Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2021, 15:30   #140
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
A więc drogą powrotną przez pomosty, przez tunel z rozwalonymi pułapkami, do wielkiej sali z filarami i… zniszczonymi ożywionymi rzeźbami. Obie kamienne kobiety były roztrzaskane.

Podobnie jak wielgachne, mocarne wrota. Armia demonów najwyraźniej przeszła prosto przez nie, rozrywając je na oścież.

A w jaskiniach orków smród. Straszny, dławiący smród śmierci. Wszędzie krew, wszędzie flaki, i naprawdę niewiele resztek z pokonanych. To wszystko wyglądało okropnie. Czyżby… demony ich i pożarły?? No i ten smród. Ale wytrzymali, mniej lub bardziej bladzi, idąc do wyjścia z jaskini, czasem wprost ślizgając się w posoce. Nikt nie zwymiotował, choć parę osób było blisko.

Na zboczu ośnieżonej góry zaś, całkiem zwyczajowo, jak zawsze, świeciło słoneczko…

Endymion maszerował wciąż trupów i zwłok. Jego myśli były ukierunkowane. Nie ruszały go martwe orki. Szamanka była zła. I rządna potęgi. Wszyscy wojownicy których mieli okazję poznać nie pokazali się aby być czymkolwiek więcej niż agresywnym mięśniem. To była kwestia czasu nim plemię by ruszyło na rajdy i niewinni zaczęli by ginąć. Był… niemal zadowolony z tego konkretnego aspektu całej sytuacji. Póki nie zdał sobie sprawy, że przecież wśród tych kawałków ciał są przecież również dzieci. I nawet nie da się tego rozpoznać. Dzieci które postawione przed odpowiednimi wzorcami, gdyby tylko poświęcić im dość uwagi i miłości mogłyby wyrosnąć na porządnych ludzi. W odróżnieniu od szamanki i reszty wojowników one mogły rzeczywiście być szczęśliwe w życiu. W odróżnieniu od dorosłych, już ukształtowanych orków one były zmarnowanym potencjałem. Przechodząc przez obóz próbował sobie przypomnieć ile ich było w obozie. Czy może usłyszał jakieś imiona?
- Shelyn… al hwêi ol sua sia fleck tôsa skir - poprosił swoją patronkę o wstawienie się za nimi po drugiej stronie.

- Odleciały… one gdzieś tam są… - chwilę potem mówił bardziej do siebie pobladły. Wiedział, że najpewniej właśnie tak się to skończy. Ale liczył, że może wrota je zatrzymają. Że może zbiorą się przed nimi i może udałoby się zawalić jaskinię grzebiąc ich wszystkich. Może, może… bardzo wiele “może”... ale stało się to czego się właśnie bał.
- Bharrig. W formie żywiołaka ile czasu zajęłoby ci przelecenie nad górą? Dałbyś radę zabrać kogoś? Po jednym, po dwoje z nas?

Na pytanie Paladyna, Bharrig zamyślił się.

- Mógłbym wziąć ze sobą Geriego w zaklętej postaci - rzekł, myśląc o zaklęciu, które pozwalało mu zakląć tygrysa w formę małej figurki. - Poza tym może dwóch. Może i trzech, choć to chyba spowolniłoby to mnie.

Po czym zastanowił się nad dystansem. Wyglądało na to, że do klasztoru był jakiś dzień drogi piechotą, a w stronę Hluthvar parę.

- Na drugą stronę góry chyba w pół dnia, może mniej - Druid-borsuk podrapał się po włochatym łbie.
- Weź którąś z dziewczyn i leć - powiedział Gabriel. Co prawda nie sądził, by pośpiech na cokolwiek by się przydał, ale chociaż ktoś znalazłby się w "cywilizowanych" okolicach.

Bharrig pokiwał borsuczym pyskiem na słowa Wieszcza.
- Demony już wyleciały. Jeśli dotrzemy do klasztoru lub Hluthvar, zapewne będzie za późno. Co to wszystko da?
- To połóżmy się i zapomnijmy o sprawie! - odwarknął ork i zemł przekleństwo w ustach uspakajając się odrobinę - Kaaia? Jesteś tam? - zapytał magicznego kamienia odkładając temat na za chwilę… jednak cholerny kamień, czy raczej cholerna wiedźma, milczała.
Paladyn potrzebował chwilki dla siebie, bo czuł, że zaraz zawyje jak rozjuszony tur. Wziął głęboki wdech czekając… bo może znów się wiedźma odezwie po chwili?
- Ile tych zaklęć co pozwala chodzić w powietrzu przygotowałeś? - zapytał krasnoluda - Deidre, Gabriel… Macie jakieś zaklęcia które w tej sytuacji mogą być przydatne?
- Niestety nie - Pokiwała przecząco głową Zaklinaczka.
- A jesteście pewni, że te cholerne demony w ogóle znajdą klasztor?
- Może go ominą, tam się w każdym razie udajmy najpierw - wtrącił z nadzieją wojownik.
- Nie jesteśmy i tak, klasztor jest pierwszym punktem naszej podróży - przytaknął paladyn wciąż czekając na odpowiedź reszty.
- Jedno, oczywiście - odparł Druid. - No dobra, to kto chce ze mną lecieć? Janika? Deidre?

Druid zamyślił się.
- Rozdzielanie drużyny to zły pomysł - rzekł jeszcze. - Mógłbym polecieć do klasztoru sam najszybciej i dać wam znać, jak się mają.
- Nie - odmówił Endymion - najgorszy scenariusz zakłada, że w klasztorze wszystkie już nie żyją. - Głos paladyna był pewny i gniewny… tylko na moment zadrżał.
- Ale wtedy po ptakach i nic nie zrobimy. Druga z możliwości zakłada, że siostry wciąż się bronią, albo niedługo będą musiały się bronić. Na pewno klasztor ma jakieś defensywne pozycje a przynajmniej część sióstr miała zauważalną moc. Wtedy trzeba będzie je utrzymać przy życiu póki reszta nie przybędzie. Mnie weźmiesz. Jestem obrońcą. Z kapłankami za plecami całymi godzinami utrzymam tę hordę jeśli tylko znajdzie się odpowiednie wąskie przejście które mógłbym chronić. Przerzucę pancerz do torby jeśli zrobi Ci to różnicę. Jak dasz radę to jeszcze Janikę weźmiemy. Ona jest najlżejsza… - Endymion otworzył szerzej oczy gdy patrzał na półgoblinicę.
- Janika! Nie przygotowałaś jeszcze wszystkich swoich alchemii, prawda? Spreparujesz... jak to się nazywało? Mrówczy Udźwig? Czy jakoś tak. Wtedy Bharrig ogarnie nas w dwóch kursach.
- Da się zrobić - Przytaknęła mała zielona.
- To zdecydowanie by nam się przydało. - Gabriel skinął głową. - Szkoda, że nie możemy stać się mali jak mrówki - dodał. - Wtedy zabrałbyś nas wszystkich od razu.
- To mogę ciebie prosić? - zapytał Endymion z ulgą.

Tymczasem Bharrig zmienił formę z borsuka z powrotem na krasnoluda.
- Jestem gotów. W takim razie ty i Janika, tak? I, być może, Geri - tu podrapał swojego tygrysiego kompana za uchem.

- Mówiłeś coś o zaklęciu dla Geriego. Jeśli dobrze rozumiem, że nie będziesz musiał go fizycznie nieść to z Mrówczym Udźwigiem powinieneś móc zabrać troje lub czworo z nas. Szczególnie, że Janika z Deidre ważą pewnie tyle co nic. Myślę, że ja, Gabriel i Janika. Reszta w drugim kursie. Jeśli będzie ci ciężko pancerz zdejmę. Wszystkim pasuje idea?
- To daj tą miksturę, Janika - rzekł Bharrig.

Dla Druida, chmara demonów była tym samym, co chmara komarów albo stado dzikich wilków - ot, miały prawo to robić, chyba, że znalazł się ktoś silniejszy. Oczywiście, konsekwencje misji zaważą jeszcze na tym, w jaki sposób odpłaci się im ich mocodawczyni, stąd lepiej było, żeby uważnie baczyli na to, jak skończy się otwarcie wrót. Sam Druid jednak nie dawał ani Hluthvar, ani klasztorowi wielkich szans.

- Tak - odpowiedział jeszcze Paladynowi - jestem w stanie zakląć Geriego tak, żeby łatwiej go przenieść.
- Nie widzę problemów - powiedział Gabriel, chociaż ideą rozdzielenia się zachwycony nie był, tyle, że lepszych pomysłów nie miał. - Możemy się tak podzielić. Chociaż... jeśli klasztor będzie oblężony, to możemy mieć kłopoty z dostaniem się do środka.
- Macie szczęście, że nie jestem samolubna, i mam możliwości dzielenia się moimi ekstraktami, inaczej dla kogoś innego poza mną, byłaby to trucizna - Powiedziała z uśmieszkiem Janika, która właśnie skończyła przygotowywanie jakiejś mikstury. Podała ją Druidowi - No to zdrówko…

Druid wziął od Janiki magiczny dekokt, który przygotowała i skłonił głowę w geście podziękowania, a następnie jednym haustem wypił jego zawartość. Czuł się… Cóż, w zasadzie nie odczuł jakiejś dużej różnicy. Ale wiedział, że zaklęcie alchemika nie zawiedzie.

Następnie, podszedł do Geriego i rzekł:
- Tak, jak trenowaliśmy, stary - uśmiechnął się do tygrysa i dotknął jego łba. Następnie, wyszeptał zaklęcie i po wyrecytowaniu ostatniego słowa, wokół tygrysa zajaśniała energia. Trwało to przez parę krótkich chwil. Kiedy blask przygasł, zamiast Geriego przed Druidem stała mała, kamienna statuetka tygrysa. Druid schylił się i włożył ją pod poły swojego płaszcza.

Zaraz potem Druid wykonał gest, a jego sylwetka rozmyła się w mgle wywołanej zaklęciem. Z tej mgły uniósł się wielki, trzymetrowy żywiołak powietrza: wyglądał niczym skrzyżowanie małego tornada z mniej więcej ludzką sylwetką.
- Ruszajmy - rzekł Bharrig, wyciągając do Janiki wielką łapę, która wyglądała jak wirująca chmura.

- No, niezła to magia, ale musimy się tak rozdzielać? - spytał się ponuro Kargar przypominając sobie jak źle skończyła jego poprzednia drużyna. No a z tymi demonami to zdecydowanie nie były przelewki. Denerwowało go, że będzie musiał tak bezczynnie czekać.
- Jeśli okaże się, że siły wroga są przeważające, wrócimy po was - Bharrig rzekł do Kargara. - Ratowanie klasztoru to jedno, ale nie będziemy się przy tym zabijać.
- No, z tą armią demonów to może być ciężko bez zabijania.. ale dobrze, tylko poczekajcie nan z jatką - wyszczerzył się Kargar.
- Poczekamy - zapewnił go Gabriel.
- To do zobaczenia za chwilę - Uśmiechnęła się Deidre, machając rączką do Amary i Kargara.
 
Kerm jest offline