Wątek: WFRP 2ed - III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2021, 13:58   #148
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Rycerze w służbie pana z Teoffen nie protestowali przeciwko podziałowi wart, jak i jakiemukolwiek innemu podziałowi obowiązków. Widać było, że obecność „jego godności” Ingwara działa na nich motywująco. Jakby chcieli na wyprzódki pokazać się z jak najlepszej strony unikając zwykłego wśród pasowanych warcholstwa i wyniosłości. Zresztą, po prawdzie, gdy okazało się, że i Tupik jest w gronie urodzonych zaczęli się doń oni zwracać z równym szacunkiem. Choć trudno było im przełknąć, że nieludź jaki ma prawno nosić ostrogi rycerskie. Do tego wyróżniony przez Ingwara „mistrz nauk medycznych”, któremu zawdzięczali wedle jego słów życie swego seniora, dodatkowo podnosił rangę przybyłego orszaku. A i dwóm niewiastom noszącym się po męsku żaden z młodych rycerzy wstrętów czynić nie zamierzał. Do tego żądni opowieści o wydarzeniach spod Wusterburga, rycerze bez szemrania społem z Semenem naznosili opału, pomogli przybyłym oporządzić wierzchowce, podzielili się strawą, choć i przybyli oddali od siebie to i owo. Ognisko trzaskało wesoło dodając otuchy i odpędzając złe myśli. Wiedźmie Wzgórze okazało się całkiem przyjemnym miejscem spoczynku. Wbrew swej nazwie.

-Prawcie, prawcie, jak to było z tą bitwą w której nasz pan legł rażon przez wrogów? - kiedy wszyscy w końcu spoczęli przy ognisku nadszedł czas opowieści. Ciekawość też musiała być nakarmiona.

-Ano stanęliśmy pod Wusterburgiem, jak było umówione. Rycerstwo, trochę luźnych zebranych w jedną kupę, do tego klanowi co się stawili na wezwanie, posiłki zwerbowane przez kupców z okolicznych miast i czeladzi co niemało. Było nas dość, by zdusić miasto w okrążeniu, ale Lord Eryck ponaglany przez barona Manfreda von Eigenhofa licznymi listami nalegał na szturm. Zresztą i rycerze i klanowi chcieli się uwinąć. Bo to mróz, niebawem wiosna miała przyjść a to wiadomo roztopy i konie na błotnistych łąkach do szarży nie pójdą… - Ingwar wziął na siebie ciężar opowieści. Jakby obawiał się narracji swoich dotychczasowych towarzyszy.

-Ale do jakiej szarży? Na mury? - niedowierzanie pojawiło się na twarzy ciemnowłosego Johana.

-Nie, tam murów ostało się ledwie co. Wyłomy były szerokie tak, że jazda mogła ławą wedrzeć się do miasta. Ale nasz Lord, przy którym było dowództwo, posłał wpierw luźnych a po nich klanowych. Tyle, że i tamci nie próżnowali, do odparcia szturmu się szykując. Wciągnęli naszych w największym wyłomie i związali a potem uderzyli na klanowych z boku rozbijając ich szyk. A potem… - Ingwar uniósł oczy utkwione w ognisku i spoglądał przez chwilę na dotychczasową swoją kompanię. - … użyli magii jakiej straszliwej, bo gdy nasi szli już rysią i zbliżali się do wyłomu mocą straszliwą położyli pierwsze szeregi rycerstwa kładąc je pokotem. A gdy rycerstwo poszło w rozsypkę, to i odwody wycofały się… - zawahał się na chwilę, po czym podjął - … co tam wycofały. Pierzchła czeladź i kupieckie zastępy oraz ci z placu boju, co ocaleli. Wojska rozbite, pod Eigenchof się cofnęły by przy boku imć pana barona Manfreda znów zebrać się w siłę. Ale co zgrai różnej nauciekało! Cud, żem tych dzielnych ludzi uprosił, by na polu bitwy gdzie wusterburgczycy się srożyli, odnaleźli ciało Lorda Erycka. Ale odnaleźli. Ba! Żyw był jeszcze, choć poranion okrutnie. Ale, jak rzekłem, szczęśliwa mu widać gwiazda świeci, bo Mistrz Theophrastus to prawdziwie mistrz nad mistrze! On to ocalił waszego pana! A i kompania zacna, bo gdy ci z Wusterburga w pościg traktami się puścili to pobili w obronie Lorda ich oddział samemu odnosząc liczne rany. A potem to już rwaliśmy co koń wyskoczy na Teoffen. Jeszcześmy na szlaku krasnoludzki hufiec spotkali, ale oni do tej, psia ich mać, rewolucji przystali. Ale nie naciskali na nasz orszak, widać respekt czując przed imieniem Lorda i szanując jego rycerską sławę. Tak oto i tu trafiliśmy. I szczęśliwie was spotkaliśmy. Ot i cała historia. A wy, co tak daleko do zamku? W Teoffen niepokoje? Bo wiemy, że ci z Wusterburga posłali do wszystkich wsi, siół, osad i dymów, rewolucję psubraty chcą wywołać! Wolność, kurwa! - Ingwar pierwszy raz zaklął i splunął siarczyście, jakby ostatnie słowa brzydkim jakim smakiem rozlały mu się po ustach. Jednak co najważniejsze, na co zwrócili uwagę obawiając się tego co powie, Ingwar wyraźnie przemilczał ich udział w bitwie pod Wusterburgiem. A kończąc swą opowieść skinął im głową.

Rycerze pana na Teoffen kiwali ze zdumieniem głowami, czasem z ust ich wyrwało się proste „Nie może być!”, czasem jakieś bardziej jeszcze proste przekleństwo. Widać opowieść o klęsce wojska, które nie tak dawno jeszcze ruszało położyć kres buntowi małego miasta, robiła na nich wrażenie. Trudno było zresztą im się dziwić. To była bitwa a gdzie młodzi rycerze mogli szukać sławy, zaszczytów i łupów jak nie na wojnie? Nawet, jeśli wojna ta była z chmyzami, to przecie można było zyskać imię, wyróżnić się na polu walki. Tęskno im było do tego i wyraźnie żałowali, że nie dane było im wziąć w niej udziału. W końcu ten, który zdaje się nimi przewodził, zwany Carlem, krótko strzyżony, niższy od pozostałych i krępy, wzruszył ramionami odpowiadając Ingwarowi.

-Jak mówiłem wasza godność, byli jacyś wichrzyciele, co to ich widać specjalnie posłano. Ale panicz Detlef zaraz jak jego lordowska mość wyruszyli ze zbrojnymi, zebrał co zostało i nakazał patrole czynić. Trochę się jeszcze zjechało spóźnionego wojska, co to nie zdążyło na czas dotrzeć do Teoffen i wyruszyć z lordowską mością. Panicz Detlef kazał objechać wszystkie wsie i gardłem karać każdego, który choćby wspomni o rewolucji, wolności i równości. W Teoffen zebrał całkiem zgrabny komunik, ale wbrew niektórym którzy chcieli iść za wojskiem pod Wusterburg, zatrzymał całą siłę i jeno patrole wysyłał, takie jak nasz. My już w zamku wysiedzieć nie moglim, to posłał nas na szlak ku Wusterburgowi, wywiedzieć się co jak. Mieliśmy jutro do Rotenbach jechać, może i pod sam Wusterburg się posunąć, ale teraz, jak was spotkalim to będziemy wracali. przypilnować, coby jego lordowskiej mości nic się nie stało więcej. Pojutrze winniśmy stanąć w Teoffen.

-To dobry pomysł. Ale i na trakt by należało mieć baczenie, jak kazał panicz Detlef. - Ingwar zasępił się wyraźnie ważąc coś w myślach. Wyraźnie wolałby jechać do Teoffen w towarzystwie „mistrza nad mistrze” i swoich ludzi. Ale szlaku też chciał pilnować. - Dziś spocznijmy, co dalej jutro postanowimy. Spocząć nam trza wszystkim. A warty trzeba stawiać. I z tym, by naprzemiennie, to dobry pomysł. Prawda mości Semenie?

Kozak wywołany do odpowiedzi wzruszył ramionami, pomysł był jego, rzekł wszak już wcześniej że tak winni uczynić, więc i nie było co po próżnicy klepać mordą. Podzielili warty jak trzeba. Bruno z radością przyjął pierwszą wartę z Eleonorą, widać było że szuka okazji by porozmawiać z urokliwą białką, która mu chyba zaimponowała. Carl „Trzy Palce” wartować miał z Tupikiem, choć wyraźnie powątpiewał w przydatność niziołka do takiego zadania. Później Semen z Johanem i na końcu Gudrun z Ingwarem, który nalegał na to by i on wartę mógł pełnić, aby tylko Mistrz Theo wypoczął i mógł skupić się na opiece nad rannym. Lord Eryck zresztą tuż przed zaśnięciem wszystkich na chwilę odzyskał przytomność i choć pogrążony w gorączce, jednak na tyle był przytomny by rozmówić się z Ingwarem, prosić o wodę i uścisnąć dłoń Theo wypowiadając słabym głosem „Dziękuję”. Napojono go zagrzanym wywarem, który jechał z nimi od wczoraj na saniach, dano wody. Theo dokładnie obejrzał ranę na głowie. Rycerze lorda nie mogli się nadziwić sprawności medyka i jego uczonym słowom, które przy okazji opatrywania wypowiadał. Poprawił poluzowane łupki, wyczyścił ropiejącą bliznę (Lord też dochodził do siebie nadspodziewanie szybko!) i zapodał mu jakieś dekokty, które wspomóc miały jego powrót do zdrowia. W końcu pokładli się wszyscy zostawiając warty w rękach Eleonory i Bruna. San zmorzył ich szybko.



***


Krew spływała z nocnego nieba, niczym deszcz obmywając wszystko na co spadły jej szkarłatne krople. Biały wieczorem jeszcze śnieg, zmienił się w purpurowy dywan. Nawet ogień ogniska czerwieniał nadając cieniom błądzącym po ścianach jaskini brązowy odcień. Jednak wszystko to było niczym wobec gorejącego spojrzenia utkwionego w każdym z nich. Oczy nawykłe do widoku posłuszeństwa spoglądały wyczekująco jednak widzieli w nim już oznaki zniecierpliwienia. Czuli potrzebę poddania się niewypowiedzianemu rozkazowi. Żądaniu krwi, krwi i jeszcze większej ilości krwi. I mordu. Czuli, że muszą się mu podporządkować, choć resztki świadomości bytu walczyły jeszcze z nieposkromioną, żelazną wolą. Spoceni miotali się w swoich legowiskach, nie wiedząc nawet o tym. Słabo opierając się jeszcze. Ale ich opór słabł. Żądza krwi wypełniała ich jestestwa. Żądza krwi i mordu…


***

-Aaaaaarrrrrrrggghhhhhh!!!! - krzyk przeszył nocną ciszę zrywając wszystkich na nogi. Nieprzytomnymi od snu oczyma wodzili w koło szukając źródła przeraźliwego dźwięku, ale ich umysły wciąż jeszcze były w pół śnie. W pół śnie - koszmarze, bo przecież niemożliwością było to, co widzieli na własne oczy.

Semen, druh, kompan, towarzysz, na którym mogli polegać zawsze choć gadał raczej mało i do rzeczy, ten właśnie Semen stał pośrodku obozowiska z okrwawionym toporem w garści nad drgającym jeszcze, rozpłatanym w piersiach ciałem Johana. Sam zresztą sprawiał wrażenie nie do końca zbudzonego, tyle że rozbryzgi krwi znaczyły jego kapotę mówiąc same za siebie. Z otwartej piersi rycerza sterczały wyłamane czystym ciosem żebra, krew buchała z porozrywanych tętnic, serce widoczne jak na dłoni pompowało ostatnimi podrygami krew.

-Coś ty kurwo zrobił?!! - ryknął Bruno dobywając pośpiesznie miecza, który zaplątał mu się w jaszczurze. Pytał, choć już niemal atakował. Carl „Trzy Palce” podnosił się właśnie zaspany, choć przytomniał również. Zdjęty zgrozą, jak wszyscy w pieczarze.

Tyle że nie miał mu kto odpowiedzieć, bo sam sprawca, Semen, nie wiedział co się stało. I dla czego trzyma okrwawiony oręż w dłoni.


***
5k100

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline