Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2021, 19:05   #264
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Tym razem to sierżant zrobiła mądrą minę.
- W takim razie będę potrzebowała twojej rady i porady, Kociaczku. A także wsparcia duchowego, moralnego oraz światopoglądowego. - zwróciła się do blondyny - Może gdybyśmy się umówiły z Janet na ten wywiad w tygodniu… wtedy kto wie? Jeśli okaże się naprawdę wartą uwagi osobą to ją zaprosimy do nas, do Honolulu na niedzielę. Ale to potrzebuję fachowej opinii - pokiwała głową - Wiesz jak to z tymi wojskowymi trepami na dodatek ze zwykłego podoficerskiego plebsu. Jak posucha to każde palce i lico wydają się interesujące. Jak z żarciem, póki zapycha żołądek to nie grymasisz. Dlatego właśnie jest potrzebny ktoś z poczuciem smaku - powachlowała rzęsami.

- Skoro tak mówisz no to możemy tak zrobić. Postaram się dostosować do wymagań sytuacji i potrzeb. Zwłaszcza jeśli chodzi o tak młodą i utalentowaną osobę. Szkoda byłoby się z nią nie poznać bliżej. - Eve nie wychodziła z roli i świetnie przejęła pałeczkę tego umawiania się z młodą aktorką i skrzypaczką na ten reportaż i całą resztę. Obaj panowie robili miny jakby święcie wierzyli, że dziewczęta się spotkają, poznają, pogadają a potem będzie z tego jakiś reportaż w “Daily Sioux”. Nawet Krótkiemu powieka nie drgnęła jak Lamia wspomniała o jego ulubionym lokalu w tym mieście.

- No cóż, to jak w tygodniu to w dzień zapraszam do nas. Tam chyba by najłatwiej spotkać Janet. - Claudio pokiwał głową na znak, że jest skory do współpracy w organizacji tego spotkania i promocji jego nowej partnerki w kabareciarskim duecie.

- Och Claudio, nasz łaskawco. Dziękujemy ci, znowu ratujesz damy jak wtedy Betty przed nudną wojskową kaleką… zupełnie jak baśniowy dżin - cmoknęła go po przyjacielsku w policzek i dokończyła tym samym słodkim tonem - Pasuje, też wydajesz się mieszkać w butelce. Jeśli nie sprawi to problemu bardziej niż chętnie skorzystamy z zaproszenia w przyszłym tygodniu. Bliżej drugiej połowy pewnie, jeszcze mamy u siebie trochę do dogrania. Choćby nowy film nagrać, pierwszy odcinek serialu… bo widzisz, zakładamy z Eve studio filmów - dodała z profesjonalnym uśmiechem - Akcji.

- Studio filmów? To jakieś rozwinięcie twojej działalności Eve? - Claudio zmrużył oczy widocznie kojarząc, że reporterka oprócz pracy w redakcji ma własne studio fotograficzne. Ta roześmiała się wesoło posyłając Lamii psotne spojrzenie nim się odezwała.

- Technicznie można chyba tak powiedzieć. Bo podstawą pewnie dalej będzie moje studio. Przynajmniej na początku. Ale nie, to całkiem nowy projekt. Lamia jest moją wspólniczką no i sercem i mózgiem tego projektu. A chcemy założyć prawdziwe studio filmowe. Takie z kamerami, światłami, aktorkami i tak dalej. - Eve wskazała na czarnowłosą wspólniczkę i partnerkę dając wyraz dzięki komu powstał ten pomysł i cała inicjatywa. A komik wydawał się być tym naprawdę zaskoczony.

- Prawdziwe studio filmowe? Takie “Kamera - Akcja!”? - zamrugał oczami i chyba był pod wrażeniem, że ktoś chce się podjąć takiego śmiałego wyzwania. Eve i Steve jednak pokiwali głowami, że właśnie o takie coś chodzi.

- Mnie to wiecznie nie ma to nie siedzę w temacie na bieżąco. Ale z tego co wiem to dziewczyny już sporo mają zrealizowane. Więc to żadne żarty Claudio, poważna inicjatywa. - Steve nie znał wszystkich detali tak jak obie wspólniczki ale co mógł to potwierdził ich słowa przed komikiem.

Sierżant popatrzyła na fotograf jakby się naradzały spojrzeniami i ciemnowłosa głowa kiwnęła powoli.
- Jeden film jest już w dystrybucji, niedługo odbędzie się pokaz premierowy - odwróciła twarz do komika - Pokaz odbędzie się w Starym Kinie, sprawdzimy w terminarzu i ci damy znać. Byłoby cudownie, gdyby człowiek tak obyty ze sztuką i mający bystre oko obserwatora rzeczywistości wyraził później opinię. - uśmiechnęła się lekko - I bez obaw, jest tam naprawdę dużo akcji.

- Mhm. I nawet miejscowi celebryci. - dodała Eve z miną niewiniątka dodatkowo wzbudzając ciekawość komika którego chyba też można było uznać za kogoś takiego.

- Tak? No proszę, proszę, to widzę działacie na pełen etat. W takim razie czekam na zaproszenie. Chociaż ja większość wieczorów niestety mam własne występy. Wtorki i środy miewam trochę luźniejsze. - Esteban chyba na poważnie potraktował te nowinki o nowym studio i zaproszeniu na premierę.

- No i jakbyś znał jakieś aktorki albo aktorów tudzież artystów, modelki, celebrytów co by mieli ochotę zagrać w takiej produkcji albo inaczej wesprzeć to byśmy były bardzo wdzięczne za reklamę i w ogóle. - reporterka dorzuciła swoje trzy grosze chcąc wykorzystać okazję do promocji ich nowego projektu. A w końcu Claudio był gwiazdą pierwszej wody. Przynajmniej w tym mieście i stanie.

- Bo my mamy już pewien sprawdzony zespół na początek ale jesteśmy otwarci na nowe twarze i propozycje. I jak myślisz Lamia, kto jeszcze by mógł u nas wystąpić? - Eve spojrzała na szefową Mazzixxx aby ta przejęła pałeczkę w nakierowywaniu komika na właściwe tory w tej promocji ich nowo otwartej firmy. Zwłaszcza, że zdawał się nią być żywo zainteresowany.

- Na pewno musi to być ktoś odpowiednio fotogeniczny, kto nie boi się pracy na planie i wyzwań - odpowiedziała po chwili namysłu - Umiejący działać w duecie, trójkącie, albo większej grupie… taka Janet byłaby niezła, prawdziwa artystka. Tak na początek - pokiwała głową i też popatrzyła na komika - Ale przyznam, że najbardziej by nam teraz pasowała współpraca z aktorami. Do tej pory mamy jednego, aktorek kilka… a nie będę ukrywać że siedzi mi w głowie parę scenariuszy gdzie większa ilość męskich artystów bardzo by się przydała. - zrobiła mądrą minę.

- Aha to szukacie bardziej aktorów niż aktorek? No dobrze, popytam, zobaczę może ktoś będzie zainteresowany. - lider “Hecy” zmrużył oczy i pokiwał głową jakby robił w niej przegląd kolegów z branży którzy by mogli spełniać takie kryteria i byliby zainteresowani występowaniem w filmach akcji.

- A Janet myślę, że powinna się nadawać. Ma wszystkie potrzebne atrybuty. Ale to pewnie już same się z nią dogadacie na spotkaniu. - pokiwał jeszcze raz głową ale odwrócił się bo usłyszał jak ktoś go woła. Wydawało się, że zostawia producentkom i aktorce dogadanie się między sobą on wolał się nie mieszać w te negocjacje bezpośrednio.

- Bardzo was przepraszam ale muszę już lecieć. Szalenie miło znów was zobaczyć moje panie a ciebie poznać kawalerze. - zwrócił się do całej trójki całując dłonie kobiet i ściskając dłoń mężczyzny. - I pozdrówcie Betty ode mnie. Prawdziwa z niej żyleta ale mimo to bardzo ją lubię. Nietuzinkowa osobowość. - powiedział już zbierając się do odejścia.

- Ciebie też zawsze dobrze widzieć, Claudio. Uważaj na siebie - saper przyjęła pocałunek w dłoń, a potem sama się wychyliła, oddając pożegnanie tyle że w policzek. Ściskać go nie wypadało, jednak naprawdę cieszyło ją spotkanie i chciała to okazać.
- Zima idzie, łatwo się przeziębić i głos stracić… a bez twojego głosu to miasto będzie piekielnie nudnym miejscem - dołożyła, machając mu lekko na pożegnanie - Oczywiście, przekażemy łaskawej pani twe pozdrowienia. Udanego wieczoru i dziękujemy za poświęcony czas. Jak mówiłam, chłodno już. Dobrze móc się ogrzać w blasku sławy - zarzuciła rzęsami - Choć ten zapach z dna butelki jednak trochę daje po nosie.

Skinął im jeszcze na odchodne po czym ruszył między stołami aby móc się nacieszyć tym blaskiem zasłużonej sławy oraz innymi gośćmi i fanami. Zaś pozostała trójka wróciła do swojego stolika.

- A on wie jakie filmy akcji wy kręcicie? Bo nie chciałem się odzywać przy nim. - zapytał Steve jakby chciał już wcześniej zadać to pytanie.

- No ja mu nic nie mówiłam. Nie widziałam go z parę miesięcy. Jeszcze zanim was poznałam. - Eve zaśmiała się cicho i spojrzała z zaciekawieniem na ich czarnulkę czy ona przypadkiem gdzieś przy okazji nie wspomniała komikowi za jakie produkcje się biorą.

Ta milczała przez dłuższą chwilę, odprowadzając łysola spojrzeniem i tylko uśmiechała się pod nosem. Była mu wdzięczna, ani razu nie zająknął się, ani nie wspomniał jak dokładnie zna byłą sierżant. Ani jak wyglądało wstępne przesłuchanie jej i skrzypaczki Janet. Z całej historii nie wyszły żadne dogłębne kontakty, choć gdyby chciał Claudio mógł rzucić “teraz z nią jesteś? Nieźle się pieprzy, nie?”. Na szczęście był dżentelmenem. Takim wyjątkowo niepokojąco przypominającym satyra, gdy nikt oczywiście nie widział.
- On wie - powiedziała wreszcie, mając co do tego dziwną pewność. Po coś rzucali sobie podteksty rozumiane tylko dla nich… trochę jak partnerzy w zbrodni.
- To bystry facet - dodała jakby wyjaśnienie, a potem wskazała na ich stolik - A my mamy chyba kolację do dokończenia.

- Ojej ale by było jakby sam Claudio Esteban przyszedł do nas na premierę! - roześmiała się Eve siadając na swoje poprzednie miejsce. Podobnie jak pozostała dwójka. - A ta Janet to jaka jest? Jakaś fotogeniczna? Bo jak o niej mówiłaś to wydawało mi się, że ją lubisz. - zapytała zaciekawiona ową nową partnerką komika jakiej nie miała okazji jeszcze poznać.

- Też odniosłem takie wrażenie. - zgodził się grzecznie komandos w galowym, ciemnozielonym mundurze wracając do przerwanej kolacji.

- O tak, sam Claudio Esteban. Wielka gwiazda którą wszyscy uwielbiają… o ile nie są z NY - mruknęła brunetka, nadziewając na widelec kawałek karmelizowanego jabłka i przyglądała mu się z nagłą uwagą aż nagle parsknęła.
- W kołchozie o niego też mieli ból dupy, chyba się od tego zaczęło nawet. Carol, co z nią mieszkałam przez ścianę, spytała gdzie uderzam w czwartek jakaś taka wystrojona. Odpowiedziałam że do Claudio na drina. Wróciłam następnego dnia tylko po to żeby jeszcze bardziej wypindrzona stwierdzić, że teraz to ja lecę do Honolulu żeby spić drina z takim jednym kapitanem Boltów. Oj nie lubili mnie tam, a Carol zwłaszcza - zaśmiała się, zjadając kawałek owocu. Przeżuła i dokończyła - Jasne że ją lubię, jest fotogeniczna i całkiem zabawna. Do tego sympatyczna. Trochę duże parcie na karierę, ale nie narzekałam wtedy i nie będę narzekać teraz bo i nie ma po co. Lubię ją - powtórzyła atakując widelcem kolejny kawałek jabłka.

- Słyszałeś Steve? Ta Janet jest fotogeniczna. I ma parcie na karierę. I Lamia mówi, że ją lubi. - Eve spojrzała na ich mężczyznę sprawdzając czy usłyszał to samo co ona. Bo brzmiało całkiem interesująco to co ich wspólna dziewczyna mówiła.

- Słyszałem. No to życzę wam z nią powodzenia i miłej zabawy. A ta Carol co mówisz to pewnie jakaś zakompleksiona, zawistna sucz. Nie przejmuj się nią. Zwłaszcza jak teraz już chyba zniknęła nam z radaru. - bolt pokiwał głową ale dał znać, że chyba nie uważa tej byłej sąsiadki Lamii za coś na tyle istotnego aby się tym przejmować.

- Właśnie. Zamiast niej mamy teraz Larysę. Jest bardzo sympatyczna i polubiłam ją. Poznałyśmy ją właśnie w Domu Weterana jak szukałyśmy Oliego do tego remontu. A potem dała się zaprosić na koncert to i ja ją poznałam bo wcześniej to tam w kołchozie to Lamia była z Wilmą. - Eve poparła Krótkiego i przypomniała, że ostatnio poznały całkiem sympatyczną koleżankę spod tego samego adresu.

- I wcale nie robiłyśmy tam nic niestosownego - druga kobieta zastrzegła szybko, przybierając minę wcielenia niewinności i tylko sączyła wino z kieliszka - Też polubisz Larysę Tygrysku, a Janet postaramy się ściągnąć na przyszłą niedzielę do Honolulu i sam ją poznasz, ocenisz, ale to akurat to danie które bez cienia wahania mogę polecić. - dalej się zgrywała, choć pod stołem jej stopa zaczęła jeździć w dół i w górę po łydce w zielonych spodniach - Jest jeszcze jedna sprawa, skoro już gadamy. Możliwe że za tydzień albo dwa będę miała trochę mniej czasu niż zwykle. Ale spokojnie, środowe poranki i weekendy będę mieć wolne - popatrzyła na Eve i potem na Steve’a. Sapnęła w kieliszek, a potem dopiła go na raz i odstawiła.
- Złożyłam porucznikowi Rodneyowi formularz kwalifikacji i… sama nie wiem - westchnęła, zabierając się za dolewanie sobie wina - Nie wiem co o tym myśleć, o swoich papierach. Trochę tam tego mam, Stary chyba nie miał w co środków armijnych pakować… naprawdę budowałam i programowałam drony - kręcąc głową wlała resztkę butelki w szkło.
- Nie wiem, do służby ponownie mnie nie powołają. Nie po tym co mi przybili na komisji… więc pewnie szkoleniówka. Zobaczymy co powie Rodney i co wymyśli.

- Mam nadzieję, że cię nigdzie nie wyślą. Bo bym tu została sama jakby was wszystkich gdzieś wywiało na służbę. - Eve nieco ramiona opadły na taką myśl. Może nieco przesadnie i nieco się zgrywała. Ale dało się wyczuć, że rozstanie z całą rodzinną trójką na raz, zwłaszcza z Lamią, byłoby dla niej trudne.

- Nie sądzę. W mieście jest wiele jednostek i prawie każda ma jakiś pion szkoleniowy. Na pewno da się coś znaleźć na miejscu. Ale na wszelki wypadek powiedz im, że wolisz coś na miejscu. Też jak już mam ten weekend i wolne to wolałbym spędzać go z wami a nie pakować się w auto i jechać gdzieś aby was spotkać. - Mayers skrzywił się nieco i pokręcił głową ale dał znać, że obawy blondynki chyba są nieco przesadzone. Lamia też orientowała się, że armia zwykle szła na rękę w takich sprawach. Zwłaszcza jak ktoś się zgłaszał na ochotnika tak jak ona.

- I robiłaś jakieś drony? No to spryciula z ciebie. Nie wiem co ty robisz z takim zwykłym trepem jak ja. Nas to tylko uczą którym końcem karabinu się celuje do przeciwnika. Żadnych tam finezji i wyższej szkoły jazdy. - Krótki pozwolił sobie na nieco prześmiewczy ton z samego siebie i swoich umiejętności jakby był zwykłym piechociarzem a nie oficerem jednostki specjalnej.

- Jak to co? - sierżant uniosła krytycznie brew, zachowując poważny ton głosu - Jestem podoficerem, a ty oficerem, więc hierarchia służbowa zachowana. Bo i tak przez większość czasu jestem pod tobą. Zwykle mnie kryjecie, kapitanie, a ja grzecznie słucham i łykam wszystko co mi ze swej służbowej mądrości oraz doświadczenia ofiarujecie - jej noga z łydki i kolana przeszła na udo i dalej, gdzie krocze - Nawet jak to zasłona dymna, gdy prawda jest tajna przez poufna… a jeśli mogę wyrazić opinię, sir, bardzo sprawnie idzie wam branie na cel tym karabinem. Zawsze trafiacie gdzie trzeba bez pudła. - obróciła głowę do fotograf, jej posyłając ciepły uśmiech. Ujęła też delikatną dłoń i pocałowała krótko.
- Spokojnie Kociaczku, nie wyślą mnie daleko. Nie z PTSD i amnezją, gdy jeszcze nie skończyłam leczenia a lekarzy i opiekę mam tutaj. Tak jak mówi Steve, dostanę coś w mieście. Rodney zna sytuację, nie pozwoli mnie wykopać nigdzie daleko.

- Aha, to dobrze. Smutno by mi tu samej było. - reporterkę to chyba uspokoiło i zerkała na ile mogła co porabiają rączki Lamii.

- A z tym służeniem i łykaniem to ja mogę potwierdzić. Jakoś tak to właśnie zazwyczaj wygląda. Niektóre z tych rzeczy mam nawet nagrane jakby trzeba było coś dla przypomnienia. - Eve pokiwała swoją blond główką z pełnym przekonaniem, że służy pomocą. Tą czy inną. Nawet skinęła palcem na swoją torbę gdzie miała swoje niezbędne, przenośne minimum i zwykle był tam jakiś smartfon.

- Aha. No tak, jakoś tak to chyba bywało. Zazwyczaj. - kapitan mruknął nieco rozkojarzonym wzrokiem rozglądając się dookoła sali. Komicy z “Hecy” już się zmyli, część gości też wstawało już od swoich stołów. Ale sporo jeszcze siedziało nadal a niektórzy dopiero przychodzili.

- Skończyliście już kolację? Bo ja to się właściwie najadłam. Teraz bym miała ochotę na jakiś deser. Jakiegoś loda albo co. - powiedziała blondynka tonem grzecznej dziewczynki co tylko sugeruje innym swoje potrzeby.

- A ja coś nie najlepiej się czuję - odpowiedziała saper, przybierając minę cierpiącego basseta i westchnęła - Chyba mi coś zaszkodziło i strasznie ciąży na żołądku… aż mam miękkie nogi od tego nieszczęścia. Pomoglibyście mi dojść do łazienki? - popatrzyła na pozostałą dwójkę - Mogłabym jeszcze zemdleć albo co… ciężkie życie frontowego weterana na rencie…

- Naprawdę kochanie? Pozwól, że ci pomogę. - Steve przyjął ton troskliwego partnera jakby święcie wierzył w to nagłe zatrucie pokarmowe. Podał dłoń czarnowłosej w czerwieni i wstali od stołu.

- To ja wezmę twoją torebkę. - rzuciła blondynka w czerwieni flankując swoją partnerkę z drugiej strony. I całkiem sprawnie przemieścili się między stołami ku toalecie. Steve bez mrugnięcia okiem wszedł do damskiej. Może dlatego, że Eve weszła pierwsza i dała znak, że jest wolne. A po chwili we trójkę znaleźli się zamknięci w jednej z kabin. I wydawało się, że to miejsce ma ozdrowieńczy wpływ bo nagle jakoś nikogo nic nie bolało.
To chyba jest właśnie miłość. Kiedy się ma dom i kogoś w domu i zawsze się do niego wraca, cokolwiek by się nie działo. Szczególnie po ciężkim tygodniu w robocie, nie należącej do łatwych czy bezpiecznych. Cieszyli się więc wszyscy, cała trójka koczująca wspólnie w dawnym magazynie obecnie przerobionym na dom. Ich dom, wspólny. Dla kogoś takiego jak Mazzi sama koncepcja domu wciąż budziła zdumienie, ale z tych przyjemnych. Dobrze było się pozytywnie zaskoczyć. Tak jak dobrze było móc oglądać jak najbliższe osoby po owym domu się kręcą. Dzięki temu samemu szło poczuć się na swoim odpowiednim miejscu.
Saper z lubością i ciepłem grzejącym serce oglądała powitanie Mayersa z Alfą, uśmiechała się gdy wypytywał kociaka jak mu minął ten długi tydzień, a potem gdy już został obwąchany i łaskawie zaakceptowany, mężczyzna szybko przeszedł do etapu przygotowań. Mieli przecież wyjechać na weekend, czekała ich trasa, zaś dnie jesienią kończyły się wcześniej niż później.
- Tak, trzeba się przygotować. Zostawić szpej, przecież mamy weekend - zaczęła mówić, odbijając się plecami od ściany aby wrócić do pełnego pionu. Do tej pory podpierała tynk, jednak razem z Ev miały dla swojego żołnierza jeszcze jedną niespodziankę. Łapiąc przez pokój spojrzenie blondyny brunetka zagrodziła Tygryskowi drogę, chwytając za dopiero co rozwiązany krawat.
- Kociaczku pomożesz nam? - poprosiła, ściągając wąski fragment materiału spod kołnierzyka i zasłoniła nim mężczyźnie oczy - Trzeba zawiązać.

- Zawiązać? Co wy kombinujecie? Wiecie, że jak dojedziemy do Małej Rosji to tam mamy domek i cały weekend? - Steve dał się zastopować i z zaciekawionym uśmiechem obserwował jak czarnowłosa dziewczyna ściąga mu krawat z dopiero co rozpiętego munduru. A blondynka poszła jej w sukurs podchodząc do jego tylów, przejmując te końcówki krawata aby zawiązać mu je jak przepaskę na oczy.

- Oj nie bój się Steve, nic ci nie zrobimy. - Eve rzuciła żartobliwie parodiując tekst jakim zwykle chłopcy zaciągali dziewczyny na tylne siedzenia czy do innych przygodnych miejsc na sfinalizowanie pierwszej schadzki. Po chwili dała Lamii znać, że opaska jest gotowa i można przejść do następnego etapu.

- Kochanie, to nie tak jak myślisz - saper dorzuciła swoje bękarcie trzy gamble i delikatnie ujęła lewą dłoń bruneta. Dała znać aby po drugiej stronie Eve zrobiła to samo. Wtedy obie zaczęły go prowadzić w głąb domu.
- Wiązanie może być naprawdę fajne, jeśli dobrze się go użyje - domruczała, otwierając drzwi do dalszej części budynku - Samym domkiem się nie wykręcaj, miało być ognisko na plaży. Koc na piasku żeby nic nie powłaziło gdzie nie trzeba, gwiazdy nad głową… żeby nie było. Obie to słyszałyśmy, prawda Kociaczku?

- No. I jakieś konie i bmx-y jeszcze miały być. - blondynka przejęła drugą stronę Mayersa i też zgrabnie go prowadziła ku tej części gdzie było jej studio i do niedawna graciarnia w mniejszych pomieszczeniach. A obecnie nowo wyremontowany pokój. Za to Lamia w przeciwieństwie do niego widziała jak ta pokiwała głową i zrobiła psotne oczko.

- No tak, tak, będą. I może łódki jakieś. Strzelnicę też mają. W końcu to wojskowy ośrodek. I do rzutków można strzelać. No ale nie będziemy przecież spędzać na samej plaży całego weekendu. - Krótki dał się prowadzić okazując zaufanie swoim partnerkom ale jednak pozwolił sobie na kontynuowanie dyskusji w jakiej zachwalał ośrodek do jakiego ich tak chętnie zapraszał.

- I jakaś sauna i pomost gdzie można posiedzieć i ryby połowić. Nawet gdy nie jest kierowcą wojskowego autobusu, albo kimś z dalekiej pustyni - Mazzi dopowiedziała swoje, otwierając odpowiednie drzwi gdy do nich doszli. Odpowiedziała Eve oczkiem, robiąc krok w bok i razem wprowadziły mężczyznę do pokoju. Szybki rzut oka pozwolił ocenić, że na szczęście tynk nie odpadł, meble się nie rozwaliły, a malowany po nocy mural nie spłynął na podłogę.
- Słyszałyśmy że lubisz plaże i fale - z zadowoleniem odnotowała, że dzięki meblom i całej reszcie gamblowiska po całkiem sporym pokoju nie szedł pogłos echa, tak charakterystyczny dla pustych pomieszczeń. Bo i puste nie było. Po prawej stronie stały ciężkie, wysokie prawie pod sufit szafy i komody, w kącie przy drzwiach znajdowała się kanapa z niskim stolikiem i fotel. Po drugiej zaś biurko z krzesłem i lampką. W końcu pokoju za to zagnieździło się wielkie łóżko, praktycznie od ściany do ściany. Nad nim wisiało parę półek, a suficie haków. Tak samo jak przy drzwiach, ale Tygrysek był wysoki, więc mógł tam sobie rozkładać swoje rzeczy bez potrzeby wchodzenia na stołek. Ale to z nabazgranego na lwiej części lewej ściany obrazu Mazzi była najbardziej zadowolona.


Przedstawiał falę wodną z białym pióropuszem piany na tle zachodzącego słońca. Woda była błękitna tymi wszystkimi odcieniami błękitu jakie miało czyste, ciepłe morze - od ciemnego granatu aż po jasny błękit. W całą tę gamę wplatały się też inne kolory, te dawane przez załamujące się światło dogasającego dnia. Złoto-pomarańczowo-różowe niebo zdawało się odbijać w niespokojnej toni, dorzucając do bieli piany te od załamań czystego, jasnego światła wesołych refleksów.
Saper podobał się ten mural, dużo pracy i serca włożyła w oddanie tego, co widziała kiedyś na jakimś zdjęciu, a potem od razu widok skojarzył się jej z Mayersem, gdy zaczął gadać o surfowaniu i Kalifornii.
- Niestety na deskę musisz poczekać - z tymi słowami obie z Eve rozwiązały krawat.

- Oh… - Steve właśnie im tłumaczył, że w tam gdzie mają jechać to sauna też jest bo przecież to Rosja! I to ponoć u nich tradycja czy co. Tylko jakoś to tam po swojemu nazywają ale chodzi o saunę. No ale urwał jak mu Lamia zaczęła rozwiązywać krawat zsuwając mu go z oczy. I wówczas miał okazję zobaczyć ten powiększony i odremontowany pokój. I szczerze mówiąc to nie miał w tym momencie zbyt mądrej miny. Zaskoczony rozejrzał się dookoła nie robiąc ani korku, zamrugał oczami, wreszcie spojrzał na jedną i drugą swoją dziewczynę i znów zaczął się rozglądać dookoła. Wreszcie się roześmiał i ruszył na zwiedzanie nowej przestrzeni.

- Jej! Jak żeście to zrobiły? Przecież tu chyba były dwa pokoje co? I takie zagracone i w ogóle. - powiedział gdy tak zrobił kilka kroków i zatrzymał się całkiem nieźle pamiętając gdzie parę dni temu jeszcze stała ściana. Ale Oli i Rusty nie odstawili fuszerki łatając to co celowo wyburzyła ekipa punkowców i po tej ścianie nie było teraz widać ani śladu. Nawet jak mężczyzna w ciemnozielonym, galowym mundurze postukał nogą w podłogę i szukał chyba wzrokiem na suficie tych szwów po niej. A jak szukał to wpadł mu w oko ten mural jaki wczoraj i w nocy Lamia tak skrupulatnie malowała za te kupione niedawno farby.

- Oo... o kurwa! Jak u nas w Kalifornii! Biorę z miejsca i po całości! - roześmiał się serdecznie i teraz podszedł do ściany aby przyjrzeć się z bliska. Eve podeszła do Lamii biorąc ją za rękę i uśmiechała się obserwując radość ich mężczyzny. Widać było z miejsca, że pokój przypadł mu do gustu. Dotknął ściany, obejrzał ją z bliska ale z tej perspektywy trudno było ogarnąć całość. Więc znów się cofnął aby spojrzeć na całą, malowniczą scenę ze Słońcem, niebem i falami w całości. I jak już się chyba napatrzył jakby dostrzegł dwie stojące przy wejściu kobiety w czerwieni.

- Cholera dziewczyny! Jesteście niesamowite! No naprawdę, jesteście najlepszymi dziewczynami na świecie! - rozradowany podszedł do nich, objął każdą z nich ramieniem, przygarnął do siebie po czym mocno i stanowczo pocałował w usta. A na koniec puścił i znów się roześmiał. - Nie no chłopaki mi nie uwierzą jak im o tym opowiem. - roześmiał się rozbawiony na kolejną myśl jaka mu przyszła do głowy.

Przez pierwsze chwile obwąchiwania nowego terytorium przez Steva… cóż. Lamia wstrzymywała oddech w napięciu i wyluzowała dopiero gdy zobaczyła że naprawdę trafiły z pomysłem. Trzymając mocno dłoń blondynki obserwowała z rozczuleniem jak ich Tygrysek hasa po wybiegu, zaglądając kąty i sama czuła się szczęśliwa. Uwielbiała gdy się cieszył, pewnie powinna rzucić odpowiednio markowym, bękarcim tekstem, ale nie miała na to ani sił, ani ochoty. Nie chciała mu przerywać, więc tylko zamrugała szybko parę razy żeby nie rozwalić z takim trudem zrobionego makijażu. Każdy powinien mieć swój kąt, życiową przestrzeń gdzie poczuje się swojsko i jak… w domu właśnie.
- Ekhm - oczyściła gardło, bo z tego wzruszenia głos jej trochę siadał i miała wrażenie że ją ktoś trzyma za gardło. Ale to nie było złe odczucie.
- Myślę… - zerknęła szybko na fotograf zanim podjęła - ... że po ostatniej niedzieli trochę tej wiary jednak w sobie mają, ale jak chcesz cykniemy ci fotę czy dwie. Kalifornijskie tygryski świetnie wyglądają na tle słońca zachodzącego nad oceanem. Po to cię dręczyłam w środę - kiwnęła brodą na ścianę i zaraz pokręciła całą głową, a jej dłoń zanurkowała w torebce.
- Oj Steve… wiesz że cię kochamy, wszystkie cię tu kochamy. Ale my najbardziej. Gdy jesteś szczęśliwy to my też - dodała ze szczerym uśmiechem, wyciągając w jego kierunku dłoń. Na której leżało niepozorne pudełko obite ciemnobrązową skórą. - Nie wiem kiedy masz urodziny, ale uznajmy, że to zaległy prezent.

- Też was kocham! Jesteście cudowne! - roześmiał się po raz kolejny znów całując Lamię a potem Eve. Ale widok wysuniętej dłoni z małym pudełkiem przykuł jego uwagę. Uniósł brwi po czym spojrzał wyżej na twarz czarnulki. A potem blondynki. Ta zachęcająco wskazała dłonią na dłoń z pudełkiem zachęcając go niemo aby po nie sięgnął. Więc sięgnął. Oglądał samo pudełko jakby chciał zgadnąć co jest w środku. Ale szybko stracił cierpliwość i po prostu je otworzył.

- Ej… Ale on wygląda jak te zegarki z Posterunku… U nas je dają naszym z jakiejś okazji… Ale je robią na zamówienie no i w Posterunku. - zmrużył oczy widocznie całkiem nieźle rozpoznając na co patrzy. Tylko to wydawało się bardzo mało prawdopodobne przy takich ograniczeniach. Ale wziął zegarek do ręki aby go obejrzeć z bliska. Spojrzał na tarczę, wsadził pudełko do kieszeni aby zwolnić drugą dłoń i móc pogmerać przy przyciskach a w końcu odwrócił go na spodnią stronę. Widząc, że coś tam jest napisane zbliżył go do twarzy aby przeczytać. Oczy mu się rozszerzyły, brwi uniosły ze zdziwienia i spojrzał z niedowierzaniem na Lamię. Tak ją mierzył tym zdziwionym spojrzeniem z jedno uderzenie serca. Nim ta znieruchomiała figura zaskoczonego kapitana nagle ożyła i nabrała gwałtowności.

- Lamia jesteś niesamowita! - roześmiał się, złapał ją w pół, przycisnął do ściany i pocałował. Tym razem mocno, długo i namiętnie. Wreszcie puścił i pomachał zegarkiem w stronę blondynki.

- Eve zobacz! Zobacz co to jest! Prawdziwy zegarek Posterunku! Z dedykacją! Widziałaś!? - chwalił się prezentem jak mały chłopiec. Równie szczerze i entuzjastycznie. Eve chociaż oglądała wcześniej ten zegarek znów go wzięła do ręki i obejrzała ponownie wiedząc, że sprawi to mu przyjemność a i też się dzieląc tym wspólnym szczęściem i radością.

- Piękny jest. Słyszałam o nich, znaczy, że są. Ale nie widziałam żadnego wcześniej. Naprawdę są takie fajne jak mówią? No i taka dedykacja i grawerka. Na specjalne zamówienie. - blond głowa kiwała się gdy oglądała ten prezent podchodząc do nich.

- To najlepsze zegarki jakie można tu dostać. Bo nie można ich dostać! Znaczy kupić. Robią je na zamówienie. Rany, Lamia, jak go zdobyłaś? I jeszcze ta grawerka! No nie, no trzymam w ręku ale nie wierzę! - śmiał się cały czas przejmując od Eve swój prezent i znów oglądając go z każdej strony. Wyglądał jakby na poważnie miał problem uwierzyć, że trzyma w rękach coś tak wyjątkowego.

W głowie byłej sierżant coś zaskrobało i załaskotało. Echo cichego, stonowanego śmiechu i słów które po nim padły. Głos rozpoznawała, zresztą był tylko on. Bez obrazów ani innych bodźców.
- Gdzie Diabeł nie może tam pośle swoje Bękarty - na krótką chwile uśmiech zszedł jej z twarzy. Drugi raz sięgnęła do torebki, tym razem po piersiówkę i pociągnęła zdrowo, a potem ją zakręciła. Od razu zrobiło się lepiej, głosy też odeszły.
- Chodziły ploty że go chcesz, to masz. Wszystko co najlepsze dla mojego focza - odpowiedziała już bardziej standardowym, wesoło - zaczepnym tonem gdy chowała gambel do torby. Strzeliła też otwartą dłonią w ten bezczelnie istniejący medalowy tyłek obity zielonym mundurem i dołączyła do reszty rodziny, opierając się ramieniem o bark Eve.
- Nie chcieli mi go sprzedać, bo są tylko dla zasłużonych przyjaciół Posterunku - zaczęła, kryjąc dumę że się udało. Sprawić radość temu cholernemu komandosowi naprzeciwko. Nie mógł podrobić zaskoczenia i euforii, więc prezent się udał. To było najważniejsze. Złote Rybki były po to, aby spełniać życzenia.
- Takich jak ty, kochanie… zasłużyłeś na niego, już dawno - powiedziała miękko, kładąc mu dłoń na szerokim barku - Właściciel sklepu przy ratuszu długo nie kręcił nosem, że nie wolno i jakoś dał się namówić na nadrobienie tego niedociągnięcia w postaci braku takiego sikora na twoim nadgarstku. I też nikogo nie musiałam bić. Sam stwierdził, że kto jak kto, ale ty powinieneś taki nosić… a że mieli akurat jedną sztukę awaryjną bez grawerki… - wzruszyła ramionami i westchnęła - Ale naprawdę jest okey? I tak by ci taki dali w końcu, no i… - humor jej trochę siadł, popatrzyła na mural - Trochę wyskoczyłam przed szereg i… a pieprzyć to. Jak się podoba to zajebiście! - wyszczerzyła się, udając że kawałek tynku wleciał jej do oka - Niech ci dobrze służy!

- Jest idealny. - uspokoił ją i znów ją pocałował. Po czym zaczął zakłądać zegarek na swój nadgarstek. - A teraz opowiadajcie! Jak wam się udało to cudo! I to w parę dni! - powiedział wskazując brodą na nowy pokój w miejsce dwóch zagraconych kanciap. A sam cieszył się nowym zegarkiem coś przy nim majstrując. Nie przeszkadzało mu nawet to, że wciąż ma na nim swój własny jaki nosił do tej pory.

Wyglądał trochę jak chłopiec co dostał nowego, bajeranckiego resoraka. Aby mu dać czas do zabawy i zapoznania z zabawką, sierżant pociągnęła jego i Eve tam gdzie kanapa. Lepiej się gadało na siedząco.
- To pomyśl co na ten numer powiedzą chłopaki - parsknęła, puszczając parze oczko. - Dobrze że ma dedykację, jeszcze by Donnie oznajmił pomyłkę i to powinno być dla niego, ale się głupie foczki zakręciły z wrażenia albo tęsknoty… i wiadomo, jak nie specjalsowe to z rozumkiem króciutko u nich - ściągnęła usta w rozbawiony dziobek, siadając na stoliku żeby mieć dwójkę z kanapy naprzeciwko.
- RB i jego palanci nam pomogli. Ironi też, ci rockerboye. Do demolki byli jak znalazł, szybko się uwinęli. Każdy pomagał, Di, laski z Det, Willy, Amy, Shauri, Madi… dużo nas było więc szybko poszło. Znajomi z kołchozu ogarnęli elektrykę, wszystkie gniazdka i lampki działają. Potem połatali ściany, że mucha nie siada - uśmiechnęła się. Fakt, Oli i Rusty odwalili perfekcyjnie robotę. Normalnie jak u siebie, a nie jak u obcego. - Wczoraj cały dzień praktycznie kończyliśmy. Półki, meble… bo mówiłeś żeś sporo szpeju nazbierał. Teraz się pomieścisz. Walnęłam ci ten widoczek, Eve ogarnęła nowe kołdry, pomagała z łóżkiem i ustawianiem mebli. Jakieś ciuchy na start masz. Niewiele, ale lepsze niż nic - mówiąc odpaliła papierosa i dmuchnęła do góry - Przynajmniej nikt z łóżka nie spadnie i chyba się całą rodziną zmieścimy. No… trochę ten tydzień miałyśmy zajęty żeby zdążyć na dziś. Teraz masz swoją bardzo męską jaskinie i nie wstyd kumpli zaprosić. Albo kumpele - zadumała się - Tylko nie wiadomo ile…

- Ano tak, racja, męska jaskinia, no tak. - Steve już nieco uspokoił się z tym sprawdzaniem ile ten nowy zegarek ma funkcji i podszedł do sofy. Przyjemnie się tak słuchało i jeszcze raz przeżywało ten napięty grafik ostatnich dni aby to wszystko dopiąć na ostatni guzik. Dzięki czemu wciąż pachniało farbą ale wyglądało jak nowe. Eve siedziała obok Lamii jak grzeczna dziewczynka i kiwała głową potwierdzając jej wersję wydarzeń.

- To teraz tu będziemy mieszkać? - zapytał gdy znów zaczął wodzić wzrokiem po tej “męskiej jaskini”. Już na spokojniej oglądając co tu jest. Podszedł do szafek i regałów sprawdzając jak to w środku wygląda. Do kontaktów aby sprawdzić światło. Ale wszystko działało i było jak należy.

- Jej. To teraz trzeba będzie jakąś parapetówę wyprawić. Dla tych wszystkich pomocników. - prychnął jakby właśnie do niego dotarło jaka masa osób przyczyniła się do powstania tego pokoju.

- Myślę że tylu ich było żeby się tu nie pomieścili wszyscy - Mazzi wodziła za nim wzrokiem, paląc spokojnie papierosa - Jednak jest na to sposób. Zrobimy parapetówkę zbiorczą, gdy skończymy szykować pokoje dla Willy i Karen… ale to może w trochę mniej wariackim tempie niż twój - parsknęła dymem - Co zaś się tyczy mieszkania… jeśli nas do siebie zaprosisz Tygrysku to jasne że bardzo chętnie. Ale jak będziesz miał nas dość, albo zaprosisz kumpli na super samczy wieczór męskich rozmów to się grzecznie ulotnimy jak na kobiety przystało. Czyli do kuchni.

- No tak, drugi raz to już mogłaby nam się powinąć noga z robieniem pokoju w takim tempie. - zaśmiała się blondyna opierając się wygodnie o wysunięte do tyłu dłonie.

- Ano tak, jeszcze Wilma i Karen… Ale to na pewno dziewczynom się nie będzie tak śpieszyć i poczekają aż na spokojnie skończycie. - uniósł swoja ciemnowłosa głowę gdy spojrzał gdzieś za ścianę za jaką były inne kanciapy jakie roboczo były przewidziane do przeróbki.

- A z parapetówą racja. Jak już będziemy mieli komplet to coś wyprawimy. To róbcie aktualną listę osób jakie trzeba będzie zaprosić. - powiedział podchodząc do nich i bezczelnie ładując się w środek pomiędzy nie.

- A zaprosić no pewnie, że będę was zapraszał. Tak pewnie w każdy weekend. No chyba, że nam się trafi co innego. Jakbym wiedział co mnie tu czeka to bym nie planował tego wyjazdu do Rosji! - roześmiał się jeszcze raz wciąż nie mogąc się nacieszyć swoim szczęściem.

- W każdy? Och Tygrysku, jaki ty jesteś dla nas dobry - przybierając pozę wdzięcznej foczki brunetka przykleiła się do boku w zielonym mundurze, po drugiej stronie to samo zrobiła blondynka. Oparła brodę o bark żołnierza.
- Ale jak parapetówa to tych twoich geniuszy też trzeba będzie zaprosić, parę wspólnych koleżanek… tak, tak - pokiwała głową na tyle, na ile pozwalała pozycja - Zrobimy listę. Jesteśmy w tym całkiem niezłe, pamiętasz? Nawet niesamowite… w swoim czasie ogarniemy, jak już będzie na tip top. Nie martw się, nigdzie ci twoja tygrysia jaskinia nie ucieknie, gorzej z pogodą. Rozumiemy z Kociaczkiem, że jesteś zahartowany i twardy, ale ona jest delikatną blondyneczką, a ja wojennym - zawahała się i w porę ugryzła w język zanim nie rzuciła “kaleką”. Zmieniła koncepcję - emerytem… i bardzo chcemy tam z tobą pojechać. Nie wykpisz się tak tanio póki jeszcze nie pada śnieg! - wychyliła się, całując go w czubek nosa, a blondynkę po drugiej stronie pogłaskała po odsłoniętym ramieniu.

- No tak, myślę, że możemy tak zrobić jak mówicie. - uśmiechnął się i pocałował usta swoich dziewczyn. Po czym głośno trzepnął sie w mundurowe spodnie i powstał do pionu. - No ale jak mamy jechać to jedziemy! Wolałbym dotrzeć tam przed albo o zmroku. To ja idę się przebrać. - rzekł cofając się tyłem do wyjścia i z początku patrzył na nie obie ale znów mural i reszta nowego pokoju odwróciły jego uwagę. Wyszedł mrucząc coś, że chyba chłopaki mu nie uwierzą czy co.

- Właściwie to Karen tu będzie cały weekend. - rzuciła cicho blondynka uśmiechając się szelmowsko do siedzącej obok czarnulki. Teraz ona ją pocałowała w policzek i zaśmiała się cicho. - Chyba się udało. Widziałaś jak się cieszył? - zapytała też się ciesząc, że im się udało z tymi niespodziankami.

Mazzi odpowiedziała śmiejąc się cicho.
- O tak, myślałam w pewnej chwili że zacznie skakać i piszczeć. Było warto, absolutnie - zgodziła się w pełni. Westchnęła z trochę maślanym wzrokiem wbitym w drzwi - Jest cholernie uroczy gdy się tak cieszy. Zajebiście wyszło. Kocham cię, wiesz? - naraz zmieniła temat i obiekt obserwacji na ten jasnowłosy - Dla ciebie też będę miała niespodziankę, tylko mi daj trochę czasu bo jestem w fazie ogarniania… niestety to trochę potrwa. Ale pamiętam że oprócz Steve’a mam też ciebie. Mam was oboje, a wy macie mnie. I Willy, która biedna musi się użerać z naszą trójką choć dzielna nie narzeka. - wstała, ciągnąc ją za sobą kończąc ruch czułym pocałunkiem.
- A teraz rusz ten brudny, dziwkarski tyłeczek nim poczucie obowiązku wobec zleconego zadania nie przegra z chęcią wypróbowania tych haków pod sufitem.

- Ano tak! Haki! Zapomniałyśmy mu powiedzieć o hakach! - Eve pacnęła się w czoło gdy spojrzała do góry na ten dodatek zamontowany w suficie parę dni temu. - Aż się nie mogę doczekać kiedy je wypróbujemy! Lamia to był świetny pomysł! I z tymi hakami, i z tym pokojem i w ogóle! - blondynka też wstała i skorzystała z okazji aby objąć swoją dziewczynę i przytulić się do niej.

- To wszystko twoja zasługa Lamia. Betty ma rację. Jesteś naszą Księżniczką i w ogóle. Wilma też. Z tą Złotą Rybką. I powiem ci coś Lamia. Jak już pewnie wiesz ja to lubię być ta uległa i brudna, leniwa dziwka i takie tam. I wcześniej też tak miałam. Prawie od początku. Ale nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś takiego jak ty. Z tobą mi jest najlepiej. I czuję, że mam kogoś. Nie tylko w łóżku. Ale tak w życiu i na co dzień. I z tymi filmami i studiem. Bałam się trochę, że mnie zostawisz jak poznałaś na nowo Wilmę. Ale teraz widzę, że głupia byłam. I dlatego Lamia kocham cię najbardziej na świecie. Bardziej niż kogokolwiek wcześniej. - mówiła cicho, że prawie szeptała gdy palcami gmerała gdzieś po twarzy albo karku swojej Lamii. I mówiła szybko, z przejęciem jakby bała się, że ktoś im tą ulotną chwilę bliskości zabierze.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline