Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-11-2021, 16:10   #141
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Po prostu tam jeźdźmy , nie ukrywając się , nie kombinując, dając znać że jedziemy... Problem będzie dopiero wtedy gdy nikogo tam nie zastaniemy, to by mogło oznaczać, że uznali że ślady się zatarły i szykują jaką zasadzkę... zapewne w nocy, przewaga liczebna jest po naszej stronie, chyba że - Tupikowi dopiero teraz przyszła do głowy gorsza alternatywa

- Chyba że ta trójka jeźdźców dołączyła jedynie do większej gromady która już na górze wcześniej się osadziła. Nie można wykluczyć że jest ich tam więcej, ale wielkiego wyboru i tak nie mamy. Prawda? - spojrzał pytająco głównie na Łasiczkę która znała te tereny lepiej od nich

Tupik zdawał sobie sprawę że owa góra była najlepszą opcją na obóz ... no chyba że faktycznie już obozowali tam grasanci. To by zmieniało sprawę, wciąż nie byli jeszcze w pełnej gotowości bojowej a kolejne rany mogły im uniemożliwić walkę na tygodnie jeśli nie miesiące rekonwalestencji... Zakładając że by przeżyli.

- Gdyby ktoś wątpił też potrafię się skradać - zaoferował swą pomoc pomimo ran.


K100 : 53, 16, 98, 75, 65

 
Eliasz jest offline  
Stary 24-11-2021, 16:23   #142
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Prawda - przytaknęła Eleonora, ale jakby niepewnie, zamyślając się. - Z tego co pamiętam, dalej są jeno lasy i sporadyczne poręby, o lepsze miejsce na nocleg raczej ciężko.

Przestąpiła z nogi na nogę, zerkając przelotnie na pociemniałe niebo i wydłużające się cienie. Zmierzch motywował do szybkiego rozbicia obozu.

- Po ciemnicy - zawyrokowała - to nie ma co szukać. Ręce mamy związane, jak to mówią.

Odwiesiła z powrotem kuszę, odwiązała lejce i wskoczyła na powrót na siodło. Okręciła się w stronę Theo.

- Mistrzu Hohenheim, podjadę z panem ten kawałek. Zawołajmy z daleka, co?

Pytanie musiało być grzecznościowo-retoryczne, bo Łasiczka cmoknęła na kasztaniaka i obrała kierunek na wijącą się ku górze ścieżkę. Prewencyjnie upewniła się, że płaszcz otulał kuszę i pochowane na własnej osobie noże, kryjąc je przed spojrzeniem obecnych lokatorów Wiedźmiego Wzgórza. Pierwsze wrażenie, etc...



_______________________________

70, 39, 65, 85, 2
 
Aro jest offline  
Stary 25-11-2021, 08:53   #143
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację


Decyzja została podjęta a czas był ku temu najwyższy, zmierzchało już na całego. Eleonora ruszyła powoli pod górę mając u boku Theo, który w głowie układał sobie stosowne słowa. Wiedział, że od ich doboru wiele może znaczyć. Jechali powoli coraz wyraźniej czując dym ogniska, który kładł się w bezwietrznej, w tej chwili, pogodzie i mieszał z osnutym wieczornymi mgłami lasem. Odgłosy rozmowy usłyszała pierwsza Eleonora, ale nie osłabiło to jej czujności. Wiedziała, że pośród świerkowego lasu wszędzie może się kryć zasadzka. Wartownik mógł czychać za jakimś pniakiem, w jakimś wykrocie, gdzieś przy drodze zapewne. Wypatrywała w mroku miejsc gdzie sama by się zasadziła klnąc w duchu, że Gudrun nie ruszyła z nimi. Jej wzrok i doświadczenie w takich podchodach wielce by im się teraz przydało. A tak byli zdani na siebie, swoje zmysły i swój rozum. Jechali więc ostrożnie w górę powoli dostrzegając jaśniejszą plamę pośród leśnej kniei. W końcu Theo wstrzymał konia zatrzymując ich powolną jazdę.

Ingwar na wozie wodził wzrokiem dookoła, jakby zastanawiając się z której strony nadejdzie pocisk. Jego nerwowość udzieliła się Tupikowi. Niziołek sam zaczął zastanawiać się, czy lepiej nie było by, gdyby sam poszedł na zwiady. Nie, żeby mógł coś zarzucić przyjętemu planowi, co to to nie, ale … lubił działanie. Brak działania, oczekiwanie, doprowadzały go do szału.

-Mogłem pójść. Cichutko był podszedł do nich i wnet byśmy wiedzieli kto zacz. - powiedział cicho, ale tak by słyszeli go towarzysze. Sami również słyszeli powolne człapanie wierzchowców Eleonory i Theophrastusa, którzy zniknęli już w ciemnościach.

-Podszedł byś, gdyby ci na to pozwolili. Zima jeszcze siedzi w kniei, jak chciałbyś uniknąć chrzęstu śniegu? Jak ptak byś leciał? - Gudrun chyba wracała do zdrowia, bo zaczynała jak każda baba być marudna. Ale też na skrytym podejściu w dziczy znała się chyba najlepiej. Kiedyś wiele opowiadała o swoich łowach. Kiedyś, w Wusterburgu, kiedy o łowach i dziczyźnie mogli tylko marzyć.

-Nie ma co gadać po próżnicy, poszli więc ich przecie nie zawrócimy teraz. Pomysł jest dobry, tylko jak co pójdzie nie tak to medyka szkoda. - Ingwar poruszył kwestię, której chyba nie brali, poza Semenem, pod uwagę. Medyk najlepiej znał się w ich gronie na ranach a swego talentu dowiódł już po wielokroć. Trzymali się wszak w siodłach a przy ranach jakie otrzymali winni leżeć w lazaretach.

-Hej tam, przy ogniu! - krzyknął głośno medyk, tak jak mógłby krzyczeć ktoś kto chce być słyszany. Eleonora z napiętymi w nerwach mięśniami wyglądała czujnie jakiegoś ruchu, sygnału że ich krzyk wzbudził czyjąś wrogość. Nic takiego się nie działo. Do sań i pozostałej grupy dotarł również krzyk medyka, aż tak daleko znowu nie odjechali. Tyle, że w górach głos się niesie.

-Kto wy?! - odpowiedziało od ognia donośne wołanie. Głos był męski, niski, ale widać było że krzyczeć gromko potrafi.

-Rannego wieziem i pytać chcielim czy byście się miejscem przy ogniu nie podzielili! - Theophrastus znów głośno krzyknął tłumiąc przy okazji westchnienie ulgi. Gdyby przy ognisku ktoś planował by zasadzkę, pewnie by z nimi nie rozmawiał.

-Gadają, nie jest źle. - Tupik odetchnął słysząc niosący się z oddali odgłos rozmów. Semen wzruszył ramionami a Gudrun jedynie podjechała kilka długości konia wyżej zbliżając się do skraju gęstwiny. Zdawało jej się…

-Ilu was i dokąd jazda?! - ten przy ognisku zdawało się nie miał złych zamiarów. Pytał, bo dobrze było wiedzieć, czy do ogniska zaprasza się pięciu czy pięćdziesięciu podróżnych. Inna sprawa, że pięćdziesięciu nie pytało by o pozwolenie.

-Jedziem do Teoffen a nas wszystkich siódemka z czego jeden ciężko ranny na saniach! - Theophrastus zastanawiał się czy nie dodać, że przy mieczu to ledwie dwójka, ale wstrzymał się. Takie gadanie mogło być odebrane jako próba nadmiernego uśpienia czujności a nie chciał być posądzony o złe zamiary. Przy ognisku dał się słyszeć odgłos ściszonej rozmowy, jakiejś szybkiej narady, po czym gromki głos odpowiedział. - Zapraszamy!

Theophrastus spojrzał pytająco na Eleonorę, ta wzruszyła ramionami. Odpowiedział tym samym. W końcu mruknął. - Jedź po nich, poczekam. - Głośno zaś odkrzyknął. - Jedziemy!

Eleonora kopnęła się rysią do reszty i w kilku słowach zdała relację z negocjacji. Wnet orszak jechał w górę poprzedzany przez Eleonorę i Semena. Ingwar prowadził spokojnie, ale bełtu z leżyska napiętej kuszy nie zdjął. Co to, to nie. Tupik rozsiadł się na saniach, ale całą uwagę poświęcał otoczeniu. Na razie nie wydarzyło się nic, co mogło by uśpić jego czujność. Gudrun zamykała pochód poprzedzana przez powiązane do sań dwa luźne wierzchowce. Jej wzrok przeczesywał leśną gęstwinę, ale jej myśli błądziły gdzieś indziej. Wspomniała siedem puszczonych luzem wczoraj, zdobytych wierzchowców. Taki skarb! Gdyby miała pewność, że da się je sprzedać komuś… nie musiała by by polować przez … no nawet nie wiedziała jak długo. Słyszała kiedyś, że wierzchowiec wart jest najmniej pięćdziesiąt koron! Próbowała nie myśleć o puszczonym wolno skarbie, ale dwa zady prowadzonych luzaków wciąż przywodziło jej na myśl wczorajsze, pochopne chyba, działanie. Z drugiej stronie siedziała w siodle innego, zdobycznego, wierzchowca. To też był powód do radości! Ta myśl poprawiła jej samopoczucie.

Wkrótce dotarli do Theophrastusa, który wyraźnie ucieszył się na ich widok. Teraz już razem ruszyli a medyk zrównał się z wozem pozwalając Eleonorze i Semenowi prowadzi ich komunik.

-Jesteśmy już razem. Jedziemy! - zawołał raz jeszcze, by upewnić się w intencjach nieznajomych. Odpowiedziało mu równie gromkie co wcześniej. - Prosimy!

Ruszyli. Nie minęło trzy pacierze jak ich oczom ukazał się rozświetlony blaskiem ogniska wyłom skalny kryjący wejście do jaskini.







W blasku ogniska dostrzegli również trzech mężów, którzy stojąc z dłońmi na rękojeściach mieczy obserwowali czujnie wjeżdżający ich komunik. Rycerskie wierzchowce stały w jaskini widoczne w półmroku. Zbrojni czekali w spokoju pozwalając na to by spokojnie pozłazili z siodeł, ustawili sanie jak trzeba. W końcu ten, co prowadził gromkie, leśne nawoływania, krótko strzyżony brodacz, odezwał się. Tyle, że już ciszej.

-Jam Carl Gurdweir de Horwitz a moi towarzysze to Johan Pfernz i Bruno Neumard, wszyscy w służbie młodego pana Detlefa z Teoffen! - rzekł kłaniając się lekko Eleonorze, widocznie biorąc ją za damę. Może zresztą taką miał obyczajność. Jego kamraci wyszczerzyli się do niej nie zwracając raczej uwagi na pozostałych. Ingwar wstał na koźle i wyraźnie poruszony krzyknął do niego. - Carl „Trzy palce”! Niech mnie kule biją! No, tośmy uratowani!

Trójka zbrojnych skonsternowana wyraźnie zbliżyła się do sań, jakby zaskoczona głosem starego. Dopiero gdy przeszli kilka kroków ten zwany „Trzy palce”, chyba przywódca albo choć najbardziej wygadany, krzyknął zduszonym głosem. - Wasza godność! Mości Ingwarze!? To wy?!

-Jam to!
- w głosie starego znać było coś jakby dumę i ulgę. - To zaś moi… kompanioni. Którzy pomogli mi wywieźć z bitewnego skrzętu ranionego Lorda Erycka! A wy co tak daleko od zamku?

-Co z jego miłością?! Dycha? - ten zwany Carlem przyskoczył do sań, by samemu sprawdzić stan rannego. Jego towarzysze też już zapomnieli chyba o ostrożności, bo postąpili razem z nim a widząc rannego sapnęli ciężko.

-Dycha, dycha! Ten tu mistrz nauk medycznych… - Ingwar wskazał na Theo, który dziwnie się czuł z tym wywołaniem do odpowiedzi, ale jak i wszyscy cieszył się z chwili wytchnienia, która zdawała się teraz pewną. - … dbał o niego i dokonał prawdziwego cudu. Ale co będziemy tak na stojąco opowiadać. Dajmy nogom spocząć bośmy strudzeni wielce. Będzie czas pogwarzyć!

-Jak każecie wasza godność. - powiedział z szacunkiem Carl Gudweir ruszając do podróżnych by im pomóc. Dwaj jego kompanioni już z dwóch stron trzymali cugle wierzchowca Eleonory, każdy wyciągając dłoń by jej pomóc. Carl ruszył z tym samym zamiarem do Gudrun, ale ta już sama zlazła z konia i wprowadzała go do jaskini. Wnet pozsiadali z wierzchowców, rozkulbaczyli zmęczone zwierzęta, wytarli je do sucha i dali obroku pozostawiając w skalnym schronisku. Carl z druhami pod nadzorem Theo zdjęli z sań, których nie sposób było wprowadzić do jaskini, rannego i wnieśli do środka. Tam złożony przy ogniu legł na futrach. Rycerze chcieli jak najszybciej dowiedzieć się co się stało i jaki jest stan lorda, ale Ingwar z Theo przegnali ich. Po ledwie kwadransie wszyscy siedzieli przy ognisku.

Wnet okazało się, że jego godność Ingwar, skromnie noszący się na sługę Lorda Erycka, tak po prawdzie jest jego prawą ręką w Teoffen i ma niemal tę samą co jego pryncypał władzę. Bagatelizujący słowa rycerzy Ingwar jednak wyraźnie dumny był z poważania jakim cieszył się wśród młodszych urodzonych. W Teoffen rządził pod nieobecność Lorda jego syn, Detlef. On to rozesłał w różne strony zbrojne czaty bowiem pośród chłopstwa jęli się pojawiać wichrzyciele, którzy do buntów jak w Wusterburgu nawoływali. Kilku powieszono, kilku uciekło. Łowiono więc na szlakach i traktach, choć ludzi było mało bo większość trzy tygodnie temu poszła pod Lordem Eryckiem. Ingwar słuchał tego wszystkiego z uwagą. Reszta również. Rycerze zaś ciekawi byli wieści spod Wusterburga. Wymieniano się nimi.

Tupik zaś, nauczony doświadczeniem z niejakim Berengerem, dostrzegał w tej opowieści jakąś fałszywą nutę, ale nie chciał w nią wierzyć. Bo ile razu znów historia mogła by się powtarzać?


***
5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 25-11-2021, 11:26   #144
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Gdy usłyszał że do czynienia mają z rycerstwem sygnet Tupika szybciusieńko wrócił, w niezauważalny sposób , na swoje miejsce. Zaczynała męczyć go już ta zabawa w chowanego z szlachectwem, ale cóż było począć, takie mamy czasy…

Wyraźnie uspokoił się na wieść , że rycerze znają się z Ingwarem i że to rycerze a nie kolejna wataha wichrzycieli , towarzyszy, odnowicieli… niszczycieli… Niemniej jego instynkt wyraźnie nie dawał mu spokoju. Wiedział że należy ufać swojemu instynktowi – raz bo rzadko się mylił, a dwa że zakładał zwykle najgorsze. Jeśli najgorsze się nie potwierdzało , nic się nie działo ot szargane nieco nerwy i podejrzliwość. Jeśli zaś się potwierdzało – to przynajmniej był przygotowany !

- Tupik von Goldenzungen herbu grota – ukłonił się lekko rycerzom – wciąż szlifując talent etykieta zwany. – Wybaczcie mości panowie jeśli uchybie w czymś obyczajom, alem nowy wśród herbowych , nieprzywykły jeszcze do tego zaszczytu jakim mnie Wielmożny Berenger D’Arvill Pan na włościach i i jeden z ostatnich żyjących potomków Jeana d’Arvill obdarował.

Tupik nie ciągnął przedstawienia ale gotów był sprawnie odpierać wszelkie zarzuty czy wątpliwości, nadarzała mu się zresztą doskonała okazja by szlachectwo swoje nieco przetestować a może i w końcu zacząć rozszerzać swą reputację, wszak wiadomym było że od rozsławienia swego rodu wiele zależało na ile on uznawany będzie…

Tytuł pozwalał mu nieco swobodniej rozmawiać z rycerzami i zamierzał to nieco wykorzystać. Rozmowę jednak prowadził ostrożnie, wyważenie, nie musiał potwierdzać czy rycerze byli tym za kogo się podawali – nie możliwe było aby potencjalni szpiedzy rewolucyjni aż tak dobrze wcielali się w rolę , żeby byli w stanie rozpoznać Ingwara zanim ten się im przedstawił nie mówiąc już o całej trosce jaką okazywali. Jeśli jednak byli to szpiedzy rewolucji to Prokurator z takimi ludźmi już wygraną miał w kieszeni…

Inna sprawa że mogli być grasantami, albo może mieli jakieś inne cele o których nie zamierzali mówić? Czy księżna i u nich wprowadziła swoje pionki do gry? Czy syn nie chciał skorzystac z okazji do pozbycia się ojca gdy już zakosztował władzy? ... Tysiące pytań kotłowało się w głowie halflinga, wystarczająco dużo by obdzielić nim oddział żołnierzy. Wiedział jednak że informacje najlepiej wyciąga się nie wprost, bardziej patrząc po reakcjach. Dlatego opowiadając przebieg bitwy wyglądał po reakcji rycerzy czy aby na pewno byli oni zmartwieni rozgromieniem wojsk… Kolejną wieść o przegrupowaniu sił i szykowaniu się do ostatecznego szturmy i zwycięstwa także okruszył uważną obserwacją reakcji , zwłaszcza tą ukrytą. Uniesiona brew, zaciśnięte wargi, odwrócenie wzroku choćby na moment. Dla kłamców charakterystycznym było że tuż przed skłamaniem dłonie sunęły ku twarzy, by poprawić brodę podrapać się po uchu. Tupik doskonale zdawał sobie sprawę z mimowolnych odruchów jakie przejawiało ciało kłamcy. Od lat skutecznie je opanowywał i świadomie je kontrolował.

- Zostajecie Panowie w tym punkcie – bo trzeba przyznać że doskonałe miejsce do obserwacji traktu czy jedziecie gdzieś dalej?
– dopytał na koniec wymiany opowieści. Rozmowa o zamiarach najłatwiej mogła odkryć potencjalne półprawdy zbrojnej trójki.

Tupik nie skupiał się przy tym na głównym rozmówcy ale tez na jego kompanionach i ich reakcji, zwykle jeden z towarzystwa był bardziej wygadany i lepiej skrywał co chciał skryć a reszta milczała gdyż nie łatwo byłoby im ukryć prawdę. Tak … Berenger , pan na włościach chędorzony , niech mu ziemia ciężką będzie, nauczył Tupika że wśród takich jak on częściej można naciąć się na zdradę niż wśród biednego pospólstwa. Może po prostu biedne pospólstwo nie było w tym tak dobrze wyszkolone jak szlachta… ?

Tak czy inaczej wiedział już że tej nocy bez odrębnych od rycerzy wart się nie obejdzie...





K100: 34, 22, 49, 08, 17

 
Eliasz jest offline  
Stary 28-11-2021, 17:12   #145
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Szczęście im dopisywało, Ranald uśmiechał się do ich gromadki. Wpierw Podgaje i spokojna noc spędzona z khazadami, teraz Wiedźmie Wzgórze i znajome dla Ingwara twarze. Fart fartem, tylko jeszcze na jak długo? Ranald miał to do siebie, że był kapryśny i tylko było wypatrywać zmieniającej się fortuny. Eleonora z suchym uśmiechem spojrzała to na jednego, to na drugiego rycerza którzy rzucili się pomagać jej z siodła. Matka wpoiła jej dobrych manier na tyle, by takiej pomocy nie zbyła fuknięciem.

- Nadobna panienka pozwoli - Johan spojrzał wymownie na swa wyciągniętą dłoń.

Łasiczka dłoń ujęła i zeskoczyła z siodła. Pomocnych kawalerów odesłała jedynie, gdy chcieli zająć się jej kasztankiem. Sama rozkulbaczyła wierzchowca, wysuszyła i dała jeść. Pogładziła zwierzę po grzywie.

- Jak cię tu nazwać, hm? - Mruknęła sama do siebie, wokalizując pytanie które zaczęło pojawiać się w jej myślach. Zaczynała się zżywać.

Siedząc przy ognisku, przeżuwała jedynie suszone mięso, starając się ignorować rzucane w jej stronę ciekawe spojrzenia. Eleonora śmiała się w duchu na wspomnienie bycia nazwaną "nadobną panienką" i dworskim manierom, jakie pasowani przybierali ku jej osobie. Może i familia Cassini miała gdzieś szlachecką krew w żyłach, może nie. Matka nigdy nie opowiadała jej o swej przeszłości w Tilei. Może też po prostu rycerze mieli cele wiadome na uwadze. Eleonora nie mogła ich za to winić. Szeroko pojęty trakt nie sprzyjał amorowym działaniom - łóżek brakowało, a co dopiero łóżkowych partnerów. Chociaż... Rycerze byli mili dla oka. Johan przypominał jej nawet jednego Reiklandczyka ze stolicy, z mile łaskoczącą brodą...

Nie. Łasiczka wstała i otrzepała siedzenie, z dygnięciem przepraszając i ruszając ku Gudrun przy wierzchowcach. Fantazje i wspominki może i wygłuszyłyby Tupika, na którym obecnie były skupione spojrzenia, ale od nich tylko krok był do malowania mentalnego obrazu uwieczniającego i przywołującego ostatni nocleg na Wiedźmim. Nie. Była pewna, że gdyby poszła nieco w głąb pieczary, znalazłaby kredowo-farbowe rysunki na ścianach, które zostawiła wraz z Edmundem lata temu.

- Powinniśmy wystawić warty - szepnęła, szturchając łokciem Gudrun. - Tak, żeby zawsze ktoś miał baczenie na nowych towarzyszy. Ja mogę wartować pierwsza...

- Panienki się nie frasują wachtowaniem - Bruno zjawił się niewiadomo skąd. - Przy nas jesteście bezpieczne.

- Nie wątpię - zaszczebiotała Eleonora z uśmiechem - ale na szlaku wszyscy jesteśmy równi. Chcemy być przydatne.

Zanim pasowanemu dane było odpowiedzieć, dziewczyna kontynuowała stanowczo.

- Ale jeśli panu nie leży wachta z kobietami, to możemy dogadać się z pańskimi kolegami. Johan zapewne chętnie mi potowarzyszy.

Bruno odchrząknął, zerkając z ukosa na rycerzy. Podciągnął pasa, zachmurzył się i podrapał po brodzie. Przytaknął jedynie na słowa Eleonory, uśmiechając się gdy ta ujęła go pod ramię.

- Wróćmy już do ogniska.

Niby tylko proponowała, ale Bruno nie oponował gdy powiodła go w tamtą stronę. Uroki uroku osobistego.



_______________________________

45, 28, 14, 25, 99
 
Aro jest offline  
Stary 28-11-2021, 18:41   #146
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
W odróżnieniu od medyka, jego towarzysze byli nieco podejrzliwi. W odróżnieniu, ponieważ Theo był podejrzliwy jak cholera. Krasnoludy nie są znane z kłamania - a twierdziły, że droga i okolice zostały "zabezpieczone" przez siły rewolucyjne. A jednak byli tutaj rycerze "ancien regime'u". Coś tu się wyraźnie nie zgadzało.

- To krytyczny czas dla rannego. Będę przy nim czuwał całą noc - zadeklarował. Nie był wojownikiem i w razie czego nie powinien stanowić pierwszorzędnego celu. Ale gdzieniegdzie bywał, coś niecoś widział, a z paru miejsc nawet troszku pamiątek zabrał. I miał czas w oblężonym mieście. Tak, jedyne czego tam nie brakowało to czas. Czas na przykład na to, by rozpuszczone w alkoholu fragmenty pewnej rośliny z wiadomego klasztoru i jej sok wysuszyć i sproszkować. W jednym z mieszków, łatwo dostępnych dla ręki, miał teraz niewyróżniający się niczym proszek. Można go było trzymać w gołej ręce i nic się nie działo. W ogóle nie drażnił skóry. Ale sądząc po wynikach eksperymentów na myszach i szczurach ( i jednym nieplanowanym na sobie), wciągnięty do płuc zatykał i dusił człowieka na dobrą minutę, a jeśli wpadał do oka, oślepiał na kilka. Chyba że człowiek zacznie oczy trzeć kułakiem. Jak sobie wetrze to pewnie straci na dłużej.
I jeśli tej nocy zacznie się robić niemiło, będzie mógł sprawdzić substancję w warunkach polowych.

[5d100=56, 91, 15, 49, 18]

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 29-11-2021, 23:07   #147
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Panowie rycerze pozwolą, że z racji wieku, zaproponuje podział wart - powiedział Semen po kolacji. - Aby sprawiedliwe było, tedy po jednej osobie i od nas i od was pilnować będzie. No chyba, że któryś z panów ranę odniósł, wiadomo, na patrolu łatwo na zbójów się natknąć. Wtedy nasz kamrat się nim zajmie, a jego zwolnimy z obowiązku.
- A swoją drogą, to jak tu teraz okolice wyglądają? Pogoniliście ostatnio jakiś zbójów, albo buntowników.
 
Mike jest offline  
Stary 01-12-2021, 13:58   #148
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Rycerze w służbie pana z Teoffen nie protestowali przeciwko podziałowi wart, jak i jakiemukolwiek innemu podziałowi obowiązków. Widać było, że obecność „jego godności” Ingwara działa na nich motywująco. Jakby chcieli na wyprzódki pokazać się z jak najlepszej strony unikając zwykłego wśród pasowanych warcholstwa i wyniosłości. Zresztą, po prawdzie, gdy okazało się, że i Tupik jest w gronie urodzonych zaczęli się doń oni zwracać z równym szacunkiem. Choć trudno było im przełknąć, że nieludź jaki ma prawno nosić ostrogi rycerskie. Do tego wyróżniony przez Ingwara „mistrz nauk medycznych”, któremu zawdzięczali wedle jego słów życie swego seniora, dodatkowo podnosił rangę przybyłego orszaku. A i dwóm niewiastom noszącym się po męsku żaden z młodych rycerzy wstrętów czynić nie zamierzał. Do tego żądni opowieści o wydarzeniach spod Wusterburga, rycerze bez szemrania społem z Semenem naznosili opału, pomogli przybyłym oporządzić wierzchowce, podzielili się strawą, choć i przybyli oddali od siebie to i owo. Ognisko trzaskało wesoło dodając otuchy i odpędzając złe myśli. Wiedźmie Wzgórze okazało się całkiem przyjemnym miejscem spoczynku. Wbrew swej nazwie.

-Prawcie, prawcie, jak to było z tą bitwą w której nasz pan legł rażon przez wrogów? - kiedy wszyscy w końcu spoczęli przy ognisku nadszedł czas opowieści. Ciekawość też musiała być nakarmiona.

-Ano stanęliśmy pod Wusterburgiem, jak było umówione. Rycerstwo, trochę luźnych zebranych w jedną kupę, do tego klanowi co się stawili na wezwanie, posiłki zwerbowane przez kupców z okolicznych miast i czeladzi co niemało. Było nas dość, by zdusić miasto w okrążeniu, ale Lord Eryck ponaglany przez barona Manfreda von Eigenhofa licznymi listami nalegał na szturm. Zresztą i rycerze i klanowi chcieli się uwinąć. Bo to mróz, niebawem wiosna miała przyjść a to wiadomo roztopy i konie na błotnistych łąkach do szarży nie pójdą… - Ingwar wziął na siebie ciężar opowieści. Jakby obawiał się narracji swoich dotychczasowych towarzyszy.

-Ale do jakiej szarży? Na mury? - niedowierzanie pojawiło się na twarzy ciemnowłosego Johana.

-Nie, tam murów ostało się ledwie co. Wyłomy były szerokie tak, że jazda mogła ławą wedrzeć się do miasta. Ale nasz Lord, przy którym było dowództwo, posłał wpierw luźnych a po nich klanowych. Tyle, że i tamci nie próżnowali, do odparcia szturmu się szykując. Wciągnęli naszych w największym wyłomie i związali a potem uderzyli na klanowych z boku rozbijając ich szyk. A potem… - Ingwar uniósł oczy utkwione w ognisku i spoglądał przez chwilę na dotychczasową swoją kompanię. - … użyli magii jakiej straszliwej, bo gdy nasi szli już rysią i zbliżali się do wyłomu mocą straszliwą położyli pierwsze szeregi rycerstwa kładąc je pokotem. A gdy rycerstwo poszło w rozsypkę, to i odwody wycofały się… - zawahał się na chwilę, po czym podjął - … co tam wycofały. Pierzchła czeladź i kupieckie zastępy oraz ci z placu boju, co ocaleli. Wojska rozbite, pod Eigenchof się cofnęły by przy boku imć pana barona Manfreda znów zebrać się w siłę. Ale co zgrai różnej nauciekało! Cud, żem tych dzielnych ludzi uprosił, by na polu bitwy gdzie wusterburgczycy się srożyli, odnaleźli ciało Lorda Erycka. Ale odnaleźli. Ba! Żyw był jeszcze, choć poranion okrutnie. Ale, jak rzekłem, szczęśliwa mu widać gwiazda świeci, bo Mistrz Theophrastus to prawdziwie mistrz nad mistrze! On to ocalił waszego pana! A i kompania zacna, bo gdy ci z Wusterburga w pościg traktami się puścili to pobili w obronie Lorda ich oddział samemu odnosząc liczne rany. A potem to już rwaliśmy co koń wyskoczy na Teoffen. Jeszcześmy na szlaku krasnoludzki hufiec spotkali, ale oni do tej, psia ich mać, rewolucji przystali. Ale nie naciskali na nasz orszak, widać respekt czując przed imieniem Lorda i szanując jego rycerską sławę. Tak oto i tu trafiliśmy. I szczęśliwie was spotkaliśmy. Ot i cała historia. A wy, co tak daleko do zamku? W Teoffen niepokoje? Bo wiemy, że ci z Wusterburga posłali do wszystkich wsi, siół, osad i dymów, rewolucję psubraty chcą wywołać! Wolność, kurwa! - Ingwar pierwszy raz zaklął i splunął siarczyście, jakby ostatnie słowa brzydkim jakim smakiem rozlały mu się po ustach. Jednak co najważniejsze, na co zwrócili uwagę obawiając się tego co powie, Ingwar wyraźnie przemilczał ich udział w bitwie pod Wusterburgiem. A kończąc swą opowieść skinął im głową.

Rycerze pana na Teoffen kiwali ze zdumieniem głowami, czasem z ust ich wyrwało się proste „Nie może być!”, czasem jakieś bardziej jeszcze proste przekleństwo. Widać opowieść o klęsce wojska, które nie tak dawno jeszcze ruszało położyć kres buntowi małego miasta, robiła na nich wrażenie. Trudno było zresztą im się dziwić. To była bitwa a gdzie młodzi rycerze mogli szukać sławy, zaszczytów i łupów jak nie na wojnie? Nawet, jeśli wojna ta była z chmyzami, to przecie można było zyskać imię, wyróżnić się na polu walki. Tęskno im było do tego i wyraźnie żałowali, że nie dane było im wziąć w niej udziału. W końcu ten, który zdaje się nimi przewodził, zwany Carlem, krótko strzyżony, niższy od pozostałych i krępy, wzruszył ramionami odpowiadając Ingwarowi.

-Jak mówiłem wasza godność, byli jacyś wichrzyciele, co to ich widać specjalnie posłano. Ale panicz Detlef zaraz jak jego lordowska mość wyruszyli ze zbrojnymi, zebrał co zostało i nakazał patrole czynić. Trochę się jeszcze zjechało spóźnionego wojska, co to nie zdążyło na czas dotrzeć do Teoffen i wyruszyć z lordowską mością. Panicz Detlef kazał objechać wszystkie wsie i gardłem karać każdego, który choćby wspomni o rewolucji, wolności i równości. W Teoffen zebrał całkiem zgrabny komunik, ale wbrew niektórym którzy chcieli iść za wojskiem pod Wusterburg, zatrzymał całą siłę i jeno patrole wysyłał, takie jak nasz. My już w zamku wysiedzieć nie moglim, to posłał nas na szlak ku Wusterburgowi, wywiedzieć się co jak. Mieliśmy jutro do Rotenbach jechać, może i pod sam Wusterburg się posunąć, ale teraz, jak was spotkalim to będziemy wracali. przypilnować, coby jego lordowskiej mości nic się nie stało więcej. Pojutrze winniśmy stanąć w Teoffen.

-To dobry pomysł. Ale i na trakt by należało mieć baczenie, jak kazał panicz Detlef. - Ingwar zasępił się wyraźnie ważąc coś w myślach. Wyraźnie wolałby jechać do Teoffen w towarzystwie „mistrza nad mistrze” i swoich ludzi. Ale szlaku też chciał pilnować. - Dziś spocznijmy, co dalej jutro postanowimy. Spocząć nam trza wszystkim. A warty trzeba stawiać. I z tym, by naprzemiennie, to dobry pomysł. Prawda mości Semenie?

Kozak wywołany do odpowiedzi wzruszył ramionami, pomysł był jego, rzekł wszak już wcześniej że tak winni uczynić, więc i nie było co po próżnicy klepać mordą. Podzielili warty jak trzeba. Bruno z radością przyjął pierwszą wartę z Eleonorą, widać było że szuka okazji by porozmawiać z urokliwą białką, która mu chyba zaimponowała. Carl „Trzy Palce” wartować miał z Tupikiem, choć wyraźnie powątpiewał w przydatność niziołka do takiego zadania. Później Semen z Johanem i na końcu Gudrun z Ingwarem, który nalegał na to by i on wartę mógł pełnić, aby tylko Mistrz Theo wypoczął i mógł skupić się na opiece nad rannym. Lord Eryck zresztą tuż przed zaśnięciem wszystkich na chwilę odzyskał przytomność i choć pogrążony w gorączce, jednak na tyle był przytomny by rozmówić się z Ingwarem, prosić o wodę i uścisnąć dłoń Theo wypowiadając słabym głosem „Dziękuję”. Napojono go zagrzanym wywarem, który jechał z nimi od wczoraj na saniach, dano wody. Theo dokładnie obejrzał ranę na głowie. Rycerze lorda nie mogli się nadziwić sprawności medyka i jego uczonym słowom, które przy okazji opatrywania wypowiadał. Poprawił poluzowane łupki, wyczyścił ropiejącą bliznę (Lord też dochodził do siebie nadspodziewanie szybko!) i zapodał mu jakieś dekokty, które wspomóc miały jego powrót do zdrowia. W końcu pokładli się wszyscy zostawiając warty w rękach Eleonory i Bruna. San zmorzył ich szybko.



***


Krew spływała z nocnego nieba, niczym deszcz obmywając wszystko na co spadły jej szkarłatne krople. Biały wieczorem jeszcze śnieg, zmienił się w purpurowy dywan. Nawet ogień ogniska czerwieniał nadając cieniom błądzącym po ścianach jaskini brązowy odcień. Jednak wszystko to było niczym wobec gorejącego spojrzenia utkwionego w każdym z nich. Oczy nawykłe do widoku posłuszeństwa spoglądały wyczekująco jednak widzieli w nim już oznaki zniecierpliwienia. Czuli potrzebę poddania się niewypowiedzianemu rozkazowi. Żądaniu krwi, krwi i jeszcze większej ilości krwi. I mordu. Czuli, że muszą się mu podporządkować, choć resztki świadomości bytu walczyły jeszcze z nieposkromioną, żelazną wolą. Spoceni miotali się w swoich legowiskach, nie wiedząc nawet o tym. Słabo opierając się jeszcze. Ale ich opór słabł. Żądza krwi wypełniała ich jestestwa. Żądza krwi i mordu…


***

-Aaaaaarrrrrrrggghhhhhh!!!! - krzyk przeszył nocną ciszę zrywając wszystkich na nogi. Nieprzytomnymi od snu oczyma wodzili w koło szukając źródła przeraźliwego dźwięku, ale ich umysły wciąż jeszcze były w pół śnie. W pół śnie - koszmarze, bo przecież niemożliwością było to, co widzieli na własne oczy.

Semen, druh, kompan, towarzysz, na którym mogli polegać zawsze choć gadał raczej mało i do rzeczy, ten właśnie Semen stał pośrodku obozowiska z okrwawionym toporem w garści nad drgającym jeszcze, rozpłatanym w piersiach ciałem Johana. Sam zresztą sprawiał wrażenie nie do końca zbudzonego, tyle że rozbryzgi krwi znaczyły jego kapotę mówiąc same za siebie. Z otwartej piersi rycerza sterczały wyłamane czystym ciosem żebra, krew buchała z porozrywanych tętnic, serce widoczne jak na dłoni pompowało ostatnimi podrygami krew.

-Coś ty kurwo zrobił?!! - ryknął Bruno dobywając pośpiesznie miecza, który zaplątał mu się w jaszczurze. Pytał, choć już niemal atakował. Carl „Trzy Palce” podnosił się właśnie zaspany, choć przytomniał również. Zdjęty zgrozą, jak wszyscy w pieczarze.

Tyle że nie miał mu kto odpowiedzieć, bo sam sprawca, Semen, nie wiedział co się stało. I dla czego trzyma okrwawiony oręż w dłoni.


***
5k100

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 02-12-2021, 06:15   #149
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Stać - krzyknął Theo - Też miałeś ten sen, prawda? Za szybko się na nas rany goją, na Lordzie też. Trzeba nam jak najszybciej do kapłana egzorcysty zanim klątwa Wusterburgu zniszczy nas wszystkich - zaproponował samobójcze rozwiązanie. Ale mniej samobójcze niż poddanie się woli pana krwi. Zresztą, jako chirurg więcej dałby mu krwi przy okazji normalnej roboty niż mordując kogo popadnie.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 02-12-2021, 14:43   #150
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
„Ale jak to , nie będzie deseru??” … Zdziwienie Tupika po przebudzeniu przypominało to z dzieciństwa , gdy usłyszał tę jakże zatrważającą wiadomość.

Oniemiały , zaspany, ledwo przytomny wodził wzrokiem po otoczeniu, wzrokiem który bardzo dobrze radził sobie w ciemnościach, a co dopiero w takich które rozświetlane były blaskiem ogniska. Blaskiem… pana mordu? Gdy Theo wspomniał o śnie, halflinga oblepił zimny pot, szybko przypomniał sobie mglistą przerażająca zjawę senną tą sama która zobaczył w mieście. „przeklęci czarodzieje” – pomyślał, dobrze wiedząc że obwiniać powinien w zasadzie cała ekipę która przystała na ten poroniony pomysł z przywoływaniem demona do pomocy. Kto w ogóle wpadł na taki genialny plan że jakiś demon będzie im służył? Tupik zdenerwował się tym bardziej iż sam się na ów plan nie pisał. Nie uczestniczył w nim. Teraz wychodziło na to że miał cierpieć nie mniej niż inni, nawet jeśli jego samego nie opęta żądza mordu to nikt już mu nie dawał gwarancji, że reszty z ekipy nie dopadnie efekt zawartych paktów i że nie poderżną gardła niziołkowi.

Cofnął się odruchowo w głąb lasu , nie chcąc , nie zamierzając tym razem stawać po żadnej ze stron. Rację miał Theo że trzeba im było pewnikiem do kapłana jakiegoś, niemniej czy kapłan mógł coś poradzić? Czy też ogniem na stosie zażegna niebezpieczeństwo wraz z przybyłymi ofiarami?

Tupik dość się naprzelewał krwi w swym życiu by stojąc przed wyborem przelać następną czy spłonąć miał się długo zastanawiać. Niemniej wcale nie miał pewności czy sam kiedykolwiek będzie narzędziem demona – no bo jak to ? Inni paktowali niech się martwią. On był zresztą halflingiem jego takie rzeczy się nie tykały… gdyby nie te sny , zapewne sam by sobie w pełni uwierzył.

Miał nadzieje że krew nie poleje się bardziej – czyż nie o to chodziłoby demonowi? Z drugiej strony nie podobał mu się ani pomysł walki z kislevickim rzeźnikiem – który bądź co bądź wciąż był jego kompanionem, ani pomysł walki z rycerzami – którzy mieli swoje realne powody by pomstować za utratę towarzysza. W tej chwili nie widział już żadnych dobrych wyborów. Same złe. Broń i tarczę miał pod ręką jednak nie wystawione do walki, raczej gotowe na szybką obronę gdyby ktoś jego zamierzał zaatakować. Od stały odruch obronny. Czekał na rozwój sytuacji gotów do niej wkroczyć w każdej chwili


K100 29, 95, 55, 19, 09

 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172