-Jeniec czy nie, ale odpowiesz za to...-Rzekłem do Galeana, przystępując ostro do ataku, nienawiść jaka we mnie pulsowała byłą wprost nie do opisania, w jednej chwili zapomniałem o wszystkich wspólnych bitwach i postanowiłem skrócić pyszałka o głowę, raz że zadrwił sobie z nas, a dwa że na pewno przy najmniej oczekiwanej chwili wbije nam nóż prosto w plecy. Zig który szamotał się z Galleanem, czmychnął pod strop tunelu, zaś samo starcie z Galeanem widziałem niczym w zwolnionym tempie, głośno warknąłem, podczas uniesienia dłoni nad swoją głową i wymachnięciem w kierunku potępieńca używając całej swej siły, jednak widocznie nie uderzyłem wystarczająco szybko, Galean czmychnął przed mym ciosem, za to będzie mieć pamiątkę po tym ciosie w postaci przepięknej rysy na swej demonicznej zbroi.
- Nawet w takim stanie walczysz nieźle...-wysilił się Galean, spoglądając na oszpeconą zbroję.
-...Sporo ostatnio ćwiczyłem....- nie ma to jak rozjuszyć trochę przeciwnika, wyprowadzając go tym samym z koncentracji, jednakże nie mogłem powtórzyć ataku, nieść miecz, a machać mieczem jedną ręką, to dwie zupełnie inne rzeczy, nie miałem siły by nawet ścigać go, a ten kierował się ewidentnie do bramy. Chwyciłem i następnie szarpnąłem lewą dłonią mieczo-dłoń i ruszyłem za nim ile mi sił starczyło, szorując swój miecz po kamiennej posadzce.
Niestety me starania spełzły na niczym. Nie dość że on sam uciekł, to jeszcze zdołał przeobrazić się, w swe prawdziwe alter-ego. Myślę że miałby wiele wspólnych tematów z Agrealem... i pomyśleć że ja bym mógł tak samo skończyć.
-Wracaj tchórzu!! Nie skończyłem z Tobą!!!-Wrzeszczałem jak najęty, ciągle biegnąc w jego kierunku, aż nagle znikł.
-No uciekaj.... tylko odwleczesz to co nieuniknione.- Pocieszałem się, mówiąc sam do siebie, choć szczerze mówiąc sam do końca w to nie wierzyłem, Agreal z pewnością nie użyje swej potęgi aby skrzywdzić swych pobratymców. A od samego Galeana emanowana dość potężna moc. Nie mam pojęcia czy byłbym w stanie go pokonać, nawet z normalną dłonią.
-Pięknie...Teraz będziemy mieli hybrydy i
klątwę na karku, a za kilka chwil także drużynę paladynów na ogonie...- Marudził znany mi głos, należący do Vriessa. A ja sam jedynie uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem nikczemnie się śmiać, spoglądając nieruchomo w jeden punkt, pod swoimi nogami a kosmyki moich włosów przysłoniły całą twarz uniemożliwiając towarzyszom i towarzyszkom na zlustrowania mej miny.
-No to doskonale...-Powiedziałem z iście diabelskim uśmiechem, spoglądając wzniośle i majestatycznie na migoczącego Vriessa pod postacią ducha- Jak będzie ich więcej, to będą mieć prawie równe szanse...A ja już zaczynałem się powoli nudzić...-Odparłem przestając się szczerzyć.
-Dobra ruszajmy za resztą... -Odparłem władczo z przyzwyczajenia próbując schować ostrze do pochwy, się wygłupiłem tylko przed resztą drużyny, ale każdy jest sługą swojego ciała.
Przed nami znajdował się labirynt złożony z paru rozwidleń i drzwi, jak już mieliśmy obrać właściwy kurs pokierowany rzecz jasna przez Wampirów, to przed nami ktoś otworzył drzwi, no może otworzył to za dużo powiedziane, bynajmniej ktoś usiłował to zrobić.
-Nie ma co się czaić.-Odparłem szeptem do reszty towarzyszy- Ty za drzwiami, pokaż się!!
__________________ Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych. "Dwóch pancernych i Kotecek"
Ostatnio edytowane przez Extremal : 05-09-2007 o 00:02.
|