Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2021, 20:10   #45
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Zwiad donżonu wzbogacił najemników jedynie o kolejne pytania, na które odpowiedzi na razie nie znali i mogli jedynie gdybać. Gdybali nad tajemniczymi sprzątaczami, gdybali nad losem ekspedycji, gdybali nad studnią i podziemiami. Skupili się na tym ostatnim i znaleźnym tubusem ze zwojami, które wydobył Dresden telekinetyczną sztuczką. Berenika odkręciła i odkorkowała pojemnik, przyglądając się oznakowanej zakrętce. Pieczęć Towarzystwa Pionierów. Nie było wątpliwości, że znalezisko należało do zaginionej Fiony.

Zaklinaczka z ciekawości wydobyła i rozwinęła zwinięte pergaminy, zapisane smoczymi runami. Runy zalśniły lekko, a mrowienie przeszło po palcach. Zaklęcia były zaawansowane, czuć było po mocy drzemiącej w papierze i wyrysowanych kształtach. Berenika przejrzała je jeden po drugim - w dużej mierze zaklęcia były nastawione na magię wróżbiarską. Wykrywanie magii (acz bardziej zaawansowane od jej znanego), rytualne zaklęcie sondująco-lokalizujące i trzy zwoje z zaklęciem komunikacyjnym. Ostatnim znaleziskiem w tubusie był skrawek papieru ze szkicem łukowatej bramy, ozdobionej dziwnym pismem. Berenice przypomniały się ryciny qadirańskich pałaców z dziadkowych ksiąg.

- Temujinie, zerknąłbyś?

- Oczywiście - czarodziej poprawił okulary. - Oho, klasyczny keleszycki. “Miejsce ostatniego spoczynku Alima Abd al-Malika, Strażnika Wiedzy i Wiedzącego.” Eee, reszty nie wiem. Pozdrowienie jakieś. Chyba.

Kolejny element do układankowej zagadki, jaką był cel ekspedycji.


***



Dresden zsunął się po linie niczym duch, prędko i bezszelestnie. Stopy dotknęły dna wyschniętej studni, a wyczulony wzrok zaraz owinął podziemną komorę. Ciężko było znaleźć ślady warte uwagi w naturalnej formacji, ale detektyw szybko wychwycił ślady na ziemi. Nie obuwia, a gołych stóp. Rozstaw odciśnięć w glebie sugerował jakby jaszczurze pochodzenie osobnika, który ślady zostawił. Koboldy? Nie, nie koboldy. Zbyt głębokie jak na ten karłowaty lud szkodników. Dresden zerknął w głąb korytarza idącego i zakręcającego gdzieś w dół, rozświetlonego pochodniami w miarowych odstępach.

Reszta dołączyła do Cane’a po paru uderzeniach serca i zmartwionych myślach, czy trzeszcząca lina wytrzyma gabaryty Ganorska. Pół-ork wbrew czarnym myślom dotarł na dół bez problemu i spochmurniał, gdy Dresden wskazał ślady. Szaman spojrzał w drugim kierunku, gdzie wił się kolejny korytarz, tym razem jednak prosto w stronę donżonu i jego podziemi. Tam próżno było szukać oświetlenia, ale nawet we wszędobylskich cieniach szło dostrzec, że ociosane oskardami przejście było mało naturalne. Mimo znalezisk, cisza panowała w podziemiach i nic na nich nie skoczyło. Dali sygnał reszcie. Jedno po drugim, mniej lub bardziej zgrabnie, pacnęli w pomieszczeniu.

- Tam idą ślady - Dresden prewencyjnie ograniczył się do szeptu.

Tam też postanowili skierować kroki po krótkiej naradzie, kierowani pochodniami i świeżym tropem. Podziemia Wiedźmiego Wzgórza w niczym nie przypominały druidzkiego Schronienia, a żywa wyobraźnia podpowiadała, że w każdej chwili coś może się zdarzyć, więc dłonie mimowolnie dobyły oręża. Berenika nawet oblekła ochronnym zaklęciem samą siebie i Temujina. Z duszami na ramieniu ruszyli przed siebie, z Dresdenem na szpicy i Maakorem w ariergardzie.

Korytarz wił się wężowo, w paru miejscach skręcając gwałtownie. Nierówne podłoże nie sprzyjało skradaniu się, ale starali się jak mogli. Dresden co winkiel zerkał wpierw, czy dalszy teren jest czysty, za każdym razem dając sygnał do dalszej wędrówki. Czyżby mieli do czynienia z jakimś dziwnym odludkiem? Może nie takie Wzgórze straszne, jak je malują? Może... Cane wstrzymał pochód gwałtownie, wyłapując błysk między jednym i drugim okręgiem pochodniowego światła. Rozciągnięta niemalże przy samej ziemi żyłka, umocowana niczym listwa ginęła w głębi korytarza. Prowizoryczny alarm. Najemnicy przestąpili ostrożnie nad pułapką, kontynuując wędrówkę.

Korytarz przeszedł w końcu w sporych rozmiarów kawernę, gdzie skończyły się już pochodnie. Rolę oświetlenie przejęły za to kolonie fluorescencyjnych grzybów, pogrążające otoczenie w dziwnym, mdłym, zielonym blasku. Kolejne odnogi odbijały od naturalnej komnaty na lewo i prawo, niknąc w cieniach. Najemnicy ostrożnie wylegli z korytarza, tłocząc się u jego wylotu i uważnie zerkając wokół. Cień! Mała sylwetka przemknęła na granicy wzroku, biegiem wyrywając w odnogę po lewicy. Drgnęli niemal w doskonałej synchronizacji.

- Iluzja - syknął Maakor. - Ktoś chce nas wyprowadzić na manowce.

Tylko kto?
 
Aro jest offline