Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2021, 22:24   #2
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ene due raki
Spały Mokradlaki
Dzieci je zbudziły
Żywot zakończyły

Fragment wyliczanki Molsuli



Młodzieńcza natura niemożliwa jest do strzymania, niczem lawina błota po deszczach srogich. A już śród ludu Molsuli to tradycja wręcz, że od wieku dziecięcia odwagą i śmiałością niepospolitą się wykazują, za nic mając przykazy starszyzny czy matczyne słowa troski. Aboć jako lepiej moczarowy świat odkryć, niźli czarną pokrzywą się sparzyć, ból kiszek po spożyciu kruczego oka poczuć, czy strach zimny na widok mokradlaka przenikający wskroś poznać? A przecie to zwykłe codzienne sprawki o inszych prawdziwie opresjach nie wspominając. Ileż to dzieciuchów przepada w objęciach Nefele, tabor cały smucąc? Jednakże co rusz kolejny berbeć do radosnej gromady dołącza i każe zapomnieć o śmierci, czyhającej wokoło. Śpiew i radość towarzyszy Molsuli duszom w wolności rozkochanym, rodzice tego pędu w dzieciach nie poskramiają, dając często więcej okazyi, by same dolegliwości zaznały z czego więcej nauk wyniosą, niżeli z napomnień czy łajanek. I po prawdzie wiele w tym słuszności jest, bo swoboda naturalny odruch obrony wykształca i zdolności przetrwania niepomiernie rozwija…


Aran tak rozigrany był myślą o artefaktach w ruinach nań czekających, że za nic miał ryzyko, co z eskapadą się wiązało. Na potrzeby tej wycieczki zmyślną historię matuli utkał, że i tak tu zbędny, kiedy choroba zmogła Faryuka, w okolicy poszuka zaś czegoś co przydatnym się zda klanowi. Tak zgodę uzyskał, a coby prędko się z tym uwinąć nalegał, by ruszyć nim kolejna tercja się rozpocznie. Z druhem łazęgę rozpoczęli, co niepoślednią przygodę zapowiadała…


Przy Oeyna życzliwym oku dotarli do ruin, co w przepastnym gąszczu były skryte. Wzdrygał się trochę młodzian, choć poznać tego po sobie dał, by na docinki kompana się nie wystawić. Mokradlaki czy inne stwory z bagiennego bestiarium nie przerażały go więcej, niżeli cisza i tajemna groza w tym miejscu zaklęta. Moczary przy tem wydawały się znaną dziedziną, domem częściowo oswojonym. Tu natomiast powiew obcości spowijał poskręcane upiornie żelastwo i dreszcz budził lękiem nienazwanym. Spośród zgniłej zieleni blaskiem bijące refleksy nienaturalne cienie rzucały. Niepojęte i niezrozumiałe dla umysłów w dziczy wychowanych i wykarmionych. Obce dziedzictwo, przypominało cmentarz pradawnych istot i Aran czuł się jak intruz, co swą obecnością bezcześci miejsce wieczystego spoczynku. Stąpał więc ostrożnie, jakby pod nim grób nagle miał się objawić i w czeluść pochłonąć. Nic jednak takiego się nie wydarzyło, co nie zniosło obaw, a jedynie napięcie budowało. Nie musiał nawet poglądać na Basira, by wiedzieć że ten również rezon utracił, mierząc się z tym ponurym otoczeniem. Obaj świadomość mieli, że nazbyt pewnie wkroczyli w te dziwne miejsce, co większego przyszykowania wymagało. Jednakowoż wrócić z niczym byłoby ujmą sromotną i skazą na dumnym charakterze, której zetrzeć nie sposób.

Na bagnisku Aran dostrzegł wiele kształtów, których nie potrafił opisać. Popękane, zniszczone konstrukcje były świadectwem minionej potęgi. Zwisały oplecione zielonymi pędami lub pogrążone w dywanie z mchu i gigantycznych paproci. Niemożliwym było dociec ku czemu były przeznaczone? Pracy, podróży, a może ku jeszcze innym dążnościom? Gdzieniegdzie, jak samotne wyspy, rozsypane były hałdy czarnych bryłek. Zbutwiałe bele drewna, tworzyły jakby schody do nieprzekraczalnej tajemnicy. Przezroczyste odłamki jaśniały wśród traw, zaciekawiony Aran podniósł jeden z nich. Podbarwiony jakimś kolorem tworzył dziwna mozaikę. Ścisnął go silniej i poczuł lepkość w dłoni, czerwona strużka ciekła wolno na przegub. Patrzył zahipnotyzowany na te krwawą linię, co żywot jego wyznaczała i mocą nieznaną mrowiła. Schował odłamek do torby, wytarłszy dłoń o koszulę.

- Rozejrzym się jeszcze, lecz nocować tu nie mam zamiaru. – rzekł Basirowi, który zdawał się w pełni podzielać jego zdanie.
 
Deszatie jest offline