Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2021, 19:30   #270
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- A co do cen to zależy. Gdzie, na jak długo, jakie ryzyko i tak dalej. Stawka godzinowa. Płacisz za dostępność. Tak jak teraz, wynajęli mnie na cały weekend i muszę być dostępny na każde zawołanie. No ale widzisz, że nie jestem cały czas za kierownicą. Najtaniej to w dzień po mieście w tygodniu, w weekendy drożej, wieczory i nocki jeszcze droższe. Za miasto też liczone jak za nocki. Tu masz taryfikator. Mamy bazę niedaleko ZOO. - mówił szybko jakby ten temat miał obcykany od dawna. Znów otworzył porfel i podał Lamii niewielką karteczkę na jakiej było logo firmy i prosta tabelka z przelicznikiem ile co jest warte.

- Ej! To ja robiłam to zdjęcie! Pamiętam nawet gdzie! Z rok temu. Albo dwa. - Eve jak się doczekała możliwości obejrzenia tego suva na fotce z zaskoczeniem dla siebie i pozostałych rozpoznała i furę i pewnie jej sesję zdjęciową.

- Tak? No tak… Wysłaliśmy zamówienie na sesję zdjęciową do folderów reklamowych… Jakaś laska przyjechała ale to ja wtedy wyjazd miałem… - Robert popatrzył na blondynkę nie mniej zaskoczony niż ona na niego.

Widząc czym dysponuje blondyn w garniaku saper uniosła jedną brew i zagwizdała cicho. Co to była za bryka!
- O cie chuj - mruknęła z uznaniem, kiwając głową do kompletu. Wyglądała jakby dopiero zeszła z linii produkcyjnej i prędzej się takiej spodziewała gdzieś w okolicach Detroit, niż daleko przy froncie. Potem do góry powędrowała druga brew, kiedy okazało się kto jest autorem zdjecia.
- Skąd ty ją wytrzasnąłeś? Ma tak wygodną kanapę z tyłu jak wygląda? - musiała spytać, przeglądając zestawienie cen i musiała przyznać, że wychodziło drożej niż za zwykłą taryfę w Siuox Falls, jednak jeśli się chciało pokazać cena była przystępna i nawet nie wzięta z kosmosu.

- Ja tylko zrobiłam sesję. A kanapy nie miałam okazji sprawdzać tak bardzo jakbym miała ochotę. No i nie miałam z kim. Ale wyglądała mi bardzo obiecująco. - fotograf z pogodnym uśmiechem odpowiedziała i podała fotografię dalej. Zaś blondyn zaśmiał się ciesząc się z wrażenia i uznania jakie nawet na zdjęciu wywoływała jego maszyna.

- A to kupiłem od wdowy po jednym majorze. Ona nie chciała nim sama jeździć. Kupę papierów za nią no ale uznałem, że to i tak dobry interes co mi się zwróci. No i miałem rację. - kierowca streścił jak wszedł w posiadanie tej luksusowej bryki i nie ukrywał satysfakcji z tej trafnej jak się okazało decyzji.

- Była warta każdego papierka, jest zajebista. Nikt nigdy nie posuwał mnie w takim suvie. Albo na takim suvie - bękarcica westchnęła, rzucając Tygryskowi spojrzenie całkowicie bez podtekstu. Odpaliła papierosa i wróciła do Roberta, przynajmniej twarzą, bo myślami błądziła daleko poza domkiem i coś dużo w nich było jednej blondynki z aparatem - Do kiedy zostajecie tutaj? Znaczy ty i twoja fura. - parsknęła dymem aby po chwili zogniskować spojrzenie na siedzącym trochę w cieniu kapralu.
- Jesteś z City? Znasz Iron Fist? Ten zespół metalowy. Grają pojutrze w Falls w starym kinie. Jakbyś chciał nas kiedyś złapać to pytaj Irona, ich lidera. Zna na nas namiary. Wystarczy że zapytasz o Kosmiczne Kociaki - puściła mu oko, siorbiąc gorącą kawę. - Właśnie Ces, a ty się nie chcesz przejść w niedzielę wieczorem na wywrotowy koncert? Będziemy my, paru Misiaków, nasze koleżanki… chyba je jeszcze pamiętasz, nie?

- Te co w ostatnią niedzielę? - Cesar zapytał zerkajac na bękarcicę ale widząc radosne kiwanie głową też mądrze skinął i udał, że się przesadnie zastanawia. - Tak, coś mi świta, że miałem wówczas kilka interesujących rozmów jakie miałem nadzieję dokończyć. - pokiwał znów swoją hiszpańską głową jakby chodziło o dokończenie jakichś rozgrywek szachowych czy równie poważne sprawy.

- Iron Fist? To nie, chyba nie słyszałem. Ale ja mam słabą pamięć do nazw. Może jakbym coś ich usłyszał to bym rozpoznał. Ale metal to trochę nie moje klimaty. - Melvin skorzystał z chwili przerwy u drugiego z kapitanów aby się zastanowić nad pytaniem. Mina i ton sugerowały, że nie czuje się zbyt mocny w takich klimatach metalowych kapel.

- A ja zostaję tutaj tak długo jak mi mój pan i władca każe. Wynajął mnie na cały weekend. Więc pewnie w niedzielę będziemy wracać. No chyba, że każe wracać wcześniej. - blondyn w spodniach doczekał się, że po zrobieniu rundki po gościach fotka czarnego BMW wróciła do niego więc z zadowoloną miną schował ją z powrotem do portfela.

- A można by tak wynająć ten wózek aby się karnąć gdzieś nad jeziorko czy co? - zapytał Steve wcale bez podtekstu patrząc na swoje kociaki. Robert i pozostali uśmiechnęli się lub roześmiali ale jednak pokręcił blond głową.

- Firma jest firma. Nie mogę. Póki mi szef płaci to mną zarządza. Ale możemy się umówić na inną okazję. Tam na tej ulotce jest adres, zawsze ktoś tam jest to można się dogadać. Jak mamy termin zajęty to no trudno ale dalej jest sporo wolnych. Najwięcej w środku tygodnia bo na weekendy to wiadomo, wielu by chciało poszpanować taką furą z kierowcą. - blondyn pokiwał głową wskazując na kartonik jaki podał Lamii i wydawał się chętny do negocjacji z nowymi klientami chociaż uczciwie uprzedzał, że jego grafik nie jest dziewiczy. Steve się trochę skrzywił bo jemu rzadko coś poza weekendami odpowiadało na jakieś wypady.

- Dobra… chyba wiem co zrobimy - Mazzi wstała ze stołu i dała Eve znak ręką. Obie podeszły do swojego komandosa, obsiadając mu kolana i obejmując za szyję. Dla równowagi, z obu stron.
- Środa wieczór wpadniemy po ciebie w nocy, tylko wymyśl dobrą wymówkę aby się po cichu urwać na godzinę czy dwie. W nocy się nie tak łatwo doliczyć każdego kamasza, poza tym jesteś kapitanem, nie? Tak słyszałam że specjalnym, na lewiznę przez płot przeskoczysz skoro byle sierżancina to swego czasu potrafiła - podrapała jego policzek czubkiem nosa, ćwierkając wesoło - Jak przyjedziemy w środę rano powiemy czy się udało furę ogarnąć… o ile ci nic nie wypadnie powinno być do załatwienia. Słyszałeś Roberta, w środku tygodnia zainteresowanie mniejsze. Poza tym jakby jakiś tęgi umysł pomógł to po cichu i wspomógł nas w potrzebie to byśmy oczywiście o nim nie zapomniały i odpowiednio wdzięczność wyraziły razem z wyrazami… uznania - mrugnęła do Latynosa.

- Środa wieczór? Godzinę lub dwie? - Steve głaskał ramiona, karki i plecy swoich dziewczyn gdy z zaciekawieniem obrabiał w myślach taki pomysł szukając natchnienia gdzieś na przeciwległej ścianie. W końcu spojrzał na kolegę kapitana. Ten trochę pokręcił, trochę pokiwał głową ale w końcu niejako oddał gest decyzyjności na Mayersa.

- No dobrze. Myślę, że mógłbym coś załatwić. Ale to będę wiedział więcej w po weekendzie. To jak w środę rano przyjedziecie to już coś powinienem wiedzieć. - pokiwał w końcu głową nie chcąc niczego obiecywać w ciemno ale ciepły uśmiech sugerował, że jest raczej nastawiony pozytywnie do takiego wieczornego pomysłu.

Odpowiedział mu radosny pisk obu partnerek, gdy z entuzjazmem przyjęły nawet takie pobieżne zapewnienia, bo wiedziały że się postara i zrobi co się da. A jak sie nie da to siła wyższa, jednak szanse mieli i to spore! Do pisku doszła lawina pocałunków którymi stemplowały jego twarz i szyję, aż w ferworze radości krzesło wychyliło się i cała trójka wylądowała na ziemi. Co dziwne zderzenia z ziemią Mazzi nie zarejestrowała, dla niej o wiele ważniejsza stała się bliższa perspektywa wielkiego cielska pod spodem, jego usta tuż na wyciągnięcie szyi więc skorzystała z okazji przechodząc do ataku. W końcu uciekał jej przez cały dzień, a już oficjalnie mieli sobotę.

Wesołe piski i całusy, do tego przeniesienie sprawy do parteru jakby dało sygnał i pozostałym, że czas zmienić lokal i rodzaj zabawy. Zwłaszcza, że po tej przerwie większosć kubków już była w większości pusta a uczestnicy zdążyli złapać pierwszy i drugi oddech.

- To może zwiedzimy sobie pięterko? - zaproponował Cesar ale zajęta trójka właściwie nie bardzo wiedziała komu. Jednak postacie powstawały z krzeseł i na raty, dzieląc się na mniejsze podzespoły ruszyły w stronę korytarza prowadzącego do pozostałej części drewnianego domku pozostawiając trójkę gospodarzy w spokoju.

Z początku zabawa zaczęła się od leżącego na wznak Mayersa obok jakiego wylądowały jego partnerki. Ale skoro niejako zaczynali drugą rundę i tym razem w komplecie to szybko uległo to zmianie. Steve gestem nakierował obie partnerki na swoje biodra dając im znać, że na to właśnie ma ochotę na ten początek nowej nocy.

Obie kobiety posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia i skoro pan kapitan wydał rozkaz dostosowały się, zajmując wymagany teren. Nachyliły się nad nim, zręcznie rozplątując biały ręcznik i gdzieś w połowie pracy rozgrzewając usta o siebie nawzajem.
- Spójrz Kociaczku, chyba nam bidulek omdlewa - przerwały wymianę oddechów, aby łypnąć w kierunku twarzy partnera i pokiwały synchronicznie główkami.
- Zarządzam ROO - dodała i już bez zbędnego gadania przejechała językiem po całej długości kapitańskiej lancy zaczynając od dołu, a kończąc na otuleniu czerwonej główki ustami. Zajęła się tym obszarem, dół zostawiając w zdolnych ustach blondynki.

- Tak, jest pani admirał! Przystępuję do czynności służbowych! - fotograf zameldowała się tyleż przesadnie co z pełnym zapałem. Po czym gdy czarnulka zaczęła swoją część resuscytacji kapitańskiego członka to ona zajęła się swoją częścią. Obie były tuż przy sobie a sądząc po twarzy i pomrukach zadowolenia ich mężczyzny to musiały trafić w sedno. Steve zanurzył dłoń w czarnych włosach Lamii pozwalając jej działać. Ale gdy już tą wstępną rozgrzewkę mieli za sobą okazał się bardziej zdecydowany. Reszta towarzystwa miała podobnie i dopiero gdy daleko poza domkiem niebo na wschodzie zaczynało zmieniać kolor na czerwień spotkanie się skończyło, a podłogę w salonie pokryła warstwa półżywych ze zmęczenia zwłok.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline