Palenisko trzaskało wesoło, a gwiazdy migotały miarowo. Siedzący przy wylocie pieczary Eleonora i Bruno za kompana warty mieli jedynie wschodzącego Morrslieba, rozpoczynającego dopiero swą conocną wędrówkę po atramentowym nieboskłonie. Opatuleni w płaszcze zerkali to w dół Wzgórza, na okolicę, to w górę ku gwiezdnym konstelacjom, to w końcu - gdy zerkać nie mieli na co - na siebie nawzajem. Bruno mało ciekawił Łasiczkę, która skupiona była na wachcie, ale ona jego już o wiele bardziej.
-
Panience nie za zimno?
-
Nie - odparła Eleonora -
i naprawdę nie ma potrzeby, by tytułować mnie "panienką". Prosta kobieta jestem.
-
Kobietą a jakże, ale czy prostą? Nie powiedziałbym.
Bruno chyba próbował flirtu, bo uśmiechnął się nawet, ale flirt w jego wydaniu wyglądał nieco marnie. Mimo to Eleonora zaśmiała się pod nosem z rycerskich prób zalotów i umizgów. Zerknęła przelotnie przez ramię, ale reszta smacznie chrapała.
-
Prosta, prosta - odezwała się. -
Wychowałam się na szlaku między miastami właściwie.
-
Och?
-
Wychowała mnie Trupa Cyrkowa Braci Wagner. Występowałam z matką jako...
-
Niezwykły Duet Cassini! - Ożywił się Bruno. -
Pamiętam was. Widziałem was lata temu w Wusterburgu, na jarmarku. Dobry był to jarmark.
Eleonora przytaknęła jedynie.
"Jaki ten świat mały," przemknęło jej przez myśl na słowa kawalera. Trupa przez lata dała niejeden występ w Wusterburgu, gdzie zresztą często przychodziło im zimować. W latach świetności znało ją wielu ludzi, ale teraz... Teraz zaskoczeniem było, że tkwiła jeszcze w pamięci kogoś innego. Dosyć miłym. Na wpół szeptana rozmowa rozgorzała przez resztę ich wspólnej warty - to o Teoffen, to o Trupie, to o dupie Maryni. Ciężar na eleonorowym sercu jakby zelżał nawet.
-
Przyrzekam - Bruno oznajmił nagle i poważnie -
że doprowadzimy was do Teoffen. Włos wam z głowy nie spadnie pod moim okiem.
Obiecanki, cacanki...
***
Sen nie należał do najmilszych. Dziwny, niespokojny, nie miał przynieść zwyczajowego spokoju i odpoczynku. Eleonora miotała się niespokojnie na strony, ale tak prędko jak majaki się pojawiały, tak znikały w sennych odmętach, mając być zapomnianymi gdy wzejdzie słońce i przyjdzie czas na pobudkę. Tyle że pobudka nadeszła nagle, niespodziewanie i przed czasem.
Obudziło ją ciepło na twarzy. Rozbudził krzyk. Metaliczny smak w ustach skonfundował. Na wpół jeszcze w krainie snów Eleonora wyrwała się do pozycji siedzącej, mrugając zawzięcie i wodząc mało kojarzącym spojrzeniem wokół. Dłoń przetarła twarz, a palce zebrały coś ciepłego i lepkiego. Obejrzała rękę w świetle dogorywającego paleniska. Krew...? W chwilę później zauważyła Semena z toporem. A jeszcze ułamek sekundy później martwego Johana. Wrzasnęła, zrywając się i szurając buciorami po ziemi. W panice wpadła na Bruno, wczepiając się w koszulę.
-
Mater Myrmidio dopomóż... _______________________________
89, 14, 42, 13, 86