Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2021, 14:27   #468
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Backertag; wieczór; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”

- Naji! Jak miło cię znowu widzieć, w ogóle nas nie odwiedzasz to trochę smutne, bo my zawsze mamy dla ciebie miejsce przy stole. - Averlandka jednocześnie ucieszona i z udawaną obrażona minką zbeształa bardkę. Kiwnęła głową do Juliusa a ten napełnił jeden z kielichów winem ze stojącej na stole butelki i postawił koło Naji. Dodatkowo wziął większy nóż i zaczął odkrajać części pieczonej kaczki a każdą cześć podawał na kolejne talerze. Oprócz kaczki była też kasza z sosem grzybowym oraz smażone karmazyny. Nic tylko zacząć zajadać się i napełniać żołądki.

- Nie, nie znam tej Sany, owszem mamy z Kamilą jeden dzień w tygodniu gdzie razem malujemy. Kamila nie ma innych znajomych malarzy w mieście którzy by jej mogli pracować nad techniką. - Pirora wyjaśniła minstrelce jaki to teraz ma kalendarz zajęty. - Za miastem powiadasz, to ciekawe myślałam że szlachta raczej trzyma się miasta bo za miastem niebezpiecznie… uuuu wierszyk o cierpieniach młodej szlachcianki która nie może swojego szlachcica znaleźć by w końcu zakończyć stan panieński, zdecydowanie chcę to przeczytać. - szlachcianka dała aprobatę takiemu pomysłowi.

- Co do moich przygód… no nie powiedziałabym że mam jakieś wielkie przygody. Staram się zyskać tą kamienice na Bursztynowej. Ostatnio z nudów podjęłam pracę jako portrecista w Kazamatach. I zostałam zaproszona na wesele i zamierzam się wybrać. A tak to maluje, oo poznałam w końcu Froye van Hanssen, była tak miła, że pożyczyła mi jednego z sokołów do mojego kolejnego obrazu. Wolałabym sowę ale niestety nie znalazłam takiej. Dziewczyny skończyły szyć swoje stroje, i zastanawiamy się co by tutaj dać im jako kolejny projekt… właśnie sobie przypomniałam że Versana powinna oddać mi pieniądze za materiały dla dziewcząt.

- Nie przychodziłam bo po ostatnim razie jak tu byłam i widziałam jak jesteście sobą zajętę i macie takie bardzo ważne sprawy między kuzynkami no to pomyślałam “nic tu po mnie!” i sie zmyłam. Dzisiaj widze mam fart bo jesteś bez swojej drogiej kuzynki. - minstrelka odparła szybko i wesoło podając powód dlaczego omijała ten lokal przez dłuższy czas. Po czym chętnie sięgnęła po podaną na talerz kaszę i kaczkę.

- No ale było minęło. Jak się stęskniłaś znaczy możemy wyjść na prostą z tymi wizytami i w ogóle. - machnęła ręką i upiła łyk wina z kielicha. Pokiwała głową do Juliusa w niemym podziękowaniu po czym wróciła do rozmowy z jego panią.

- A Sana tak, męczy bidulkę to jej dziewictwo. Aż nóżkami przebiera aby coś z tym zrobić. Wygląda tak słodko i wdzięcznie, jak tak cierpi na samotnie dnie a zwłaszcza noce, że aż chyba coś napiszę z tej okazji. Ale poza tym całkiem wesoła dziewczyna. Lubię ją. To może jak już będę coś pisać postaram się mieć to na uwadze. Mam nadzieję, że się nie obrazi. Może ją gdzieś zabiorę skoro przyjechała na wycieczkę do miasta w celach towarzyskich. I edukacyjnych oczywiście. - wróciła do swojego swobodnego i nieco bezczelnego tonu szybkiej rozmowy gdy wkuła widelec w kolejny kawałek kaczki. Zmrużyła oczy zastanawiając się nad tą młodą damą jaką właśnie przyjechała do mieście ale chyba jeszcze sama do końca nie była pewna jak postąpić.

- I poznałaś naszą śliczną Froyę? Jej. Szkoda, że ona za sztuką nie przepada. Dawałam u nich w rezydencji parę koncertów na różnych balach czy podobnych spotkaniach. Świetnie tańczy. Widać, że taniec to jej pasja. No i ma okazję jak jest na jakimś balu bo zawsze ma pełno amantów co proszą ją do tańca. - podzieliła się swoimi uwagami o szlachciance wysokiego rodu. Wydawała się mieć swój własny pogląd i kryteria oceny, głównie jako artystka szukająca mecenasa sztuki.

- I tą Bursztynową jednak kupujesz? No to gratulacje nowej chatki. Jakbyś potrzebowała artystyczne występy na otwarcie domu to daj znać. - powiedziała szybko gdy obskoczyła najważniejsze tematy o jakich rozmawiały.

- O ile rozumiem niechęć do grania drugich skrzypiec przy mojej kuzyneczce to następnym razem powinnaś nie przejmować się jej nadętym wywyższający się tonem szlacheckim. - Pirora powiedziała bez ogródek do artystki. - Owszem to może nie ładnie słuchać jak ktoś sobie tego nie życzy to jednak jej robienie wielkiego halo z jakimś tam spraw rodzinnych jest irytujące. Więc następnym razem nie daj się jej przepędzić na tak długo.

- Ach czyli spróbujesz być swatką w erotycznych przygodach dziewiczych… no no nie wiedziałam że z ciebie tak wszystronna osoba. - szlachcianka zażartowała - z jednej strony chciałabym to zobaczyć z drugiej nie chciałaby wam speszyć moją obecnością.

- Tak Froya nie wydaje się być osobą która żyje dla sztuki. Choć też nią nie gardzi, po prostu ma inne zainteresowania. Być może jeśli w końcu ktoś by zrobił jakiś porządny bal to by się towarzystwo szlacheckie rozruszało. - blondynka zadumała się nad tym balem odchylając się trochę na swoim krześle.

- Kupuje a może nie, potrzebuje małego dodatku finansowego i poświadczenia któregoś z tych szlachetnych rodzin, Kamila obiecała że porozmawia ze swoim ojcem czy będzie wstanę za mnie poręczyć. Trochę taki wstyd ale z drugiej strony potrzebuje pomocy. - blondynka przyznała się w końcu.

- Mam nadzieję, że nie będziesz mnie pytać o karliki? To raczej działa w drugą stronę. Przecież chyba wiesz, że jestem tylko ubogą poetką i artystką? - ciemnowłosa popatrzyła przesadnie ironicznie na blondynkę aby zawczasu ukrócić wszelkie prośby o pożyczki. Chyba raczej dla żartu. Bo przy takiej różnicy w statusie społecznym i materialnym było mało prawdopodobne aby to szlachcianka była wspierana przez artystkę. Zwłaszcza jak owa artystka notorycznie wspominała o kłopotach z własnymi funduszami.

- Tak czycham tylko na twoje bogactwa które pewnie trzymasz w jakimś ukrytym skarbcu pod miastem… - Pirora od razu zwróciła się do Nije swoją własną ironią,

- A nasza Kamilka jest bardzo kochana i życzliwa. Jak ci tak powiedziała to pewnie zapyta. No ale jej ojciec to jednak kapitan całego portu. I on to już ma głowę na karku. To nie wiem. Już najwyżej z nim byś musiała rozmawiać jak Kamila powie, że się zgodził czy co. A jak nie to będziesz musiała poszukać innego poręczyciela. Jak nie wyjdzie z van Zee to spróbój z którąś z dziewczyn co są w kółku poetyckim. Albo z Froyą. - poradziła coś od siebie bo chociaż sama z siebie wyglądało na to, że miewała trudności wyżywić się samej to jednak dzięki swoim kontaktom zawodowoym miała całkiem niezłe rozeznanie kto jest kto wśród śmietanki towarzyskiej tego miasta.

- Zaś z Saną to jeszcze sama nie wiem. Wczoraj może ją potraktowałam troszkę za ostro. Ale tak pomyślałam sobie dzisiaj o jej sytuacji. No z kim ona ma zlec w tym terkatku? Z jakimś drwalem? - znów wróciła tematem do panny Moabit jaka dopiero co przyjechała do miasta. I jakoś minstrelka nie mogła jej wyrzucić z głowy. Popatrzyła znacząco na sąsiadkę. No tak, raczej drwale, chłopi i inna służba to nie był materiał nawet na jednorazową przygodę dla panny z dobrego domu jakiej zależało na reputacji.

- No ja tam była u nich kiedyś. Jakiś majster syna żenił. Wesele było i ich zabawiałam występem. Bardzo ładnie się urządzili. Znaczy nie sam tartak i magazyny no ale ta rezydencja. Prawdziwy dworek. Myślę, że i Kamila czy Froya nie powinny wybrzydzać jakby tam wizytowały u państwa Moabit. Więc i Sana taka biedna nie jest i głodem jak ja nie przymiera. No ale jak już dorosła to ganianie za wiewiórkami po lesie i ciąganie się z chłopcami za warkocze przestało ją bawić to za bardzo nie ma tam co robić. W tartaku sami chłopi, drwale, furmani co tam przywożą drewno albo wywożą. I ona tam sama bidulka dorasta. Właściwie to jak przyjeżdża do nas to ma okazję się trochę wyszumieć i przeżyć jakąś przygodę. Dlatego tak mi się jej trochę szkoda zrobiło dzisiaj. Była i w zeszłą zimę i w lecie. No i przyjechała teraz to myślałam, że partacz z niej i tyle, że sobie nie umie tego załatwić. Ale tak właśnie pomyślałam dzisiaj, że wcale tak za bardzo nie ma jak i z kim na tym swoim ślicznym zakuprzu. - ciemnowłosa bardka streściła sytuację samej Sany i jej rodziny. No i co ona sama o tym sądzi. I trochę takim tonem jakby się połapała dzisiaj, że wczoraj była dla młodej panny Moabit zbyt surowa i chciała jej to jakoś wynagrodzić przy kolejnym spotkaniu.

- A z dziewictwem to sama wiesz jak jest. Niby każda z nas powinna trzymać cnotę dla lubego aby ten mógł się puszyć rozpakowaniem prezentu. No ale ja akurat za cholerę nie mam do tego cierpliwości. I z Saną podobnie. Pewnie by jakiegoś amanta sobie znalazła mimo wszystko. W końcu ani nie jest szpetna ani garbata. Mówić też umie, nawet zabawna jest. No ale to jak chcieć mieć ciastko i zjeść ciastko. Zabawisz się raz a potem co pokażesz lubemu i starym? Mnie to tam na tym nie zależy no ale ona to ma z tym straszny ambaras. Aż mi jej szkoda. - dodała cos co ona sama nie traktowała zbyt poważnie ale miała świadomość, że potrafi to przykuwać uwagę innych młodych kobiet.

- A! A z tymi domkami szlachty za miastem… Ano tak, bo ty teraz w zimie przyjechałaś. No to zimą tak, wszyscy ściągają do miasta. Ale wręcz wypada aby “ludzie na poziomie” mieli jakiś “domek myśliwski” czyli niezły dworek gdzieś za miastem. Zwykle w lesie albo na zachodnim brzegu skąd jest świetny widok na morze. Chyba każdy ważniejszy ważniak w tym mieście ma coś takiego. Byłam kiedyś u van Hansenów. Niezła chata. Niby takie coś na wzór zwykłej chłopskiej chaty no ale w środku no wszystko jest co trzeba. Wcale się nie dziwię, że w lecie spędzają tam tyle czasu. - westchnęła nieco z zazdrością na te luksusy z których miała co prawda okazję odwiedzać i korzystać ale jako krótkotrwały gość a nie domownik czy właściciel.

- Może uda mi się doczekać do wiosny to będę miala szansę zwiedzić jeden albo dwa. Z ciekawości te dworki stoją sobie tak opuszczone całą zimę czy jednak pozostawia się jakąś małą ilość służby co by się dzicy lokatorowie nie zalęgli? - Pirora zapytała pamiętając rozmowę na ostatnim zborze o tym jak to po ratunku dla wieszczki Łasica, Egon i może jeszcze ktoś będą musieli udać się za miasto być może informacje o alternatywnym miejscu w jakim mogliby się udać byłoby przydatne.

- Pirora. Spójrz na mnie. Czy ja ci wyglądam na właścicielkę jakiegoś dworku za miastem? - poetka odwróciła się bardziej frontem do siedzącej obok na ławie towarzyszki jakby naprawdę chciała się jej zaprezentować do oglądania. Chociaż sądząc po tonie i minie to żartowała sobie znowu jak to miała w zwyczaju.

- Nie wiem. W lecie bywałam czasem tu czy tam. Ale co oni robią z nimi w zimie to nie wiem. Będziesz jutro u Kamili to się możesz jej zapytać. Dziewczyn też one też mają takie dworki tam czy tu. - podpowiedziała rozwiązanie skoro nie była w stanie sama dać odpowiedzi na to pytanie.

- Właściwie dla ciebie do poznania towarzystwa to nawet lepiej, że jest zima. Masz wszystkich najważniejszych w jednym miejscu. Znaczy w mieście. Bo w sezonie to cały czas kogoś nie ma, ktoś wyjechał w interesach, do domku myśliwskiego i tak dalej. - wbiła widelec w kolejny fragment kaczki i zajadała się tym smakołykiem ze smakiem.

- Nie skreślaj tego swojego domku jeszcze z listy życzeń, może uda ci się tego bogatego męża znaleźć to być może z dworkiem leśnym w zestawie. - Blondynka podjęła tę zabawę w nieszkodliwe uszczypliwości. - Pewnie masz racje, aczkolwiek pomyślałam że może coś wiesz, wiesz dużo różnych rzeczy, bywasz na salonach i w ich dworach, to wydaje się jakbyś mogła mimowolnie wiedziec cos na ten temat. no ale jak mówisz że nie masz pojęcia to faktycznie zapytam dziewczyny jutro. - bondyneczka przyznałą Nije racje i odpuściła temat.

- Właśnie bo chyba w końcu nie uslyszalam czy udało ci się wygrać ten zakład ze swoją znajoma o balladzie w stylu Bretońskim. - malarka gładko zmieniła temat.

- Ah to… Przyznam, że to mi kompletnie wyleciało z pamięci. Ostatnio moją pasją są syreny. Zwłaszcza takie jak te moje Malena i Morgan. - czarnulka była trochę zaskoczona zmianą tematu i powoli uniosła i opuściła głowę gdy pewnie próbowała sobie przypomnieć o co chodzi zanim się odezwała.

- A poza tym z tą bretońską balladą to najlepsza by była Fabi. Znaczy Fabienne von Mannlieb. Nie wiem czy ją znasz. Ona jest Bretonką. No i uwielbia poezję więc jest w tej sprawie naszym autorytetem. Wczoraj Kamila mi mówiła, że ją zaprosiła i Fabi odpisała jej, że powinna być. Zobaczymy.Faktycznie będzie można ją zapytać o ten poemat jakby była. - przypomniała sobie jak to było z tymi bretońskimi tematami.

- Oh no proszę, owszem poznałam ją ostatnio, była z mężem w “Złotej Lili” i udało nam się zapoznać. Wydaje się miła choć nie miałyśmy szansy długo rozmawiać ot przelotnie parę uprzejmości. Wydaje mi się że często bywają w tej gospodzie, Fabienne chyba musi tęsknić za domem. - blondynka podzieliła się swoimi spostrzeżeniami - Choć teraz jak masz tą balladę to mogłabyś ją tam grać, brakowala mi tam miłej rozrywki jaką jest śpiew.

- No właśnie nie mam bo zajęłam się moimi syrenami i jakoś nie miałam głowy ślęczeć jeszcze nad bretońskim tekstem. - minstrelka skrzywiła się w nieco zabawny sposób i odsunęła od siebie talerz na jakim poza kaczymi gnatami niewiele zostało. W pozie i minie widać było, że ten smaczny i ciepły posiłek sprawił jej przyjemność jak kotu zeżarcie tłuściutkiej myszy. Wytarła dłonie i usta chusteczką po czym oparła się wygodnie w nonszalanckiej pozie i sięgnęła po swój kielich.

- Wyborna ta kolacja, naprawdę mają tu niezłą kuchnię. A poza tym preferuję kaczki nad kuraki jeśli już miałabym wybrzydzać. - pochwaliła swoją dobrodziejkę za wstrzelenie się w jej gusta no i ten poczęstunek na jaki chyba zawsze była łasa. Uniosła kielich do toastu na cześć siedzącej obok blondynki.

- Ale z drugiej strony napchałam się nie będzie mi się chciało teraz ruszać. - westchnęła patrząc na resztę głównej izby jakby zastanawiała się czy jeszcze wznawiać swój koncert czy dać sobie spokój. Na razie wygrał kielich wina i dała sobie jeszcze spokój wracając do rozmowy z Averlandką.

- A Fabi tak, jest bardzo miła. Robi niesamowity postęp w naszej mowie. Jak tu przyjechała ze dwa lata temu to dosłownie umiała z parę słów. A teraz już jej wychodzi całkiem nieźle. Chociaż ledwo otworzy buzię no to od razu słychać, że Bretonka po jej akcencie. - pokiwała głową i zaczęła jeszcze wesoło bujać nogą założoną na drugą ciesząc się chwilą i spokojem.

- I byłaś w “Lilli”? A z kim jeśli można zapytać? - spojrzała wesoło na siedzącą obok blondynkę. - I “Lilia” tak, jest wspaniała. Ma klimat i urok, powiew egzotyki. Dają niezłe napiwki występującym artystom. Lubię to miejsce. I lubię tam występować. A Fabi też wydaje mi się wrażliwa na takie rzeczy. I to chyba najsławniejsza i najlepsza knajpa gdzie jest bretońska kuchnia. Podobno nawet obsługa umie mówić po bretońsku chociaż nie jestem pewna czy cała i czy to prawda. Chociaż pamiętam, że jedna z kelnerek jest Bretonką albo półbretonką. No w każdym razie mówi płynnie po bretońsku. - podzieliła się z koleżanką swoją opinią i wrażeniami jakie miała na temat gospody o jakiej rozmawiały. I wyrażała się o niej całkiem ciepło.

- Jak nie chcesz wyruszyć to zostan za jakiś czas idziemy się zrelaksować w ciepłej wodzie w łaźniach możesz dołączyć przenocować tutaj, to załapiesz się jeszcze na śniadanie. - Pirora rzuciła propozycję od tak. Będąc prawie pewna, że kobieta nie przyjmie zaproszenia. W końcu kto by chciał siedzieć z nimi jak mogła przygruchać sobie któregoś z gości i ogrzać się w jego łóżku.

- Hmmm… Czyli oferujesz mi nocleg ze śniadaniem do tej kolacji? I jeszcze gorącą kąpiel? Hmm… - poetka leniwie bujała swoją nogą a w dłoni podobnie obracała kielich z winem. Zastanawiała się szukając natchnienia w belkowanym suficie.

- A te “my” to kto? - zapytała prosząc o dodatkowe wyjaśnienie. I wymownie zawiesiła wzrok na Juliusie jakby miała co do niego wątpliwości czy jest tym dodatkiem do tej propozycji.

- Proponuje ci koleżeńskie nocowanie u patronki sztuki na ćwierć gwizdka. I jakie to miłe, że nie chcesz gorszyć Juliusa. Tak my to znaczy Benona, Ajnur, Ja i Irina. - Pirora wyjaśniła że chodzi jej po prostu o kąpiel w większej grupie. - Benona i Ajnur uczą się od Iriny pielęgnacji włosów co by kiedy pani Kapitan wróci mogły lepiej to wykorzystać.

Chwilowo pominęła odpowiedź z kto ją zabrał do tak eleganckiego miejsca. Licząc że muzyczka odwrócona uwagą gorącej kąpieli zapomni o tym temacie. Choć nie zdążyła popatrzeć na Benone a ta z kolei była dosyć rozćwieczkana jeśli chodzi o pana Kellera.

- Ah, to taka kąpiel i nocleg w większym damskim gronie? - ciemnowłosa głowa uniosła się i opuściła, podobnie jak brwi gdy zorientowała się na czym polega propozycja gospodyni. Pobujała jeszcze chwilę nogą pod stołem i kielichem nad nim uśmiechnęła się i odpowiedziała.

- Brzmi zachęcająco. Może będzie okazja się lepiej poznać. I poplotkować o tych których z nami nie ma. - odparła wesoło poetka i z pełnym żołądkiem wydawała się mieć dobry humor tego wieczoru. Nawet klepnęła udo siedzącej obok sąsiadki.

- A teraz pozwól, że spróbuję zarobić jeszcze trochę grosza. Obiecałam tamtym przy stole jakąś sprośną szantę. Marynarze uwielbiają wesołe piosenki o jeszcze weselszych dziewczynkach. Zwłaszcza takimi jakim nic nie brakuje i nie trzeba za nimi latać. - powiedziała machając dłonią w stronę jednego ze stołów gdzie siedziało jakieś pstrokate i raczej typowo męskie towarzystwo. Sama zaś sięgnęła po swoją lutnię sprawdzając czy niczego nie zostawia.

***

W łaźniach było parno i pachniało fiołkami kiedy Naji i Pirora się w niej pojawiły, Beno i Ajnur oraz Irina przygotowały wcześniej balie, przybory do pielęgnacji szlachcianki i różne kosmetyki przywiezione z wnętrza Imperium.
Pirora dała się rozebrać przez służki i wsunęła się do bali. Irina wzięła grzebyk i zaczęła rozplątywać upięcie blondynki.
- To co pani artystko gotowa spróbowania luksusów i zbytków? - Blondynka uśmiechnęła się do Naji. Benona i Ajnur gotowe by pomóc barce rozebrać się jak wcześnie Irina zrobiła to z malarką.

- Chętnie. Jak już kiedyś w końcu będę sławna i bogata to też sobie zorganizuję takie miłe służki co by mi usługiwały w kąpieli. - ciemnowłosa poetka uśmiechnęła się wesoło i rozpięła swój gorset i pasek pozwalając obu służkom pani kapitan rozdziać ją z reszty. Pod tą suknią i koszulą ukazało się młode i szczupłe ciało. Właściwie nawet można było powiedzieć, że poetka była chuda i te piersi już nie podkreślane tak ładnie przez dekolt i gorset nie wydawały się już jakoś przesadnie duże. Więc gdyby Pirora szukała modeli na ten detal kobiecen anatomii to nadal Beno wydawała się właściwszym wyboren niż minstrelka. A ta zaś jak skończyła się rozbierać wesoło przeszła przez krawędź balii zanurzając się i śmiejąc z radości.

- O! Jaka cieplutka! Tego mi było trzeba! Tak pizga na zewnątrz to ciepła kąpiel to jest to! - śmiała się przeżywając tą drobną przyjemność jaka spotkała ją tego późnego wieczoru. Aż pozostałe łaziebne też się uśmiechały ciesząc się z tej naturalnej radości razem z nią.

Podczas kiedy Irina zajmowała się malarką, Beno i Ajnur poszły i zaczęły delikatnie rozczesywać jej ciemne włosy. Irina pokazała dziewczynom jak rozprowadzać olejki i jak zabezpieczać je pod ręcznikiem by przez jakiś czas były na włosach pod ręcznikiem by nie przeszkadzały dalej. Z dzbanuszka dała po trochu szarawej pasty która delikatnie wcierała w twarz szyje, dekold i ramiona Averlandki pasta miała w sobie piasek lub inne grudki które tarły delikatnie skórę młodej kobietki. Po jej spłukaniu skóra zarowno Averlandki i minstrelki była wielce miękka i gładka.
Następnie było natarcie ich kolejnym innym olejkiem i zmycie z włosów ten co nałożony był na samym początku i zawinięcie ich z powrotem w ręczniki. Potem dziewczyny wykorzystały sąsiednią balie by same się umyć podczas gdy malarka i muzyczka mogły siedzieć w nadal ciepłej wodzie.

- To jak ci to szukanie bogatego męża udaje? Nie ma żadnego rozmarzonego kawalera w mieście z jakimś zapleczem finansowym? - Malarka zapytała się Naji przechodząc do bardziej plotkarskich rozmów.

- No niestety. - Nije odchyliła do tyłu głowę i przymknęła oczy ciesząc się chwilą spokoju i relaksu serwowaną przez gorącą wodę, pachnidła w dłoniach sprawnych łaziebnych i towarzystwem. - Nie mam startu do tych wszystkich młodych i bogatych szlachcianek gotowych do zamążpójścia. I z odpowiednim nazwiskiem. Myślisz, że któryś z bogatych kawalerów by na mnie spojrzał jakby miał do wyboru jeszcze Froyę albo Kamilę? Albo którąś z panien z wieczorków poetyckich? No spojrzeć może by spojrzał. Ale na tym pewnie by się skończyło. - powiedziała z zamkniętymi oczami. Bez złości i raczej pogodnym tonem. Który wskazywał, że chociaż zwykle stara się to bagatelizować a nawet kpić z tego to jednak zdaje sobie sprawę z różnicy w rangach społecznej hierarchii. Stany rzadko się mieszały z kimś spoza swoich stanów. A już szczególnie rzadko szlachta mieszała się z kimś kto taką szlachtą nie był.

- No zabawy w mezalianse nie są łatwe, ale się zdarzają. No i trudno mi ocenić tych tutejszych szlachetnie urodzonych kawalerów. Nie miałam okazji spotkać żadnego z nich… no dobrze spotkałam narzeczonego koleżanki pana her Schwarz. Inni pewnie nie przychodzą na msze. Dlatego czekam na te bale zimowe dla uciechy znudzonej szlachty. - malarka przeciągała się i zanurzyła bardziej w wodę.

- Herr Schwarz. Od Annamette. Tak, wiem który to. No nie powiem aby był jakoś ujmujący i łapał mnie za serce. No i zresztą jak są zaręczeni to i tak zajęty. Szkoda ambarasu. - wymruczała rozleniwionym tonem. Siedziała chwilę w milczeniu ciesząc się tym kojącym spokojem.

- Może kapitan statku. Oni wydają się bardziej otwarci niż szczury lądowe. - rzuciła luźnym pomysłem.

- No tych aktualnie w mieście nie brakuje, ale czy musi byc kapinam może pierwszy officer? Taki ci ma drogę kariery nadal przed sobą. - Zasugerowała blondynka. - Choć takich tez nie znam, znaczy znam Jonasa Kellera on jest oficerem i nawigatorem na statku.

- Jonas Keller… Nawigator… Nie, to chyba nie kojarzę. Może jakbym zobaczyła to bym poznała twarz. Ale tak po nazwisku to nie. - zmarszczyła brwi próbując przeszukac pamięć aby wyłowić nazwisko ale pokręciła głową na znak, że jednak go nie rozpoznaje.

- Nie jestem chyba aż tak wybredna. Wystarczą mi pieniądze i bezpieczeństwo. No i swoboda. Przecież będę grać, śpiewać i dawać występy. A jakby był szpetny czy stary no to cóż… Od czego ma się kochanków prawda? - machnęła ręką na ideał jakiegoś księcia z bajki zdając sobie sprawę jak bardzo jest to nierealne dla niej. I znów wróciła do lekkiego, kpiarskiego tonu jakim często się posługiwała.

- No niestety moje znajomości w tych kręgach są za małe by ci wskazać kogoś odpowiedniego. I nie jestem pewna czy szlachcianki w ogóle utrzymują jakieś kontakty ze szlachcicami tego miasta. Podobno ci chowają się w tym swoim męskim klubie. - Powiedziała szlachcianka, reszta wieczoru przebiegła spokojnie i miło i to bez ekscesów jakie zazwyczaj wyprawia się w pokoju blondynki.
 
Obca jest offline