Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2021, 19:20   #269
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- To jest coś co można się pochwalić w bazie i w ogóle przed kumplami z woja albo pobajerować gdzieś w barze co to się w tym “Honolulu” nie działo. Ale już w domu, rodzicom, siostrze, dziewczynom z biura jakich ich tam nie było? No nie, raczej nie. A co do udziału kobiet to też chyba widziałaś, że nie narzekają i kto chce coś wyrwać w “Honolulu” to raczej wyrwie. Jaka nie poleci na specjalsa? Przecież po to tam się chodzi aby ich spotkać i poznać. Oni też po to chodzą aby się urżnąć i coś zerżnąć. To po co brać drzewo do lasu nawet takie dorodne jak mają zaklepany tartak? - pokręcił głową na znak, że nie dziwi go też to, że Mayers i jego ludzie niespecjalnie dążą do zapraszania i integracji jakichś kobiet ze swojej rodzimej jednostki. Na co dzień mieli co robić a jak mieli wolne to szli do “Honolulu” gdzie na brak damskiego towarzystwa nie narzekali.

- Z zaproszeniem też mnie to nie dziwi. Niech nie czuje się taka pominięta. Mnie też nie zabierają ze sobą na te swoje wypady na “Honolulu” czy inne. Bo nie jestem specjalsem. Ostatnio trochę nam było po drodze z Krótkim jak załatwialiśmy Grubego to chyba dlatego mnie zaprosił na ostatnią niedzielę. Bo specjalsi trzymają się ze specjalsami. Jak odrębna, zamknięta kasta w naszej bazie. I takich jak Caro jest trochę co pewnie przebierają nóżkami aby któryś z nich je zaprosił i zagadał no ale specjalsi trzymają sie ze specjalsami. - roześmiał się wesoło zaznaczając, że ten brak integracji u plutonu specjalnego z pozostałym personelem bazy to raczej norma a nie jakiś wyjątek dla długonogiej blond lekarki.

- Zresztą ona jest dość nowa. Przyszła jakoś na początku lata. W czerwcu czy jakoś tak. Przyjechała gdzieś z południa to pewnie mało kogo zna poza bazą. Ale ładniutka jest to pewnie rozumiesz, że wielu z nas jej nie przegapiło. Mieszka gdzieś na mieście. Ale szczerze mówiąc zagadałem do niej parę razy i wydała mi się milutka. Z tych spokojnych i grzecznych. Ale właściwie to jej nie znam. Mam swoje sprawy. Krótki i jego zespół też. Więc nie obawiaj się, wbrew temu co wam trochę bajerowaliśmy nie przesiadujemy całe dnie i noce w jej gabinecie. - dodał z uśmiechem schodząc dłońmi gdzieś do kobiecego krzyża w tym myciu.

- I na moje oko nie sądzę aby ona miała z wami szanse u Krótkiego. Jak dla mnie to żadna nie ma. Z nią raczej nie jest inaczej. Cały czas się wami chwali co tam u was i cała jednostka mu was zazdrości. Więc mówię, nie obawiałbym się, że Carol może coś namieszać nawet jakby chciała i próbowała. - zakończył razem z myciem mokrych pośladków bękarcicy. Mówił tonem wzbudzającym zaufanie płynące ze znajomości tematu o jakim rozmawiali. I nie wyglądało jakby uważał, że blondynka w białym kitlu mogła jakoś zagrozić ich związkowi.

- Oczywiście że nie ma szans - bękarcica uśmiechnęła się pod nosem, obracając głowę lekko przez ramię.
- Widziałeś Ev i Willy na żywo u w akcji - łypnęła na Latynosa z błyskiem w oku - Nikt nie ma podjazdu do takich kociaków, są najlepsze… i przykro mi to mówić Ces, ale teraz jesteś częścią tego latającego cyrku i już się nie wykręcisz. - zaśmiała się cicho, wracając do poprzedniej pozycji.
- Dla jej dobra lepiej aby to łapała. Jednak jeśli nie złapie, daj mi cynk. Weźmiemy ją w obroty we wtorek. Zobaczymy co za jedna… i proszę cię. Nie boję się o nas. Nie chcę kwasów u was w robocie i pretensji. Macie na głowie dość u bez tego - parsknęła naraz wyjątkowo wesoło - Cholera, czemu mi nikt wcześniej nie powiedział że specjalsi bawią się tylko ze specjalsami?

- No nie? Powinni sobie zrobić jakąś tabliczkę na drzwiach czy tam wrzucić coś na tablicę ogłoszeń to by było wiadomo czego się po nich spodziewać. - kapitan Sierra pokiwał w zadumie głową nad tym niewidzialnym ostrokołem jaki zdawał się otaczać pluton specjalny.

- I spokojnie, będę trzymał rękę na pulsie. Ale myślę, że nie powinno być z nią ani z jej powodu żadnych kłopotów. O nas się nie martw, duzi jesteśmy, poradzimy sobie z drobną blondyneczką. - uśmiechnął się i zaczął spłukiwać słuchawką prysznica jej tył. Sprawnie mu poszło to wyłączył go i wyszedł z wanny sięgając po jeden z ręczników.

Po łazience rozległ się nagle dźwięk głośnego klapsa jakim Mazzi uraczyła oficera na odchodne.
- W tę stronę też dobrze działa - z niewinną miną wyskoczyła z wanny, po drodze na moment przytulając się do mokrych pleców.
- Dzięki Ces - słowa skwitowała pocałunkiem w policzek - Obiecuję, że do rana twoim udziałem stanie się już tylko zabawa… a teraz wracamy. Słyszałam że nie tylko weterani są głodni waszych kanapek.

- Nie? No popatrz. A kto jeszcze? - nie siląc się na ponowne ubieranie munduru Cesar wyszedł podobnie jak wcześniej Steve, owinięty samym ręcznikiem. Ale integracja jaka się właśnie zaczęła raczej nie potrzebowała ubrań. Gdy wrócili do salonu okazało się, że pozostali też chyba już są po pierwszej turze zabawy. Znów siedzieli przy stole, na sofach i krzesłach tak jak na początku spotkania. Tylko teraz w mocno roznegliżowanym stanie. Więc owinięta ręcznikami dwójka jaka wróciłą z łazienki jakoś nie bardzo się wybijała ubiorem.

- Czeeśśćć! - Eve przywitała się radośnie machając do nich rączką jakby widziała ich pierwszy raz tego wieczora. Siedziała w samych czerwonych pończochach a i Melvin obok niej był nawet bez tego. Dzięki czemu można było podziwiać jego całkiem przyjemną dla oka męską sylwetkę dotąd skrytą pod mundurem. Obok siedzieli Steve i Caro a po krzesłach rozstawieni byli Robert i Maggie. Też właściwie już bez ubrań. Jedynie blondynowi jakoś udało się zachować spodnie i podkoszulek chociaż ta biała koszula w jakiej był wcześniej też gdzieś zniknęła.

Obyło się bez trupów, bardzo dobrze. Mieli przecież jeszcze pół nocy przed sobą. Saper powiodła po zebranych wzrokiem, posyłając im pogodny uśmiech. Do Eve za to podeszła jak po sznurku.
- No cześć foczko, gdzie robią takie ślicznotki? - nachyliła się, całując ją czule - Musisz mi sprzedać adres to się za takim cudem zakręcę… na pewno znasz to uczucie kiedy wystarczy jeden rzut oka a ty się zastanawiasz jakim cudem do tej pory sobie dawałaś radę bez tego żyć. - puściła jej oko przy prostowaniu pleców. Po drodze cmoknęła też blondyna, a potem grzecznie wróciła pod stolik, siadając Mayersowi na kolanach.
- A ty się tak marnujesz, co? - popatrzyła na niego z udawaną powagą po czym spojrzała na blondynkę obok - jak tam, nie zepsuł nic? No spójrz na niego jaki cwaniak. Myśli że jak będzie siedział cicho to o nim zapomnę. Nic z tego - pogroziła mu palcem - ale będę łaskawa i pozwolę ci się wpierw napić kawy. A potem do kuchni. Jestem głodna - wyszczerzyła się na koniec zębato.

- Yeah! Dziewczyny się całują! - krzyknął wesoło Robert gdy Lamia pocałowała Eve. Innym też chyba musiało się spodobać bo nawet dostały oklaski, zwłaszcza od męskiej części publiczności.

- Oj Lamia, ale z ciebie bajerantka! Zawsze wiesz jak mnie wyrwać! - reporterce w czerwonych pończochach też chyba zrobiło się przyjemnie bo spojrzała na swoją czarnowłosą partnerkę rozmaślonym spojrzeniem.

- A my to nic, to krzesło się tylko przewróciło. - Caro bez ubrania okazała się tak samo atrakcyjna jak w opinającym ją wcześniej seledynie. Zgrabna talia, smukłe uda no i dwa jędrne atuty na samym przedzie. Okazało się, że ma wytatuowanego motyla na boku brzucha.

- No pomogłem dziewczynie się odstresować. Bo taka spięta była. Dobrze, że wróciliście bo właśnie coś była mowa o wymianie językowej czy tam inszych fantazjach co kto lubi. - Steve za to wyglądał na wyluzowanego i w świetnym humorze. Mówił jakby właśnie wróciła brakująca parka do gry w scrabble czy inne domino. I wcale tu nikt nago nie siedział.

- Właśnie a z tym głodem słyszałeś stary, że mają tu ponoć nocą bar otwarty i serwują jakieś niesamowicie apetyczne kanapki. - Cesar usiadł na jednym z wolnych krzeseł i zwrócił się do swojego kumpla z pracy. Zupełnie jakby naprawdę gadał i prawdziwych kanapkach.

- Doprawdy? No popatrz. Też mnie doszły jakieś plotki na ten temat. Ale to poczekaj, widzisz, pani wzywa to sługa musi. - Krótki zrobił zdziwioną minę jakby usłyszał całkiem podobne kulinarne plotki i opinie. Ale na razie to wstał z sofy, zgarnął Lamię za rekę i poprowadził ją te parę kroków w bok do aneksu kuchennego.

- Jaki ty zgodny - saper zaśmiała się cicho grzecznie dając się prowadzić na bok. Wstawiła wodę i z szafki wyjęła kubek.
- Cały dzień mi się prześlizgujesz przez palce - mruknęła, wsypując brązowe drobiny do naczynka. Ściszyła też głos, gdy wzięła do rąk cukierniczkę - Brakowało mi twojego uśmiechu i głosu. Dobrze że już jesteś - odwróciła się, siadając gołym tyłkiem na szafce, a czoło oparła o szeroki bark przed sobą.
- Wszystko w porządku kochanie? Jak chcesz to zamiast kawy poleję ci kielicha.

- Tak, wszystko w porządku. I kawa będzie w sam raz. - nagi komandos stał obok nagiej kobiety siedzącej na szafce. I uśmiechnął się tym ciepłym uśmiechem i spojrzeniem jakie miało moc ciepła kominka odcinającego od jesiennej szarugi na zewnątrz. Ale zanim się uśmiechnął przez mgnienie oka jakby się zawahał.

- Właściwie wczoraj było chujowo. Załatwiliśmy Świniaka i jego bandę. Ale poza tym wszystko się spieprzyło. Nie tak miało być. Ale nie chcę o tym teraz gadać ani myśleć. Jutro o tym pogadamy. - powiedział kręcąc głową i jego spojrzenie zrobiło się jakieś takie nostalgiczne i uśmiech znikł z jego twarzy.

- Opowiedz co u was się od środy działo. Lubię słuchać co tam się u was dzieje jak mnie nie ma. To brzmi zawsze jak jakaś bajka albo jak z filmu jakiegoś. Kręciłyście jakieś nowe filmy? Albo będziecie? I Eve miała mieć te otrzęsiny co? Wyszło coś z tego? - powiedział znów się uśmiechając półgębkiem i chyba wolał wrócić do znajomych i przyjemnych tematów aby nie myśleć o wczorajszej akcji.

Szybki rzut oka po którym Mazzi jęknęła w duchu, choć na twarzy udało się jej zachować pogodny grymas.
- Siadaj - powiedziała zeskakując z szafki i klepnęła nagrzany pośladkami blat, przesuwając komandosa odrobinę aż sam zajął jej miejsce, a gdy to zrobił od razu wskoczyła na niego, siadając na kolanach i zakleszczyła ciasno udami wokół pasa, krzyżując kostki na wysokości jego kości ogonowej.
- Oj Tygrysku, oczywiście że coś nakręciłyśmy! - zaćwierkała, obejmując jego kark ramionami i potarła nosem jego nos. Dziś miał odpocząć, zapomnieć, a ona zamierzała mu w tym pomóc na ile tylko da radę. Uderzyła w radosny ton, łasząc się do większego ciała do którego praktycznie się przyklejała jak rzep. - Co prawda dużo tego nie było bo sam przecież widziałeś, że większość tygodnia nam zajął remont, zakupy i inne takie sprawy cobyś miał swój tygrysi, bardzo męski kącik gdzie się da kumpli zaprosić, albo swoje foczki - zaśmiała się, całując go w czubek brody i wesoło patrzyła mu w oczy, szukając oznak łapania przez niego chandry albo innej niepotrzebnej zamuły.
- Byłeś bardzo grzeczny, wiec dostaniesz prezent na środę. Nagrałyśmy chrzest Eve, w full hd i w kolorze. Kociaczek to kończy składać, abyś miał swoją bajeczkę na wieczory gdy ci się będzie dłużyć… i sam ocenisz co, jak i czy dała radę. Uwaga, spojler alert! - nachyliła się żeby szepnąć prosto w ucho - Dała radę jak cholera. W końcu to Ev, prawda? Jeśli chodzi o inne filmy… no nie, no. Ten remont był w tym tygodniu priorytetem, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W poniedziałek wieczorem przychodzą Jamie, Kara, Maddi i jej dziewczyna, Lana. Tak, są teraz oficjalnie razem - zaśmiała się, bujając na męskich kolanach, a że obejmowała go ramionami, więc i jego tors bujał się na boki razem z nią.
- Mamy pomysł na serial przygodowy z Jamie w roli superbohaterki. Wiesz, jak te Marvelówki czy inne DC. Oczywiście to Jamie więc sto procent zawartości foczek w foczkach przy niej. Lesbian Bitch, nawet sobie chce to wydziarać na podbrzuszu. Namawiamy jaz Maddi aby na razie walnęła hennę albo inną czasówkę. Ogólnie serial będzie o tym jak dzielna bohaterka pomaga kociakom w opresji i potem je przeprowadza na stronę miłości jak z wyspy Lesobs. Będzie je wyrywać ze wszelkich tarapatów, od niewdzięcznych samców czy tam innych drogowych problemów i potem rżnąc w przeróżnych konstelacjach i układach. Poooza tym byłyśmy na koncercie próbnym RB i Ironów, tam się wykluł pomysł aby w niedzielę walnęli coś dużego w starym kinie… było spoko, lubię ich koncerty. Tanie wino, skóry, ćwieki, punk rock i być może szybki numerek w vanie z Jamie, znaczy ta no… rozmowa. O serialu - powachlowała na Bolta rzęsami - Poza tym na Halloween chcę aby była gotowa “Noc Żywych Suk” tylko muszę wpierw obgadać jedna rzecz z naszymi foczkami z Det, ale jak będzie gotowe to wiadomo najpierw rodzinna premiera, a dopiero potem do kina. Byłyśmy też w kołchozie, Oliego poprosić o pomoc przy remoncie. Widziałeś, normalnie robił jak u siebie, a nie na odpierdol ja ku obcego. Poszłyśmy tam z Willy… tak jakoś się napatoczyłyśmy na moich kumpli ze szpitala, Rambo i Roya. I Larysse, ale to na schodach. Wszyscy wylądowaliśmy na wspólnym obiedzie, były jakieś drinki polewane na kopytka i inne takie typowo weteranie numery, absolutnie nic szczególnego - znowu powachlowała rzęsami jak na najniewinniejszego emeryta świata wypadało. - Namówiliśmy ich aby wpadli wszyscy na koncert, to za parę godzin do nich pojechaliśmy… no może była jakaś jedna smycz, czy tam parę kociaków w skórach i na szpilach. I nie że łaziłam… a nie, nie widziałeś jej - machnęła ręką darując opis kiecek. Kiedyś mu po prostu pokaże - W piątek za to… mural kończyłam, więc niewiele tych aktywności było dodatkowych. Prócz że przy śniadaniu poprosiłam laski aby w drodze do roboty wpadły do starego kina aby czerwony pokój zarezerwować. Pomyślałam że pewnie chętnie byście się zabawili i odpoczęli po tygodniu roboty, a nic tak nie odstresowuje jak okład z foczek w dużej ilości… a może prosiłam je w czwartek? - zmarszczyła brwi i westchnęła - No trochę mi się miesza. Nie wolno mi było dać plamy i zacząć odpieprzać, dlatego wzięłam tabletki od doktora. Z początku myślałam że nie dam rady wstać z fotela, zamulają jak diabli… ale co tam, potrzebuję po prostu więcej kawy. No i ostatnią wzięłam rano, więc na luzie nie powinno być lipy. Jest w porządku. W czwartek za to większość dnia to było latanie za szpejem, malowanie… gotowanie. Oczywiście Amy w tym maczała swoje zdolne łapki, więc nie ma ryzyka że wrócimy i zastaniemy w domu potrute foczki. Teraz co najwyżej będzie płacz i lament że tyją. W ogóle Betty przywlekła do domu nową dziewczynę. Nie foczkę, słodziaka. Znaczy pacjentkę. Shauri, taka trochę indyjska… ale w typie Amy. Spokojna, trochę trauma. Muszę kurwa do niej wpaść, bo cały tydzień wyleciałam spod jej kurateli, źle mi z tym, zostawiłam co prawda kartkę że w tygodniu odrobie… będzie trzeba, coś wydumam. Mam czas, nie? Emeryten party urządze czy coś. Pochodzę na czworakach. Wyrwę ją gdzieś do Olimpu albo do Claudio, przecież zapraszał dziadyga. Lubi go, Claudio. Tak, to by się dało ogarnąć - zaczęła mówić nieobecnie, na szczęście szybko drgnęła wracajac do komandosa - I gadałam z Willy, ona chce na ścianie wodę, las… takie wiesz. Sielanki jak sprzed wojny. Zostaje Karen, ją będziesz musiał podpytać osobiście. Pomożesz? Prawdaa? No Tygrysku, pomusz! - zrobiła wielkie oczy i smutną minę, patrząc na komandosa jakby był jej ostatnią nadzieją na… wszystko.

- Jasne. - roześmiał się na koniec tej barwnej i emocjonującej opowieści jaką chłonął całym sobą. W końcu niby widzieli się raz w środę rano ale raczej nie było za bardzo kiedy się nagadać. Nawet dzisiaj to najpierw lodziarnia, potem biura w ratuszu z tymi dwoma pajacami od Eve, potem “Olimp” i Claudio, potem dom i jazda tutaj aż wreszcie bal którego w ogóle nie mieli w planie. Wszystko to sprawiało, że nawet nie było za bardzo kiedy pogadać od zeszłego weekendu. A teraz ich mężczyzna siedział na szafce obejmowany przez swoją dziewczynę i słuchał z lubością tych domowych i rodzinnych spraw i wydarzeń jakie w większości go ominęły.

- Ojej no to faktycznie się sporo u was działo. To u nas widzę nudne, koszarowe życie trepa przy waszych przygodach. - skwitował to swoim pierwszy wrażeniem i pocałował kobiece usta jakie miał przed sobą.

- Tej Shauri nie znam ale Ramsey coś o niej mówił. Że ją odbił od jakiegoś zwyrola na mieście. I dzięki temu odnalazł tą farmę. Też wczoraj tam był. Betty też. Nie wiem jak się tam znalazła bo była w cywilu. Bez fartucha ani nic. I to zanim przyjechały karetki. Nawet nie było kiedy pogadać i zapytać skąd się tam wzięła. Ale dobrze, że była. Oboje. Oboje spisali się na medal. I jeszcze Mayer. Dina Mayer. Policjantka. Bardzo ładna, myślę, że by wam się spodobała. - pokiwał głową gdy ten temat jednak jakoś sam go nakierował na wczorajszą akcję. Chyba zdał sobie z tego sprawę bo zamilkł i chwilę bawił się jej czarnymi kosmykami włosów. Potrząsnął jednak głową jakby zdał sobie z tego sprawę i chciał zmienić temat bo przecież mieli o tym teraz nie gadać. Tylko o czymś przeyjemnym.

- I rozumiem, że remont. To normalnie magia, co zmajstrowałyście przez te parę dni. Kompletnie się nie spodziewałem. Teraz mam wyrzuty sumienia, że was z tym zostawiłem. - przyznał uśmiechając się do niej i przeczesał palcami jej czarne włosy. I wynagrodził mocnym pocałunkiem w usta.

- I będziecie kręcić nowy serial? Z Jamie jako Lesbian Bitch? Heh. No jej to chyba pasuje. Ale serial? A nie film? Chociaż jej to pewnie pasuje. I chyba dziewczyn wam do tych filmów nie powinno zabraknąć. Na pewno wyjdzie wam świetnie, podoba mi się taki pomysł. I murowany sukces, kto by nie chciał obejrzeć czegoś takiego? No ja na pewno. I znam co najmniej jeden specjalny pluton zwyroli co dostałby ślinotoku na taki motyw. - ten wątek wywołał szczery i wesoły uśmiech na jego twarzy. Pokiwał głową na znak, że pomysł przypadł mu do gustu a pewnie i nie tylko jemu.

Saper korciło aby podpytać o ich kasztankę i burkliwego policjanta, albo chociaż o Dine którą kiedyś miały zgarnąć na niedzielne spotkanie u Betty… ale nie teraz. Mimo pokusy nie miała zamiaru drążyć, skoro temat ostatniej akcji Boltów został zamknięty na dziś. Gadali więc o czymkolwiek dookoła, a im więcej Mayers z siebie wyrzucał tym bardziej dało się wyczuć pod dłońmi, że kończy się spinać i dobrze. Bardzo, bardzo dobrze.
- Idę o zakład, że największym fanem tego serialu będzie Donnie, chociaż oczywiście się do tego nie przyzna - zaśmiała się cicho, ugniatając palcami szeroki bary żołnierza - Tak jak nie przyzna się do lecenia na Jamie. Przecież to na niego każda leci, a nie że on na kogoś i jeszcze to takie lecenie niespełnione i niewykonalne z wiadomych względów. No i tak, serial. Pomysł ma potencjał, nasza lodziara tak zajarana do tego że jeden film będzie jej mało. Więc co mamy dziewczynę ograniczać? - pocałowała go w szyję pod żuchwą - Jest autentyczna, zaangażowana. Szczera w emocjach i naprawdę dobra z niej dupa. Z początku patrzyłam na nią trochę krzywo przez te nawiedzone gadki, ale sie ogarnęła i jakoś tak… chciałabym aby też była szczęśliwa, tak o… po prostu - uśmiechnęła się, głaszcząc mężczyznę po policzku po czym pocałowała go czule.
- Nie miej żadnych wyrzutów, przecież wiemy że jesteś w tygodniu zajęty. Masz ciężką, wymagającą pracę i dużo na głowie. Chyba nie myślałeś że pozwolimy ci na weekendzie jeszcze latać z młotkiem, szpachlą, albo innym badziewiem. Lub cię narazimy na skuwanie tynku za ścianą. W weekendy masz odpoczywać, nami się zajmować i dawać zajmować sobą. To chyba nic złego, co? - wyszczerzyła się - Tradycyjny podział ról.

- Tak, chyba tak. Nie wiem czy mówiłem ale nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w związkach. Więc może być jak mówisz. - pokiwał w zadumie głową robiąc trochę przesadnie poważną minę jakby silił się udawać jakiegoś profesora.

- A Donnie na pewno! On i Jamie to taka stara miłość. Kiedyś odgrażał się, że komu jak komu ale jemu na pewno uda zaciągnąć ją do łóżka. Ale z tego co wiem to na razie od nas udało się to tylko Karen. Chociaż ona też pewnie chętnie by obejrzała taki serial. I Jamie chce sobie zrobić taki tatuaż? Naprawdę? Jej no to rzeczywiście się wczuła w rolę. - pokręcił głową i zaśmiał się z rozbawienia i trochę z niedowierzania nad tym wszystkim. Jednak sam lekki temat zdawał się sprawiać mu przyjemność. Zwłaszcza jak chodziło o ludzi jakich lubił i zabawy jakie lubił.

- Ale z tą niedzielą to nie wiem. W niedzielę mamy pogrzeb. Wiem, że o tym nie mogłyście wiedzieć no ale nie jestem pewien czy tak na świeżo to taki dobry pomysł na świętowanie. To niby nikt od nas, nikt z Thunderbolts. Ale z policji. SFPAT. Nie wiem czy słyszałaś. Szkoliliśmy ich, trenowaliśmy razem. Na 4-go lipca oficjalnie zyskali zdolność operacyjną. Taka nasza siostrzana jednostka, nasi młodsi bracia. Nawet dostali od nas kodową nazwę Pomarańczowi. Jako czwarta drużyna. Bo my mamy Czerwonych, Niebieskich i Złotych. - wyglądało na to, że chociaż Steve sam starał się omijać temat wczorajszej akcji to tak na świeżo było to trudne. Zwłaszcza jak w grę wchodziła śmierć kogoś kogo zdawał się lubić i szanować.

Mazzi zamilkła, tężejąc boltowi na kolanach. Patrzyła martwo w punkt gdzieś ponad jego ramieniem, a myśli uciekły jej daleko na północ, w inny czas i kompletnie inne miejsce. Wokół zrobiło się nagle zimno, czuła na skórze dotyk munduru, pancerza i bandaży, w nozdrza gryzł zapach palonego napalmem ludzkiego mięsa. Zadrżała, gdy zza okna dobiegł ją agonalny krzyk umierających chłopców. Jej opalonych chłopców.
- Wiesz… - zaczęła ochryple i musiała wziąć dwa głębokie oddechy aby odegnać widmo sprzed oczu. Zamknęła je, powtarzając w głowie gdzie się znajduje.
- Piątek, wieczór… październik… Mała Rosja… teren… zab… zabezpieczony… piątek... - kiwała się, tłukąc mantrę póki wrzaski nie ucichły, a dym wokół nie zniknął zostawiając jedynie ciepłe, żółte światło lamp pod sufitem.
- Wiesz, może nie jestem specjalsem, ani… - odchrząknęła, otwierając oczy i patrząc w orzechowe oczy u góry. Uśmiechnęła się przy tym lekko - Kiedy Andy awansował mnie na sierżanta chciałam walnąć to wszystko, myślałam że się nie nadaję. To było tego samego dnia kiedy mnie zwieźli ze Small Detroit. Byliśmy wsparciem dla obrony, ale maszynki przeszły po nas i pojechały dalej. Zabiły wszystkich, w tym moich chłopaków. Spaliły żywcem, patrzyłam jak umierają, nie wiem jakim cudem przeżyłam… tylko ja. Zostałam tam sama na… chyba cztery dni? Nie pamiętam, dla mnie to był jeden koszmar który nie chciał się skończyć. Puste miasto, wróg wszędzie i trupy tych których miałam pod sobą, mojego oddziału. Zwęglone, poszaprane… wygrzebywałam spomiędzy nich sprzęt i walczyłam, bo co mi zostało? Myślałam że to koniec, Moloch się przedarł, nie ma już więcej ludzi. Tylko to zostało - wzrok jej zmętniał - Ale mnie znaleźli, Czerwone Byki. Ściągnęli za linię frontu, do Andy’ego, Willy i reszty tych którzy mieli farta być oddelegowani gdzie indziej. Do Isaaca, Echo… zostali - przełknęła kolczastą gulę z gardła i odchrząknęła - Tego samego wieczora Stary złamał mi życie, chociaż kazałam mu spadać, bo nie chcę. Nie dam rady… ale mnie obsztorcował i wiesz co zrobił? Zabrał do burdelu, wbił do głowy że jeżeli dam się złamać żałobie to koniec. Bierz to co dają, jak biją wal pierwszy i niczego nie żałuj. Napierdol się, zerżnij coś. Poczuj że żyjesz, dla siebie i dla tych których już z nami nie ma. To była dobra rada, jesteśmy to tylko na chwilę i nie wiadomo co przyniesie jutro, ale to dopiero jutro. Dziś jest dziś i trzeba je przeżyć jakby jutro miał nastąpić koniec. I niczego potem nie żałować, nie pogrążać w smutku. Zwykle działa - pokręciła głową - Zobaczymy jaki nastrój będziecie mieć w niedzielę. Rozumiem, pogrzeby swoich to nic miłego… ale trzeba żyć dalej, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Na pohybel wrogowi. Pokazać że nic nie jest w stanie nas złamać… ewentualnie wypijemy za tych co polegli, wywrzeszczymy wszelkie bóle i złość na koncercie, a potem… potem będzie lepiej. Zawsze potem jest lepiej.

- No może… Może tak będzie lepiej. Nie wiem jeszcze. Zobaczymy na pogrzebie. Pewnie spora delegacja będzie od nas. Zobaczymy. - zadumał się głaszcząc ją po włosach i przytulając do swojej rozgrzanej, nagiej piersi gdy na moment wpadła w studnię własnych wspomnień. Na razie zostawił jednak decyzję na później. Do niedzielnego południa gdy miał się odbyć pogrzeb poległych policyjnych komandosów.

- Też swoje przeszłaś. - dodał po chwili milczenia jakby zdał sobie sprawę, że mogą mieć podobne wspomnienia i doświadczenia co do tych śmierci i pogrzebów.

- Możecie w tygodniu odwiedzić Dingo i Italiano. Na razie są u nas ale gadałem z lekarzami. Jak im się nie pogorszy przez weekend to mają być przeniesieni do wojskowego na mieście. Na pewno ucieszą się jakbyście ich odwiedziły. - zaproponował coś weselszego cofając się na tyle aby mógł spojrzeć na jej twarz.

- Naprawdę? - bękarcica ożywiła się, prostując momentalnie - Na pewno ich odwiedzimy, pytanie do ilu gości mają limit tych odwiedzin. Przynajmniej z dziesięć kociaków będzie chciało do nich wpaść i umilić rekonwalescencję - zachichotała, łypiąc na czajnik, bo woda właśnie zaczynała się gotować. Nie wstając sięgnęła po niego i zalała Mayersowi kawę.
- Każdy kto tam był swoje przeszedł - mruknęła, odkładając wrzątek na bezpieczną odległość, a potem cmoknęła komandosa w czoło, dodając łagodnie - Ale to było tam, teraz jest tu. Mam ciebie, Willy, Eve, a ty masz nas. Cokolwiek by się nie działo i co się nie stanie zawsze dla będziemy twoje i dla ciebie. W jakim stanie wrócisz, nieważne. Po prostu wróć, a my się resztą zajmiemy. Ktoś musi Alfy pilnować, nie? Żeby nie wyrwał wszystkich foczek w okolicy.

- A tak, ten łobuziak. Teraz tak fika to pomyśl co to będzie jak dorośnie. - komandos roześmiał się wesoło na wspomnienie o ich kociaku którego w końcu sam przywiózł do domu. I którego niby tak nie znosił.

- W szpitalu to byście musiały same zapytać. Nie wiem czy są jakieś limity gości. Nie słyszałem o takich. Ale dziesięć to mogłoby być trudne do przełknięcia. Za to chyba nie musi to być jeden raz. Tak czy inaczej na pewno się ucieszą, nie tylko ja za wami przepadam. Tak, oni też wczoraj dali czadu. Myślę, że zasłużyli na jakąś nagrodę. - pokiwał głową głaszcząc ją po nagim ramieniu i przyjemnie mu się mówiło jak miał świadomość, że jego chłopaki mogą się spodziewać takiej sympatycznej wizyty w szpitalu.

- Chodź, mieliśmy im kawę przynieść. - pocałował ją w czoło i zeskoczył z szafki dając znać, że czas wrócić do reszty towarzystwa.

- Dobrze tato - brunetka westchnęła teatralnie, ściągając cztery litery z powrotem na podłogę. Jednak jedna myśl nie dawała jej spokoju.
- Dam ci listę… jak będziesz wracał do jednostki to ją dostaniesz. Żeby przy przenosinach wpisać listę gości. Pamiętam, że w wojskowym sprawdzają kto i po co przychodzi odwiedzać gości. Lepiej aby te stada foczek był tam legalnie i nie trzeba było kombinować… za bardzo.

- Ah, listę… tak, dobry pomysł. Ciebie czy Eve to bym powiedział aby wpuszczać i tyle. Ale jak was ma być więcej to faktycznie może lista byłaby lepsza. Tylko nie za dużo na raz, już chyba lepiej rozłożyć to na parę dni. W sumie to nie wiem ile będą leżeć w tym szpitalu. - Steve wziął tacę z pełnymi kubkami i całkiem udanie sprawiał się jako kelner zostawiając Lamii doniesienie reszty. Wrócili do wspólnego stołu witani życzliwymi uśmiechami i spojrzeniami.

- Wiecie, że Robert to jest zawodowym kierowcą i ma własny samochód i można go wynajmować na specjalne kursy? Tak jak teraz. Jakiegoś ważniaka przywiózł. - Eve pochwaliła się co jej się udało dowiedzieć o blondwłosym byczku jaki niedawno tak śmiało sobie poczynał z młodą kapral. Temu chyba się to spodobało bo się uśmiechnął wspaniałomyślnie.

- No właśnie a Eve mówi, że macie jakieś studio fotograficzne. I macie otwierać jakieś filmowe? - Caro jakby skorzystała z okazji aby dopytać się wracającej dwójko co widocznie usłyszała od krótkowłosej blondynki.

- Właśnie namawiam Caro do sesji zdjęciowej. No sami zobaczcie jaka fotogeniczna. A jak bez niczego to jeszcze bardziej! - fotograf wcale się nie wypierała, wręcz przeciwnie. Wskazała dłońmi jakby chciała zaprezentować nową modelkę jaka siedziała sobie przy stole. To lekarce musiało też sprawić przyjemność bo uśmiechnęła się do niej ciepło. Ale czekała co powie pozostała dwójka.

- No i Ev ma rację. Widziałem to studio i wygląda profesjonalnie. Tam w portfelu to nawet mam zdjęcia. Właśnie Eve nam je robiła tam, a sesja zdjęciowa no pewnie. Zamawiam jeden komplet fotek. Chyba, że bez ubrań to wtedy dwa bo jeden to mógłby mi się ten… pognieść czy tam pobrudzić… - Steve potwierdził słowa blond partnerki i trochę się powygłupiał pozwalając sobie na żartobliwie poważny ton.

- Zrobi się trzy, skoro i tak na wtorek mamy zwiedzanie studio w pakiecie wycieczki, nie? A lepiej aby jeden zapasowy leżał u nas, bo wiadomo… na pewno pognieciesz albo pobrudzisz. Albo zgubisz... ale i tak cię wszystkie kochamy - Mazzi pokiwała głową z udawanym smutkiem, klepiąc Bolta po ramieniu współczująco ledwo odłożyła na stół swoją porcję kubków. Przysiadła na rancie stołu, biorąc jeden z nich.
- Własna fura? - spojrzała na Roberta i zmrużyła jedno oko - A skąd jesteś i czym jeździsz? Dużo bierzesz za kurs? Jakby powiedzmy ktoś się chciał gdzieś pokazać na mieście nie musząc myśleć że nie może pić bo prowadzi. - zaśmiała się, przenosząc uwagę na kaprala - A co z tobą Melv? Skąd jesteś i na długo tu przyjechałeś?

Myśl o sesji zdjęciowej blond lekarki, takiej ładnej i zgrabnej, zwłaszcza jakiejś odważniejszej chyba wszystkim się spodobała i rozbawiła. Zwłaszcza panów. Bo się kiwali głowami i dawali wyraz pełnej aprobaty. Zwłaszcza jakby mieli dostęp do owych fotek z tej sesji. No ale skoro Lamia zagaiła i panów o nich samych to i reszta towarzystwa była ciekawa.

- Ja to ze Sioux City. Przyjechałem ze swoim pułkownikiem. No i jego adiutantem. Oni się tam bawią no a ja jestem kierowcą. - Melvin skrzywił się nieco nostalgicznie. Jak się było kierowcą jakiegoś ważniaka niby fajnie bo można było choćby odwiedzać takie miejsca i imprezy jak to. Mniej fajne było to, że pełniło się na nich dyżur więc raczej trudno było aby się zabawić.

- A ja jestem stąd. Znaczy z Falls. Mam działalność gospodarczą i własny biznes. Mam super furę to wożę różnych ważniaków. Tak jak dzisiaj. - Robert nadal okazywał się znacznie bardziej żywiołowy od nieco flegmatycznego Melvina. Miał maniery jakiegoś miejskiego cwaniaka co potrafi wszędzie się wkręcić i ze wszystkiego wykaraskać.

- A jeżdżę czymś takim. Chociaż po prawdzie udało mi sie rozwinąć biznes i mamy teraz 3 fury i 2 kierowców. - powiedział wstając aby wyjąć z kieszeni spodni portfel. Po czym otworzył go, wyjął jakieś zdjęcie i podał je Lamii.

- Prawdziwa bejca! Odpicowana tak, że mucha nie siada! W sam raz do wożenia ważniaków! - blondyn wcale nie ukrywał, że pęcznieje z dumy co do posiadanego auta.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline