Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2021, 17:39   #1
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację
Mo-Czary - "Scheda utracona"





“Baczaj synu nocą, kędy blask podwójny z nieba spływa. Tam bowiem, kędy Aeyn prowadzi, tam Teyn na manowce zwodzi - tak rzekł ociec do syna swego w noc, kędy dwie pełnie ujrzeli”
Ględa Sukinda - erzahlera przesławnego



Noc ta moc dziwów kryła. Wprzódy gwarszczenie, co zazwyczaj w wieczory hajotowe nawoływania godowe odczyniają, milczały jak zaklęte. Zdawać by się mogło, że owady te, co wielką uciechą są dla dziecek, wyczuwają coś o czym ludzie nie pomyślą nawet. Jeno ci co zawżdy na aytheru podmuchy czuli są niezwykle, przedziwny niepokoju odczuwali. W gromadzie Faryuka, ledwo jeden człek taki był. Każden się go bał, bo stary Muzla nie dość, że paskudne guzy miał na twarzy, to jeszcze charakter paskudny. Pewnikiem, gdyby nie koligacje łączące go z wodzem, już dawno nakazano by mu opuścić gromadę. A tak, nie dość, że starcze lęk budził, to się jeszcze szacunku od wszytkich domagał.

On to jako jedyny dreszcz na skórze odczuł tej nocy. Ledwo w niebo wejrzał Aeyna i Teyna w pełni obaczył. Ten pierwszy szmaragdowym blaskiem świat zalewał, ten drugi zaś co ledwo nad horyzontem majaczył, cienie mroczną ochrową poświatą nasycał. Znak to niechybny, że niebywałe rzeczy tej nocy się wydarzą.




Głębokie ulgi westchnienie wypełniło oprzęd, któren na wysokim dębie ostał zawieszony. Huma z wysiłku opadła na puchaty kołtun z kilkorga pledów uczyniony. Siostra jej, Gulsharam ci przy porodzie asystowała, dziecię w gazę wytarła i czym prędzej w miękkie powijaki z jedwabiu uczynione.
Niemowlę nadzwyczaj spokojne, ledwo kilka cichy kwileń z siebie wydało. Nie to jednak lęk u Gulshary wywołało, co się straszliwym grymasem na jej twarzy objawił.
- Zdrów on? - spytała Huma, ciężko powietrze wypuszczając - Mówże, co z nim?

Siostra odwagi nie miał, by choć słowo z siebie dobyć. Pledem niemowlę okryła i takie zawiniątko matce podała.
- Co z nim, pytam? - powtórzyła drżącym głosem.
- Oczy - wydusiła z siebie Gulshara - Spójrz na jego oczy.




Tabor faryukowy od dni już wielu w jednym miejscu bytował. Łąka missenowa pośród gęstego lasu sosnowego ukryta, bezpieczną przystanią zdawać się mogła. Każden jednak molsuli w gromadzie, świadom był, że zły to omen by tela dni w jednym popasować.

Powód jednak ku temu był niemały. Faryuk, któren funkcję muhima od wielu lat w taborze sprawował, w wielgą niemoc popadł. Febra nim na wszystkie strony trzęsła, poty na całym ciele występowały, a w malignie tej bełkotał okrutnie. Żaden znachor, ni guślarz pomóc mu nie potrafił.
Lęk przy tym na cały tabor padł, że mietnica ta na innych też przeskoczy i rychło moczary wszyćkich pochłoną.

Trwogi i bojaźni ni Aran, ni druh jego wierny Basir nie czuli. Wiek to ich młodzieńczy powodem takiej niefrasobliwości. Inne to rzeczy dla nich wagę miały. A to, gdzie qurboci tłuste najść, coby Gunariemu zanieść i nowe sekrety guślarskiej sztuki poznać. A to, gdzie pszczoły ul ukryły, coby miód im podebrać i słodyczy najprawdziwszej zakosztować. Abo też, gdzie kryjówkę zbudować, by od obowiązków uciec.

Tędy kędy dorośli gorącą debatę prowadzili, co z Faryukiem począć, młokosy inny dylemat rozstrząsali.

Na gałęzi wysokiej obaj siedzieli, nogami leniwie machali i z oddali poglądali na obóz, któren gromada ich pobudowała.
- Nuuudyyyy - ziewnął Aran i po bujnej czuprynie się podrapał.
- Ano nudy - przytaknął, druh jego Basir.
- Może na qurboci pójdziem - zaproponował młodszy z chłopców.
- Eeee taaam - rudowłosy Basir machnął rękę z miejsca pomysł ten odrzucając - I co ci z tych ropuch śmierdzących, jak Gunari pospołu z innemi radzi. Durnyś ty.
- Samżeś durny, pacanie - odburknłą rozeźlony Aran i łup łokciem kolegę w bok grzmotnął.
- Tej.. zbastuj, bo na łeb zlecę. Takiś chojrak jest. To ja ci powiem, co zrobim.
- Godaj!
- Patrz, co mi Sayruk przedał - po tych słowach Basir wyciągnął zza pazuchy kulę wielkości wroniego jaja. Przeźroczysta ona była, jako woda ze źródła żywego. We wnętrzu jej zaś coś na kształt fali, czy też obłoku błękitnego się kryło. Przy każdym ruchu tajemna chmura falowała, jakby własną świadomość miała.
- Pokaż! Co to? - niemal krzyknął Aran, ręce po kulę wyciągając.
- Sayruk mi godał, że to artefakt prastary. Ponoć nalazł go w ruina, co pośród tutejszych bagien się kryją. Moglibyśmy tam pójść i sami takich artefaktów nazbierać. Wtedy to by nam Gunari w mig nowe sztuczki guślarskie pokazał.
- No to idziem - zakrzyknął ochoczo Aran z gałęzi zeskakując.
- Czekoj, czekoj. Ty się nie bojasz?
- A czego?
- No bo Sayruk mi godał, że tam mokradlaka widzioł. A ten na niego, tak ponoć łypał, jakby go zeżreć kciał. A poza tym to ze dwa dni drogi stąd. Co matce powiesz?
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death
Ribaldo jest offline