Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2021, 19:09   #267
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Tak jak można było się spodziewać po oficjalnej imprezie wojskowej tej rangi dominowały ciemnozielone mundury. Zwłaszcza u panów. Tych w garniturach i innych cywilnych ubraniach było wyraźnie mniej. Za to na odwrót było wśród płci pięknej. Tutaj zdecydowanie przeważały zapewne towarzyszki i partnerki swoich mężczyzn bo kobiet w mundurze było naprawdę niewiele. I trójka jaka weszła właśnie do środka zdecydowanie należała do dolnej granicy wieku bo dominowało towarzystwo w średnim i starszym wieku. Skoro jednak wśród szarż najwięcej było pułkowników i majorów nie było to aż takie dziwne.

Za to wiele głów odwróciło się chociaż przelotnie spoglądając na kapitana w otoczeniu dwóch ubranych w rzucające się w oczy czerwone kreację. Zaraz jednak orkiestra zaczęła grać nowy kawałek i to niejako zrobiło za zasłonę dymną pozwalając skierować uwagę gdzie indziej.

- A tu jesteście! Trochę zmitrężyliście. Ale widzę, że dostłeś mój mundur. Dobrze, bardzo dobrze. I już nie rób takiej miny Krótki. Uściskasz komuś łapę, coś tam się uśmiechniesz i możecie spadać do domu. Ja niestety muszę czekać na Starego. A przy okazji moje drogie wyglądacie jeszcze bardziej olśniewająco niż mi się wydawało. Bardzo odważne kreacje swoją drogą. - Cesar znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Odezwał się z wesołym uśmiechem podchodząc do nich i witając się.

- Najchętniej byśmy przyszły w samych obrożach, ale Tygrysek mówił że to poważna impreza i nie wypada - Lamia odpowiedziała z równie serdecznym uśmiechem, całując go w policzek na powitanie. Zrobiło się jej miło, dobrze że starania aby zrobić dobre wrażenie nie poszły na marne i chrzanić chłód.
- Trochę w nich zimno, to prawda. Na szczęście mamy tu coś do rozgrzania… chociaż na razie grzać się musimy samym widokiem - dodała, obejmując ramię swojego żołnierza i jego też pocałowała grzecznie w policzek. Cesowi zaś puściła oczko.
- Masz świetny gust swoją drogą. Chcieliśmy ci podziękować za podesłanie tej kapral. Naprawdę urocza i słodka ptaszyna, a jaka zdolna! Gdybyś widział co potrafi zrobić tymi sprytnymi łapkami - zacmokała z uznaniem i dygnęła wdzięcznie - Dziękujemy panu za komplement, kapitanie. Nie możemy przysporzyć Steve’owi powodu do wstydu, prawda? A skoro tylu tu waszych kolegów z pracy… niech mają na co popatrzeć. - wzruszyłą trochę ramionami - Chociaż to im zostanie… i właśnie! Mamy cichą nadzieję, że pan pułkownik nie będzie cię tu trzymał do rana. Stęskniliśmy się, a i butelka dobrej tequili się znajdzie. Taka na specjalne okazje na specjalny toast ze specjalnym Hiszpanem. O ile zechce nam poświęcić swój czas oczywiście.

- No. Wreszcie ktoś kto wie jak należy traktować hiszpańskiego mężczyznę a nawet oficera! - sapnął z zadowoleniem kapitan Sierra i w uznaniu za takie szarmanckie zachowanie wynagrodził Lamię całując jej dłoń.

- A co do Starego to mam nadzieję moja pani, że posiedzi gdzieś do północy nim grzecznie zwinie żaglę. A jeśli nie no cóż, moje miejsce jest przy moim pułkowniku. - wyprostował się i szepnął konfidencjonalnie do całej trójki jaka go otaczała.

- Najwyżej się spóźnisz. Chociaż dziewczyny pewnie będą niepocieszone. Strasznie narobiłeś im smaka tymi nocnymi kanapkami. - Steve po raz kolejny nie uważał tego za trudność i znalazł od ręki gotowe rozwiązanie.

- Doprawdy? No proszę jak to miło wiedzieć, że ktoś docenia iberyjską kuchnię. - Cesar rozpromienił się słysząc te słowa i spojrzał ciepło na oba czerwone klejnociki jakie otaczały jego kumpla.

- Ale zaprosiliśmy jeszcze Maggie. Tą kapral co nam przyniosła twój mundur. Jest cudowna! I taka fotogeniczna. - Eve lekko zaznaczyła drobne wtrącenie aby zawczasu wybadać reakcję drugiego z oficerów na tą drobną zmianę planów.

- Ah, ta. Tak. Nie ma sprawy. I co? To przez nią tyle wam zeszło? I ma zdolne paluszki tak? Dobrze. Jak tylko poszedłem na dyżurkę wiedziałem, że grubego i czterookiego fajtłapę nie ma co do was posyłać jak jest tam ten kwiatuszek. - roześmiał się ciesząc się, że nieźle się wstrzelił z tym swoim doborem posłańca.

Mazzi zachichotała wdzięcznie, wachlując rzęsami na Latynosa i przyłożyła dłoń do piersi. Rzeczywiście sprawdzało się dlaczego Ces jest adiutantem Starego. Wiedział dużo, dużo widział i coś czuła w kościach, że specjalnie posłał mayersowym harpiom kapral na pożarcie… a raczej urobienie i żeby już nikt nie narzekał na bale czy tam inne obowiązki.
- Ces, jesteś taki kochany. Dobrze że ją wybrałeś, bo jej wizyta zastała nas pod prysznicem, a tak się spieszyliśmy że wyleciałam po twoją przesyłkę jak stałam - pokiwała mądrze główką, zaś jej ręka wyciągnęła się aby wygładzić spryciarzowi kołnierz galowego munduru.
- I nie przejmuj się, poczekamy na ciebie ile będzie trzeba. Wiem jak jest - dorzuciła spokojnym tonem, jakby chciała go pocieszyć. W końcu kiedyś przyjdzie, wiedział gdzie ich szukać i nikt o nim nie zapomni.
- A ten cały Gruby jest? - spytała ciszej i dla rozluźnienia ciężkiego tematu wtuliła się w bok Mayersa, wracając do niego obiema przednimi kończynami. Po drugiej stronie równie wdzięcznie obejmowała go blondynka. Dla wsparcia i kurażu mentalnego.

- Tak, gdzieś tu się kręci. - hiszpański oficer rozejrzał się dookoła zresztą podobnie jak jego kolega z pracy. Ale w tej mundurowej ciżbie trudno było wyłowić ten, jeden konkretny mundur. Za to wyłowili coś innego.

- Ale jest Carol. Właściwie to szedłem do niej właśnie. - powiedział machając dwoma kieliszkami jakie trzymał zgrabnie w jednej dłoni.

- To chodźcie was przedstawię. - Steve też ją zobaczył i skinął w jej stronę. Czyli młodej i szczupłej kobiety w stonowanej, brązowej sukience kończącej się troszkę przed udem. Tak w sam raz aby ładnie zarysować jej zgrabne nogi i smukłą talię.

- To ona? Zobacz Lamia a to nie jest ta co ją widziałyśmy w środę rano? Za bramą. Steve nie spotkałeś jej tam? - Eve zamrugała oczami gdy coś zaczynała kojarzyć ową kobietę. Ale nie była pewna bo wtedy ta za bramą była w mundurze a ta tutaj w krótkiej, brązowej sukience.

- Tak, to ta. Carol. Jest u nas medykiem. Składa nas do kupy jak się potkniemy o własne nogi i takie tam. Jest całkiem miła. Ona właśnie składała wczoraj do kupy Dingo i Italiano. - wyjaśniał po Steve po drodze próbując chociaż w największym skrócie przedstawić swoim kobietom kim jest ta do której właśnie podchodzili.

- Więc to jest ta porucznik spod łóżka… taaak, teraz ma sens - Lamia popatrzyła na Eve, Eve popatrzyła na Lamię i obie synchronicznie pokiwały głowami. Grzecznie jednak dały się prowadzić, uśmiechając uroczo do mijanych ludzi i robiąc za przykuwające uwagę dodatki do zielonego kapitana.
- Rzeczywiście - saper zmrużyła oczy, a potem parsknęła - Widziała nas jak do ciebie w środę wpadłyśmy robić za pokojówki - doćwierkała radośnie i teraz sama z zainteresowaniem przypatrywała się medyczce - Dobrze że was składa, nadaje się na lekarza. Zawsze przyjemniej jak ci w cierpieniu ulży taka ślicznotka niż kumpel. Bo i popatrzeć jest na co, więc odwraca uwagę od bólu gdy się myśli co takimi bimbałkami albo pyszczkiem mogłaby zrobić gdyby odrobinę bardziej wkręcił ją temat pielęgniareczki - mówiła wesoło, na razie jeszcze oddalając temat rannych kumpli aby nie roztrząsać i nie psuć zabawy.

- Aha. Dokładnie tak. Mam takie dziwne wrażenie, że odkąd do nas przyszła to chłopaki z byle czym lecą do zabiegowego. Nawet Karen. - Steve pokiwał głową w pełni się zgadzając z opinią swojej czarnowłosej partnerki. Blondynka zaś prychnęła z rozbawienia.

- Wiesz, jakby koło mnie taka fajna pielęgniareczka skakała to też bym chyba miała opory tak po prostu wstać i wyjść. A ona to taka jak nasza Betty? - reporterka rzuciło szybko ale, że druga blondynka już ich zoczyła i wchodzili w zasięg swobodnego rozmawiania to krótki tylko niemo pokręcił głową, że nie.

- A witaj moja droga, wybacz, że tyle czasu to zajęło ale ten niecnota mnie zagadał. - Cesar z wdziękiem podał pełny kieliszek blondynce w seledynowej zieleni a ta uśmiechnęła się do niego promiennie. Steve zaś jak na niecnotę przystało dzielnie wziął to na klatę nawet nie próbując się bronić.

- Nic się nie stało Ces. A widzę, że nas jednak odwiedziłeś Steve. I to nie sam. - długowłosa blondynka ogarnęła ciepłym uśmiechem całą trójkę a Mayers wziął na siebie przedstawienie sobie towarzystwa.

- Panie pozwolą, że przedstawie. To jest nasza koleżanka z Wild Waters. Porucznik Carol Cole. Jest naszym lekarzem pokładowym, że się tak wyrażę. A to Carol są moje partnerki. Lamia Mazzi. Starsza sierżant w stanie spoczynku. I Evelyn Anderson. Reporterka z “Sioux Falls” oraz zawodowy fotograf. - Steve dokonał prezentacji podobnie jak jakiś czas temu pułkownikowi ale tym razem było to bardziej kameralne i przyjacielskie niż przedstawianie się szefowi całej bazy.

- Bardzo mi przyjemnie w końcu was poznać osobiście. Mówcie mi Carol. Albo Caro. Jak wolicie. - blondynka wyciągnęła swoją szczupłą dłoń aby poznać się z nowymi dla siebie kobietami.

- W końcu poznać? Mamy nadzieję że żadne niestosowne plotki do ciebie nie dotarły, ludzie czasem za dużo gadają co im ślina na język przyniesie. Szczególnie Donnie. Bankowo go nie ma, inaczej już byśmy go słyszeli… tak z pięciu mil. - saper uścisnęła kobiecą dłoń, zachowując pozory normalności. Uśmiechała się ciepło i tak sympatycznie jak się dało. Foczka była naprawdę fajna, do tego składała Misiaków. - Cieszymy się że Misiaki z oddziału są w dobrych rękach. Ponoć najlepszych w całej bazie. Widziałyśmy się w środę rano, jak byłyśmy u Steve’a na widzeniu rodzinnym. Wjeżdżałaś na bramę akurat, ale to pewnie nas mogłaś przeoczyć.

- O, naprawdę? - brwi blondynki nieco uniosły się do góry dziwiąc się, że już miały się okzję spotkać parę dni temu. Chociaż nie tak dosłownie i osobiście jak w tej chwili.

- Tak ale z bliska wyglądasz jeszcze bardziej fotogenicznie. A my wtedy byłyśmy w furognetce to mogłaś nas nie kojarzyć. - Eve dorzuciła swoje trzy grosze a Steve łypnął na nią okiem jak wspomniała, że pani doktor jest fotogeniczna.

- No to teraz mamy okazję nadrobić zaległości. I dobrze bo byśmy się znów minęły. - blondynka w seledynowych barwach uśmiechnęła się do nich obu dając znak, że nawet lepiej jak się mogą teraz spotkać osobiście.

- A Donnie owszem, słychać go dalej niż widać. Ale jest pocieszny. Lubię go. Też miałyście okazję go poznać? - Carol wydawała się być ciekawa wymiany informacji o ich wspólnych znajomych.

Teraz to Lamia łypnęła najpierw na Eve, a potem na Mayersa. Oczywiście że znali się z Donem, bardzo dogłębna to była relacja i niezwykle bliska. Tak skóra przy skórze…
- Ciężko się o niego nie potknąć przy weekendzie, jak razem z Tygryskiem, Cichym i Dingo zwykle balują wspólnie w Honolulu - odpowiedziała, śmiejąc się cicho - Dobrze, skoro go nie ma w okolicy i tego nie słyszy to tak… też go lubimy, uwielbiamy wręcz. Rozbrajający jest z tymi swoimi gadkami, prawie da człowiekowi wmówić że trawa jest niebieska, a niebo zielone. Urocza gadzina… tak - sapnęła krótko - Można to powiedzieć skoro go nie ma. Gdyby usłyszał że go chwalimy ego by mu wywaliło poza skalę i by się zrobił jeszcze bardziej nieznośny w tym swoim narcyzmie. Naprawdę, czasem nie wiem czy mam go przytulić czy udusić - zrobiła zadumaną minę, ale szybko machnęła ręką - Na dobrą sprawę znamy całą dwunastkę Misiaków Tygryska, w zeszłą niedzielę miałyśmy tę przyjemność ich poznać. Tym bardziej się cieszymy, że są w dobrych łapkach. Naprawdę dobrzy z nich ludzie, nasi bohaterowie, zasługują na to co najlepsze.

- Oj tak, te imprezy w “Honolulu”. To już taka trochę tradycja i legenda na żywo. Chociaż słyszałam, że udało wam się wznieść na nowy poziom. Chłopcy się wręcz przechwalali tą imprezą. - Carol uśmiechnęła się wesoło do obu kobiet i tym razem ciekawie rzuciła okiem na towarzyszących im mężczyzn. Eve zresztą też.

- Takie tam imprezy. To “Honolulu”. Co się dziwić. Nazwa zobowiązuje. Wszystkie gwiazdy i ważniaki zatrzymują się, dają koncerty albo robią imprezy w tym klubie. To najlepszy lokal w mieście. - Steve zerknął na Cesara a te go jawnie, mentalnie wspierał w tym wyjaśnianiu co i jak to bywa z tymi imprezami.

- Dokładnie. A potem są jakieś plotki na mieście. No nawet u nas w koszarach. Nie ma o co bić piany. - Cesar poszedł mu w sukurs w podobnym stylu. Eve miała minę jakby musiała mocno zacisnąć usta aby się nie roześmiać. Zresztą nawet ta blondynka jakiej nie było na owej niedzielnej imprezie też na nich patrzyła z rozbawieniem.

- Plotki to straszna rzecz, prawda - sierżant uderzyła w nostalgiczny ton, przybierając minę mrożonego basseta i tak patrzyła smętnie na doktor - Szczególnie jak o mundurowych chodzi. Mówię ci kochana czasem mam wrażenie, że przekupki na bazarze mniejsze ploty rozsiewają niż niby porządna mundurowa budżetówka. Żebyś ty wiedziała jakie niestworzone historie po Domu Weterana latają… wcale mnie nie dziwi, że i o tych imprezach coś tam zaczęło dziwnego krążyć - pokiwała mądrze głową, by dodać z nagłym zainteresowaniem - A z ciekawości to co tam ci gdakali? Zawsze jeśli chcesz możesz kiedyś zrobić wspólny wypad ze mną i z Eve. Taki babski wieczór, żadnych chłopów plociuch. - dodała już z pełnoprawnym uśmiechem.

- Do mojego gabinetu to już niewiele dociera. Ale słyszałam, że niezłe akcje z basenem i jakieś zapasy. Ale jak oni tak gadają to oczywiście opowiadają swój weekend ale jak ja to powtórzę to jestem babska plotkara. - lekarka popatrzyła ironicznie na obu kapitanów jakby mogła sobie wyobrazić właśnie podobną ich reakcję. Lub ich podwładnych. Ci zamruczeli coś niewyraźnie ale na głos nie skomentowali.

- Ale w każdym razie na pewno to była wspaniała impreza. Bardzo ciepło i żywo chłopcy ją wspominają. Więc udała się ona wam wspaniale tylko pozazdrościć. - blondynka o dłuższych włosach zwróciła się do nowych koleżanek aby ich uspokoić gdyby miały jakieś wątpliwości w tej materii.

W międzyczasie saper patrzyła na obu kapitanów z całych sił starając się zachować powagę. Specjalsi czy nie, oficerowie czy podoficerka, szturmani czy inżynierka - nie różnili się niczym, a jeśli chodziło o stroszenie piórek i chwalipięctwo szli łeb w łeb.
- Też ją z Eve i dziewczynami bardzo miło wspominamy nie mogąc się już doczekać repety. Nie na co dzień oddział specjalsów urządza między sobą walki w kisielu ku uciesze rozentuzjazmowanego stada foczek. Było na co popatrzeć… nie martw się. To że cię nie było to nic straconego - pochyliła się ku medyczce, z ukosa łypiąc na Mayersa - Tak się składa, że cały turniej nagrałyśmy. Jeśli masz ochotę jakoś się ustawimy i ci pokażemy. Poza tym organizujemy imprezę Halloweenową w Honolulu, ale to jeszcze masa czasu. Wcześniej może być drin, jeśli w domu nie chowasz nikogo kto by mógł mieć do ciebie pretensje za wracanie nad ranem i to w stanie bardzo dalekim od pionu - wyszczerzyła się.

- Oh… - długowłosa blondynka w seledynowej sukience żachnęła się słysząc taką propozycję. Spojrzała na obu kapitanów stojących przy nich i pokręciła na boki głową uśmiechając się z rozbawienia.

- No byłoby mi bardzo przyjemnie. Ja niestety nie jestem specjalsem tylko lekarzem to panowie specjalsi jakby mnie nie zauważają z tymi zaproszeniami. Co innego w poczekalni przed gabinetem, prawie zawsze któryś coś ma. - blondynka odparła wesoło chyba mając wreszcie okazję chociaż w tak żartobliwy sposób odegrać się co nieco za takie traktowanie w jednostce. Obaj oficerowie mieli miny jakby zastanawiali się co one tam knują między sobą.

- Och, bo oni tylko te spluwy, maczety i inne bardzo męskie, specjalne sprawy. Bójki, treningi, strzelaniny… no chłopy. Muszą trochę poprężyć mięśnie, lecz i tak nieładnie z ich strony - Lamia współczująco położyła lekarce broń na ramieniu aby wesprzeć w tym ciężkim momencie. - Dlatego to ja cię zapraszam, też nie jestem specjalsem, tylko zwykłym tam okopowym weteranem… więc mam nadzieję że mojego zaproszenia nie odrzucisz. Byłoby mi niezwykle miło, gdybyś się dała porwać nie tylko na Halloween. Eve również będzie wniebowzięta, prawda Kociaczku? - uśmiechnęła się ciepło do blondynki - Tym razem to my wyratujemy damę z opresji skoro nasi dzielni rycerze są ostatnio tacy zajęci.

- Ależ oczywiście! Z Lamią chętnie cię ugościmy, nawet jakbyś potrzebowała to mamy nocleg dla ciebie to się o to nie musisz martwić. Do jedzenia i picia też się coś znajdzie. O! I zobaczysz nowy pokój Steve’a! Nawet nie wiesz jaki śliczny mural Lamia walnęła na scianie! Albo czekaj, pokażę ci… - Eve entuzjastycznie poparła pomysł swojej dziewczyny i z miejsca dołączyła się do zaproszeń nowej koleżanki. Ale przypomniała sobie, że cyknęła fotkę tego nowego pokoju ich wspólnego mężczyzny więc szybko sięgnęła do torebki i zaczęła w niej szukać smartfonu.

- A wam jak nie wstyd chłopaki? Udawać, że nie znacie takiej miłej dziewczyny co macie pod nosem. No ale trudno, będziemy musiały z Lamią się nią zająć jak wy nie chcecie. - powiedziała z udawanym wyrzutem a obaj mężczyźni dzielnie i w milczeniu znieśli tą reprymendę. A reporterka znalazła już smartfon i szukała jeszcze odpowiedniego zdjęcia po czym pokazała je Carol.

- Ojej! Ale kolorowy! I duży. I śliczny. Jej sama to zrobiłaś? - Caro była pod wrażeniem tego co widziała na małym ekraniku telefonu i aż spojrzała na stojącą obok kobietę w czerwieni.

- Tak jakoś wyszło… dzięki - saper wyszczerzyła się nie kryjąc że pochwała jest jej miła. Spojrzała na ekran i skrzywiła usta w uśmiechu - Tygrysek jest z Kaliforni, burczał o morzu i falach, że mu tego brakuje… to ma. Chociaż namiastkę, tyle na ten moment można było zrobić - drgnęła, wracając do normalnego tonu bez nieobecnych nut - Wpadniesz to sama obadasz, w planach mam jeszcze dwa. Jeden dla Karen i jeden dla Willy, naszej dziewczyny. Emeryci mają dużo czasu, jakoś go muszą sobie w tym cywilu zajmować. Więc jak, widziałyśmy ze w tygodniu z rana przyjeżdżasz do jednostki czyli chyba nocujesz w mieście… więc masz wychodne poza weekendem. Kiedy do nas wpadasz? Usiądziemy sobie przy drinku, pogadamy po babsku i ponarzekamy na tych chłopów nie tylko specjalnej troski… i jeszcze nasze kumpele poznasz. Mówię ci Caro, przyda się czasem rozerwać, odstresować. Będziesz chciała to też ci coś mogę namalować. Choćby portret. Taka piękna kobieta powinna mieć przynajmniej jeden. Albo sesję zdjęciową - udała że się zastanawia - Co sądzisz Kociaczku? Idealnie będzie się prezentować przed obiektywem.

- O tak, oczywiście! Jesteś bardzo fotogeniczna! Ta buzia, włosy, figura i wdzięk no ja z miejsca mogłabym ci zorganizować sesję! I koniecznie daj znać kiedy byś mogła nas odwiedzić. - Eve podała smartfon Cesarowi aby też też mógł obejrzeć i nie był jedynym w ich grupce który tego nie widział. A Mayersowi posłała ostrzegawcze spojrzenie bo jak wspomniał, że uznała Carol za “bardzo fotoegniczną” to jakoś tak podejrzanie szybko upił ze swojego kieliszka jakby chciał zamaskować uśmiech.

- Sesja zdjęciowa? Nie no chyba nie. Może jakaś zwykła kawa czy co. Nie chciałabym wam robić ambarasu. - lekarka uśmiechnęła się łagodnie i chyba podobało jej się to zaproszenie. Odwdzięczyła się bowiem ciepłym uśmiechem.

- I możemy się umówić. Ja mieszkam w mieście i do Wild Water dojeżdżam rano a wracam popołudniu. To możemy się umówić jak będę wracać. Albo na któryś wieczór. Zwykle kończę o 14-tej. - Carol okazała się całkiem chętna na takie spotkanie. Popatrzyła na obie partnerki kapitana Mayersa aby sprawdzić jak się zapatrują na taką porę dnia.

- W takim razie wpadaj we wtorek po pracy - saper szybko przyklepała układ - Akurat będzie pora obiadowa, a słowo że lepiej karmimy niż w kantynie. Szczególnie desery nam świetnie wychodzą. Tygrysek bardzo sobie chwali, prawda kochanie? Zawsze bierze dokładkę, albo dwie. - zaćwierkała do bolta, całując go w policzek i odwróciła twarz ku lekarce - Tylko musisz nam powiedzieć na co masz ochotę, a my wszystko załatwimy i przygotujemy. Kawa też będzie, zobaczysz studio Eve i naprawdę żaden ambaras. Sprawisz tym Kociaczkowi przyjemność. Mnie również, nie będę ukrywać. Mam nadzieję że nie masz alergii na kocią sierść.

- Macie kota? - blondynka o dłuższych włosach zapytała a ta o krótszych potwierdziła skinieniem głowy.

- To nie kot. To krwiożercza, bezlitosna bestia. Zobaczysz, rzuci ci się do gardła i zanim się obejrzysz już będziesz jego ofiarą. - Steve ostrzegł koleżankę z pracy aby miała się na baczności.

- Bardzo ładne. Naprawdę jakbyś chciała mogłabyś zostać malarką. - Cesar w międzyczasie obejrzał ten mural na smartfonie i oddał go reporterce. Caro zaś spojrzała na kapitana specjalsów tak jakby podejrzewała w tym jakieś ukryte dno albo coś jeszcze.

- Nie przesadzaj Steve. Alfa jest bardzo miły. - Eve coś grzebała w telefonie a po chwili znów podstawiła go nowej koleżance.

- Ojej jaki śliczny! Jaki słodki! - porucznik korpusu sanitarnego pisnęła radośnie gdy zobaczyła zdjęcie czającego się do skoku Alfy.

- No to już… Widzisz Ces? Zawsze mi to robi. Nawet jak go nie ma. Kasuje mi wszystkie laski sprzed nosa. Po co jak go wyciągałem z tamtego wraku? - kapitan Mayers westchnął i poskarżył się poskarżył się kapitanowi Sierrze na tego kociego pasożyta co tak mu bruździ niewdzięcznik jeden.

- Oj nie przesadzaj Steve. Przecież i tak wiemy, że go lubisz. On ciebie też. Bawi się z tobą i w ogóle. No Ces, sam zobacz. - Eve popatrzyła z wyrzutem na Krótkiego ale podała znów telefon jego koledze.

- Wyciągnąłeś go dokładnie z tego samego powodu dla którego tak cię kochamy - Mazzi mruknęła mu cicho do ucha, a potem odezwała się głośniej - W zeszły piątek po pracy jak razem z Karen wracali z pracy do domu Steve go wydostał z wraku porwanego przez rzekę i przywiózł taką przemoczoną kulkę kociego nieszczęścia… teraz narzeka ale wiedział co robi - wyszczerzyła się szeroko, też patrząc na zdjęcie kociaka - Dwie harpie w domu, on się spóźnia… ale wyciagnął tego biedaka z kapelusza i od razu nie było ani cienia pretensji. Jeśli zaś chodzi o bycie malarką… kto wie? - tutaj popatrzyła na Cesa - Wpierw bym musiała spróbować na żywym płótnie, takie marzenie na przyszłość.

- Naprawdę Steve? Wyciągnąłeś go z rzeki? Jej to prawdziwy bohater z ciebie! - Carol też wydawała się tak samo wzruszona tym wyczynem kolegi z pracy jak i wszystkie dziewczyny gdy poznały Alfę i usłyszały tą historię.

- Na żywym płótnie? Musisz mi o tym opowiedzieć Lamia. Brzmi interesująco. - Eve wesoło popatrzyła na czarnowłosą zaznaczając, że chętnie z nią o tym podyskutuje.

- Oho. Panie i panowie wybaczą. Służba wzywa. - Cesar jakoś dostrzegł pułkownika i chyba uznał, że go wzywa bo skinął towarzyszowi i towarzyszkom tej malowniczej rozmowy głową a sam udał się w stronę dowódcy.

- No to na wtorek? Po pracy? Dobrze pasuje mi. A gdzie się spotkamy? U was, u mnie, gdzieś na mieście? - blond lekarka wróciła do tematu umawiania się na spotkanie z dwoma sympatycznymi partnerkami jej kolegi z pracy.

- Zapraszamy do nas, kochana. Magazyny w okolicy starego kina. Kociaczek da ci wizytówkę - Lamia przytaknęła, wpierw posyłając swojej blondynce szeroki wyszczerz przy kwestiach płóciennych. Następnie odprowadziła wzrokiem ich Iberyjczyka i sapnęła cicho.
- Nie wiem, pewnie jestem nieobiektywna… ale widziałam już lepsze odwody. Całkiem niedawno - wymownie wskazała spojrzeniem dolne tyły odchodzącego oficera, a na bękarciej twarzy pojawiła się mina anielskiej niewinności.
- To co, mów co byś zjadła. We wtorek rano jedziemy na targ, więc żaden problem. Tak samo jak zostanie na noc, wtedy byśmy mogły spić butelkę bourbona i posiedzieć do późna. Poopowiadać różne historie bez narażania na męskie wzdychanie czy przerwacanie oczkami. Trochę nam smutno i samotno w tym wielkim domu… we trzy. Poznasz też Willy, będzie super!

- Willy? - lekarka zmrużyła oczy gdy pojawiło się nowe dla niej imię. Ale całościowo wciąż wydawała się cieszyć na takie spotkanie.

- To trzecia z moich partnerek. Ale wyjechała z miasta i teraz jej nie ma. Powinna wrócić właśnie we wtorek. - Krótki wyjaśnił koleżance o kogo chodzi. Ta pokiwała głową przyjmując takie wyjaśnienia.

- No dobrze, to ja pewnie będę po 14-tej. Może przed 15-tą bo zanim dojadę do miasta i przejadę przez nie to tak może być właśnie. A stare kino wiem gdzie jest. To gdzieś w tej okolicy? - blondynka w seledynowej sukience dała znak, że dość dobrze orientuje się w okolicy umiejscowienia domu rodzinnego trójki z jaką rozmawiała. Anderson zaś zaczęła tłumaczyć jak to się wjeżdża w uliczkę obok i wystarczy dojechać do takiego starego magazynu aby być na miejscu. Tłumacząc to wyjęła ze smartfonu wizytówkę i podała nowej znajomej. Ta wzięła ale nagle jakoś twarz jej stężała jakby zobaczyła coś za plecami reporterki. I szybko spojrzała na Krótkiego. Ten też musiał to dostrzec bo zacisnął usta w wąską linię i upił mały łyk z kieliszka. Widząc to Eve też się odwróciła ale widząc całą masę mundurowych i ich partnerek nie bardzo wiedziała kto wywołał taką reakcję.

- Gruby. Ten spaślak co tam idzie. - mruknął Steve precyzując kto zwrócił jego uwagę. Oficer faktycznie był o sporej tuszy więc rzucał się w oczy. Mimo, że pewnie spora część starszych oficerów też miała niemałe brzuszki to akurat tam gdzie wskazał Mayers był tylko jeden. Podszedł właśnie do szwedzkiego stołu i coś sobie dobierał na talerz.

Ku jego szerokim plecom poleciało zaintrygowane spojrzenie sierżant. Więc oto mieli przed sobą tygryskowego wroga rasowego, dodatkowo jakiegoś chuja skoro ktoś kto dogadywał się ze wszystkimi i robił za żywą górę chodzącego spokoju… nie przepadał za nim. Delikatnie rzecz ujmując.
- Widać z daleka że logistyk. Nosz kurwa drugi Chudy… a my się zawsze zastanawialiśmy czemu musimy wpierdalać jedną konserwę na trzech gdy ta łajza nie traci na wadze. Z tym że później Chudy nam kołował z powietrza całe skrzynki żarcia gdy tylko mógł… no ale od razu widać że logistyka a nie pierwsza linia. Chociaż może jakby go wtoczyć na górkę i skopać na dół to siłą rozpędu zgniótłby parę maszynek. Albo rozbroił instant miny przeciwpiechotne. Zawsze profit - brunetka parsknęła i dla odmiany od reszty towarzystwa uśmiechnęła się czarująco, chowając pod maską grymas kociej mordy.
- To mówisz Kociaczku że przegryzłabyś coś… - zaczęła słodko, nie spuszczając wzroku z Grubego. - Zaraz przyniosę… tylko wiecie. Na długo mnie samej nie można zostawiać. Te problemy z amnezją, jeszcze się zgubię… należy mnie trzymać za rękę - oko uciekło jej na chwilę do pozostałej dwójki i mrugnęła nim, ruszając do celu - Tak z minuta wystarczy.

- Chcesz tam iść do niego? Sama? - Eve miała minę jakby się nieco obawiała, że ten grubas coś mógłby zrobić ich partnerce. Spojrzała szybko na Mayersa sprawdzając jak on na to zareaguje. W końcu znał Grubego lepiej od nich. A chwilę wcześniej śmiali się jak Mazzi tak ładnie opowiadała o tej logistyce i logistykach.

- Może podejdziemy wszyscy i was przedstawię? I nie bój się Eve on wam nic nie zrobi. - uspokoił blond partnerkę uśmiechając się do niej stonowanym uśmiechem. Sam jednak wolał zapytać czy Lamia chce zacząć akcję sama. Carol zerkała na nich ale nie czuła się chyba upoważniona do zabrania głosu.

- Dajcie mi minutę - saper powtórzyła swoje, zatrzymując się i ogladając przez ramię - Minutę zanim podejdziecie, wtedy nas przedstawisz. Zaufajcie mi, będzie dobrze.

- Leć. - Steve był widocznie gotów jej zaufać na tyle, że więcej jej nie stopował. Eve jeszcze chyba się wewnętrznie wahała ale widząc przyzwolenie Mayersa też uśmiechnęła się ciepło do swojej połowy, poklepała ją po ramieniu dając jej to swoje błogosławieństwa na akcję.

- Powodzenia. Jestem ciekawa co wymyśliłaś. - Caro aż tak się nie spoufalała ale też w spojrzeniu było sporo ciekawości i życzliwości.

Krótkie kiwnięcie głową było podziękowaniem za dobre myśli, ale nie odwróciła się już. Ruszyła do stolika, prostując dumnie plecy i odruchowo kręcąc biodrami chociaż cel i tak tego nie widział, jednak do roli należało odpowiednio wejść. Im bliżej podchodziła, tym więcej podobieństw między nim a swoim kumplem widziała, choćby tą samą liczbę podbródków. Podchodząc pod stół zgarnęła pusty talerzyk aby mieć wymówkę po co w ogóle tu jest. Z zaciekawieniem stanęła obok grasujacego po półmiskach kapitana i niby przeglądała przekąski, ale czekała. Wreszcie widząc że mężczyzna sięga po chochlę czegoś czerwonego i z fasolą, czego nazwę na pewno znałaby Amy, niechcący trąciła go w łokieć pustym talerzem przez co zawartość podniesionej łyżki uciekła na biały obrus i okoliczne półmiski. Oraz w paru czerwonych, tłustych kropkach osiadła na brzuchu munduru.
- Och przepraszam… - sapnęła grając zdzwioną, zaraz odwracając wymalowany i uszykowany starannie pyszczek ku logistykowi. Pyszczek na którym zdziwienie zmieniło się w zdziwioną uwagę i zakłopotanie.

- Nic się nie stało. - burknął grubas a na jego pulchnej twarzy dało się dostrzec sporo sprzecznych ze sobą emocji. W pierwszej chwili dała znać o sobie irytacja i może nawet złość. Ale gdy spojrzał na tą ślicznotkę w czerwonym z przepraszającą minkę trochę jakoś się pohamował. Więc ostatecznie wyszło z tego takie sobie na wpół zirytowane na w pół wyrozumiałe mruknięcie. Rozejrzał się dookoła, odstawił swój talerz na stół i podszedł do serwetek próbując się nimi wyczyścić. Ale nawet jak starły te plamki czerwonego sosu z wierzchu to na mundurze zostały mokre, ciemne plamy jakich od ręki nie dało się usunąć.

Skruszona bękarcica towarzyszyła mu, łapiąc inną serwetkę i ponad ramieniem zajętego ratowaniem munduru kapitana spojrzała zachęcająco na swoją parę.
- Moja wina, to te przeklęte ręce. Po Froncie mi trochę szwankują, jestem taka niezdarna czasem. Naprawdę bardzo mi przykro. Zaraz z tym pomogę... - mówiła do oficera tonem naprawdę smutnej foczki, pomagając mu w czyszczeniu. Jedną z plam dojrzała na mankiecie, więc ujęła go za nadgarstek żeby się nią zająć. Patrzyła mu przy tym prosto w oczy spojrzeniem basseta wystającego łem ponad marznący błyskawicznie przerębel.

- Byłaś na Froncie? - tłusty kapitan zdziwił się słysząc taką informację od smukłej ślicznotki w mocno wydekoltowanej czerwieni. No i ta i ślicznotka i czerwień pewnie nie dość, że mu nie bardzo pasowała do kogoś z Frontu to i mogła nieco go dekoncentrować. Zwłaszcza jak była tak blisko. Steve zaś wyłapał sygnał bo przeprosił Carol i razem z Eve ruszyli w ich kierunku. Zaabsorbowany serwetkami, plamami i kobietą w czerwieni Grubson chyba tego jednak nie zauważył.

- Nie trzeba, to już trudno. Trzeba będzie wyprać. - machnął swoją pulchną dłonią na znak, że nie daje szans na pozbycie się tych plam inaczej niż wrzucając mundur do prania.

- Dobry wieczór kapitanie Bishop. - Steve odezwał się gdy gruby kolega z pracy podniósł głowę sprawdzając kto się zbliża. Przywitał się jak na oficera i kolegę z pracy wypadało. Grzecznie i ze stonowanym uśmiechem jaki można było wziąć za przyjazny.

- Kapitan Mayers. Dobry wieczór. - Grubson okazał się albo bardziej zaskoczony tym spotkaniem lub słabiej panował. W jego głosie i spojrzeniu dało się dość wyraźnie wyczytać, że jakoś niezbyt cieszy się z tego spotkania.

- Kochanie chyba jeszcze nie miałaś okazji poznać kapitana Bishopa. To nasz logistyk, bez niego umarlibyśmy z głodu. A to moja partnerka, Eve. - Steve przedstawił kolegę Eve, że zabrzmiało to całkiem naturalnie. Zupełnie jakby jeden oficer przedstawiał swoją narzeczoną innemu koledze oficerowi.

- Dobry wieczór kapitanie. - odparła Eve trzymając się jednak ramienia swojego kapitana jakby cumowała do bezpiecznej przystani. Uśmiechnęła się jednak oszczędnie, o wiele oszczędniej niż niedawno poznawała się z Carol i nie było porównania do serdecznej relacji z kapitanem Sierrą. Więc jak ją Lamia znała to już po tym mogła rozpoznać przynajmniej rezerwę do nowo poznanego oficera.

- A widzę, że moją drugą partnerkę, Lamię już pan miał okazję poznać. Trzecia, Wilma, niestety ma wyjazdową pracę i w weekendy jest w trasie poza miastem. Hormodon Park. - Krótki jakby nigdy nic przedstawił swoją czarnowłosą partnerkę i na twarzy jego kolegi z pracy pojawiło się jeszcze większe zdziwienie gdy odwrócił się ku kobiecie która przed chwilą go potrąciła.

Ona za to posłała mu uśmiech i spojrzenie spod rzęs, też zaprzestając prac porządkowych i tylko ściskała w dłoni brudną serwetkę.
- Logistyka, tak? To by się zgadzało, nasz logistyk też był… bardzo podobny. Pod niektórymi kątami - odpowiedziała pogodnie w kontraście dla oszczędności blondynki - W takim razie chyba powinnyśmy panu podziękować kapitanie że tak dbacie o naszego Tygryska i jego chłopaków. Naprawdę dobrze odkarmieni, wyrośnięci i pełni werwy - zrobiła nieznaczną przerwę nim dokończyła - Wszelakiej… och, Tygrysku! Taka ze mnie niezdara! - zwróciła się ze skruszoną, smutną miną do swojego bolta, okręcając się tak aby zakotwiczyć pod jego opiekuńczym ramieniem i patrzyła mu w twarz nadając cicho - Chciałam wziąć coś do jedzenia dla Kociaczka, bo przecież od obiadu w “Olimpie” nic nie jadłyśmy i nam tu zaraz słoneczko zasłabnie… szczególnie po takiej intensywnej jeździe - przeniosła uwagę na blondynkę i znów na Mayersa - Ale taka ze mnie niezdara… potrąciłam kapitana i zobacz… taki ładny, galowy mundur i taki ważny bal - dodała z westchnięciem, biorąc go za nadgarstek który uniosła do góry. Odsunęła mankiet skupiając uwagę na tarczy zegarka - I dopiero po dziesiątej… szkoda że twój zapasowy mundur nie będzie pasował, głupio tak… naprawdę mi przykro - ostatnio powiedziała do Grubego - Może pańska partnerka mogłaby to zaprać? Ja niestety przez te przeklęte ręce... jeszcze bardziej zepsuję, a już dość narobiłam. Oddałabym swoją sukienkę, albo obawiam się że w czerwonym nie będzie panu do twarzy.

- Nie ma takiej potrzeby. Poradzę sobię. - odparł grubszy z kapitanów już dość cierpkim tonem. Wciąż jednak starał się zachować pozory dobrego wychowania jakie wypadała dla oficera na gali tego rodzaju.

- No faktycznie Lamia, musisz bardziej uważać. Proszę jej wybaczyć kapitanie to przez to pokłosie frontowe. Często jej się to zdarza. - Steve pociągnął to przedstawienie dalej nie wychodząc z tonu uprzejmego oficera i kolegi. Nawet spojrzał z wyrzutem na swoją czarnowłosą towarzyszkę. Ta wspólna gra jakby odblokowała Eve bo nagle dołączyła swój wesoły i radosny trel do tej rodzinnej wymiany zdań.

- Oj to prawda ale to na pewno niechcący. I mnie też to się bez przerwy zdarza. Jak się pierwszy raz poznałyśmy z Lamią to jej też zrobiłam mokrą plamę. Nie pytajcie gdzie. A, że ręce mi się trzęsły z wrażenia to musiałam uklęknąć i to posprzątać. Ale chyba coś źle robiłam bo tam bez przerwy mokro było i ta plama jakoś wcale nie znikała. Nawet jakby się więcej tej wilgoci robiło. - reporterka dorzuciła swoje trzy gamble jakby chciała poprzeć tą wymianę doświadczeń o różnorakich, mokrych plamach jakie się przydarzały w ich rodzinie i okolicy. Niby było to słuszne nawiązanie tematycznie chociaż dobór słów i okoliczności budził całkiem inne skojarzenia co i jak to było z tymi plamami i wilgocią o jakiej mówiła.

- Ah tak? No dobrze to ja już was zostawię. Będę musiał to zaprać. A panu kapitanie radzę uważać jak ma pan tak nieuważne partnerki. - powiedział rozzłoszczony Bishop rezygnując ostatecznie z dobrania sobie czegoś na talerz i zbierając się do wyjścia. Nieco wcześniej zmarszczył brwi gdy zobaczył posterunkowy zegarek na nadgarstku rywala ale jakoś nie nawiązał na głos do tego tematu.

- Bez obaw kapitanie, Steve nas już trochę zna i wie, że najpierw najlepiej nas skrępować… nie tylko dlatego że tak najzabawniej. Albo może właśnie dlatego? - Mazzi zrobiła zadumaną minę, szukając odpowiedzi w twarzach pozostałej dwójki. Na koniec posłała logistykowi wesoły uśmiech - Tak, lepiej to zaprać. Pan pułkownik wspominał, że chce dziś przedstawić innym pułkownikom swojego najlepszego kapitana z Wild Waters - wzięła intencjonalny oddech, zanim nie zmarszczyła brwi i nie popatrzyła w kierunku starego spadochroniarza - Ale… chyba coś mówił o kapitanie liniowym. A pan z logistyki. Niemniej miło było pana poznać i mimo wszystko udanego balu - dokończyła słodko za Bishopem, zaś do Mayersa dodała tonem skargi - Obiecałeś z nami zatańczyć kochanie! Ktoś z nią musi zatańczyć, a kapitan Sierra jest bardzo zajęty. Spójrz jak Ev już nóżkami przebiera... zobaczysz, bo jeszcze sama ją wezmę na parkiet i tak to się skończy, że na parkiecie nie skończymy.

Odchodzący grubas posłał im jeszcze spojrzenie, tym razem pełne już nie skrywanej niechęci ale uniósł się wyniosłym milczeniem dając znać, że jest ponad takie głupie i dziecinne gierki. Steve pożegnał go ciepłym uśmiechem ale też nie przedłużał tego spotkania.

- Taniec mówisz? - odezwał się gdy szef logistyków już odszedł z pola widzenia. On sam objął w talii jedną i drugą partnerkę przyciągając je do siebie we władczym geście.

- Oj tak, poproszę! Chyba, że chcecie ze sobą zatańczyć pierwszy taniec. Ojej Lamia ale byłaś świetna! Dałaś mu popalić! - Eve już wróciła do normy i mogła nacieszyć się swoją dwójką partnerów i rozmawiać swobodnie.

- No. Z tym oficerem liniowym to nieźle mu pojechałaś. - Steve też uśmiechnął się do czarnowłosej w czerwieni. Też musiała ta uwaga przypaść mu do gustu i dać satysfakcję.

- A tam, pogadałabym sobie z tym jego ulanym dupskiem po naszemu - saper prychnęła, wczepiona w zielony materiał munduru. Chwilę jeszcze obserwowała odwrót Grubego, mrużąc oczy - Jak w koszarach. Za kantyną. Butami i prądem z akumulatora… ale to porządny lokal - westchnęła, wracając do uśmiechu. W tej potyczce między kapitańską dwójką punkt zdobył Mayers i właśnie tak do cholery miało być.
- Nawet jak to zapierze będzie wyglądał jak fleja. Przy tych szarżach co tu są w chuj nie wypada. Plamy na galówce, zaraz na początku imprezy? Wiadomo że albo wóda albo żarcie, a że prosto idzie to żarcie… sama się narzuca przy jego gabarytach myśl, że pierwsze co zrobił to atak na stół i się zapędził że nie patrzył co mu cieknie po kałdunie. Może się wkrótce zawinie i nie będzie nam Tygryska kuł w oczka - dodała wesoły świergot, wyciągając ramiona aby zamknąć w nich pozostałą dwójkę.
- Niech stulejarz chapie dzidę, to ty tu masz się świetnie prezentować, dobrze bawić i zbierać poklepywania po ramieniu. Rozmaślone i zazdrosne spojrzenia już zbierasz. Resztę też masz, na klepanie poczekaj. Na razie jeszcze jesteś nasz - dodała, stając na palcach aby pocałował żołnierza. Grzecznie, w policzek. Tak samo jak Eve i aż sapnęła z zaskoczenia.
- Serio mogę? - spytała i pokręciła głową nie mogąc uwierzyć we własne szczęście - Dobrze, to drugi taniec jest twój. Mój i Steve’a. Złap coś do picia bo chyba trochę minie zanim zejdziesz z parkietu.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline