Szczęście im dopisywało, Ranald uśmiechał się do ich gromadki. Wpierw Podgaje i spokojna noc spędzona z khazadami, teraz Wiedźmie Wzgórze i znajome dla Ingwara twarze. Fart fartem, tylko jeszcze na jak długo? Ranald miał to do siebie, że był kapryśny i tylko było wypatrywać zmieniającej się fortuny. Eleonora z suchym uśmiechem spojrzała to na jednego, to na drugiego rycerza którzy rzucili się pomagać jej z siodła. Matka wpoiła jej dobrych manier na tyle, by takiej pomocy nie zbyła fuknięciem.
-
Nadobna panienka pozwoli - Johan spojrzał wymownie na swa wyciągniętą dłoń.
Łasiczka dłoń ujęła i zeskoczyła z siodła. Pomocnych kawalerów odesłała jedynie, gdy chcieli zająć się jej kasztankiem. Sama rozkulbaczyła wierzchowca, wysuszyła i dała jeść. Pogładziła zwierzę po grzywie.
-
Jak cię tu nazwać, hm? - Mruknęła sama do siebie, wokalizując pytanie które zaczęło pojawiać się w jej myślach. Zaczynała się zżywać.
Siedząc przy ognisku, przeżuwała jedynie suszone mięso, starając się ignorować rzucane w jej stronę ciekawe spojrzenia. Eleonora śmiała się w duchu na wspomnienie bycia nazwaną "nadobną panienką" i dworskim manierom, jakie pasowani przybierali ku jej osobie. Może i familia Cassini miała gdzieś szlachecką krew w żyłach, może nie. Matka nigdy nie opowiadała jej o swej przeszłości w Tilei. Może też po prostu rycerze mieli cele wiadome na uwadze. Eleonora nie mogła ich za to winić. Szeroko pojęty trakt nie sprzyjał amorowym działaniom - łóżek brakowało, a co dopiero łóżkowych partnerów. Chociaż... Rycerze byli mili dla oka. Johan przypominał jej nawet jednego Reiklandczyka ze stolicy, z mile łaskoczącą brodą...
Nie. Łasiczka wstała i otrzepała siedzenie, z dygnięciem przepraszając i ruszając ku Gudrun przy wierzchowcach. Fantazje i wspominki może i wygłuszyłyby Tupika, na którym obecnie były skupione spojrzenia, ale od nich tylko krok był do malowania mentalnego obrazu uwieczniającego i przywołującego ostatni nocleg na Wiedźmim. Nie. Była pewna, że gdyby poszła nieco w głąb pieczary, znalazłaby kredowo-farbowe rysunki na ścianach, które zostawiła wraz z Edmundem lata temu.
-
Powinniśmy wystawić warty - szepnęła, szturchając łokciem Gudrun. -
Tak, żeby zawsze ktoś miał baczenie na nowych towarzyszy. Ja mogę wartować pierwsza...
-
Panienki się nie frasują wachtowaniem - Bruno zjawił się niewiadomo skąd. -
Przy nas jesteście bezpieczne.
-
Nie wątpię - zaszczebiotała Eleonora z uśmiechem -
ale na szlaku wszyscy jesteśmy równi. Chcemy być przydatne.
Zanim pasowanemu dane było odpowiedzieć, dziewczyna kontynuowała stanowczo.
-
Ale jeśli panu nie leży wachta z kobietami, to możemy dogadać się z pańskimi kolegami. Johan zapewne chętnie mi potowarzyszy.
Bruno odchrząknął, zerkając z ukosa na rycerzy. Podciągnął pasa, zachmurzył się i podrapał po brodzie. Przytaknął jedynie na słowa Eleonory, uśmiechając się gdy ta ujęła go pod ramię.
-
Wróćmy już do ogniska.
Niby tylko proponowała, ale Bruno nie oponował gdy powiodła go w tamtą stronę. Uroki uroku osobistego.
_______________________________
45, 28, 14, 25, 99