Harab stał na pobojowisku oddychając ciężko. Z trudem schował miecz do pochwy. Popatrzył na barda i wielkoluda którzy właśnie przed chwila wyciągnęli ich z sytuacji bez wyjścia. Przez chwilę zbierał siły. Po czym z wysiłkiem powiedział do nich tyko: -Dziękuję wam...
Rana na ramieniu nie bolała ale coraz mniej czuł całą rękę, była ciężka i jakby obca... Cały rękaw był przesiąknięty krwią która cienkim strumyczkiem spływała po jego wskazującym palcu i kapała na ziemię. Przed oczami zatańczyły mu czerwone i czarne plamy. Świat zawirował, przez chwilę niebo i ziemia skakały w tę i z powrotem jakby kłócąc się które gdzie ma swoje miejsce. A potem zapadła ciemność. Z cichym jękiem mężczyzna zwalił się na ziemię.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |