O'Duffy zerwał się z ziemi. Widząc przed sobą paskudną gębę Angola nonszalanckim ruchem wyjął zza pasa krócicę, odciągnął kurek i z szerokim uśmiechem skierował lufę w głowę stojącego naprzeciw mężczyzny. Wyraźnie zrzedła mina i zatrzęsły się kolana... Bo kto nie miałby pietra widząc przed sobą wylot lufy czegoś co ocierało sie bardziej o broń artyleryjską niż ręczną? Irlandczyk wciąż z szerokim uśmiechem pokazał galernicze piętno na swojej nagiej piersi. -To zrobili Twoi rodacy z marynarki wojennej. Jak już będziesz w piekle przekaż im pozdrowienia od Eoina O'Duffy'iego. Do widzenia.
Wypowiadając ostatnie słowo ściągnął spust. Wystrzał szarpnął jego ramieniem, huk wywołał dzwonienie w uszach najbliżej stojących a dymu prochowego było tyle że prawie całkiem zakrył postać kanoniera. Irlandczyk pomachał ręką w której wciąż ściskał swoja kieszonkową armatę by trochę rozgonić dym i rozpatreć się w sytuacji.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |