Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2021, 19:08   #266
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Mieli przed sobą parterową konstrukcję na planie prostokąta, umieszczoną na solidnych balach aby trzymać podłogę chaty ponad zapewne wylewającymi wodami pobliskiego zbiornika.
- Brakuje psa… powinien być pies - saper mruknęła średnio przytomnie, patrząc na spadzisty dach i niewielki ganek przed wejściem na którym stały nawet jakieś odporne na pory roku krzesła. Przez frontowe okno obok drzwi z pewnością dało się zajrzeć do wnętrza gdy paliły się tam światła. Teraz jednak bungalow był ciemny i cichy… jeszcze. Zaraz miało się to zmienić.
- Pięknie… mogłabym tu mieszkać na stałe. Łowić ryby, chodzić po lesie i siedzieć na ganku z kubkiem herbaty podczas ulewy żeby patrzeć jak deszcz tłucze o jezioro… dobra emerytura - westchnęła, obracając spojrzenie ku wodzie odbijającej pierwsze okruchy gwiazd mrugających na niebie. Było naprawdę… cudnie. Aż nie szło uwierzyć, że istniał wciąż podobne miejsca, a oni znaleźli się właśnie w jednym z nich. Brakowało tylko tego psa.
- Jeden z ostatnich spadochroniarzy… już wiem czemu go tak lubisz. Swój chłop, a nie marionetka, pionek albo inna wydmuszka. Albo kolejny chuj co niby strzelał do tosterów - westchnęła, wracając do rzeczywistości. Eve w tym czasie zeszła jej z kolan, więc i ona wyszła z bryki na mokry piach. - A ta Carol o której wspominał Ces… to porucznik? Taka spod łóżka? - Łypnęła na Mayersa siłującego się z bagażami, po czym sama podniosła jedną z walizek.

- Tak, porucznik. Chociaż pod łóżkiem to jej jeszcze nie widziałem. - zaśmiał się mężczyzna objuczony podróżnymi torbami. Eve też wzięła swoje pakunki i rozglądała się ciekawie. A słysząc wzmiankę o tej porucznik Lamia dojrzała jak jej blady owal twarzy skierował się na nią.

- To jednak masz tam jakieś koleżanki co są porucznikami? A myślałam, że masz tam samych kolegów. No i Karen. A jakaś fajna ta porucznik czy niekoniecznie? - zapytała stając na schodkach ganku czekając aż ich mężczyzna wyjmie klucze i otworzy drzwi do tego drewnianego pałacu. Po chwili weszli do środka i pstryknęło światło. Domek był pewnie liczony na przeciętną, przedwojenną rodzinę więc na trzy osoby był w sam raz i jeszcze trochę luzu było. Miał wszystko co potrzeba. Dwa pokoje, trzeci był połączony z aneksem kuchennym a na zapleczu niewielka łazienka i wyjście na tylny ganek. A z niego ładny widok na pomost prowadzący w jezioro.

- O. I łódkę podstawili jak prosiłem. Dobrze. A tu jutro zrobimy ognisko. - brunet z Kalifornii z zadowoleniem odkrył, że coś tam się chybocze przy pomoście. A w półmroku jaki już panował ledwo było widać jak pokazał na chyba drewniane ławki z bali ustawionych w koło a w środku pewnie można było zrobić ognisko.

- Ładnie tu. Tak malowniczo. Szkoda, że już jesień. Trochę ostre powietrze. W lecie pewnie musi być tu cudownie. Też bym chciała tu mieszkać. Chociaż czasami. - Eve też doceniła uroki tego miejsca tchnącego naturalnym spokojem i z miejsca kojarzącego się z urlopem oraz odpoczynkiem. Blondynka sięgnęła po aparat i wycelowała w widok nocnego jeziora widoczny na tyłach domku. Zaś Steve wrócił się do środka sprawdzić czy bojler działa i jest ciepła woda. Okazało się, że jest co znów go ucieszyło bo wszystko było przygotowane tak jak chciał.

- Patrz go, łódkę też załatwił. Jak chce to potrafi - saper parsknęła słysząc raporty z domku i zatarła ręce, szczerząc paszczę do fotograf - Ale trzeba mu przyznać że ma gust. Musimy go tu częściej wyciągać… i weź przestań, jesienią jest jeszcze lepiej. - zapatrzyła się na jezioro - Mniej ludzi, mniej hałasu, złoto z czerwienią na drzewach i wyraźny powód aby napalić w kominku - zgarnęła ją ramieniem, kierując ku wejściu - Chodź Kociaczku, słyszałaś Cesa. Trzeba komuś futro przetrzepać i umyć za uszami, a potem samemu się ogarnąć. - ściszyła głos - Mamy być dziś śliczne, urocze i w ogóle żeby całe to pieprzone trepowisko miało o czym gadać, a Steve czymś się chwalić… poza tym skoro to bal chyba nikt się nie obrazi jak z tobą zatańczę - szepnęła jej do ucha nim nie trzepnęła na rozpęd w pośladek w czerwonej koronce.

- Będziesz ze mną tańczyć? Tak przy wszystkich? Ojej Lamia! - blond główka pokiwała się i odwzajemniła się całusem w policzek. Ale dało się poznać, że czarnulce udało się sprawić przyjemność swojej blondynce. Wróciły za Krótkim do wnętrza bo ten już na dobre zajął się zdobywaniem terenu i budową umocnień. A widząc, że wróciły do środka wskazał na wejścia do obu pokojów.

- Który bierzecie? Chociaż chyba w tym dużym się zmieścimy nie? - wielkiego wyboru nie było. Oba pokoje były dość podobne, jeden trochę większy a drugi na odwrót. W tym większym było małżeńskie łóżko a w tym mniejszym dwa pojedyncze ale piętrowe. Do tego jakaś szafa, stół i trochę detali podobnych jak i w hotelowych pokojach.

Mazzi popatrzyła na niego z pretensją.
- Wiesz co? Ledwo przyjechaliśmy a już nas wyrzucasz w kąt boś nowe koleżanki i kolegów sobie znalazł? - przytuliła mocno blondynkę, nad jej ramieniem ukazując żołnierzowi nadąsaną twarzyczkę - Jak możesz…

- Mhm. Rzekła ta co już sprosiła Cesara i Cindy ledwo ich zobaczyła. A dopiero przyjechaliśmy. - brunet popatrzył na nią ironicznie rozbawionym wzrokiem kiwając głową. Podszedł do nich i uniósł brodę aby ją pocałować w usta. Po czym podobnie postąpił ze swoją blondynką. A na koniec klepnął jedną i drugą w pośladki zachęcając je do zajęcia miejsca w pokoju.

- Trochę mało czasu, ten bal to pewnie już się zaczyna. Cholerny Ces. Po cholerę on wozi zapasowy mundur galowy? Łajza. - pozwolił sobie pomarudzić gdy wrócił do salonu aby złapać za torby i zanieść je do wspólnej sypialni.

- A teraz szorować pod prysznic. I to jak w wojsku, 10 minut i macie być z powrotem. - powiedział wskazując na drzwi do łazienki.

- Ale panie kapitanie my nie jesteśmy przeszkolone z obsługi tego rodzaju sprzętu! - sierżant stanęła na baczność, odpowiadając starszemu stopniem i zaraz dodała - Musi nam pan kapitanie zrobić instruktaż! - to powiedziawszy rzuciła blondynce wymowne spojrzenie i obie jak na rozkaz ściągnęły z siebie kiecki.
- 10 minut, jak w wojsku - przedrzeźniając bruneta obie pociągnęły go we wskazanym kierunku, a Mazzi zaśmiała się pod nosem - Zamówiłeś domek, może mówiłeś chłopakom albo Cesowi że tu jedziesz. Mogło do niego dotrzeć w ten czy inny sposób, więc znając ciebie tak przypadkiem wziął ten mundur. Jakby się stało coś ważnego, typu jeden Tygrysek zapomni czy coś - cmoknęła go w policzek, wpychając do łazienki - Zresztą nieważne, będziesz się dobrze bawić… zobaczysz, a jutro łódki, bmxy, sauna i żadnego salutowania.

- Wojskowy inżynier nie jest przeszkolony w obsłudze bojlera? - kapitan w hawajskiej koszuli dał się wepchnąć do łazienki ale miał minę jakby jakiemuś chłopcu o niezbyt lotnym umyślę coś się nie zgadzało w tym co właśnie usłyszał. Ale skoro miał dwie takie ładne i zgrabne modelki, do tego już w samej bieliźnie no to jakoś za bardzo nie oponował. We trójkę znaleźli się w niewielkiej łazience gdzie była wanna z zasłoną za jaką można było wziąć prysznic nie mocząc całego pomieszczenia. I wspólnie rozebrali go z ciuchów a na koniec wskoczyli do tej wanny ku wzajemnej przyjemności i satysfakcji.

- Steve a często macie takie bale? Albo często tu przyjeżdżasz? Bo ta Cindy to chyba zna was dość dobrze. - zapytała blondynka namydlając sobie swoje dość krótkie włosy.

- A różnie. W sezonie częściej. Jak jest luźniej to wpadamy tu na weekend zamiast do “Honolulu”. Jak mamy więcej wolnego to też. Po co się kisić w jednostce jak można tutaj? A większość z nas ma za daleko aby w parę dni wrócić do domu i z powrotem. W zimie jak jest śnieg to też jest fajnie. Lubię to miejsce. Zresztą chyba wam mówiłem. A bale nie. Albo tak. Zależy jak patrzeć na “często”. To wojskowy ośrodek to jak jakaś impreza wojskowych ale nieoficjalna jak apel czy co no to często tutaj się dzieje. Zapomniałem o tym. Myślałem, że będziemy sami. No a przynajmniej bez tych wszystkich ważniaków. No trudno. Pójdziemy tam, zatańczymy ze dwa koła i bal będzie zaliczony. - Steve już chyba pogodził się z tym, że jednak pójdzie na ten bal a o samym ośrodku opowiadał chętnie. I dało się wyczuć, że go lubi i lubi tu przyjeżdżać. Wtem jakoś postawił uszu i znieruchomiał. Bo wydawało się jakby ktoś pukał do drzwi wejściowych.
- Pewnie paczka od Cesa - wojskowy inżynier opłukał dłonie do tej pory zajęte myciem szerokich barów przed sobą. Słuchał i milczał, jak zmilczał kwestię że w Bękartach nie używali tak archaicznego sprzętu. Zamiast tego pierwsze skrzypce przejęła przyjemna, kameralna atmosfera.
- Kociaczku przypilnuj żeby łapy wyszorował między palcami - rozległo się rozbawione stwierdzenie, nim kotara nie odsunęła się i mokra brunetka nie przetruchtała na palcach pod drzwi wejściowe.

Eve pokiwała swoją mokrą głową i zajęła się szorwaniem mięśniaka stojącego w wannie. Zaś Lamia drobiąc mokre ślady na podłodze podbiegłą do drzwi i je otworzyła. Za nimi mogła w pełni zobaczyć całą gamę szybko zmieniających się emocji na mundurowej twarzy trzymającej w dłoniach chyba właśnie kolejny mundur. Najpierw rozszerzone ze zdziwienia oczy, potem szybkie mruganie powiekami pewnie aby się nie gapić na mokrą kobietę w negliżu jaka stanęła w drzwiach i wreszcie nieco speszona próba nerwowego zamaskowania tego wszystkiego jakimś wojskowym regulaminem.

- Ekhm… Dobry wieczór… Przesyłka od kapitana Sierry. - wydukała jakaś kapral starając się zachować chociaż pozory zachowania zimnej krwi. I wyciągnęła ten złożony w przepisową kostkę ciemno zielony mundur.

- Od Cesa? Nareszcie! - bękarcica z wyraźną radością przejęła przesyłkę uważając aby jej nie zamoczyć. Na pierwszy rzut oka identyczna jak ta którą Hiszpan miał na sobie, więc ani nie bardziej sprana, ani bardziej wyblakła. Bardzo… dobrze utrzymana.
- Dzięki słodziaku, czekaliśmy na nią. - w przypływie radości brunetka zaśmiała się, a potem nagle wychyliła cmokając kapral w policzek - Sorry za strój, akurat kąpiemy jednego bardzo brudnego trepa żeby na balu przypominał kopciuszka w wersji deluxe, a nie kocmołucha… Steve, paczka przyszła! Na całkiem zgrabnych nóżkach! - rzuciła w głąb domku.

- Aha. No tak. To dobrze to ja już nie będę przeszkadzać. Dobranoc. - kapral uśmiechnęła się ale wciąż wydawała się być nieco speszona takim zaskakującym powitaniem w drzwiach.

- To chodźcie! Eve chce zobaczyć te zgrabne nóżki! - gdzieś tam od zaplecza domu dał się słyszeć krzyk Krótkiego. Na co młoda kapral poczerwieniała na całego.

- Nie, to może ja już pójdę. Nie chcę sprawiać kłopotów. Miałam tylko przynieść mundur dla kapitana Mayersa. - wydukała kapral stojąca w drzwiach.

- Daj spokój słoneczko - saper z miną wcielenia niewinności objęła ją ramieniem, patrząc w twarz z wymowną miną - Zresztą słyszałaś, pan kapitan zaprasza - pchnęła ją lekko w kierunku wejścia - I nie tylko on.

- No dobrze… Ale tylko na chwilę… Jestem na dyżurze… - powiedziała młoda podoficer dając się zaprosić do środka i wchodząc do środka. Po chwili we dwie znalazły się z powrotem w łazience. Steve był na tyle szybki lub dyskretny, że zdążył wyjść z wanny i owinąć się ręcznikiem. Eve jeszcze stała w wannie ale zasłona ją w sporej mierze zasłaniała. Puszczała jednak zaciekawionego żurawia na ich nowego gościa.

- Dobry wieczór kapralu. To przyniosłaś mi mundur tak? - Steve odezwał się jakby nie działo się nic niezwykłego a kapral gorąco potwierdziła to kiwaniem głowy i wskazując na ów mundur.

Ten sam, który Mazzi odłożyła na stół pod oknem.
- Już skończyłeś z tym myciem? - westchnęła przy tym, patrząc na mężczyznę z bardzo zawiedzioną miną która zaraz przeszła w podejrzliwość. Zakładając ręce na piersi przeszła te parę kroków i stanęła tuż przed nim.
- Pokaż łapę - zakomendowała chwytając jego dłoń za nadgarstek i unosząc do góry. Oglądała kończynę z poważną miną, szczególnie przestrzenie między palcami. Pokiwała głową, palec wskazujący wsuwając powoli do ust, ale ten test również wypadł pomyślnie.
- Ujdzie - wydała opinię, aby z równie niewinną miną zwrócić się do kapral dla której miała ciepły uśmiech - To co, napijesz się z nami szybkiego kielicha? Skoro masz wartę przyda się rozgrzać, a jak cię tu przysłał Ces… kapitan Sierra, to go parę minut opóźnienia nie zdziwi. - łypnęła szybko na bruneta - Wiedział do kogo cię posyła. Kociaczek! Dawaj szkło z torby! Grzech się z takim słodziakiem nie napić!

- Oj, nie, nie, nie ja nie mogę, jestem na służbie! - zaprotestowała szybko kapral teraz dla odmiany troszkę blednąc. Jakby działo się tu dla niej zbyt dużo lub zbyt szybko na raz.

- Tak jest! Na rozkaz! - Eve zasalutowała może niezbyt udanie ale za to wyszło zabawnie i zawadiacko okazując gotowość czy wręcz żarliwość w wykonywaniu rozkazów. Tak bardzo, że wyskoczyła z wanny i już w biegu okręcała się ręcznikiem mijając Lamię, Steve’a i zaskoczoną kapral. Ta spojrzała na chwilę za drzwi jakby zastanawiając się gdzie zniknęła mokra blondynka ale kapitan znów zwrócił jej uwagę.

- A jak się nazywasz kapralu Dotson? - zapytał gdy widocznie odczytał jej nazwisko na plakietce na piersi.

- Kapral Margaret Dotson panie kapitanie. - odparła nieco skołowana podoficer znów starając się zachować zgodnie z regulaminem.

- Margaret. Czyli Maggie. Bardzo ładnie. Ja jestem Steve. Mamy bal i urlop to darujmy sobie szarże. A to jest Lamia. Moja partnerka. A tamta blondyna to Eve. Moja partnerka. To napijesz się z nami mam nadzieję? Potrzebuję jednego dla kurażu przed tymi wszystkim ważniakami na balu. - Krótki przyjął przyjazny ton chcąc chyba jakoś pomóc złagodzić efekt tej sytuacji dla kapral Dotson. Ta zaś zamrugała oczami jak to ostatnio się już można było nieco przyzwyczaić gdy ludzie słyszeli o tym wieloosobowym związku.

- Mam tam zanieść czy przyjdziecie tutaj?! - zza ściany doszedł ich głos blondynki jaka widocznie na poważnie potraktowała słowa swojej czarnulki. Steve pomógł kobietom podjąć właściwą decyzję gestem zapraszając je do tego małego salonu u frontu domku.

- Chodź, chodź Maggie - bękarcica pchnęła kobietę delikatnie w plecy, puszczając oczko Mayersowi. Pan Czaruś… chociaż musiała się mocno w sobie zawiąć aby nie gapić się na niego gdy tak stał w samym ręczniku. Potrząsnęła głową, szybkim rzutem oka namierzając rzuconą niedawno hawajską koszulę. Zarzuciła ją na grzbiet, pospiesznie zapinając guziki.
- Oj Tygrysku, nie grymaś już… jeden wieczór z ważniakami, a jutro jesteś cały dla nas i na luzie. Poza tym Ces tak się postarał aby ci ten galowy drelich skołować… kochany - śmiejąc się, podreptała za resztą, aż na miejscu oflankowała żołnierkę, biorąc ją pod ramię.
- Widzisz co się z nim mamy? Taki duży chłopiec, a tak marudzi… gdyby jeszcze źle w tej gali wyglądał, a tu wręcz odwrotnie… i przecież nie idzie sam - przewróciła oczami - A przecież mu z Ev tłumaczyłyśmy że jutro może hasać bez niczego, skoro go dziś grzbiet zaswędzi od tego munduru. Spójrz na niego, bez niczego też wygląda obłędnie… a ty kiedy wartę kończysz ślicznotko, co?

- Ja? O północy. - kapral Dotson dała się zaprowadzić dwójce z łazienki do tej trzeciej w ręczniku co już czekała z otwartą butelką i czterema kubkami rozstawionymi na stole.

- Rzeczywiście Maggie, wyglądasz bardzo fotogenicznie. Nawet w tym mundurze no a wiadomo, że o to trudno. A ja się znam, mam do tego oko. Jestem fotografem. Nie myślałaś o pracy modelki? Mogłybyśmy się umówić na jakąś sesję. - Eve dołączyła do zabawy wręczając najpierw kubek kapral a potem pozostałej dwójce. Ostatni wzięła dla siebie.

- Modelką? Ja? No co ty… - Margaret uśmiechnęła się półgębkiem ale wzięła trunek chociaż jeszcze go nie upiła.

- Ja jestem tylko kapitanem i żołnierzem ale na moje oko muszę się zgodzić z Eve. A ona ma oko do takich rzeczy. Ma własne studio fotograficzne. W mieście, koło Starego Kina. Evelyn Anderson, może słyszałaś. - Krótki poparł swoją blond dziewczynę i wskazał na nią palcem gdy mówił o jej studio fotograficznym.

- Wiem gdzie jest Stare Kino… - powiedziała cicho podoficer po krótkiej chwili zastanowienia.

- A Lamia też ma oko. A jakie pomysły! Dlatego jest sercem i mózgiem naszych produkcji. No i najlepszym reżyserem jakiego znam! No i najseksowniejszym. - Eve szybko przekierowała uwagę młodej kapral na tą trzecią z ich rodzinnej trójki. Ta zmrużyła oczy bo o ile jeszcze zakład fotograficzny to jeszcze nie był taki ewenement ale już coś o reżyserowaniu to już niekoniecznie.

W podzięce Mazzi wychyliła się, całując fotograf w usta i pogłaskała ją po policzku.
- Oj Kociaczku… - westchnęła wzruszona, po czym wróciła do nowej ofiary, pochylając się jej w stronę jej ucha.
- Reżyser filmów kina akcji, czymś się frontowy weteran musi zająć na emeryturze, prawda? - spytała, poprawiając niesforny kosmyk ciemnych włosów który spadł kapral na policzek. Założyła go więc za ucho, przy okazji niby przypadkiem gładząc jej skórę na żuchwie.
- To co Maggie, za miłe spotkanie i ten cudowny uśmiech posłańca - podniosła szklankę, stukając nią w żołnierską szklankę.

Kapral tak powoli osaczana i zmiękczana wciąż zdradzała oznaki rozterek związanych ze służbą i jej zaniedbywaniem. Spojrzała na trzymany kubek i na obie kobiety w koszuli i ręczniku które mówiły tak przyjaźnie i takie ciekawe rzeczy. Szalę chyba przechylił jednak Steve.

- No śmiało. Najwyżej powiesz, że ci starszy stopniem kazał. I daj spokój jest bal pułkowników. Wiesz co będzie się działo. Gdzie dyżurujesz? - Krótki zapytał i zachęcił ją do pofolgowania regulaminowi skoro mieli tak cieplarniane i sprzyjające ku temu okoliczności.

- W dwójce. Kapitan Sierra mnie tam znalazł i kazał przyjść po mundur a potem tutaj. Ale do północy jestem na służbie. Dopiero potem mam wolne. - Margaret mówiła jakby nawet już była skłonna skorzystać z okazji ale jednak wciąż wahała się przed konsekwencjami. W końcu ona nie była kapitanem specjalsów na wolnym weekendzie tylko zwykłą kapral na służbie dyżurnej.

- Napiszę ci zwolnienie. A teraz na zdrowie. - jedyny mężczyzna w ich gronie uśmiechnął się do niej ciepło i zachęcająco. A obietnica papierka jaki mogła pokazać w dyżurce sprawiła, że kapral Dotson uśmiechnęła się ciepło i z wdzięcznością. I wreszcie uniosła kubek na zdrowie i mogli we czwórkę wypić pierwszego drinka tego wieczoru.

Dobrze było mieć narobione na pagon. Dawało to spore możliwości, ot choćby zluzowania biednego podoficera i zrobienie mu wcześniejszego prezentu na gwiazdkę. Saper chętnie wychyliła swoje szkło, od razu podstawiając je po dolewkę.
- Och Tygrysku… jesteś taki kochany - powiedziała czule, posyłając mu całusa nim nie nachyliła się jeszcze odrobinę, szepcząc kapral do ucha - Kochany jest, prawda? I ta buźka… albo klata. Zajebistą ma klatę, co nie? I uśmiech i te cholerne oczy.

- No. - kapral spojrzała na rzeczony przedmiot męskiej anatomii i oddała Eve swój kubek. Bo blondynka sprawnie weszła w rolę uśmiechniętej i sympatycznej kelnerki rozlewając ciemny trunek do nowej kolejki.

- I naprawdę jest pan z Thunderbolts? - zapytała podnosząc wzrok nieco wyżej na jego twarz.

- Chyba mieliśmy być “na ty” póki mamy wolne. - brew komandosa uniosła się przy tej żartobliwej reprymendzie.

- Znaczy tak, oczywiście… eee… Steve… - kapral przełknęła szybko ślinę widocznie nie nawykłą do takiego spoufalania się z oficerami. A do tego z oficerami z jednostki specjalnej.

- Na to wygląda. Ale teraz to nie ma znaczenia. Teraz mamy wolny weekend. No i ten bal tam co ten mundur trzeba ubrać. - powiedział uśmiechając się ponownie i wskazał palcem na kierunek gdzie było centrum ośrodka i tam miał się już zaczynać ten bal.

- A to wy robicie jakieś filmy? Takie prawdziwe? Kamerą i w ogóle? - Maggie odebrała kubek z drugą kolejką i teraz zwróciła się do dwójki kobiet stojących obok.
- Z kamerą, planem, aktorami i akcją. Niedługo w Starym Kinie będzie nasza premiera… kto wie? Może nawet Claudio Esteban wpadnie. Ten stary satyr nie przepuści okazji aby się pokazać i spić za darmo parę drinków w liczbie przewyższającej dziesięć sztuk na głowę - saper wymruczała jej do ucha potwierdzenie, znów stukając w kubek aby dać znać że czas na drugą kolejkę. Poczekała aż dziewczyna wypija i sama przechyliła swoją porcję.
- Jedną kamerę mamy nawet tutaj, ze sobą - dodała z psotnym uśmiechem, gładząc plecy munduru wzdłuż kręgosłupa i między łopatkami. Gdy kapral patrzyła na ich żołnierzyka uważnie badała jej reakcje, ale ta była do przewidzenia. Jakiej normalnej lasce nie podobał się Mayers? Zwłaszcza taki paradujący bezczelnie w samym ręczniku.
- A skoro tu jesteś… może byś nam z czymś pomogła Maggie? - znów ściszyła głos do szeptu, wodząc końcem nosa po złączeniu jej ucha z policzkiem i z premedytacją łaskotała skórę gorącym oddechem - Nic trudnego dla takiego aniołka jak ty, a my z Eve się męczymy Bóg wie ile i efektów nie ma… sama widzisz jak ciągle o tym mundurze gada i balu, no nie umie zluzować i się odprężyć… a naprawdę próbowałyśmy - jej głos stał się smutny - Poratowałabyś nas i wyratowała z opresji? Naprawdę nam bardzo zależy żeby czuł się dobrze, miał potwornie ciężki tydzień i teraz jeszcze ten zjazd ważniaków. Będziemy twoimi dłużniczkami, jak chcesz pokażemy ci potem parę naszych filmów, albo i jakiś nagramy jeśli chcesz. Pasujesz do kamery, ale przy tej urodzie nie ma innej opcji.

- To znaczy… Co mam zrobić? - kapral Dotson zamrugała oczami jakby nie do końca była pewna czego od niej się oczekuje. Chociaż Eve zachęcająco pokiwała blond główką potwierdzając słowa czarnulki i wskazała nawet gestem na okręconego ręcznikiem mężczyznę. Na dotyk Lamii nie reagowała jakoś entuzjastycznie. Ale też nie wzdrygała się z niechęci. Z bliska jak mogła wyczuć ten dotyk może nawet sprawiał jej przyjemność ale chyba nie była przyzwyczajona do tak szybko toczącej się akcji. I to z trójką ludzi jakich spotykała po raz pierwszy.

- Chodź pokażę ci. - Mayers wezwał ją do siebie palcem chociaż właściwie to sam skrócił dystans zbliżając się do niej aż stanął naprzeciwko niej. Ona zadarła na niego głowę, znów się zaczęła czerwienić i nerwowo spojrzała na obie stojące obok kobiety. On jednak znów przykuł jej uwagę przesuwając palcami po jej policzku, zsuwając je na jej szczękę i wreszcie zbliżając swoje usta do jej ust. I na pierwszy raz to wybrał delikatne cmoknięcie. Maggie jednak nie cofnęła się więc po chwili powtórzył operację całując ją już bardziej śmielej. I łapiąc ją za biodra aby przyciągnąć ją mocniej do siebie.

Pierwsza zapora została pokonana, co bękarcicę niezmiernie ucieszyło. Rzuciła Eve rozbawione spojrzenie, dając jej znak aby stanęła za mężczyzną, a sama ustawiła się za kapral, obejmując od tyłu.
- Widzisz? Świetnie ci idzie, doskonale… pozwólcie że wam pomożemy - mruczała pogodnie, przechodząc dłońmi do guzików munduru. Na razie ostrożnie, od dołu, gdzie zaczęła je powoli rozpinać. Z drugiej strony blondynka uwolniła Tygryska z okowów ręcznika.
- Jesteś taka słodka, prawdziwy aniołek - odkleiła jedną dłoń od poprzedniej pracy ujmując dłoń dziewczyny. Splotła ich palce i nakierowała prosto na odsłonięte męskie biodra.
- Taki śliczny, kochany aniołek… spójrz, czujesz jaki jest napięty? Musisz mu pomóc, w tobie cała nasza nadzieja - dodała, rozpoczynając masaż newralgicznego miejsca pokazując kapral właściwy rytm. Zza jej ramienia patrzyła Mayersowi w oczy.

- Tak? A mogę? - tak sprawnie kierowana przez Lamię młoda kapral uklękła przed Mayersem. A Mazzi z bliska czuła, że tamta się powoli zaczyna rozkręcać. Kolejne opory i wahania słabły ale widocznie jeszcze nie do końca. Pod mundurem dłonie czarnowłosej wyczuły znajomy materiał wojskowego podkoszulka. A pod nim ciepłe, żywe ciało całkiem przyjemne w dotyku. Gładkie i jędrne. Coraz szybciej oddychające od rosnącego podniecenia.

- Tak, pewnie. Ślicznie razem wyglądacie. Bardzo fotogenicznie. Mówiłam, że będziesz świetną modelką. Masz bardzo egzotyczną i nietuzinkową urodę Maggie. Wpada w oko, obiektyw cię pokocha. - Eve próbowała zachęcić dziewczynę do tego aby poczuła się swobodnie. Steve zaś po prostu stał i to jak się miały okazję we trzy przekonać stał na wysokości zadania. Dotson uśmiechnęła się do Eve za te komplementy zaś sama jeszcze na wszelki wypadek spojrzała na Lamię sprawdzając jak ona zareaguje na to wszystko.

Ta pokiwała z uśmiechem głową, wciąż pomagając czarnulce trzymać tempo rozbrajania bolta. Popracowały tak chwilę, nim nie zabrała ręki, oddając tamtej pole do popisu. Sama wróciła do munduru i tego, co chowało się pod spodem.
- Spróbuj, nie krępuj się… spójrz jak się na ciebie najarał. Nie dziwię mu się, jesteś obłędna - zachęciła ją słowem i oblizała wymownie usta powolnym ruchem języka, w międzyczasie jej palce wślizgnęły się pod podkoszulkę i stanik, ugniatając coraz szybciej oddychające piersi.

Nowa koleżanka pokiwała swoją krótko obciętą, czarną głową ale widząc przyzwolenie i zachętę całej trójki poczuła się na tyle swobodnie aby zacząć aktywnie działać. Z tego co i widziała i słyszała Lamia to chyba nie był pierwszy mężczyzna jakiego obrabiała w ten sposób. Bo jak już się oswoiła z tą nową dla siebie sytuacją to zaczęła działać całkiem prężnie. Za to pod jasno zieloną koszulką kryła górną bieliznę. I całkiem przyjemne do zabawy i badania krągłości. Jak się okazało bardzo wrażliwe bo czasem przerywała swoje zabawy jak Lamia się tam rozgościła na dobre. W końcu obie uznały, że ta koszulka i stanik tylko przeszkadzają więc wspólnie je z niej ściągnęły. I młoda kapral została już tylko w samych spodniach. Gdzieś przy okazji Mazzi zarejestrowała, że ma tatuaż na łopatce i ramieniu. Oraz przekłute sutki.

Mimo wszystko jednak Maggie bardziej zajmowała się Stevem. Chociaż pozwalała się sobą zajmować. I w końcu dało się poznać, że w tym szybkim i spontanicznym numerku zbliża się moment finałowy. Eve też to musiała wyczuć bo dotąd stojąc zajmowała się górą Mayersa ale widząc, że nowa koleżanka zaraz go doprowadzi do finału uklękła za nim i wspomogła ją pracując od tyłu swoimi sprytnymi ustami i palcami. Efekt tej pełnej współpracy dał się szybko zauważyć gdy Mayers zazgrzytał zębami, sapnął i eksplodował ku uciesze wszystkich.

Misja została wykonana perfekcyjnie, dało się to dostrzec po gębie Mayersa, naraz błogo uśmiechniętej. Ten widok zawsze cieszył serce, wszak facet miał tyle powodów do nerwów i zmartwień, że każda ofiarowana mu przerwa była nie tylko konieczna, co wręcz zbawienna.
- Byłaś cudowna, dziękujemy. Uratowałaś kapitana boltów… i nas przy okazji też - saper pocałowała z wdzięcznością ratowniczkę, przytulając się do jej pleców.
- Od razu lepiej, prawda Tygrysku? - zaćwierkała, rzucając uśmiech do trzeciej z ich związku - Kociaczku polejesz nam jeszcze po jednym? A ty Maggie jak będziesz miała jutro wieczór wolny to dawaj do nas, nasze progi, uda i ramiona zawsze stoją dla ciebie otworem… i sesję by ci Eve trzasnęła. Sama się przekonasz że w tym co mówimy nie ma grama ściemy.

- Tak? - Maggie zaśmiała się z błogości, radości i chyba ulgi, że to żadna podpucha i nawet na świeżo po zakończonej integracji nikt nie ma do niej pretensji a wręcz przeciwnie.

- Oczywiście! Albo co tam będziesz czekać, kiedy kończysz? O północy? To jakbyś miała ochotę to wpadaj. A jak coś ci wypadnie no to my tu będziemy do niedzieli rano przynajmniej. - Eve skorzystała z okazji aby wreszcie dołączyć do nowej koleżanki i spróbować jej utalentowanych ust. A i pogłaskała jej piersi o ciemnych, przekłutych brodawkach więc i tutaj też ten detal kobiecej anatomii musiał jej się spodobać. Steve zaś jak to miał w zwyczaju tuż po takich zabawach skorzystał z okazji, że nie jest w tej chwili do niczego potrzebny i usiadł sobie na jednym z krzeseł. Blondynka zaś wstała aby znów robić za sympatyczną kelnerkę.

- A wy z tą sesją i filmami to o co chodzi? - wysapała jeszcze nieco zdyszana Dotson zerkając na obie partnerki Krótkiego wciąż chyba nie do końca pewna jak traktować te wstawki o filmach i modelkach i reszcie pokrewnych tematów.

- Założyłyśmy z Eve wytwórnię filmów dla dorosłych. Wiesz, filmów akcji w różnych pionach, poziomach i konfiguracjach - była sierżant chętnie wyjaśniła, siadając na podłodze i przyciagając do siebie czarnulkę aby mogła się swobodnie o nią oprzeć, a ona mogła się bawić jej piersiami, przy okazji sącząc drinka - Poza tym Ev serio pracuje dla Daily Sioux, ma studio fotograficzne. Robi sesje ślubne, kalendarze, różnie okazjonalne foty, a także wywiady przeprowadza. Jest najlepsza, czego się nie tknie to w cud to zmienia. Wystarczy popatrzeć co z wojennym kaleką zrobiła - pokiwała mądrze głową, mrugając do fotograf wesoło - Ma rację, wpadaj do nas po północy. Pewnie tu będziemy… tylko zawczasu chyba trzeba uprzedzić, że może być jeszcze kapitan Sierra i tam… może jeszcze z jedna albo dwie osoby, ale spokojnie. Bez szarż, ani głupot. Nawet bez mundurów - zachichotała - Domowa, rodzinna atmosfera bez pretensji i innych pierdół. Musimy cię z Kociaczkiem wziąć na warsztat, teraz nasza kolei. Teraz nie ma jak bo musimy się ogarniać na bal, jednak potem będziemy bardzo, ale to bardzo zawiedzione jak nas olejesz - dodała tonem żartobliwej groźby, całując ją czule w usta.

Przez dłuższą chwilę nowa znajoma chyba nie bardzo wiedziała co powiedzieć i zareagować. Tuż obok siedział sobie nagi kapitan specjalsów i trochę jakby był chwilowo wyłączony z wszelkich aktywności. Za sobą miała czarnowłosą kobietę jaka gościła ją na swoich piersiach i bawiła się jej własnymi. No i opowiadała takie dziwne rzeczy. No a jeszcze ta uśmiechnięta blondynka dosiadła się naprzeciwko znów wręczając im obu po kubku z przyjemnymi promilami. Krótkiemu też zrobiła i ten wypił ale tak od ręki to jakoś efektu nie było widać.

- Ma tu być kapitan Sierra? Oj to nie wiem… Może nie powinnam… - Maggie odezwała się jakby znów ta niepewność jaką okazywała wcześniej wróciła.

- Napiszę ci usprawiedliwienie… - mruknął półprzytomnie Steve machając do tego leniwie ręką. Co wyglądało nieco komicznie jakby mówił przez sen. I stropiło Dotson jeszcze bardziej bo podniosła na niego głowę czekając chyba na jakiś ciąg dalszy. Ale ani ona ani pozostałe dwie partnerki kapitana się niczego więcej nie doczekały.

- Nie gadaj głupot Maggie. Sam widzisz, że na naszego Steve’a można liczyć. No a Ces, znaczy Cesar też jest bardzo kochany. Już tak troszkę się umówiliśmy na nocne kanapki. I nam też będzie strasznie miło cię poznać. Uwielbiamy takie fotogeniczne dziewczyny jak ty, zwłaszcza jak są takie sympatyczne. - Eve uniosła kubek do kolejnego toastu chcąc zachęcić kobietę o egzotycznej urodzie do ponownej wizyty w ich domku.

- No i może coś mi doradzisz. Ty Lamia też. Bo pamiętasz tam mówiłaś, żebym wzięła jakiś kostium do rozbierania i tak dalej… No to wzięłam. Ale dwa. I nie mogę się zdecydować który. I myślisz, że to tej nocy czy jutro? - Eve nieco ściszyła głos jakby wolała aby Steve tego nie usłyszał ale w tym stanie jakim był w tej chwili to było chyba mało prawdopodobne.

- Kostium do rozbierania? Nocne kanapki? I zaraz jak to filmy dla dorosłych? Kręcicie filmy dla dorosłych? Znaczy porno? - Maggie pozezowała na ile dała radę na Lamię jaką miała tuż za sobą. I na blondynkę co była naprzeciwko a co mówili jej, że jest zawodowym fotografem. Ale na razie to siedziała w samym ręczniku na podłodze.

Mazzi wychyliła się ze stołu zdejmując swoją torebkę. Pogrzebała w niej i zaraz wetknęła do ust papierosa.
- Myślę… - zrobiła przerwę aby odpalić. Zaciągnęła się i podjęła - Że jutro gdy już będzie spokojniej wskoczysz w kostium i niech cię Tygrysek rozbiera… taka nasza rodzinna chwila, żebyśmy się mogli nacieszyć tym rozbieraniem, bo chyba nie myślisz że ci podaruję - dmuchnęła dymem do góry i pocałowała blondynkę w dłoń - Dziś poleci spontan, więc lećmy na spontan. W razie czego jeśli zajdzie potrzeba i ochota wskoczysz w jeden kostium jak wrócimy, a drugi zostawimy na jutro. - popatrzyła na Maggie i parsknęła - Kanapka z Boltów z Bękartem w środku. 7th ICEC, Bękarty Diabła… moja jednostka. - dodała wyjaśnienie i wyjaśniała dalej - Ostatnio gdy się widzieliśmy Ces i Steve jechali mnie na dwa baty… jak kanapkę. Było zajebiście i słyszysz że późniejsze zabawy z naszym Hiszpanem Kociaczek równie entuzjastycznie wspomina - wyszczerzyła się - Daj spokój, tu mają urlop, są na wolnym i prywatnie, a że rozrywkowe z nich chłopaki to się bawią i my razem z nimi… więc wpadaj bo jak mówiłam zrobisz nam przykrość jeśli się wypniesz. Słuchaj nie spodoba ci się, spijesz drina czy pięć i bez pretensji pójdziesz do koszar. Spodoba się to pewnie do rana nam się zejdzie… a nim się nie przejmuj - machnęła brodą na Mayersa, obejmując kapral - Tak mu dobrze zrobiłaś że mu zresetowało system. Zaraz się ogarnie, teraz trochę Neandertal mu się załączył...kurde - pociągnęła fajkę, wracając spojrzeniem do Eve - Musimy się już naprawdę zbierać. Im szybciej pójdziemy tym szybciej wrócimy.

- O! Jechali cię we dwóch!? O ja! - półnaga Margaret znów zamrugała oczami. Ale tym razem trochę z zazdrosnego niedowierzania. Zwłaszcza, że jak spojrzała na blondynę to ta roześmiała się bezgłośnie i potwierdziła to skinieniem głowy.

- Też bym tak chciała. - roześmiała się Dotson wesoło i lekko.

- No ja też. Ale na nas trzy to troszkę może być ich mało we dwóch. Szkoda, że cię nie było w niedzielę. To był Steve, Ces no i ich koledzy z pracy. Wtedy łatwiej o takie zestawy kanapkowe i inne jak jest ich więcej. - reporterka przyznała, że i ona ma podobne fantazję ale na razie musiały jakoś się podzielić tymi dwoma oficerami z jakimi były umówione na dzisiejszą noc.

- Też lubię jak jest ich więcej. Na początku troszkę sztywno jak ich jest tylu a ty sama no ale jak się rozkręci tu już jakoś samo leci. - powiedziała wesoło kapral i zaczęła wstawać. Jak mieli się ubierać na ten bal to powoli można było zacząć. Początek balu pewnie i tak ich minął ale jeszcze była szansa zdążyć na lwią część.

- Jakoś sobie poradzimy, nie martwcie się - saper dopaliła fajka i chwilę rozglądała się za popielniczką, Niestety nie zakręciła się jeszcze za żadną, więc dopiła drinka i wrzuciła kiepa do kubka. Ostatni raz przytuliła czarnulkę, a potem zaczęła wstawać próbując nie myśleć, że zostawia na podłodze mokrą plamę. Westchnęła w duchu.
- Do rana będzie dużo czasu, a i rano chyba nie ucieknie nam Ces skoro świt. - odstawiła naczynie na stół, podchodząc do krzesła z boltem. Pogłaskała go po włosach, zniżając plecy by znaleźć się twarzą na wysokości jego twarzy.
- Tygrysku wstajemy. Musimy się ogarnąć, no chodź - wzięła go za ręce, ciągnąc do góry - Tobie wystarczą trzy minuty, my jeszcze się musimy pomalować, ale ktoś musi nas dopingować i robić dobre wrażenie. No dawaj kochanie, żyjemy, nie zamulamy.

- Oj mamo jeszcze pięć minut… - jęknął Steve jak mały chłopiec. Ale takim tonem, że się obie koleżanki co to obserwowały roześmiały. Dał się jednak podciągnąć do pionu i objął tą co go tak postawiła do pionu. Po czym mogli zacząć kompletować swoje ubranie aby się odstawić w te kiecki i mundury i zawieźć się wreszcie na ten bal.
Wieczór był już w pełni gdy czarna terenówka zajechała ponownie przed ten duży budynek jaki mijali wcześniej. Ze środka biły zapalone światła w prostokątach okien i dolatywały przytłumione dźwięki orkiestry. Pickup zatrzymał się na parkingu a ze środka wysiadła czwórka ludzi. Mężczyzna w galowym, ciemnozielonym mundurze z patkami kapitana na kołnierzu, dwie ubrane w suknie kobiety no i trzecia w zwykłym, polowym mundurze z naszywkami kaprala na rękawie. Ta ostatnia popatrzyła na całą trójkę trochę niepewnie.

- A tak, racja. To usprawiedliwienie. - Steve przypomniał sobie i na chwilę jeszcze otworzył ponownie samochód. Wyjął ze schowka jakiś notes, coś w nim szybko pisał po czym wyrwał kartkę i podał ją ich nowej kapral. - Może być? - zapytał czekajac z zamknięciem drzwi aby mogła przeczytać co tam jej napisał.

- O! I kapitan Mayers jest! O tak to mi wystarczy! Dziękuję bardzo! - ucieszyła się gdy zaznajomiła się z tekstem. Po czym zgięła kartkę na pół i wsadziła w tylną kieszeń spodni.

- Nie wiem kto pierwszy skończy. Mam nadzieję, że my. Ale jak nie to załatw sobie klucz do naszego domku. Szkoda abyś bez sensu starczała po nocy przed domkiem. - poradził jej a Maggie pokiwała z entuzjazmem głową, że da radę i wie co ma robić. A pomysł na ponową wizytę w tym gościnnym domku i towarzystwie jaki nie tak dawno przedstawiły mu jego partnerki przypadł jej do gustu bo już nie kryła się ze swoją ekscytacją.

- Dobrze, to przyjdę. Mam nadzieję, że kapitan Sierra nie będzie miał nic przeciwko. - pokiwała głową ale Krótki machnął tylko ręką aby się tym nie przejmowała.

- Niech spróbuje! Już my mu z Kociaczkiem przetłumaczymy co jest pięć że nawet trep zrozumie. Zresztą naprawdę nie zawracaj sobie tym głowy, bo nie ma czym. Jesteś nasza - saper zaśmiała się podejrzanie wesoło, obejmując żołnierkę na pożegnanie. Pocałowała ją wpierw w policzek, a potem krótko w usta, nim nie odeszła kroku w bok, robiąc miejsce reszcie rodziny. Skorzystała też z okazji aby zmacać tyłek w galowym mundurze mający wręcz magiczne moce przyciągania bękarcich rąk oraz spojrzenia. Aż przy tym sierżant musiała zagryźć wargę przypominając sobie gdzie się znajduje i że nie wypada żołnierzyka wciągnąć do samochodu aby tam wreszcie odpowiednio go zwyobracać. Na razie uśmiechała się pogodnie, w lusterku poprawiając włosy i patrząc czy poprawiony makijaż trzyma się na właściwym miejscu. Czerwona, wydekoltowana kiecka mimo że długa w większości składała się z przezroczystego materiału w ogóle nie chroniącego przed zimnem, a te zakryte newralgiczne części kreacji zakrywała koronka, więc też kiepsko. Parę mocniejszych podmuchów wiatru i saper poczuła gęsią skórkę od nosa po pięty.

Pożegnali się ciepło z sympatyczną kapral obiecując sobie rychłe spotkanie w domku po czym oficer w zielonym, otoczony dwoma kobietami w krwistej czerwieni szybko zmierzali do głównego wejścia. Steve sprawnie pokierował swoje partnerki ku centrum budynku gdzie dominowała pewnie wielka stołówka ale teraz po przesunięciu stołów pod ściany robiła za świetną salę bankietową.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline