Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2021, 19:05   #263
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rEN_KJny6Bg[/MEDIA]
Piątkowe popołudnie, jak na zaawansowany październik, było zadziwiająco pogodne. Brakowało typowo jesiennej aury z mgły i siąpiącego niemiłosiernie deszczu zamieniającego uliczki w potoki rozjeżdżonego kołami wozów burego błocka, albo smutnych ludzi odzianych w prochowce i przemykających chyłkiem z pochylonymi plecami byle osłonić twarz od lodowatego deszczu. Zamiast depresyjno-melancholijnej aury skłaniającej do zadumy, świeciło słońce i gdyby nie niższa temperatura, prawie dało się nabrać, że wciąż trwa lato.
Niestety czas nie stał w miejscu i należało się do tego dostosować. Z tego powodu saper wraz z towarzystwem wybrała stolik wewnątrz przyratuszowej lodziarni, zamiast jak poprzednio pod parasolem w ogródku tuż obok. Lokal pełen ludzi sprawiał bardzo pozytywne wrażenie, można było przez chwilę poczuć się jakby do żadnej wojny nigdy nie doszło: weseli, wyluzowani ludzie z przeróżnych grup społecznych i funkcji, zgromadzeni pod jednym dachem w celu umilenia sobie tego popołudnia znakomitym deserem. Najlepsza lodziarnia w mieście nie zawdzięczała renomy przypadkowi, grzechem byłoby nie skorzystać z okazji, więc i na stole Mazzi i jej dziewczyn stała odpowiednia bateria misek, pucharków oraz szklanek z kawę - tę ostatnią łoiła zwłaszcza była sierżant, odstawiona jak szczur na otwarcie kanału i dzieląca uwagę między współbiesiadniczki oraz wjazdówki do lokalu. Obok niej Eve również średnio wpisywała się w piątkowe popołudnie przy lodach, ale przecież dla nich wieczór miał zacząć się wraz z przyjazdem Mayersa. Czekanie przedłużało się, albo to one się niecierpliwiły, szczęśliwie Jamie i Kara skutecznie dotrzymywały im towarzystwa, choć wyglądały na równie zniecierpliwione. W końcu każda dwójka czekała na ten sam samochód. Gadały, śmiały się i jadły, roztaczając wokół stolika aurę wesołego trelu.
- Mówiłam że zacznę dumać po weekendzie. Teraz byłam trochę zajęta, zresztą wiesz. Dużo na głowie i koło głowy, ale nic straconego - po kolejnym pytaniu o projekt serialu Lamia uśmiechnęła się do Jamie, klepiąc ją delikatnie po dłoni - Nie bój nic, będzie super… Kara, może ty byś zagrała w pilotażowym odcinku, co? - przeniosła wzrok na drugą dziewczynę - To by było coś, jak u Hitchcocka: zaczynasz trzęsieniem ziemi, a potem atmosfera cały czas rośnie… - nie dokończyła myśli, bo zza zakrętu wyłoniła się czarna, kanciasta bryła terenówki i nagle połowa stolika (ta ubrana w czerwone, wieczorowe suknie więcej odsłaniające niż zasłaniające) wyglądała jakby właśnie nadjechały sanie świętego Mikołaja wypakowane prezentami pod sufit… i prezent był, zapakowany w ciemnozielony mundur galowy przez który druga sylwetka wysiadająca od strony pasażera jakoś się Mazzi gubiła.
- Spójrz na niego Kociaczku… zaraz jakiś wypadek spowoduje gdy się ktoś na ten jego tyłek zagapi - szepnęła z przejęciem do blondynki, biorąc ją za rękę. Próbowała brzmieć lekko, zaczepnie nawet, ale i tak wzruszenie ściskało jej gardło. Podniosły się więc obie z blondynką żeby wyjść mundurowej dwójce naprzeciw. Tak na wszelki wypadek, gdyby się mieli zgubić.
- Jakby go ktoś chciał nam ukraść to pamiętaj… sierpem w wątrobę albo nerkę. Albo kop w kolano - wyszeptała gdy kopytkowały wdzięcznie przez salę, w locie wyciągając ręce do wysokiego bruneta w mundurze. W powietrzu lodziarni rozległo się rozentuzjazmowane “Steeeeveee!” i dwa rozćwierkane rubinowe skowronki dopadły celu, wieszając mu się na szyi każda ze swojego boku. Zaraz też dały zajęcie jego dłoniom i ustom, samym nie pozostając mu dłużne.

- A, moje dziewczyny! - roześmiał się wesoło jak już objął i ucałował jedną i drugą. Potem jak należało na zdobywcę każdą z nich przycisnął do swojego boku więc stanowili barwny czerwono - zielony - czerwony kontrast. Do tego damsko - męsko - damski. I wyglądali razem świetnie.

- Cześć dziewczyny. - przywitała się Karen która stanęła trochę dalej nie chcąc przerywać tego entuzjastycznego powitania. Jamie i Kara też się zatrzymały przy ogrodzeniu lodziarni dając trójce zakochanych przestrzeń i czas na trochę radosnej prywatności. Ale wszystkie się uśmiechały życzliwie ciesząc się szczęściem swoich bliskich.

- Karen! Dobrze że jesteś - saper drgnęła i zaśmiała się, bo w całym zgniłozielonym zamieszaniu kompletnie zapomniała o drugim gościu. Wyciągnęła do niej rękę i wychyliła się, całując ją w policzek na przywitanie.
- Dobrze cię widzieć, jakbyś nie przyjechała z Tygryskiem to by nam serca popękały… no nie tylko nam i nie tylko serca - dodała z filuternym uśmiechem, ale uwaga jej dość szybko uciekła w drugą stronę. Tę równie specjalnej troski. Wokół znajdowało się całkiem sporo ludzi, w tym zapakowanych w mundury co zawsze saper. Jednak jej oczy uciekały tylko ku jednemu i nie tylko oczy, bo coś jej dłoń z pleców Bolta zjechała poniżej pasa od tylnej strony.
- Dobrze, że już oboje jesteście… dobrze że do nas wróciłeś, tęskniłyśmy za tobą - mówiła cicho, patrząc do góry z ufnością basseta któremu znowu pozwolono wejść do domu zimną listopadową nocą na dodatek podsuwając pod nos pełną miskę i nakrywając kocem - Ten tydzień strasznie się dłuży gdy cię nie ma, ale już jesteś - wyciągnęła szyję, całując go krótko i czule w usta. Zaraz to samo zrobiła z Eve i podjęła - Na co masz ochotę kochanie? A ty Karen? Coś wam zamówić? Chyba tu chwilę jeszcze zostaniemy, co? Cholera, zapomniałam prawie jaki w tym masz tyłek - westchnęła, ściskając zielony pośladek i szczerząc się wesoło - Ta przeklęta amnezja… ale dobrze sobie przypomnieć… dobrze was widzieć. Czekałyśmy z dziewczynami aż przyjedziecie. Jaimie i Kara się doczekać nie mogły. Zupełnie jak my... - zacięła się, bo z emocji włączyła niechcący słowotok, więc aby się zamknąć znowu pocałowała oficera, jak na dobrą foczkę przystało.

- Oj tak, będziemy musieli to sobie wszystko odświeżyć. - zgodził się całkiem zgodnie Steve odwzajemniając się swoim dziewczynom przypominaniem sobie kształtów ich tylnych wdzięków. Eve roześmiała się filuternie pozwalając się tak bezczelnie obmacywać w biały dzień na środku ratuszowego placu. Lamia też czuła jego rękę na swoich obitych czerwonym materiałem pośladkach. A potem jeszcze widocznie zapomniał co mają z przodu. Bo odchylił jeden a potem drugi dekolt sprawdzając co się tam znajduje. Nawet pozostałą trójkę kobiet rozbawiło to małe komediowe przedstawienie bo się roześmiały wesoło.

- O tak, widzę, że będzie dużo do przypominania. - powiedział z namaszczeniem jakby pierwszy raz widział i dotykał te przednie i tylne wdzięki. - Ale cieszę się, że was znów widzieć. Też mi się dłuży bez was. - powiedział już normalniejszym tonem całując jedną i drugą w czoło. Po czym nakierował je ku wejściu do lodziarni.

- A Wilma? Wyjechała już? - zapytał przepuszczając kobiecą trójkę przodem. Jamie i Kara chętnie i z wdziękiem obramowały panią żołnierz ciesząc się z takiej zabawy i szły ze dwa kroki przed nimi ku wnętrzu lodziarni.

- Tak, w czwartek odstawiłyśmy ją pod jednostkę z samego rana - saper ćwierkała w najlepsze, lejąc po okolicy dobrym humorem jakby to był napalm. Albo kompot jabłkowy - Wróci pewnie w poniedziałek, najpóźniej we wtorek… więęęęc pewnie w środę rano wpadniemy we trzy na widzenie rodzinne pod taką jedną jednostkę - nachyliła się, udając że ścisza głos - Ale o więcej szczegółów nie pytaj, bo to tajne przez poufne. - parsknęła, drapiąc czubkiem nosa jego policzek i zaraz zaczęło się zaciąganie do odpowiedniego stolika - Udało się załatwić radiostację, jeszcze tylko wzmacniacz i antena… na razie zasięg ma do kilkunastu kilometrów, gdy z nią skończymy da się łapać Willy też z dalszej trasy. Tylko trzeba paru gratów i czasu, gratów przede wszystkim. Do załatwienia - wzruszyła lekko ramionami - Zresztą wiesz Tygrysku… gdyby ci się bardzo w koszarach po nocy dłużyło i byś miał radio pod łapą, możemy ustalić kanał. Godziny meldowania, abyśmy wiedzieli w obie strony że wszystko u nas w porządku… ale teraz mów co u ciebie! Co u was? Jak chłopaki? Podobały się im foty, któryś na coś marudził? Widziałeś Cesa? I najważniejsze - udała że groźnie marszczy brwi - Pozdrowiłeś go od nas? Bo, jak ustaliliśmy całowanie sobie możecie darować.

- Tak, pozdrowiłem. Bez całowania. Myślę, że żadnemu z nas nie jest to potrzebne. - Steve odparł z nieco kpiącym ale rozbawionym uśmiechem. Wziął od Jamie kartę dań jaką mu podała a same we trzy usiadły naprzeciwko pierwszej trójki.

- A z tą radiostacją nieźle sobie radzicie. Tylko to trzeba będzie coś wymyślić bo nasza łączność to właśnie tajne i poufne. - powiedział zerkając na czarnulkę i blondynkę. Pocałował tą pierwszą w policzek. I spojrzał na otwartą kartę dań przesuwając po niej dość machinalnie palcami i wzrokiem.

- Ale tych fot szczerze mówiąc nie bardzo miałem jak im pokazać. Może po weekendzie. Byliśmy trochę zajęci. - powiedział jakby się wahał i spojrzał na siedzącą naprzeciwko koleżankę z oddziału. Ta też wybierała coś z karty. Czy raczej trzymała ją otwartą ale z delikatnym uśmiechem pokiwała twierdząco głową. Pozostała trójka kobiet popatrzyła na nich trochę niepewnie zdając sobie sprawę, że siedzą obok wojskowych komandosów.

- Załatwiliśmy Świniaka. Załatwiliśmy chlewnię. Odbiliśmy dziewczyny. Część. Wczoraj wieczorem. Ale nie wszystko poszło zgodnie z planem. Italiano i Dingo są w szpitalu. U nas. Wyjdą z tego ale na razie są w szpitalu. I paru innych z innych drużyn. Nie znacie ich. - mówił krótkimi spokojnymi zdaniami. Ale dało się wyczuć powagę. Karen znów w milczeniu potwierdziła jego słowa kiwaniem swojej czarnej głowy.

Saper za to drgnęła, gdy po kręgosłupie przeszedł jej lodowaty dreszcz. Opanowała się jednak szybko nie pozwalając aby maska uśmiechu spadła z wytapetowanej gęby. Sięgnęła do torebki i rzuciwszy szybkie spojrzenie ku obsłudze za ladą, wyjęła z torebki piersiówkę.
- Czyli będzie trzeba znaleźć jakąś porządną maczetę i zestaw świerszczyków żeby się chłopcom nie nudziło gdy będą musieli gnić w wyrach bez możliwości wstania - uderzyła w lekki ton, lejąc do kubka po kawie bourbona w taki sposób aby obsługa się nie zorientowała.
Mimo że nie było jej lekko, wcale a wcale. Myśl o tym że oni będą się bawić podczas gdy dwójka ich chłopaków leży w szpitalnych wyrach odrobinę psuła radość tego weekendowego spotkania. Z drugiej strony żyli i to się liczyło. Tak samo jak, że ten najważniejszy bolt nie ucierpiał.
- Dobrze że to załatwiliście. Kamień z serca - powiedziała, cmokając mężczyznę w skroń a Karen posyłajac całusa w powietrzu. Zaraz przechyliła szklankę promili wypijając duszkiem.
- Tym bardziej zasłużyliście na odpoczynek i żeby się wami odpowiednio zająć - poprawiła się na zielonym kolanie które obsiadywała, chowając strach i milion pytań w kieszeń. Wiedziała że pytania są bez sensu, szczególnie w weekend. Kiedy dwójka żołnierzy przy tym cholernym stoliku w końcu wyszła z roboty aby o tym zapomnieć przynajmniej na weekend.
- O ciebie kochana się nie martwię - zwróciła się do czarnowłosej w mundurze i po chwili puściła jej obstawie psotne oczki - Będziesz w najlepszych rękach, cyckach i czym tylko chcesz. Tylko mam prośbę, pamiętajcie żeby Alfę nakarmić gdy nas nie będzie. Reszta to wolna amerykanka, najważniejsze żebyście się dobrze bawiły. Amy była taka kochana aby wam przygotować prowiant na ten weekend, jest w lodówce. Więc pierdołami nie musicie sobie główek zajmować… a my - tu popatrzyła na blondynę obsiadającą drugie boltowe kolano - Będziemy musiały się postarać, bo słyszałaś. Znowu nasze misiaki ratują dzień. Trzeba im bardzo ładnie podziękować. Zwłaszcza temu o - pacnęła Mayersa palcem w czubek nosa.

- O! To jednak zostawiacie nam swoją chatę? I Alfę? Ale bajer! - Jamie zaśmiała się radośnie. Karen spojrzała na nią trochę zdziwiona a lodziara zaczęła jej wesoło tłumaczyć co sobie jeszcze we cztery rozmawiały tuż przed ich przyjazdem o tej wolnej chacie i tak dalej. Brzmiało jak taki radosny trel koleżanek co gadają tylko o imprezach i zakupach na weekend. Chociaż przed chwilą to jakby lodowaty powiew przeleciał przez towarzystwo przy stoliku gdy Steve tak zdawkowo streścił co się u nich ostatnio działo. Reakcja Lamii chyba jednak rozładowała to nagłe napięcie. Potem doszła Jamie no i zagadała Karen i jakoś to poszło. Znów wszyscy wyglądali jakby tylko gadali o tym jak przehulać kolejny weekend.

- Dzięki Lamia. - szepnął jej do ucha Steve całując ją w te ucho. - To Jamie! Co polecasz nam dzisiaj? - powiedział na głos stukając palcem w otwarte menu. Lodziara potraktowała sprawę zawodowo i od ręki przedstawiła smakowicie brzmiący opis na co Mayer zgodził się bez wahania. Podobnie Karen. Więc Jamie wyręczyła ich wstając od stołu, idąc za ladę i sama przygotowując im te lodowe desery.

- A to wy jak wracacie? W niedzielę na wieczór? - Karen zapytała trójki siedzącej po drugiej stronie stołu.

- Coś koło tego - Mazzi przytaknęła, wcześniej puszczając chłopakowi dyskretne oczko. Po coś, do cholery, była tym saperem. Rozbrajanie bomb szło jej nie najgorzej skoro wciąż żyła i miała obie ręce.
- Dokładnie to musimy być koło 17-18 już tutaj w Sioux bo mamy mały, niecny plan - powachlowała na najładniejszego Bolta rzęsami aż zafurkotało - W starym kinie grają nasi kumple: The Palants z Rude Boyem i Iron Fist z samego Sioux City. Po koncercie oczywiście afterek, a przed koncertem beforek - teraz już szczerzyła się pełnoprawnie - Mamy ugadany wynajem czerwonego pokoju w podziemiach kina. Zintegrujemy się po tej tygodniowej rozłące, obok jest łazienka wiec idzie ogarnąć się ekspresowo i wygodnie, a potem koncert. Tygrysek na pewno przekazał chłopakom bo go o to prosiłyśmy. Czyli możliwe że jakaś dodatkowa dusza będzie z nami skakać pod sceną i wyginać materace… no i standardowo parę naszych dziewczyn przyjdzie. Oczywiście wszyscy tam idziemy, wy też kociaki - zaśmiała się, uciekając oczami do bruneta. Dźgnęła go paluchem w pierś - Wreszcie poznasz RB!

- Hmm… Rude Boy? Znowu ten RB? On jakoś często się koło was kręci. - brwi bruneta powędrowały do góry, powieki się przymrużyły jakby próbował sobie coś skojarzyć czy przypomnieć o co chodziło teraz lub wcześniej z tym punkowcem. Bo przecież słyszał o nim już nie po raz pierwszy. Zrobił to jednak w dość komediowy sposób więc wyglądało właśnie komicznie i dziewczyny, łącznie z Karen, roześmiały się.

- Oho! Ktoś tu wcale nie jest zazdrosny! - koleżanka z pracy zaśmiała się w głos a pozostałe jej zawtórowały. Zwłaszcza jak kolega z pracy przekrzywił głowę i spojrzał na nią dumnie i krytycznie dając wielkopański wyraz, że jest ponad takie małostkowe rzeczy. W międzyczasie wróciła ich ulubiona i najładniejsza lodziara w tej lodziarni stawiając przed dwójką komandosów pucharki z lodowym deserem upstrzonym chyba milionem dodatków.

- To na koszt firmy. Za załatwienie tych skurwieli. - powiedziała Jamie słodko do obojga i władowała się swojej ulubionej pani komandos na kolana ciesząc tym je obie a towarzystwo ciekawym widokiem.

- Taka praca. To mówisz impreza jest w niedzielę w starym kinie? I zamówiłyście czerwony pokój? On naprawdę istnieje? Zawsze chciałam sprawdzić. Wiecie, że te nasze jełopy nawet raz tam ponoć były. Nie wiem czy mi nie wkręcali. I nie zabrali mnie! Chamy. To byli nie byli teraz sobie odbiję. - na wyczucie Lamii to chyba ani Karen ani Steve za bardzo nie mieli ochoty rozmawiać o wczorajszej akcji bo chociaż gniew i satysfakcja jaką zdradzała Jamie była jak najbardziej zrozumiała to operatorka broni precyzyjnej jakoś nie ciągnęła tego tematu. Za to chętnie wróciła do niedzielnej imprezy jaka im się szykowała po powrocie z Małej Rosji.

- Tak, powiedziałem chłopakom. Nie wiem co z Dingo i Italiano ale pozostali pewnie będą. - Steve dodał swoje trzy grosze do tego tematu i na samą imprezę też był chętny i jego chłopaki widocznie też miło wspominali ostatnio spędzoną wspólnie niedzielę.

Mazzi zarechotała wesoło, odchylając kark do tyłu. Śmiała się tak przez dłuższą chwilę, zanim nie opanowała radości na tyle aby wydobyć z siebie ludzki głos.
- Mówisz że Don był w czerwonym pokoju, tak? - łypnęła na Karen - I bawił się brzydko, pewnie z Antonem i jego kolegami z ochrony… tak, teraz już wszystko jasne. - pokiwała mądrze głową - Nic dziwnego że cię nie wzięli, pewnie typowo męski, samczy wypad. Dużo twardej, szorstkiej miłości, mięśni i owłosienia w dziwnych miejscach - chichocząc wzięła łyżkę i nabrała porcję lodów aby podać ją Krótkiemu prosto do dzioba. Po co miał łapki przemęczać? Jeszcze by się spocił. Od strony rodzinnego trójkąta zapanowało milczenie, pozostała trójka wzięła na siebie ciężar rozmowy. Tej lekkiej i przyjemnej. Z planowaniem i dopytywaniem o warunki użytkowania mieszkania.

- No nie wiem, nie wiem… Musiałybyście się zachować odpowiednio. Żadnego sprowadzania chłopców, imprez, petów w doniczkach, butelek pod łóżkiem… Co tam jeszcze dziewczyny? - Krótki całkiem udanie wczuł się w rolę tatuśka i głowy rodziny. Już prawie skończył swój pucharek lodów i patrzył na swoje partnerki jakby pytał jedną i drugą żonę o radę w sprawie ich dorosłej córki albo trzech.

- A orgie możemy robić? Jak nie będziemy zapraszać żadnych chłopców? - zapytała szybko Jamie jakby też jej ta zabawa się spodobała i chciała się pod nią podpiąć.

Saper popatrzyła wymownie na Eve, potem na Tygryska i rozłożyła ramiona pokazując że to żaden problem.
- Jeśli będzie przy tym bardzo niegrzecznie to jasne - dodała szczerząc zęby - I potem wszystko nam dokładnie opowiecie.

- Albo nawet nagracie. Tam zostawiłam w naszej sypialni jakieś kamery. W biurku, jest otwarte to wystarczy poszukać. - w Eve odezwał się fotograf i reporter pełną gebą co potrafi wyczuć okazję do zrobienia dobrego zdjecia, filmu czy materiału ledwo się pojawi. Trójka pozostałych dziewczyn zaśmiała się wesoło.

- I może Laura się pojawić bo ona lubi w soboty lubi do nas zajeżdżać jak jedzie na glory hole. Do starego kina. I może Di z Madi i Laną. Ale to już najwyżej same się chyba dogadacie. - blondynka szybko dodała kto tu jeszcze wieczorami przy weekendach do nich czasem wpadać z odwiedzinami.

- Ooo! Aż tyle? I to wszystkie będą moimi foczkami na cały weekend? - Karen roześmiała się perliście chyba nie spodziewając się aż takiego nadmiaru obfitości. Ale bardzo jej to musiało się spodobać sądząc po tym nieskrępowanym okazaniu radości.

- O rany to naprawdę może wyjść z tego orgia. - Jamie chyba też nie do końca tego się spodziewała bo jakby była zaskoczona i zafascynowana jak to tak nie wiadomo jak i skąd się bierze w domu Mazzixxx tyle fajnych kociaków.

- A w ogóle co to za Anton? - snajper zapytała Lamii ale Eve była szybsza. Bo dość sugestywnie klepnęła się w kark i zrobiła małpią sylwetkę mięśniaka wywołując kolejną falę wesołości.

- Aaa! To dlatego mnie nie zabrali! No tak, też bym się nie chciała chwalić takimi stosunkami. - powiedziała z rozbawioną ironią.

Saper pokiwała głową, zgadzając się z czarnulką i aż westchnęła, łącząc się z nią w bólu.
- Tak… jeszcze by wyszło że rzeczywiście raz w dupę to nie pedał, a o północy się zeruje - dodała konfidencjonalnym szeptem, nachylając się nad stołem - Ale pies go drapał, mam prośbę. Ogarniecie chłopakom jakieś świerszczyki? Nie ma co ryzykować z wnoszeniem maczety na oddział, ale obrazki sobie mogą pooglądać. Zostawimy wam talony.

- Jasne. Ucieszą się. Ja im mogę zanieść ucieszą się. Bo świerszczyki i od was. Będzie im się lżej leżeć. Bo was to raczej tam nie wpuszczą. - Karen skinęła głową na znak, że takie rzeczy to mogą liczyć na jej pełną współpracę. Przy ostatnim zdaniu spojrzała na wszelki wypadek na dowódcę. Ten pokręcił jednak głową na znak, że raczej nie ma na to szans.

- Ale rozmawiałem z doktorem. W przyszłym tygodniu, może w przyszły weekend to mogą już być na chodzie. Przynajmniej na tyle aby wyjść do bramy czy co. Jakoś to ogarniemy. - powiedział uspokajająco, że z Italiano i Dingo może teraz wiele pożytku nie ma ale wkrótce powinno im się polepszyć.

- Czyli mamy tydzień żeby zorganizować odpowiednią maczetę. Nic tak nie poprawia humoru jak nowa maczeta… przynajmniej jeśli jest się Dingo. Italiano też coś wymyślimy, bez obaw. Byle ten sanitarny jełop się nie mieszał bo jeszcze uzna że to dla niego, bo przecież wiadomo że jak prezenty od foczek to dla niego, bo każda foczka na niego leci, a jak nie leci to zaraz zacznie. - saper uderzyła w weselszy ton, pokonując gulę w gardle i mówiła dalej - My nie wejdziemy, ale paczkę na stróżówce możemy im zostawić. Ktoś im zaniesie, jakieś bułki przy środzie czy inne słodycze. Możemy poprosić Amy żeby pożyczyła swoich master skilli i użyła piekarnika. Wtedy te ciasta od Mario serio mają sporą konkurencję - pokiwała głową - A świerszczyki swoją drogą, bo co to za trep na chorobowym bez świerszczyka? I czegoś do żarcia… - zawiesiła się, patrząc gdzieś w pustkę i chwilę tak trwała, póki nagle nie odblokowało jej.
- Kociaczku… - zaczęła powoli, układając w głowie całkiem nowy pomysł -... dwa zestawy fot naszych foczek. Tych które się zgodzą zapozować - przekrzywiła szyję i wychyliła się, szepcząc coś blondyneczce na ucho. - Jak są w szpitalu to im wyślijmy kartki. Dobrze dostać kartki jak garujesz na pryczy i cię wszystko boli. Takie z życzeniami powrotu do zdrowia napisanymi na odwrocie fotek. Powinno im podpasować, co sądzisz?

- Jakaś nowa sesja zdjęciowa? Da się. Ale to trzeba powiedzieć dziewczynom w niedzielę pewnie. I po weekendzie coś można zorganizować. Jedna, dwie modelki chyba powinno wystarczyć i da się zrobić dość szybko. - fotograf zmrużyła oczy ale jak odpowiedziała to chyba miała to wszystko chociaż mniej więcej ułożone w głowie. Najdłużej pewnie by zeszło zwołanie dziewczyn na sesję. Czyli pewnie niezbyt długo. No i sama sesja zdjęciowa. A potem trochę pracy na laptopie przy obróbce i powinno być do zrobienia. W jedno popołudnie i wieczór, no może dwa.

- Albo… masz nagrania z niedzieli - sierżant spojrzała z drugiej strony na problem - Wybrać po fotce każdej i potem je złapać na mieście i poprosić aby coś od siebie na odwrocie napisały. W dwóch kopiach.

- Hmm… Tak, też można. To by cała talia wyszła. Jakby wziąć każdą z nas po dwie, trzy, cztery fotki. Tylko to bym też musiała mieć czas. Chyba, że… Chyba, że wezmę lap na weekend. To może w wolnej chwili coś dam radę. Albo chociaż zacznę. Ale im więcej dziewczyn tym pewnie dłużej zejdzie je odszukać aby podpisały swoje fotki. Bo pewnie każda się zgodzi podpisać. Hmm… No chyba, że dziewczyny co zostają to już by rozniosły ploty. - Eve zacisnęła usta w wąską linię gdy tak mrużyła oczy i zastanawiała się jak tu podejść do sprawy. Na koniec wskazała na trójkę kumpel siedzących naprzeciwko a miały zostać w mieście.


Po bohaterskiej akcji Mayers miał pewien problem aby odkleić od siebie dwie wdzięczne czerwone foczki, przyklejone do boków i wpatrującego się w niego jak w święty obrazek. Wyszło dobrze, bardzo dobrze. Poza tym komandos dotrzymał słowa i nikogo nie pobił, zaś mina Eve warta była więcej niż transporter talonów podświetlany od spodu laserami. Po podobnym pokazie cała trójka miała pewność, że ich blondynka więcej nie usłyszy żadnego głupiego tekstu pod swoim adresem. Wystarczyło żeby Krótki się pojawił, pokazał, pogadał… i tyle.
- Dzięki Tygrysku - saper wyszeptała do niego, gdy wracali do fury. Cudownie było czuć wsparcie, choćby chodziło niby o pierdołę. Drobnostkę która uwierała kobiety oficera, dlatego jak na porządnego oficera przystało, usunął ją żeby jego kobietom żyło się lepiej.
Pod furą chwilę podyskutowali, aż wreszcie mężczyzna zasiadł za kółkiem, a miejsce pasażera zajęła Lamia. Na jej kolanach przysiadła Eve i tak razem przebijali się przez miasto. On prowadził, one ćwierkały mu nad uchem i do siebie nawzajem, aż kanciasta bryła terenówki nie zaparkowała pod lokalem. Wpierw wysiadł kierowca, jego partnerki potrzebowały jeszcze chwili aby poprawić w lusterku makijaż, włosy i wyglądać odpowiednio. Po coś pindrzyły się przez dobre półtorej godziny, a potem marzły w lodziarni byle “odpowiednio wyglądać”. Związki wymagały poświęceń.
Teraz się to opłaciło, bo gdy wreszcie wyszły z Ghurki i obramowały swojego żołnierzyka, wyglądały na miejscu. Dobry lokal wieczorową porą wymagał odpowiedniego stroju, poza tym był ogrzewany dzięki czemu gdy weszli do atrium Mazzi przestały marznąć cycki. Głębokie dekolty i cienkie, koronkowe kiecy słabo chroniły od wiatru, a że pod spodem nic nie miała, zaczynała szczękać zębami. Eve obok tak samo, ale było warto. Grunt, aby ich Tygryskowi się podobało i mógł się wozić z dumą wymalowaną na tym uroczym pyszczku, kiedy wiedziało się co dokładnie ma pod jednym i drugim bokiem. Zwłaszcza że okolica też widziała. Idąc za kelnerem była sierżant raz po raz powtarzała w myślach, aby przypadkiem nie zapomnieć - tutaj nie wypadało robić przypałów, to nie kołchoz, ani “Honolulu”, tylko lokal na poziomie. Istniała szansa natknąć się na kogoś z roboty Mayersa… więc pełen profesjonalizm i żadnego obciągania pod stołem.

Zasiedli przy stole, złożyli zamówienia, lecz zanim się doczekali żarcia, nastąpiła kolejna niespodzianka. Twarz Lamii rozpogodziła się kiedy na scenie pojawił się znany jej łysol z kabaretu i zaczął swój monolog. Parskała w kieliszek, a gdy zaczął się właściwy skecz śmiała do rozpuku, razem z towarzyszącą jej dwójką. Tak jak poprzednio Claudio zdawał się trafić w sedno z doborem programu. Gdy siedziała tu z Betty nadawali skecz o lesbijkach, teraz w towarzystwie rodziny słuchali skeczu o problemach w związkach, a gdy się skończył na sali rozległy się gorące brawa.
- Chcecie się napić drinka z Claudio Estebanem? - sierżant nagle popatrzyła po partnerach i wciąż klaszcząc dodała - Znamy się, jest w porządku.

- Ja też go znam! Robiłam z nim kiedyś reportaż! I czasem spotykamy się na jakichś imprezach jak jestem gdzieś służbowo. Ale drinka to z nim chyba jeszcze nie piłam. - Eve wyrwała się pierwsza z odpowiedzią. Jakby bycie reporterką dawało jednak jakieś towarzyskie profity. W przeciwieństwie do bycia oficerem specjalsów jak się okazało.

- To cholera tylko ja go nie znam i z nim nie gadałem? - brwi Mayersa zmarszczyły się jakby zastanawiał się czy ktoś tu sobie z nim nie pogrywa albo nie pogrywał, że tylko on jest tak nie obeznany z tym lokalnym celebrytą miejskiej sceny artystycznej.

- No dobra to prowadźcie. - westchnął teatralnie aby dać znać, że wolałby już nadrobić te towarzyskie zaległości. Ale tak jak mówił na początku skecz też mu przypadł do gustu. Zwłaszcza jak to postać grana przez Claudio była obramowana przez dwie koleżanki na co wpadła Joy i próbował się jej gorączkowo wytłumaczyć, że “Kochanie to nie jest tak jak myślisz!”. Widzowie to wiedzieli znając co się naprawdę działo ale postać grana przez Joy wyciągnęła sobie oczywiste wnioski widząc jak się obściskuje z dwiema ślicznotkami.

- Dzięki niemu poznałyśmy Madi - saper zajęła miejsce po swojej stronie Bolta i obie z Eve zaczęły go ciągnąć w odpowiednim kierunku - Dawali występ w szpitalu, Betty spytała czy chcę go poznać. Chciałam, był zabawny… ale odstawił fau pax - parsknęła - W ramach zadośćuczynienia za wielki nietakt jakim było pocałowanie ręki Księżniczki i wmawianie jej że wcale się to biednej nie podoba, czym obraził majestat, musiał owemu majestatowi odpowiednio zrekompensować ową karygodną aktywność. - łypnęła na Steva i na Eve i znów na Steva. - Zażyczyłam sobie drinka, ale tylko w towarzystwie Betty jako mojej łaskawej pani i opiekunki. Zgodził się, niestety tamtego dnia go gonił grafik. Więc umówiliśmy się za parę dni u niego, a wcześniej nam podesłał swoją masażystkę. Maddison - wyłożyła skróconą wersję historii, nie zagłębiając w nieodpowiednie szczegóły. “Kochanie to nie tak jak myślisz” pasowało do sytuacji idealnie.
- Claudio! - gdy przebili się na odpowiednio bliską odległość Mazzi uśmiechnęła się najbardziej czarującym możliwym uśmiechem, machając rączką do komika. Drugą rączką obejmowała obite zielonym mundurem ramię. Zupełnie jak blond foczka po drugiej stronie. Brakowało tylko kogoś podobnego Joy żeby na żywo oddać skecz Estebana.

Komicy całą trupą podeszli do krawędzi sceny a potem jak już się ukłonili, zeszli to nawet rozproszyli się pośród stolików zamieniając słówko ze swoimi fanami a nawet rozdając autografy jeśli ktoś poprosił. Nie inaczej było z ich liderem. Podniósł głowę i odwrócił się akurat idąc między stołami i gdy zorientował się kto go woła uśmiechnął się, zawrócił i ruszył w ich stronę.

- A kogóż to widzą moje przekrwione oczy? Czyż to nie sama Księżniczka zaszczyciła nas swoją wizytą a mnie swoją atencją? - zapytał szarmancko całując dłoń Lamii. Po czym puścił ją i spojrzał na blondynkę.

- I nasza gwiazda reportaży. Świetny ten artykuł o tej akcji Thunderbolts o uwalnianiu zakładniczek, czytałem z zapartym tchem. - widocznie Eve też rozpoznał z kim ma do czynienia a jej sprawiło przyjemność taka pochwała z ust celebryty.

- A my to się chyba nie znamy. Ale czyżbyś kawalerze był jednym z tych dzielnych Thunderbolts? - na koniec komediant zwrócił się do jedynego z tej trójcy kogo nie znał. Ale widocznie rozpoznał charakterystyczny, emblemat pioruna jaki Steve nosił na ramieniu munduru.

- Och Claudio… ty niepoprawny pochlebco! Nie masz litości dla wojennych weteranów, nie tylko o szlachetnych korzeniach! - saper bawiła się wybornie, wachlując rzęsami na komika. Zniżyła głos, spoglądając na niego powłóczystym spojrzeniem i wychyliła się aby go w podzięce cmoknąć w policzek.
- Właśnie dlatego przeszkadzamy tym wszystkim rozognionym córkom i znudzonym żonom w obdarzaniu cię odpowiednio intensywną atencją… z drugiej strony - przekrzywiła kark, wydymając usta w dziobek - Ograniczy to ilość niezadowolonych rogatych mężów, albo ojców zawałowców. Widzisz? To dla twojego dobra - puściła mu oko, podnosząc ramię aby objąć Bolta za szyję. Zrobiła to powoli, niby naturalnie, chociaż stanęła tak, aby oprzeć ciężar ciała na tylnej nodze, a przednią zgięła lekko w kolanie przez co biodra wygięły się kusząco, zaś ściśnięty dekolt ocierał się bokiem o zielony mundur.
- Prawda że jest niesamowity? Chcę ci kogoś przedstawić, Claudio. Najcudowniejszy człowiek w całych Zasranych Stanach, nasz odważny bohater i oddany żołnierz… rycerz w zbroi z kevlaru… Steve - wymruczała, wtulając się w mężczyznę choć patrzyła na komika - Był taki kochany że zgodził się z nami chodzić. Bardzo się poświęca abyśmy z Eve były szczęśliwe… bo chciałam ci kogoś przedstawić Claudio. Najpiękniejszą i najsłodszą ptaszynę jaką kiedykolwiek widziały moje oczy, ale ją już znasz. Eve… nasza dziewczyna. Jest jeszcze Willy, niestety musiała jechać w trasę za miasto. Tygrysku, poznaj Claudio. Ma naprawdę cięty język, zresztą sam widziałeś skecz - zaśmiała się cicho, spoglądając do góry na twarz żołnierza - A to tylko pierwsza z brzegu jego zaleta. Gra dla weteranów, wiesz? I myślę że drinka nam nie odmówi… prawda? - puściła łysemu oczko - Jestem ci winna drinka i wyjaśnienia oraz przeprosiny. Pozwól więc memu majestatowi zadośćuczynić niestosowności przezeń popełnionej.

- Ależ oczywiście milady. Czy zacny rycerz pozwoli uwieść swoją panią a was wszystkich zaprosić do baru i postawić drinka? - estradowy artysta wysunął swoje ramię jakby chciał poprowadzić Lamię ale wcześniej zapytał o pozwolenie jej wybranka. Nie było aż tyle miejsca aby mogli iść obok siebie we czwórkę.

- Myślę, że to świetny pomysł. - Krótki zgodził się łaskawie skinąwszy głową. Więc Claudio z Lamią a za nimi Steve i Eve ruszyli między stolikami docierając do baru gdzie komik zamówił drinki dla całej czwórki.

- To dobrze tam usłyszałem? Jesteście razem? - zapytał wskazując palcem po kolei każdego z ich trójki. - I jeszcze Wilma do tego tak? No, no! To już macie niezły kabaret! To pewnie ten powiew świeżości o jakim mówiłem na początku. Bliższy niż się spodziewałem! No to już czas przechodzić na emeryturę… - pokręcił na koniec głową jakby czekał go jakiś straszny koniec z ręki nowej generacji kabaretów i to znacznie bliżej niż to sądził jeszcze na początku swojego skeczu.

- Och Claudio… a kto nas wtedy będzie zabawiał i stawał ością w gardle smutasów z collinsowa? Och, przepraszam. Pana prezydenta Collinsa, nie można zapominać o szacunku - saper położyła dłoń na opartym o bar przedramieniu komika. Pominęła kwestię że z tym pytaniem o uwodzenie to trochę po czasie. Tak bardzo, z drugiej strony to było kiedyś, więc się nie liczyło.
- Daj spokój Claudio, spójrz na cud w galówce… - stanęła obok łysola tak aby razem z nim mogła patrzeć na swojego mężczyznę i przekręciła głowę aby móc mu szeptać teatralnie do ucha - Ledwo we trzy mu dajemy radę… - pokiwała trochę smutno ciemną główką i zaraz dodała - Na szczęście jest dla nas bardzo wyrozumiały i wie jak mocno się staramy - powachlowała na Mayersa rzęsami.
- Jak w ogóle ma się Jannet, gra z wami? - spytała naraz zmieniając temat o 180 stopni i dodała poważniej, przestając się zgrywać - Przepraszam że nie przyszłam, wiem że byliśmy umówieni z resztą. Potem jakoś nie było czasu i szansy podjechać się pokajać i wytłumaczyć. Pełne ręce roboty… i nie tylko ręce - przez jej twarz przemknął dość krzywy uśmiech. Dokończyła cicho - Tygryska puszczają tylko na weekendy, Heca pracuje w weekendy. - przepiła drinka żeby zakryć zmieszanie.

- Tak, nie wątpię. Wygląda mi na dużego i żwawego. Tak, pewnie biedaczki nie tylko ręce mogą się zmęczyć. - Claudio stał obok Lamii i próbował objąć wzrokiem sylwetkę stojącego naprzeciwko postawniejszego mężczyzny.

- Nie słuchaj ich. Nawet nie wiesz co one mi robią. Jak choćby parę dni temu w vanie. - Steve pokręcił głową i przybrał cierpiętniczy wyraz twarzy jakby się żalił koledze jaki prowadzi trudny żywot z tymi swoimi trzema heterami. Eve zaśmiała się wesoło na tą wzmiankę.

- Doprawdy? - komik przybrał zatroskaną minę jakby szczerze współczuł młodszemu i wyższemu koledze.

- A często jeszcze sprowadzają koleżanki. - Mayers dołożył wisienkę na torcie tej skargi na swój tragiczny los.

- I jeszcze sprowadzają koleżanki? Straszne. - aktor pokręcił głową współczującym tonem. Popatrzył z wyrzutem na stojącą obok Mayersa blondynkę. A potem na stojącą obok siebie czarnulkę w czerwieni.

- Oj tam wcale nie sprowadzamy jakichś koleżanek. Znaczy jakoś strasznie dużo. Tam najwyżej jedną czy dwie. Albo siedem. Kto by to liczył? A ta Janet to jakaś fajna? - Eve też dołączyła się do zabawy skoro inni też się w to bawili. Przybrała ton jakby wcale nie uważała swojego zachowania za jakoś szczególnie złego. Na koniec popatrzyła na dwójkę stojącą naprzeciwko pytając o kobietę jakiej nie znała.

- No ja uważam, że bardzo fajna. Ale nie, nie gra z nami. Jej kandydatura nie przeszła. Ale zgodziliśmy się na jej gościnne występy. Jednak udało nam się założyć duet. “Claudio i Janet”. I teraz zdarza nam się występować tu i tam. - komik wyjaśnił jak to wyszło z współpracą z ochotniczką do kariery kabaretowej.

- Ale szkoda, że nie przyszłaś na tamto przesłuchanie. Janet musiała pracować za was dwie. Ale nic straconego jeśli byś kiedyś nabrała ochoty na występy to zapraszam, wiesz gdzie mnie szukać. - na koniec zwrócił się do Lamii dając znać, że droga do takiej kariery nie jest dla niej zamknięta nawet jeśli zawaliła przyjście na pierwsze przesłuchanie.

- O tak, pamiętam gdzie… a gdyby mi amnezja wskoczyła spytam Betty. Ona ma pamięć jak żyleta… i nie tylko pamięć. I Claudio… nie przyszłam, bo niestety weekendy mam teraz bardzo napięte - ta zrobiła smutną minę której przeczyły wesołe błyski w oczach - Tak bardzo, że czasem mam wrażenie że zaraz mnie rozsadzą od środka… niemniej bardzo ci dziękuję za propozycję. Wierzę, że Janet poradziła sobie wyśmienicie. Z tak zręcznymi dłońmi z pewnością stanęła na wysokości zadanie… i te jej palce - zacmokała w uznaniu - Z jednej strony stanowcze, z drugiej delikatne. Prawdziwy wirtuoz… - jej spojrzenie przeszło na pozostałą dwójkę rodziny gdy wyjaśniała - ... skrzypiec. To skrzypaczka, naprawdę utalentowana. I daj spokój Tygrysku. Dajesz się niecnie wykorzystywać nad wyraz chętnie. Coś mi się przypomina że ostatnio tak się do tego niecnego wykorzystywania spieszyłeś żeś zapomniał nawet butów zawiązać… ty, oficer i dowódca, kapitan w ogóle. Jednostki specjalnej, tej szanowanej i w pełni poważnej oraz rozważnej. Na wszystko gotowej. Jest naprawdę bardzo wytrwały - tutaj popatrzyła na Claudio - Aż dziw że tyle z nami wytrzymał. Jedna baba w domu potrafi być skaraniem boskim… a co dopiero trzy. Czy tam dwanaście - wzruszyła ramionami.

Chyba w samą porę Lamia wyjaśniła do czego Janet używa tych palców bo coś i jej blondynka i brunet patrzyli na nią spod coraz bardziej przymrużonych powiek. Ale gdy wyjaśniło się, że to skrzypaczka i chodzi o skrzypce obu chyba spadł kamień z serca. Czy jakoś tak.

- Ty no patrz, tyle miała na głowie czy tam gdzieś i zauważyła z tymi butami… - Steve niby nachylił się do Eve, jakby odkrył jak ich dziewczyna potrafi być bystrooka a ta zrobiła mądrą minę jakby też się tego nie spodziewała. I nieco zacisnęła mocniej usta na wspomnienie co ta Lamia wtedy miała na głowie. Czy gdzie indziej.

- No tak, to jak ta Janet taka utalentowana i miła i w ogóle to może nas z nią poznacie? Bo też byśmy ją chętnie poznali. I jej palce. Stanowcze i delikatne. No przynajmniej ja na pewno. Może bym zrobiła z nią reportaż? W końcu mam dział “Wywiady z ciekawymi ludźmi”. - Eve odezwała się jakby na reporterkę przystało. Ale jakoś tak się udało jej to zrobić, że zabrzmiało jakby miała ochotę na zawarcie bliższej znajomości z ową wirtuoz skrzypiec. Tak samo jak to Lamia miała przyjemność.

- To zapraszam na nasze występy wieczorami, często gramy tutaj ale też i w innych lokalach. Niestety tutaj ja często występuję z “Hecą” to nie zawsze jest okazja do występów z Janet. Niestety dzisiaj jak widzicie jej nie ma. - komik rozłożył przepraszająco dłonie dając wyraz, że od ręki nie mogą załatwić tego spotkania z jego nową partnerką no ale nic nie stało na przeszkodzie aby dało się to zorganizować w najbliższej przyszłości. I jako zawodowemu aktorowi udało mu się zachować wyraz uprzejmego zainteresowania gdy Lamia mówiła o tym rozpychaniu z udziałem Steve’a i reszty swoich przygód ale można było odnieść wrażenie, że może to sobie wyobrazić całkiem nieźle.

- Brzmi ciekawie. No mnie niestety praca nie pozwala spotykać się w tygodniu a w następny weekend już zdaje się mamy plany. No chyba, że się umówicie beze mnie. Nie chcę wam odbierać przyjemności poznania takiej interesującej osoby. - Steve miał minę jakby też był zainteresowany poznaniem owej Janet skoro nasłuchał się o niej takich ciekawych rzeczy o niej ale jednak umawianie się z nim na cokolwiek poza weekendami było mocno utrudnione.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline