11=19; ma.suk > wykrywa 2 skinki

Juan (ZRĘ); 35-10-10=15; rzut: 54; 15-54=-39; śr.por > nic nie wykrywa

Kawalerzyści (ZRĘ); 35-10-10=15; rzut: 18; 15-18=-3; remis > wykrywa 1 skinka
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 27-11-2021 o 21:00. Powód: Edycja linku do foci saurusa.
Pipboy79 jest offline