Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2021, 20:41   #11
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Sen był przyjemny. Człowiek kładł się po trudach dnia, odzyskiwał siły i - jeśli szczęście dopisywało - budził się świeżo wypoczęty, a czasami i rozbawiony sennymi marzeniami. Tyle że w przypadku profesorowej obstawy sen okazał się zdradziecki. Visserowi pracownicy weszli w obręby faktorii niczym nóż w masło, po cichaczu i niepostrzeżenie. Zaraz rozpoczęli wykorzystywać dobrą passę, jaką obdarzył ich los - czy to nokautując śpiących, czy przecinając cięciwy kusz.

Passa, jak to passa - trwać nie miała prawa. Musiała być równowaga i balans, regresja do średniej i tym podobne. Do tej pory było łatwo, ale dalej już łatwo być nie miało. Sprezentowany przez Korina złoty deszcz, za który co poniektóre marienburskie zamtuzy inkasowały ciężkie pieniądze, był zwiastunem nadchodzących komplikacji. Łupnięcie wiadra i krzyk skutecznie wyrywały z letargu. Nie było miejsca na “jeszcze pięć minut”, przeciąganie się, przecieranie oczu czy ospałe ziewanie.

Błysnęły ostrza, rozbrzmiały przekleństwa. Ochroniarze Profesora zrywali się jeden po drugim, sięgając ku nożom i obitym pałom. Kusznicy zapewne palnęliby z kusz, ale dzięki zabiegom Szczura nie mogli. Mogli za to tłuc wzmacnianymi kolbami, co zresztą uczynili. Jednego z nich nie powstrzymał nawet korinowy nóż w ramieniu, a cyrkowiec syknął jedynie, czując ból eksplodujący w barku. Szczęśliwie był już tam Rocco, odpędzając kusznika szerokimi cięciami. Drugi zniknął z pola widzenia, ściągnięty szaleńczą szarżą rechoczącego Kasztaniaka. Buchnęła krew.

Noże szczęknęły. Bernolt odpędził się cięciem na odlew, zbijając uderzenie od lewej, myląc podręcznikową fintą na prawo. W sukurs nadszedł mu Magnus, półtorakiem niemal przepoławiając oponenta z lewej. Był i Norbert, siłujący się z kolejnymi osiłkami, z klasyczną kombinacją miecza i tarczy w dłoniach. Krew tryskała, palenisko trzaskało, ranieni krzyczeli, wszyscy klęli. Początkowa przewaga zaskoczenia prędko stopniała - adrenalina skutecznie i prędko rozbudziła wartowników, którzy stawiali zaciekły opór.

- SKURWESYNY!

Okrzyk gdzieś z góry, dobiegający od strony zabudowanej części antresoli, przebił nieco odgłosy starcia w dole, ale kto by tam zwrócił nań uwagę. Nie licząc Vimitra, którego początkowe nuty potańcówki ominęły i złapały między skrzynkami. Zerknął w stronę źródła głosu. Cietrzewiący się siwiejący jegomość ze szkłami na oczach i spiczastym nosie, Profesor. Mężczyzna klął, pluł i złorzeczył w stronę rabanu i ścierających się zbrojnych, ale prędko dołożył do całego zamieszania cegiełkę od siebie.

Blaszany cylinder poszybował wysoko, kończąc lot gdzieś między stopami rozbójników i koziołkując wesoło po ozdabianych krwią deskach. Zaraz też i zasyczał, roztaczając wokół siwą chmurę. Dym prędko owinął batalię szarym, gryzącym w oczy i gardło całunem, zawężając już i tak wąskie pole widzenia. Vimitr zerknął na kotłujące się kształty i, niewiele myśląc, wyrwał w stronę schodów na antresolę.

Profesorowy specyfik skutecznie utrudnił starcie. Nożowa robota teraz szła prawie że na ślepo, gdy widzieli jedynie na wyciągnięcie ręki. Dogasające światło paleniska i płomień lampy zza uchylonych drzwi wejściowych migotały jedynie, niczym bagienne ogniki we mgle. Oni mogli jedynie zgadywać, w którą stronę wychylają się szale spotkania. Ktoś, gdzieś runął w zalegające skrzynie. Swój czy wróg? Szczęknęło szkło rozbitej na podłodze lampy oliwnej.

Było duszno, siwo i parno. Za chwilę miało być i gorąco...
 
Aro jest offline