Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-11-2021, 10:03   #461
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Marktag; popołudnie; rezydencja van Zee

- Mhmm, w tej skali syrena będzie bardzo mała. Co będzie dobrze bo nie zdominuje ci kompozycji. Sam pomysł dobry, moja syrena była brunetką twoja jaką byś zrobiła? - Zapytała drugą malarkę przyglądając się jej obrazowi z uwagą.

- No tak… Mała… Bo podobna do człowieka… - brwi ciemnoskórej artystki zmarszczyły się gdy skoncentrowała się na pytaniu koleżanki. Milczała chwilę wodząc oczami po swoim obrazie.

- A głowa… Może ruda? Czerwony byłby dobrze widoczny bo tutaj dominują takie zimne szarości, biele i błękity. To czerwona plamka by wpadała od razu w oko. - szlachcianka spojrzała na Pirorę sprawdzając co ona by powiedziała na taką propozycję.

- Cóż to twoja syrena ty musisz zdecydować jaka ma być, blondynka też była by widoczna, kruczoczarna moglaby byc tez ciekawym wyborem. Głęboka czerń była by może mniej odznaczająca się ale mogłaby robić za zagadkę dla uważnego oka. No i kto powiedział że syrena musi mieć włosy w kolorze zwykłej śmiertelniczki. W końcu to mityczna istota nie zdziwiłabym się gdyby miały włosy w odcieniach zielonych roślin porastających dno morza albo niebieski by łatwiej było im się chować w morskiej toni, może nawet nawet białe jak piana morska. - Pirora rzucała pomysłami z których można by było wykorzystać. - Ojej chyba ci nie dokońca pomogłam. Rzuciłam ci tyloma propozycjami że chyba będziesz miała jeszcze trudniejszy wybór.

Malarka zmarszczyła nosek w samokrytyce, czekając na komentarz Kamili.

- Hmm… - gospodyni kiwała machinalnie swoją czarną, ufryzowaną głową spoglądając na swój obraz jakby próbowała sobie wyobrazić te wszystkie syreny w różnych barwach.

- Niebieski ciekawy no ale na tym obrazie to taki zimny. Zlewałby się zimnem z tą bielą i szarościami zamieci. Jakiś czarny czy różowy też. Czarny to by wyglądał jak kawałek skały czy drewna. Ciemnobrązowy też. A zielony to tak trochę z jakimiś driadami albo elfami z lasu mi się kojarzy. Z syrenami i morzem mniej. No to zostaje blondynka albo ruda. To by ładnie wpadało w kontrast. A będą małe przy tym statku to nie mam dużego pola do mane… - mówiła wpatrzona w swój obraz odpowiadając na te propozycje koleżanki. Argumentowała całkiem solidnie ale niespodziewanie urwała.

- Chyba, żebym zrobiła te syreny bliżej. To by mogły być większe. To byłby wtedy taki widok z ich strony. Nie za duże bo by przesłoniły statek i zamieć ale gdzieś tu na dole albo po bokach… - powiedziała podchodząc do obrazu i wskazując dolne jego fragmenty. Po czym odwróciła się do drugiej malarki aby sprawdzić co ona myśli na ten temat.

- Tak zabawa z perspektywą w obrazie to może być to czego potrzebujesz! Jak boisz się iść na żywioł możesz najpierw zrobić szkic na papierze. Pomoże ci to złapać proporcje. - Pirora podchwyciła pomysł koleżanki, głownie bo Kamila potrzebowała walidacji własnych pomysłów a nie rozwiązywania jej wątpliwości przez Pirorę, Przynajmniej blondynka tak uważała.

- Przy okazji Froya użyczyła mi jednego ze swoich sokołów. To nie puchacz ale dobry start. - Van Dyke pochwaliła się Kamili. - Froya wydaje się bardzo miła szkoda że jej zainteresowania są związane bardziej z polowaniami i walką niż sztuka i poezją.

- Oj tak. Jak ona by się urodziła chłopcem to by pewnie dla wszystkich było prościej. - Kamila pokiwała głową i widocznie wnioski Averlandki wcale jej nie zaskoczyły. A nawet trochę rozbawiły.

- Podobno ona ma pełną zbroję wykutą na zamówienie. No i tak, naprawdę jeździ na te polowania, ćwiczy szermierkę, jazdę konną no i w ogóle jakby się szkoliła na rycerza. Nawet jej trochę zazdroszczę. Ma pasję i siłę. Trochę mi przypomina kapitan de la Vega. Ona jest niesamowita! Kobieta - kapitan, i ma cały statek, załogę, pływa w dalekie rejsy i ma wiele przygód! Też jej trochę zazdroszczę. - panna van Zee mówiła o swojej szlachetnie urodzonej koleżance i rówieśniczce chociaz wydawały się być tak skrajnie różne od siebie jak biała i czarna perła. Ale ten tok myślenia nakierował ją na ulubioną panią kapitan która dalej budziła jej fascynację.

- A ona już wróciła do miasta? Chętnie bym się z nią spotkała ponownie. Chociaż nie chciałabym się narzucać. Pewnie jest bardzo zajęta. - pokiwała głową gdy myśli jej wciąż krążyły wokół estalijskiej oficer.

- A Froya tak, dobrze, że chociaż w sukniach chodzi i tańczyć lubi. To widać, że to kobieta. No chociaż jakby ubrała się w spodnie czy tą swoją zbroję to pewnie też. W końcu jest bardzo ładna i zgrabna. - myśli córki kapitana portu skakały dość szybko z tematu na temat i na chwilę zapomniała o swoim niedokończonym obrazie.

- Cóż, Imperium to nie Bretonia, myślę że przy odpowiedniej ambicji Froya mogła by zostać rycerzem. Zwłaszcza jeśli ma taką pozycję w mieście że nie musi się przejmować co inni o niej myślą. - Pirora nie negowała że van Hanssen mogłaby zostać kim tylko by chciałą gdyby nie naciski rodziny, bo te jak to blondynaka wiedziala że są gorsze od społecznych.

- A pani kapitan, nie jeszcze nie wróciła. Choć wiesz w zimę zdarzają się różne opóźnienia, wystarczy że pogoda jest gorsza i nagle lądujesz w jakiś gospodzie w połowie drogi na tydzień aż trakt staje się przejezdny. - Pirora wróciła do swojego obrazu pracując nad refleksami promieni słonecznych na wodzie. - Wydaje mi się że jeśli nic jej nie opóźniło to powinna w ciągu kolejnych siedmiu dni być z powrotem.

- Oby. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało i wróci do nas cała i zdrowa. - Kamila pokiwała swoją czarnowłosą głową życząc Estalijce jak najlepiej. - Chociaż nie słyszałam o kobietach - rycerzach z Bretonii. Ale można by Fabi zapytać jak będzie okazja. Ona jest Bretonką. Powinna chyba wiedzieć najlepiej. - rzuciła coś nad czym widocznie się zastanawiała. Po czym spojrzała na płótno drugiej malarki.

- Co to będzie? - zapytała patrząc na ten drugi obraz jaki tworzyła Pirora.

- Nadal kończe ten z zeszłego tygodnia, zamierzam umiescić ‘coś’, nie określony cień w wodzie, niech oglądający się domyślają co to może być, dlatego potrzebuje więcej światła i dobrze byłoby by na obrazie był jasny przekaz skąd to światło jest. - Pirora wskazała palcem na parę miejsc na obrazie. - Choć poczekaj aż skończę tego sokoła, myślę że będzie naprawde ciekawy.

- No jak wyjdzie chociaż w połowie tak jak ta syrenka to na pewno będzie co oglądać. - Kamila uspokoiła koleżankę, że jest pewna jej umiejętności więc nie powinna martwić się o efekt końcowy. Sama zaś przyglądała się jeszcze chwilę ruchowi pędzla Averlandki po płótnie.

- A ty w ogóle wiesz co to będzie? Znaczy tam pod wodą na obrazie? - zapytała z ciekawości.

- Mhmm, to co sobie oglądający wymyśli… ktoś zobaczy tylko cień chmury a inny morskiego potwora! - Pirora zażartowała z kolezanki i zaintonowała słowa morski potwor by przestraszyć Kamilę, po czym blondynka roześmiała się.

- Oj no weź, nie strasz! Jeszcze jakiegoś strasznego rekina albo kalmara tu tylko brakowało! - gospodyni trzepnęła dłonią w ramię koleżanki ale też się roześmiała. Widocznie nie była z tych obrażalskich i miała poczucie humoru.

- Właściwie to chciałam tą syrenę namalować jak ta co mi się śniła. Podobała mi się. Ale wydaje mi się, że była jak Rose. Nie jestem pewna czy to ona nie przyśniła mi się jako syrena. A Rose to ma takie prawie czarne włosy. Z takim granatowym połyskiem. Chciałabym namalować jej portret. Ale pewnie nie zgodzi się na pozowanie. Pewnie jest bardzo zajęta. Tak myślałam właśnie aby ją namalować jako syrenę. Taki portret, podobnie do tej twojej. - przyznała Kamila biorąc do ręki swój pędzel ale raczej po to aby czymś zająć ręce. Wydawała się skonfundowana swoim pomysłem a kapitan wydawała się ją onieśmielać. Nawet jeśli za nią przepadała tak jak to publiczność miała ze swoimi scenicznymi diwami i amantami.

- Powinnaś ją spytać jak wróci. W sensie czy możesz ją namalować, myślę że po powrocie będzie chciała parę dni spokoju więc siedzenie w cieple pewnie będzie jej kaprysem. Dam ci znać kiedy wróci możesz zawsze przyjechać do “Pełnych Żagli” pod pretekstem odwiedzin mnie. - Pirora nie zawsze miała okazję pokierować rozwoju wydarzeń wśród szlachty, fascynacja Kamili panią Kapitan było urocze. Malarka zastanawiała się czy Rosa byłaby w stanie uwieść ciemnoskóra szlachciankę i co by to znaczyło dla samej Kamili.

- Naprawdę? Byłabyś tak miła? - Kamila zapaliła się do tego pomysłu. Aż przygryzła trochę wargę zastanawiając się nad czymś szybko. - Ano tak, bo wy to mieszkacie razem w tej samej karczmie. A jak ona wróci jak już się wyprowadzisz do swojej kamienicy? - jednocześnie ucieszyła się, że miałaby taki wygodny pretekst do szansy na spotkanie z panią kapitan jak i od razu zmartwiła się, że mogłaby go stracić gdyby Estalijka nie wracała zbyt długo.

- Myślę że Pani kapitan nie odmówi zaproszenia na herbatę do kamienicy… o ile zdołam ją kupić. Cena nadal jest wysoka, znaczy poradziłabym sobie gdyby ta pierwsza kwota byłaby mniejsza. Nawet gdybym na wiosnę nie dostała pomocy od ciotki z Midelheim to spokojnie mogłabym poradzić sobie z tym co mam rozkładając sobie koszty na dłuższy czas. No ale jest jak jest może kuzynka mi trochę też pomoże chociaż Versana chciała przekazać fundusze na teatr i nie chce jej tego psuć. - Pirora postanowiła zagrać kartę jaka szykowała od jakiegoś czasu. Kamila proponowała już jej pomóc ale van Dyke wolała chwilę jeszcze poczekać by nie wyjść na zdesperowaną. Brak informacji od szantażowanych było kłopotliwe i wymaga trochę więcej cierpliwości.

- Ah to są jakieś trudności z tą kamienicą? - gospodyni chwilę trawiła te informacje ale z pewnym wahaniem zapytała ostrożnie. Temat pieniędzy nie był popularny wśród młodych dam a i póki któraś nie wyszła za mąż miała ograniczone możliwości finansowe. Więc było prawie pewne, że to Gert von Zee zarządza całym, rodzinnym majątkiem i jego dorosła córka była od niego mocno uzależniona.

- Największy problem jest taki, że nie jestem stąd, więc nie mam żadnych koneksji na które mogłabym się powołać by spłaty kamienicy były dla mnie osiągalne, a zwłaszcza ten pierwszy depozyt. Najbliższa moja krewna jest z Middelheim, ale to też inne księstwo. No a Versana nie jest szlachcianką i chyba sama nie jest świadoma jak bardzo nie ma znajomości wśród władz miasta. - Pirora powiedziała wyjaśniając swoją sytuację. - Z jednej strony list referencyjny by wystarczył z drugiej czuje się naprawde zawstydzona by chodzić i prosić o tak dużą przysługę.

- No tak, Versana nie jest szlachcianką. I nie ma tu rodziny ani tradycji. - w zamyśleniu czarnowłosa głowa malarki pokiwała się z góry na dół potwierdzając niejako, że pozycja wdowy po kupcu to nie to co czołowe szlachetne rody tego miasta.

- No jak chcesz to ja mogę zapytać papy. Bo u nas to on zarządza majątkiem. A co ci właściwie potrzeba? - malarka podniosła głowę aby spojrzeć na stojącą obok blondynkę.

- Prawnik zaproponował poręczenie, wtedy będę mogła zapłacić dziesięć może piętnaście procent ceny a reszta zostanie mi na mały remont i wyposażenie. Tylko wiesz trochę mi wstyd tak się narzucać tutejszym rodzina szlacheckim, mam nasza rodową pieczęć do formalności i potwierdzenia mojej tożsamości co by prawnie nie było wątpliwości, ale jednak tak trochę niezręcznie chodzić i prosić o pomoc.- Pirora chciała oddać swoje zakłopotanie, nadzieje na pomoc i strach przed ostracyzmem jaki może ją spotkać bo jednak w złym tonie prosić jest o pomoc w finansach.

- Zapytam papy. Może on coś będzie mógł poradzić. Bardzo się zna na takich sprawach. - czarnowłosa szlachcianka złapała dłoń blondynki i lekko ją zacisnęła w geście dobroduszności i otuchy posyłając jej też pokrzepiający uśmiech.

- No nic, bo tak stoimy i gadamy a te obrazy same się nie dokończą. - powiedziała lekko wzdychając i wracając spojrzeniem do obrazu do jakiego miała zamiar domalować jeszcze jakąś syrenę. *



---

kamienica felerna (na uboczu lub kiepski stan) = 3 000 PZ
standardowa kamienica = 6 000 PZ
kamienica w centrum (Plac) 12 000 PZ
przeklęta kamienica -25% = 9 000 > 6 300 PZ
od ręki do zapłaty dla kogoś nowego 30% = 1 890 PZ
od ręki do zapłaty dla kogoś z małym nazwiskiem lub poręczeniem 20-25% = 1 260 - 1 575 PZ
od ręki do zapłaty kogoś z dużym nazwiskiem lub poręczeniem 10-15% = 600-945 PZ


Ha coś mi się nie zgadzalo XD wiec Pirora; targowanie się o Bursztynową 17; (OGŁ + Targowanie vs OGŁ + Targowanie); 65+10+20+10-15=90 vs 50+20+20-10=80; 50+90-80=60; rzut: 1k100:8; 60-8=52 > du.suk = obniżka ceny o 30% (9000-30%=6300 PZ)
- Ok, to nie pamiętałem o tym targowaniu i wkleiłem bazowe wartości Ale znalazłem ten rzut u siebie i ok, było stargowane na 6 300. Więc procenty zostają te same tylko od 6 300 a nie 9 000 PZ.

 
Obca jest offline  
Stary 26-11-2021, 16:14   #462
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Pirora

Po miłym dniu w rezydencji van Zee szlachcianka wróciła do pokoju gdzie czekał na nią jej zwierzęcy model. Majestatyczny jastrząb podobał się szlachciance. Wprawdzie nie miałaby miejsca na prawdziwą ptaszarnie jaką miała Froya to jednak było coś na stylu gołębnika to było to za małe by trzymać tak majestatyczne zwierzę.

Irina szykowała szlachciankę, podczas gdy Ajnur szykowała Benone. Obie kobiety szykowały się na spotkanie z panem Kellerem, który w każdej chwili mógł d o nich zawitać.

- Ojej, jestem taka podekscytowana! Herr Keller jest taki przystojny i szarmancki! Prawdziwy dżentelmen. - Benona nie ukrywała swojej ekscytacji i radości z powodu schadzki z takim szlachcicem i nawigatorem. Spojrzenie i uśmiech wyrażało też wdzięczność, że blond szlachcianka zabiera ją ze sobą. Co prawda jako przyzwoitkę no ale rudowłosa niewolnica pewnie liczyła, że na tej oficjalnej roli się wieczór nie skończy. Na zewnątrz było już ciemno ale wieczór był jeszcze młody. Właściwie były już gotowe na ten wieczór gdy usłyszały stukanie do drzwi. Julius obwieścił, przybycie ich wybranka jaki przyjechał w sam raz i czekał teraz na dole w głównej izbie.

- Owszem, jest to prawdziwy dżentelmen nie to co nasz przyjaciel herr Lange. Ciesz się póki możesz Beno bo niestety wątpię by miała to być długotrwała przygoda. Wiosna nadejdzie i nasz nawigator popłynie ze statkiem do innych dziewcząt w innych portach. - Malarka nie chciała psuć zadowolenia rudowłosej ale nie chciałaby kobieta broń boże się zakochała i złamała sobie serce.
Pirora spryskałam się perfumami i wstała od improwizowanej toaletki.
- No to idziemy. - Ruszyła do drzwi gdzie Irina podała jej pelerynę i ona i Beno mogły zejść na dół.

- Ach Jonas, jak miło cię znowu widzieć. - Powiedziała van Dake podając mu rękę na przywitanie.

- Witaj moja droga. Cudowna i czarująca jak zawsze. - Herr Keller zachowywał się jak na młodego szlachcica wypadało gdy witał się z młodą szlachcianką. Z wprawą i galanterią ucałował jej dłoń. W przeciwieństwie do kapitana najemników który zdawał się nie znać takich gestów. Beno zaś trzymała się roli pokojówki i przyzwoitki dygając lekko do nawigatora no ale jemu nie wypadało zwracać na nią większej uwagi niż na jej panią. Więc tylko posłał jej przelotne spojrzenie wciąż traktując ją tylko jako prawie niemy dodatek do szlachcianki.

- Obawiam się, że pogoda spłatała nam psikusa. Już nie pada ale nadal ciężko przejechać przez miasto. Dlatego może nam to zająć nieco więcej czasu niż zwykle. - ostrzegł podając swój łokieć Averlandzce aby mogła go złapać i tak ruszyć w kierunku wyjścia. Beno cicho ruszyła za nimi nie wcinając się w towarzystwo póki nie otrzymałaby takiego polecenia. Jeszcze w pokoju westchnęła z żalem na to, że te barwne, wręcz bajkowe spotkania z przystojnym nawigatorem nie będą trwać wiecznie i zdecydowanie nie była partią dla niego aby mieć szansę na coś wiecej niż przelotny romans. Ale i tak chyba chciała się cieszyć tymi pięknymi chwilami póki te trwały. Ajnur zaś uściskała je obie na do widzenia i pomachała rączką życząc powodzenia. Nawet zdobyła się na żarcik, że jakby po powrocie coś trzeba było im rozmasować to ona bardzo chętnie.

- Mhmm, cóż może nie zamarzniemy w dorożce… ale przypomnij mi gdzie dzisiaj się wybieramy? No chyba, że jest to kolejna niespodzianka. - Blondynka odgarnęła włosy w kokieteryjnym geście kiedy wychodzili na świeże zimne powietrze.

- Obawiam się, że to miasto nie jest aż tak rozbudowane aby co tydzień stać je było na nową niespodziankę. - odparł nawigator podając dłoń jednej a potem drugiej kobiecie gdy wspinały się po schodkach czekającej dorożki. Sam zasiadł naprzeciwko nich i stuknął w ścianę aby dorożkasz ruszył.

- Dziś zapraszam cię do “Złotej lilii” moja droga. Przypadł mi do gustu ten lokal. Uwielbiam bretońską kuchnię. - wyjaśnił dokąd jadą. Ale po ciemku to widzieli tylko swoje zarysy sylwetek i jasne owale twarzy.

- Cóż w takim razie może powinnam ponaglić znajome z szlacheckich kręgów by pośpieszyły się z organizacją tego teatru. Wydaje mi się że w twoim rodzimym mieście macie porządne zapleczę rozrywek i kultury. Choć nie wiem czy przedstawienia to coś co sprawia ci przyjemność. - Pirora nie komentowała wyboru Zlotej Lili, uznałą to za bardzo dobry wybor na kolejny wieczór. Wolała skupić się na poznawaniu Jonasa lepiej.

- Ah, tak, ten teatr. A jak wam idzie? Coś się ruszyło w tej sprawie? Myślę, że to właściwy kierunek rozwoju, w każdym szanującym się mieście, godnym tego miana, powinno być coś takiego. Rozumiem, że New Eumskrank to nie Saltburg czy Marienburg. No ale od czegoś trzeba zacząć. To przyciąga ludzi. Bo przecież w byle wsi może być jakaś karczma czy tawerna ale teatr to już mają tylko miasta. - mimo ciemności jakoś to nie przeszkadzało Jonasowi w prowadzeniu ożywionej dyskusji. Wydawał się w pełni popierać pomysł na budowę takiego kulturalnego centrum.

- A u nas, w Marienburgu tak, jest tego o wiele więcej. Ale nie bądźmy dla New Eumskrank zbyt surowi. Tu wszystkiego jest mniej. Mniej ludzi, szlachty, gospód, świątyń, kapłanów, ulic no i port to ledwo ułamek tego co jest w Marienburgu. Więc po prostu to miejsce ma mniejsze możliwości. Wszyscy zawsze skupiają się na najważniejszych, życiowych potrzebach dopiero potem myślą o takich zbytkach jak teatr, bale czy stroje. Tutaj niestety dominuje szara egzystencja ale to typowe dla miasteczek tej wielkości. O, zaraz dojedziemy na miejsce. - nawigator chętnie tłumaczył jakby mówił z perspektywy odwiedzenia i dużych, i średnich, i małych miast na wybrzeżu tego kontynentu. Dorożkarz faktycznie zwolnił i zaraz pojazd zatrzymał się przed frontem “Złotej lilii”. Ponownie pomógł obu kobietom wysiąść na to niezbyt szerokie przejście wykopane w świeżo napadanym śniegu. Po czym weszli do ogrzanego i oświetlonego wnętrza jakie już nie było tak obce Pirorze jak przy pierwszej wizycie. W szatni można było zostawić swoje okrycia więc na główną salę weszli ubrani w wieczorne stroje. Kamerdyner przywitał się z nimi grzecznie jakby wchodzili do rezydencji jakiegoś szlachcica po czym zaprowadził ich do tego samego stolika co poprzednio. Goście dostali kartę dań i zgrabna kelnerka czekała przy stole aby przyjąć ich zamówienie.

Pirora zajęła miejsce przy stoliku, tym razem trochę bliżej jej towarzysza niż w poprzednim razem, choć nadal w pozycji uważaną za wielce przyzwoitą. Po wybraniu wina oraz kolacji wróciła do wcześniejszej rozmowy.
- Co do twojego pytania, chwilowo teatr zbiera fundusze. Miejsce jest raczej przesądzony będzie to budynek po karczmie. Udało się przekonać wszystkich że na początek to zdecydowanie wystarczy oraz w razie niepowodzenia projektu nakłady pieniężnie były mniejsze. Być może uda się dostać wsparcie od Froyi van Hanssen choć chyba nikt nie zaczął z nią tych rozmów, być może na kolejnym wieczorze poetyckim w rezydencji van Zee będzie co da nam szansę to omówić. Sama niestety nie mam zbyt wielkiej mocy sprawczej. Ale , ale nie odpowiedziałeś mi czy teatr jest rozrywką która cię interesuje a przynajmniej potrafisz ją docenić kiedy masz szansę. - Blondynka lubiła powieści Jonasa z innych miejsc w jakich bywał.

- Ah wybacz, zagalopowałem się. - nawigator trzepnął się palcami w czoło przepraszajac za to rozstargnienie. Wyglądało to dość zabawnie, że nawet Benona pozwoliła sobie na dyskretny, życzliwy uśmiech. Ale przerwał na chwilę bo wróciła kelnerka aby podać im zamówione wino i przystawki. Czarnowłosy poczekał aż ich obsłuży nim wznowił rozmowę. W lokalu poza nimi z połowa stołów była pusta. Jednak nie był to lokal w których główne źródło obrotów stanowiła liczba klientów a raczej zasobności ich sakiewek.

- A szczerze mówiąc nie bardzo wiem co mam ci odpowiedzieć na to pytanie. - przyznał rozlewając wino do trzech kieliszków. Nawet o tym aby poczęstować służącą pamiętał co Beno wynagrodziła mu promiennym uśmiechem.

- Nie powiem aby to był mój główny rodzaj rozrywki. Chociaż po części jest to spowodwane tym, że jak ci mówiłem, nie wszędzie jest dostęp do tej dość wysublimowanej sztuki. Jak choćby tutaj. Od początku zimy i żadnej sztuki nie ma. Jakiegoś ogrodu zoologicznego, muzeum, wystawy dziwów z całego świata też nie. No siłą rzeczy jesteśmy skazani na gospody, tawerny i karczmy. I siebie nawzajem. - zaczął mówić jakby to był jakiś większy temat który nie tak łatwo streścić w paru zdaniach. Na koniec uniósł nieco kieliszek z winem gdy mówił o tym skazaniu co jakoś zabrzmiało jakby cenił sobie te chwile prywatności z rozmówczynią.

- Dajmy na to takie opery. Widziałem ich trochę podczas studiów jak byłem na stażu jako adiutant jednego z tileańskich kapitanów. On uwielbiał operę! Dzięki temu do dziś znam nieco tileańskich zwrotów. No ale dla mnie to jednak nie było zbyt ciekawe. Ja jednak wolę jak coś się dzieje. Raz pamiętam to było w L’Angville. Jakiś festyn był. I to naprawdę można chyba uznać, że rozrywka dla pospólstwa. Grali na jakimś placu. Ale świetna historia. Prawdziwy tragizm decyzji, władzy, zdrady i obowiązków. Świetnie to zagrali. A niby taka tylko wędrowna trupa akorksa. Zdarzało mi się też bywać w prawdziwych teatrach i to już różnie. Dla mnie najważniejsze to intryga. Coś się musi dziać. Historia musi mnie wciągnąć. Wtedy dla mnie mniej istotne jest to gdzie to oglądam czy kto to wystawia. No albo coś się musi dziać. Dlatego lubię też występy cyrkowców. Różnych akrobatów, woltyżerkę, tresurę zwierząt to co potrafią czasem ze sobą zrobić jest naprawdę niesamowite. I komików. Jak się trafi jakiś gawędziarz co umie opowiadać historię to tak, to też ciekawe. No ale mówiłem, lubię ciekawe historię. Pamiętam błazna na jednym z rynków w Marienburgu. Jakiś bogacz jechał na koniu i zapytał go o coś a ten mu się tak odwinął, że wszyscy co to słyszeli się śmiali z tego konnego więc odjechał jak niepyszny. - Marienburczyk mówił szybko i ze swadą dzieląc się swoimi doświadczeniami ze swoich kontaktów ze sztuką. Co też trochę brzmiało jakby opowiadał jakąś historię.

- A ty Piroro? Jaki rodzaj teatru czy może w ogóle sztuki lubisz najbardziej? A może jakiejś nie lubisz? - upił z kieliszka aby nawilżyć gardło i oddał blondynce jej pytanie patrząc na nią z zaciekawieniem.

- Nie mam jakiegoś ulubionego gatunku teatralnego, jeśli sztuka jest dobra będę się dobrze bawić zarówno na komedii jak i na dramacie czy tragedi. Wydaje mi się że opera nie jest przeze mnie zbyt lubiana, byłam z ojcem na paru ale jakoś nie przemawia do mnie ta forma przedstawienia. Choć może byłam w kiepskiej operze albo ojciec zabrał mnie za wcześnie i do tego rodzaju rozrywki trzeba dojrzeć. - Pirora zaczęła opowiadać o jej ulubionych sztukach z domu letnich folwarkach które miały przedstawienia pacynkowe które uwielbiała jako mała dziewczynka. O poważnych tragediach jakie odgrywały się na deskach teatru w stolicy Averlardu. Czy letnich koncertach na głównym rynku. czy tak jak on wspomnial wczesniej o cyrkowacach ona także powiedziała że najbardziej lubiła przedstawienia z połykaczem ognia.

Kolacja minęła w bardzo dobrej atmosferze wymieniając się opowieściami swoich ulubionych rozrywek z dziedziny sztuki z poprzednich lat. W “Lily” zebralo się nawet trochę dodatkowych patronów na których Pirora czasem zwracała uwagę. Jednak najwięcej uwagi poświęcała swojemu rozmówcy.

- Dobrze, postaram się pamiętać aby prędzej zapraszać cię do teatru niż opery. - powiedział czarnowłosy brodacz słuchając z zainteresowaniem słów swojej partnerki. Obok niej siedziała rudowłosa służka ale w roli cichego, prawie nieruchomego słuchacza. W końcu jednak taka właśnie powinna się zachowywać służba. W pewnym momencie Pirora zorientowała się, że przy jednym ze stołów widzi państwo von Mannlieb. Zresztą przy tym samym co poprzednio.

- Ah i zapomniałem powiedzieć wcześniej. Ale nie wiedząc jaka będzie pogoda na wszelki wypadek pozwoliłem zamówić sobie pokój na piętrze. Gdyby miał okazać się potrzebny. - powiedział Jonas jakby chodziło o jakąś drobnostkę. Beno aż się oczka zaświeciły na tą niewinną z pozoru informację ale spojrzała szybko na swoją panią co ona na to.

- Jesteś wielce przewidujący aż ma się chęć posiedzieć do późna. - Odpowiedziała w flirtujący sposób blondynka przechylając głowę prężąc ładnie wyeksponowaną szyję. - Mhmm państwo van Mannlieb zjawili się na romantycznej kolacji. Miło z jego strony że tak dba o żonę.

- Tak, chyba tak. No ale w końcu ona jest Bretonką to pewnie czuje się tu jak w domu. Znaczy tam w Bretonii. - nawigator spojrzał w tamtą stronę ale, że i kapitan von Mannlieb też akurat spojrzał w ich stronę to pozdrowili się uniesieniem kieliszków i skinieniem głowy. Zresztą pani von Mannlieb zrobiła to samo. Z ich dwojga to na pewno ona była ozdobą ich związku i wyglądali na jedną z tych par co dojrzałemu i statecznemu mężczyźnie trafiła się młoda i piękna żona.

- Cieszy mnie, że pomysł przypadł ci do gustu i nie musimy się nigdzie spieszyć. - odparł Jonas przykrywając dłoń kobiety swoją dłonią i posyłając jej dyskretny uśmiech.

- Czyżbyś się obawiał, że nie spełnienie moich oczekiwań pozostawi cię w zimnym pokoju pogrążonym w samotności? - Pirora uśmiechnęła się zalotnie mówią tą uwagę mając ochotę trochę się przekomarzać.

- Tak, i jeszcze pomyśl o powrocie przez te ciemne i zimne ulice pełne jeszcze zimniejszego śniegu. Aż się zimno robi od samego myślenia o tym. Tu jest zdecydowanie przyjemniej. No a z tego co pamiętam to potrafimy nawiązać wspólny język podczas rozmowy na osobności. - nawigator skinął głową uśmiechając się niewinnie gdy mówił o tym lodowatym świecie zewnętrznym. Zwłaszcza w kontraście z przytulnymi, ogrzanymi wnętrzami jakie panowały wewnątrz. Beno pozwoliła sobie na dyskretny uśmiech ale dalej się nie odzywała. Zaś Pirora dojrzała jak pani von Mannlieb wstaje od stołu i kieruje się do toalety.

Tym razem Pirora nie wstała ze szlachcianką bo przyszła się tu bawić nie szpiegować, dodatkowo jej knowania nie obejmowały szlachcianki a jej kochanka. Toteż patrzenie jak szlachcianka wije się w presji wydania jej romansu przed mężem nie było dzisiaj do zobaczenia. Trójka posiedziała jeszcze trochę rozmawiając o niczym aż w końcu Pirora sama zwróciła się do Jonasa by szeptem do ucha zaproponować udanie się do pokoju i przejście do bardziej aktywnej części.

- Świetny pomysł moja droga. Chyba, rzeczywiście się troszkę zasiedzieliśmy. Ale w zajmującym towarzystwie czas po prostu znika. Wobec tego czas udac się na spoczynek. - brodacz zgodził się bez wahania po czym z kurtuazją wstał i podał dłoń Averlandzce aby pomóc jej wstać. Beno sama zadbała o siebie a twarz zdobił jej nieco nerwowy uśmiech i mokre spojrzenie zdradzający z trudem maskowaną ekscytację i niecierpliwość. Keller zaś zachował spokój jakby mieli udać się na górę nie tylko do osobnych łóżek ale i pokojów. Zaprowadził obie panie po schodach do góry do innego pokoju niż poprzednio ale całkiem podobnego. Na stole stała taca z winem i przekąskami jakby ktoś zgłodniał. No i oczywiście było też małżeńskie łóżko w którym bez trudu powinny się zmieścić trzy, dorosłe osoby.

- Zapraszam do środka. - wskazał na otwarte drzwi i pozwolił wejść obu kobietom pierwej.

Pirora weszła pierwsza i powiesiła na oparciu jednego z krzeseł szal jaki miała założony na swoje ramiona by dekolt sukni nie przyprawił jej w o jakąś chorobę która przyszpilił ją do łóżka z kaszlem i gorączka.
- Widzę Herr Keller, że co schadzkę starasz się podnieść jej standard. - Odwróciła się i podeszła do kawalera i pocałowała go w usta. - Nie będę zaprzeczać, że mi się podoba.

Szlachcianka pociągnęła mężczyznę w stronę łoża z zaczepnym uśmieszkiem obiecującym porządne wykorzystanie tego mebla.

Jak się okazało nawigator potrafił całkiem nieźle nawigować do ust, po ustach i w ustach swojej partnerki. Zaczął rozbierać ją i siebie w drodze do łóżka. A tam popchnął ją lekko na nie tak, że upadła na nie plecami. A zaraz potem on wylądował na niej znów wracając do pospiesznego, chciwego całowania i rozbierania. Był zdecydowany i niecierpliwy aby jak najszybciej dobrać się do wdzięków znajdującej się pod nim blondynki.

- Panie nawigatorze cóż to za niecierpliwość… - Zaśmiała się szlachcianka kiedy Jonas zajął się jej szyją. Machnęła ręka w stronę Benony by ta dolączyła do nich na łożu. Sama postanowiła odwzajemnić się Jonasowi i również zaczęła radzić sobie z troczkami i guzikami jego ubrania. - ...jeszcze pomyślę że się strasznie za mną stęskniłeś.

- Albo ty za mną. - odparł trochę rozstargniony tym rozbieraniem się no i nową towarzyszką w łóżku. Rudowłosa służka bowiem do tej pory grzecznie stała obok łóżka nie chcąc bez pytania wtarabaniać się państwu w ich karesy. Ale skoro ją pani wezwała to uśmiechnęła się z wdzięcznością i dołączyła do łóżka. I trochę w naturalny sposób przyciągneła uwagę nawigatora. Klęczał nad leżącą pod nim na wznak Pirorą, na wpół już rozerbany ale usta chętnie połączyły się z ustami Beno. Zaś dłonie wylądowały na jej dekolcie ugniatając go chciwie wywołując żywiołową reakcję właścicielki, że aż miło było popatrzeć i posłuchać. Ale po tym powitaniu Herr Keller dał jej się rozbierać z kamizeli i koszuli zaś sam wrócił do leżącej pod nim szlachcianki.

- Może tęskniłam, a może nie, może jeszcze decyduje… - drażniła się z nawigatorem przyciągając do siebie w kolejnej wymianie gorących pocałunków. Coś się zmieniło, nie wiedziała co. Może to jej kochankowie rozwinęli skrzydła Jonas zaczął zostawiać konwenanse za drzwiami, a Dirk wszedł z nią w rywalizacje by ścigać się na zdobyte kochanki. Czy to ich ukryte pragnienia wypłynęły na powierzchnię a może to ona powodowała te zachowania. A może to nie ona ale pan rozkoszy roztaczał swój czar dookoła niej. Była tak blisko północy gdzie mroczni bogowie są wyznawani bez wstydu. Czy ta bliskość oddziaływała na ludność wybrzeża?

Ona rozmyślała ale jej ręce jak i ręce Benony robiły swoje. Wkrótce większość ciała Kellera było dostępne dla zgrabnych dłoni i łakomych oczu.

- No moja droga, jak takie spotkania sprawiają ci przykrość to będę zmuszony ich zaprzestać aby nie narażać twojej czci i komfortu. - nawigator był już właściwie bez ubrań ale znalazł moment aby się uśmiechnąć ironicznie i odbić piłeczkę. Zresztą Averlandka właściwie też była już bez ubrań, przynajmniej tych wierzchnich i co najważniejsze i najciekawsze ze swojej anatomii miała już udostępnione dla obojga kochanków. Najwięcej jeszcze na sobie miała Beno jaka dołączyła do zabawy ostatnia i najpierw pomagała państwu w tym rozbieraniu. Traktując to jak świetną zabawę a i pozwalała się sobą bawić. Prezentowała swój ładny, prężny biust ale na chwilę usiadła na krawędzi łóżka aby zdjąć z siebie spódnicę. Keller zaś mając już swobodę manewru zajął się Pirorą. Zaczął od ust. Ale szybko pożądanie kazało mu przesunąć się na niższe partie blondynki. A wkrótce dołączyła do nich już rozebrana służka. Położyła się na boku obok Pirory całując ją w policzek na przywitanie.

- Przykrość? Ależ skąd i ta forma oddawania czci podoba mi się najbardziej. - szlachcianka odpowiedziała na zaczepkę oficera a kiedy ten schodził niżej ona i Beno zajęły się pieszczeniem swoich ciał w bardzo kuszący sposób.

W tej chwili to blondynka była na pierwszym planie tych erotycznych zabaw ale trudno być egoistą w takim towarzystwie. Ciche miałki rozkoszy szybko dotarły do uszu obecnych a młoda malarka oddała się temu uczuciu zanim przyjdzie jej odwdzięczać się za to co porabiał Jonas a dokładniej zanim pchnie mu w ramiona niewolnicę i ona pomoże się mężczyźnie rozluźnić w dziki sposób.

Nawigator prychnął rozbawiony uwagą kto tu komu oddaje cześć. Ale faktycznie akurat w tym momencie można było powiedzieć, że para kochanków składa miłosny hołd swojej patronce. Tylko Beno ustami na je ustach oddając jej dostęp do swojej jakże przyjemnej dla oka góry a Jonas tam niżej, przy biodrach i między udami Pirory. A radził sobie z tym całkiem przyzwoicie. Gorączka namiętności dość szybko wypełniła całą trójkę kochanków. Nie było więc dziwne, że mężczyzna miał ochotę na coś bardziej konkretniejszego. A pchnięta w jego ramiona brunetka nie miała żadnych oporów aby mu to dać. Więc się niejako zamienili rolami. I to szlachcianka z dalekiego południa Imperium miała teraz okazję obserwować jak pan nawigator bierze jej przyzwoitkę. Aż łóżko trzeszczało a pokój wypełniały urwane jęki, sapnięcia kontynuowanej przyjemności.

***

Pierwsza fala potrójnej przyjemności się skończyła i jak to po takich atrakcjach zaczęły się leniwe pieszczoty przytulonych ciał. A dokładne dwóch ciał bo Benona po drobnej wymianie propozycji szeptem na uszko czyściła ustami przyrodzenie Kellera po tej pierwszej turze.
- No może zdążę zatęsknić za taką schadzkę jeśli nie znajdziesz dla nas czasu w kolejnym tygodniu… - Powiedziała półleżąc na jego torsie i bawiąc się jego brodą. Jonas trochę zaczarowany widokiem tego co robiła mu Benona chyba nie do końca uważał na to co mówi szlachcianka to też ta musiała się z niego mocno śmiać kiedy w końcu zwrócił na nią uwagę. Coś tam powiedziała o jego braku skupienia ale potem pocałowała go w usta uśmiechnęła się i zapytała jak idzie remont statku.

Trudno było nie skorzystać z tak dobrych warunków do długiej zabawy i miłego poranka. Zwłaszcza dla pana Kellera który był otoczony kobietami z każdej strony przy pobudce.
 
__________________
I WILL SWALLOW YOUR SOUL! It matters not how you try to sustain your flashy bodies with the fruit of the trees or the animals of the land. You only serve to hasten the time when I shall break your very mind, enslave your will, and feast upon the entrails of your existence. I will lay ruin upon your livestock and your home!
Obca jest offline  
Stary 26-11-2021, 20:07   #463
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.19; Marktag (3/8); południe


- Nie wiem po co to było. Za dwa tygodnie i tak będzie po wszystkim. Dobieram. - rzekł Rolf.
- Wymysły ciurów z ratusza - mruknął Egon na uwagę.

Wielki wojownik grał z pozostałymi strażnikami. Co prawda można by powiedzieć, że chciał wtapiać się w tło, jednak po prostu nudziło mu się, tak jak pozostałym, więc zabijał czas, jako że nie działo się nic ciekawego.

- Mają wypuścić Szybkiego i jego bandę - ciągnął tamten.
- Ciekawe. Ale ja tak czułem. Jak nie czapa to muszą ich wypuścić. Przecież siedzą tu bez wyroku.

Egon na te słowa pogładził swoją gęstą brodę i rzekł:

- To kiedy mają ich wypuszczać? - zapytał, czując okazję. - Wiadomo, kto dostanie przydział do obstawy?

- Cholera wie. Może dziś, może jutro, może za parę dni. Ale gadałem z szefem. Ktoś z ratusza gadał z nim. No i mają ich wypuścić. Dla mnie to nawet lepiej. Mniej gałganów do pilnowania. Tych trzech co jeszcze tu zostaną też by można im dać czapę. Takich gagatków to ja bym nie wypuszczał. No ale musimy przecież coś wystawić na festyn by pokazać gawiedzi na co idą ich podatki. - Rolf nie wydawał się za bardzo przejęty tą nowiną. Raczej była mu ona na rekę. W końcu chodziło o pozbycie się piątki z ośmiu skazańców jakich tutaj mieli w tej chwili. Dobrał kolejną kartę z puli i zastanawiał się chyba co z nią zrobić.

- Ano tak bo ty nowy jesteś to nie byłeś przy żadnym wypuszczaniu. - Stephen pokiwał głową jakby dotarło do niego jak nowy kolega ma krótki staż i jeszcze słabo zna zwyczaje i tradycje tego miejsca.

- Właściwie to rzadko kogoś wypuszczamy. Ci co tu trafiają to prawie zawsze trafiają na szafot. No ale czasem władze albo te sigmaryckie mądrale chcą kogoś przesłuchać w spokoju czy co. To różnie wtedy bywa. - Marcel zwrócił uwagę kolegom, że tu skazańcy znacznie częściej trafiają niż wychodzą więc nawet dla strażnika o dłuższym stażu to wcale nie jest taka codzienność.

- I co z tego? Nie ma co robić ceregieli. Zwykłe przeniesienie więźniów. Skuje się ich, zaprowadzi do bramy i tam rozkuje. Kopa w dupę na zachętę i niech zjeżdżąją smrody. - Rolf nie przejmował się wypuszczaniem więźniów. Wygladało jakby rutyna była tu bardzo pomocna i nie obawiał się jakiś niespodzianek od skutych więźniów prowadzonych na wolność.

- No ja nie wiem, tacy dranie, jak chodzą po mieście to tylko ryzyko - spokojnym tonem rzekł Egon. - Wypuszczą ich niedługo, a następnym razem kto wie, czy znowu posiedzą? - Egon zawiesił ton, oczekując odpowiedzi kompanionów.

- Jak dla mnie, to po prostu machlojki tych z góry. A co, jakby ktoś z nas wziął sprawy w swoje ręce i pozabijał bandziorów? - rzekł butnie wojownik.

- Kiepsko. - Rolf pokręcił głową dając znać, że odradza taki numer. - Młody jesteś to ci powiem. Różne rzeczy się już tutaj zdarzały. Różne, grube ryby tutaj załatwiają swoje interesy. Nie, że co dzień. Ale zdarza się. Jak nie siedzisz w sprawie i nie wiesz co jest co to lepiej się w to nie mieszać. Bo nie wiadomo komu nadepniesz na odcisk. Poza tym szef nic nie mówił. Coś by powiedział jakby trzeba było załatwić sprawę definitywnie. Zresztą to zwykłe chmyzy. Normalnie by baty dostali, w dybach albo przy paliku na placu postali, no może by komuś ucho lub rękę obcięli. I tyle. Tym razem za dużo widzieli i jeszcze dali się złapać na tym. Z tym potworem co grasował i kobitki zarzynał. Podobno prawie go mieli w porcie. Jakieś wielkie bydlę. Podobno nie człowiek. No i gadali takie głupoty, siali panikę to ich zamknęli najpierw w ratuszu ale tam mało miejsca to ich przysłali tutaj. Teraz tego stwora podobno jakieś chojraki ubili i zgarnęli nagrodę no to już tych chmyzów można puścić. Teraz to se mogą gadać. - Rolf wyjaśnił nowemu koledze jakim to sposobem Szybki i jego banda znaleźli się tutaj i to jeszcze bez wyroku. Brzmiało jakby nie uważał ich za jakichś recydywistów. Raczej takich jakich władze chciały się czasowo pozbyć aby nie siali zbędnej paniki. Raczej takich co to zwykle karano przy ratuszu prawie od ręki. Obcięcie ucha czy ręki, stanie przy słupie albo w dybach były typowymi karami za przemyt, złodziejstwo i lżejsze przestępstwa za jakie nie trafiało się na szafot. A w lochach siedzieli właśnie głównie tacy.

- Właśnie. Poza tym jakby nagle znaleźli u nas trupy zaczęły by się pytania. No może jeszcze z jakiegoś gałgana co by się poślizgnął na mydlę to jeszcze dałoby się coś wymyślić. Zwłaszcza jak to nikt ważny. No ale z piątki i to zadźganych czy zatłuczonych to już gruba sprawa. Stary by musiał świecić oczami więc musiałby znaleźć winnych. Tak jak Rolf mówi, kiepska sprawa. Lepiej się nie wychylać. Co innego jakby Stary kazał albo co. No to inna sprawa. No ale ze Starym to lepiej nie zadzierać. - Marcell pokiwał głową potwierdzając słowa szefa ich grupki. Mówili o tym na zimno jakby nie widzieli nic zdrożnego by zatłuc jakiegoś więźnia. Ale po prostu taka samowolka jawiła im się jako coś zbyt ryzykownego.

Egon pokiwał głową słuchając wypowiedzi swoich towarzyszy. W zasadzie to nie zdziwił się, klawisze czasem też pełnili funkcję katów, jeśli zaszła potrzeba.

- A jak złapali tą niebieską? - zapytał tonem zaciekawienia. - Co, bez walki się dała? Z tego, co słyszałem to heretyczka pełną gębą… No i wygląda też na taką. Zagląda tam kto do jej celi? Sprzątacz na ten przykład?

Westchnął z napięcia.

- Ja bym się tam bał - dodał. - Jakby kto tam wszedł, a baba mu gusłem miotnęła między oczy. Z takimi kacerzami to nigdy nie wiadomo - zagadnął Egon.

- Spokojnie, to nie jest pierwsza wiedźma albo czarownik jakiego tu mamy. - Rolf klepnął w potężne ramię nowego kolegi aby dodać mu otuchy. - Umiemy sobie z nimi radzić. Trzeba ich trzymać pod kneblem i skrępowanych non stop. Wtedy nie mogą marotać tych swoich zaklęć i robić tego machania grabami przy rzucaniu czarów. - wyjaśnił jaki jest dość prosty sposób na powstrzymanie magów przed rzucaniem zaklęć. - No i jak śpią to nie czarują. Dlatego podajemy jej usypiacze w winie to jest spokojniejsza. - dodał z nonszalanckim uśmiechem mając chyba satysfakcję, że pomyśleli o wszystkim nad spacyfikowaniem w zarodku wszelkiego oporu tej czy innej wiedźmy.

- No oprócz karmienia. Katia przecież jak ją karmi to musi zdjąć jej knebel. - przypomniał mu Marcel wtrącając się w dyskusję.

- No ale to na chwilę. Zresztą chłopaki tam pilnują. By coś próbowała dostałaby pałą w łeb i też by poszła spać. - Rolf skrzywił się nieco jak na przelatującą muchę ale nawet to drobne odstępstwo od normy uważał za kontrolowane ryzyko.

- A tą wiedźmę to jakoś na brzegu zatoki znaleźli. Jakoś pod koniec starego roku czy podobnie. Na szczęście była nieprzytomna i nie było pewne czy w ogóle przeżyje. Pewnie rozbiła się z jakiegoś statku. Pewnie od Norsmenów. Bo u nich takie plugastwo to norma. No i o razu było widać, że ona to odmieniec to ją szybko przywieźli tutaj. Z jednej strony trochę szkoda, że nie odwaliła kity. Z drugiej to jeszcze dwa tygodnia i będzie na co popatrzeć. Ciekawe co jej zrobią. Mam nadzieję, że coś ciekawego. Należy się wiedźmie za te jej plugastwo. - wąsacz o wydatnym brzuchu całkiem chętnie podzielił siż z nowym wieściami jakie miał o niebieskiej, rogatej wiedźmie. A faktycznie była tak spaczona mutacjami, że na festynie jej kaźń byłaby pewnie główną atrakcją. Rzadko taki ktoś się trafiał i dla władz to była cenna zdobycz aby się wykazać przed mieszkańcami swoją skutecznością i rzetelnością.

Egon słuchał uwag strażników ze spokojem. Jak to draby i rasowe klawisze z kazamatów, cieszyli się na tortury heretyków, których nawet nie znali i gadali o mutacjach w taki sposób, jakby wiedzieli o nich wszystko.

Egon wiedział, że Łasica przestała donosić środki usypiające do wieszczki, ale było to naturalnie zbyt mało. Trzeba było wyzwolić kobietę z jej kajdan i dać jej znać, że zostanie odbita.

- A tę celę to też sprząta Katja? - zapytał Egon. - Nie powiecie mi chyba, że wszystko tam gównem śmierdzi i nikt nie wchodzi? No chyba, że heretycy nie muszą się wypróżniać, ale to pierwsze, co słyszę.

- Hm, też ciekaw, co jej zrobią - pokiwał gorliwie głową Egon. - Na co stawiacie? Łamanie kołem? Duszenie? A może jeszcze co ciekawego? Ha! I co, jak to wtedy jest - wyprowadzają, dają do jakiegoś namiotu na jarmarku i tam trzymają, zanim zacznie się przedstawienie?

Egon nie bywał na takich imprezach, stąd też był ciekawy - los wieszczki czy nie - jak to się wszystko toczyło.

- Nie no pewnie ją wozem przywiozą pod szafot. Może pieszo przejdzie aby wszyscy mieli szansę zobaczyć ją z bliska. Właściwie to nieważne. A potem kto wie? Na końcu to ją pewnie spalą. To tradycyjna kara dla heretyków. No ale wcześniej pewnie się z nią trochę zabawią. Mam nadzieję. Przydałoby się jakieś dobre widowisko. Kołem to będą łamać tego Vogela i tego szewca. - gruby strażnik odpowiedział spokojnie jakby rozważał ilość dań na jakiejś uczcie albo coś równie przyjemnego. W końcu publiczne egzekucje były powszechną i tradycyjną rozrywką w całym Imperium. Była okazja popatrzeć i zobaczyć jak ci wszyscy bandyci, mordercy, piraci, wiedźmy i heretycy dostają za swoje za cierpienia jakie sprawili bliźnim. No i miało to odstraszać ich naśladowców.

- A kto jej sprząta nocnik to cholera wie. Pewnie chłopaki ze specjalnego wiedzą. - przyznał się, że aż tak dokładnie to nie jest wtajemniczony w to co się dzieje w bloku specjalnym.

Egon wzruszył w końcu ramionami, niby to straciwszy zainteresowanie tematem. Podjął decyzję: wieszczkę trzeba będzie odbić czym prędzej, bowiem czas na to wszystko się kończył. Poniechał ostatecznie tematu samej wieszczki ze strażnikami, bo nadmierne zainteresowanie mogłoby ściągnąć uwagę.

W kudłatym łbie gladiatora pączkowały przeróżne pomysły, ale grając w karty ze swoimi kompanami ze straży, jeden się skrystalizował.

Trzeba było znaleźć tego sprzątacza - imię Egon zapomniał, niewiele się interesując losem posługiwaczy - i wypytać albo wyszantażować, aby wygadał kto sprząta lochy wieszczki. Mus było znaleźć jakiegoś haka na sprzątacza, tak, żeby zaczął współpracować z kultem. Jeśli tylko przycisnąć można by było go tak, żeby zmanipulował kajdany wieszczki, to być może z czasem można by ułatwić ucieczkę. Była to jednak sprawa na później.

- To co, pewnie na tej warcie heretyków w bloku specjalnym to same cuda? - zagadnął jeszcze Egon z uśmiechem. - Jak tak bezpiecznie tam, to sam bym postróżował.

- Marzenie ściętej głowy. - mruknął Stephen i dobrał kolejną kartę. Włożył ją do swojej talii i zastanawiał się jak teraz zagrać.

- Zwłaszcza dla ciebie. Nowy jesteś. Jak już to wezmą kogoś kto ma większy staż i opinię. No i dopiero jakby się zwolniło miejsce. - Rolf pokręcił przecząco swoją wielką głową dając znać, że nowy kolega byłby na szarym końcu do takiej fuchy w bloku specjalnym.

- No. Robotę mają taką samą jak my. Nawet mniej bo jak już ktoś tu trafia to częściej do nas niż do nich. To i więźniów zwykle mają mniej niż my a im mniej więźniów tym mniej roboty. Czasem nikogo tam nie ma. U nas zresztą też ale jednak częściej nam się ktoś trafia niż tam. No a dostają dodatek za pracę w niebezpiecznych warunkach. - Marcell poskarżył się rozżalony na tą jak wyglądało dość uprzywilejowaną grupę pracowników lochów. Wyglądało jak zwieńczenie kariery zwykłego strażnika w tych lochach.

- A ja bym nie chciał. Może zwykle jest tam pusto i spokój ale pomyślcie co by się działo jakby coś się zaczęło dziać. To pewnie tam. Przecież tam trafiają najgorsze przypadki. Odmieńce, wiedźmy, czarowniki, guślarze… Ja tam wolę tych naszych zwykłych zbirów i morderców. To człowiek wie na czym stoi. - Stephen rzucił niezbyt mocną kartę do gry i podzielił się swoim zdaniem na temat bloku specjalnego. Koledzy trochę pokiwali głowami, trochę pokręcili ale jakoś wstrzymali się z komentarzami.

* * *

Nie mając za bardzo nic do roboty strażnicy grali w karty. W końcu niewiele było co innego w kanciapie do roboty. Można jeszcze było spać. Codzienną rutynę przerwał gong wzywający na obiad. Strażnicy bez większego pośpiechu podnieśli się i ruszyli korytarzem ku stołówce. Tam nie byli ani pierwsi ani ostatni. Trzeba było ustawić się w kolejce, odstać swoje po czym można było usiąść z kolegami przy jednym ze stołów aby zacząć jeść obiad. I rokowania kolegi były słuszne, dziś znów była ryba z kaszą. Pod tym względem Łasica jako chudsza i rudowłosa Katia wpadała w oko jako młoda i zgrabna dziewczyna do tego sympatycznie uśmiechnięta. Wydawała się dobrym duchem w tym ponurym i nasyconym mężczyznami miejscu. A właśnie ona znowu wydawała posiłek obsłudze.

Egon stał, tak jak zwykle, po jedzenie. Zapewne niektórzy nazwaliby życie w kazamatach nudnym i deprymującym, ale dla Egona paręnaście dni w lochu było miłą odmianą od zarzynania trolli, kanałowych potworów i spiskowania przeciwko straży, szczególnie, kiedy na dworze był ziąb i wiatr.

Podchodząc bliżej Łasicy, mruknął półgębkiem:

- I co, dzisiaj znowu idziemy?

- Tak, wracaj do siebie. Poproszę cię jak będziemy wracać z karmienia do kuchni. - rzuciła cicho Łasica nakładając mu porcję na miskę. Po czym pożegnała go słodkim uśmiechem a on mógł pójść do jednego ze stołów. Dzisiaj jak nie było nikogo nowego na stołówce to dominowała rutyna. W większości obsługi to byli strażnicy pozostałych było niewielu. Jedli więc i rozmawiali ze sobą tworząc gwar podobny do tych z karczm. Chociaż może nie tak barwny i wesoły. Po obiedzie tłumek ze stołówki zaczął na raty wstawać, odnosić naczynia i wracać do swoich obowiązków. Także grupka Rolfa wróciła do swojej kanciapy. Nie na długo. Bo wkrótce usłyszeli dochodzące z korytarza terkotanie nadjeżdżającego wózka jakim obsługa kuchni rozwoziła posiłki skazańcom. Wkrótce zastukali do drzwi wartowni.

- No to ruszcie te leniwe dupska. Marcel i Egon, idźcie z nimi. - Rolf machnął na dwóch strażników aby jak zwykle poszli z kuchcikami i dali im eskortę podczas karmienia. Wydawało się to zbędne bo odkąd brodacz przyszedł do tej roboty to nie zdarzyło się nic zaskakującego. Ale rozum podpowiadał, że mogło więc eskorta kuchcików wydawała się rozsądna. Wśród nich jednym z nich była Katia a drugiego Egon znał tylko z widzenia ale też jak do tej pory codziennie jeździł przy tym wózku.

- Idę, idę - rzekł Egon i wstał bez gadania dołączył do eskorty.

Rzecz była rutynowa: siłacz uczestniczył w tej sprawie czasem albo też widział, jak inni w niej uczestniczą, stąd też nie pytał się o nic.

Po powrocie, pytał jeszcze znajomych:

- Ty, powiedz mi no, można w dni święte pracować też? Przydałoby mi się trochę żeliwa, bo kasą nie śmierdzę. Ale raczej tutaj po zmianie wart mało kto pracuje, nie? - dopytał jeszcze.

- No jak chcesz to możesz pracować i w Festagi. Taka sama robota jak i przez resztę tygodnia. Tyle, że w Festag. - Rolf spojrzał na niego tasując karty do nowego rozdania. Podczas posiłku sprawy poszły rutynowo. Bnada Szybkiego, Vogel, dwóch pozostałych. Po czym Katia z kolegą z kuchni pojechali dalej w kierunku bloku specjalnego a Egon z Marcelem wrócili do swojej wartowni.

- I po jakiej zmianie wart? - grubas zapytał wskazując na stół dając sygnał, że znów jest gotów zagrać na czterech.

Egon pogładził brodę.

- Hm… Pomyślę jeszczę. Nie wiedziałem, że też w Festag można. Ale chyba tak, jak dzisiaj.

“Być może w mniej ludny Festag będzie można” rozejrzeć się porządnie - pomyślał Egon, licząc na to, że obstawa w Festag będzie albo mniejsza, albo też znajdzie się paru zmęczonych desperatów, jak on.

Zamierzał także pogadać z Łasicą o sprawie na boku.

I wrócił do gry w karty.

* * *

Marktag; popołudnie; kazamaty

- Dobra, to dzisiaj spróbujemy iść dalej - rzekł Egon do Łasicy, przypominając sobie miejsca, w których byli poprzednio. - Nie ma bata, za cholerę nie będzie tak, że znowu tu będą siedzieć.

Jako że czas był bliski, trzeba było tym razem znaleźć dziurę, przez którą można było przejść kanałami. Musieli koniecznie załapać, gdzie jest ten otwór. Z drugiej strony nie chcieli też nadmiernie ryzykować, aby móc mieć możliwość przyjść tutaj jeszcze przynajmniej parę razy.

- Dzisiaj jeszcze z tobą jestem, za cholerę wytrychem robić nie umiem - rzekł.

- A ja toporem. - zrewanżowała się włamywaczka ciskając na podłogę słomkę jaką do tej pory żuła czekając na brodacza. Oderwała się od ściany i machnęła dłonią aby ruszać w drogę. W końcu strażnicy z wartowni Rolfa chyba uwierzyli, że znów Egon idzie na numerek z ognistowłosą i temperamentną kucharką. Tak można było sądzić po zdawkowych uśmieszkach i porozumiewawczych spojrzeniach jakimi go żegnali. Z drugiej strony taki niby numerek nie mógł trwać jakoś długo to i z Łasicą nie mieli aż tak dużo czasu.

Pierwsze drzwi w północno - wschodnim narożniku włamywaczka pokonała całkiem gładko. Wyszli na klatkę schodową. Tam jednak utknęli na dłużej. Rudowłosa miała wyraźne trudności ze sforsowaniem tego zamka. W końcu po kolejnej nieudanej próbie wstała z klęczek, wyprostowała się, otarła czoło i popatrzyła w brudny sufit jakby tam szukała natchnienia. Bez pytania widać było, że coś nie może sobie poradzić z zamkiem jakim w Weelentag poradziła sobie całkiem gładko. Znów uklękła i zaczeła gmerać drucikami przy zamku. Wreszcie dał się słyszeć cichy zgrzyt i jak nacisnęła klamkę to drzwi stanęły otworem.

- Jakbyś zgarnął klucz od kolegów to by było łatwiej. Po prostu byśmy wchodzili. - mruknęła schodząc schodami do piwnicy. Tam były kolejne drzwi. Z tymi jednak poszło jej całkiem gładko. Weszli więc do podziemi znów pożyczając sobie pochodnię z korytarza. Doszli bez przeszkód do tych ostatnich drzwi w połowie głównego korytarza jakie udało im się ostatnio otworzyć. Za nimi wówczas były te otwarte drzwi do jednej z piwnicy i jacyś pracusie. Tym razem Łasica podniosła palec do ust nakazując ciszę i sama przystawiła ucho do drzwi. Nasłuchiwała dłuższą chwilę.

- Chyba nic. Nic nie słyszę. - powiedziała cicho i uklękła przy kolejnym zamku. Majstrowała chwilę drucikami aż coś tam zaskoczyło w środku.

- Cofnij się z tą pochodnią i zasłoń ją. - poleciła mu cicho czekając aż wykona polecenie. Dopiero wtedy cicho naparła dłonią na klamkę otwierajac ją. Nasłuchiwała chwilę i zaglądała przez powstałą szczelinę. W końcu jak nic się nie działo otworzyła ją na tyle aby wysunąć na zewnątrz głowę. Zaraz wstała i gestem przywołała Egona do siebie. Jak podszedł z pochodnią to we dwoje wyszli na ten sam korytarz co ostrożnie puszczali żurawia dwa dni temu. Dzisiaj te drzwi do piwnicy które wówczas były otwarte i biła z nich łuna światła były zamknięte, ciche i ciemne. Łasica dała znać aby iść dalej. Przejęła pochodnię i zaglądała do środka drzwi przez małe okienka jeśli jakieś miały.

- O! Jest coś! - zatrzymała się przy jednym i uśmiechnęła się. Odsunęła się aby Egon też mógł zajrzeć przez te zakratowane okienko. W łunie pochodni jaka dawała radę wpaść do środka dalej panował półmrok. Ale widać było na podłodze jakiś czarniejszy owal. Pasował wielkością do jakiegoś włazu.

- Masz. Zobaczymy czy to ten. - włamywaczka oddała gladiatorowi pochodnię a sama uklękła do kolejnych drzwi. Znów w ruch poszły jej wytrychy. Gmerała przez chwilę aż drzwi stanęły otworem. Za nimi był krótki korytarz i po bokach dwie pary drzwi. Ale Łasicę interesował ten okrąg na podłodze. Podeszła do niego i kucnęła przy nim.

- Jest! Moje nacięcia! To ten! - uśmiechnęła się triumfalnie pokazując jakieś ledwo widoczne rysy faktycznie jakby nożem zrobione. - Weź spróbuj podnieść. Dasz radę? - poprosiła Egona ale ten z miejsca zorientował się, że to może być bardzo trudne. Od dołu wystarczyło unieść właz do góry. Ale od góry nie było za co go złapać. Tylko niewielka dziura na hak podobny jakim podnosił te włazy na ulicach gdy szukali potwora z kanałów. Ale teraz go przy sobie nie miał. Koleżanka chyba zdawała sobie z tego sprawę bo pytała jakby liczyła się z taką opcją.

Wreszcie - znaleźli właz, gdzie można będzie przetransportować wieszczkę. Samo znalezienie jej było najważniejsze, bowiem, jeśliby się okazało, że nie mogą jej otworzyć od tej strony, to zawsze ktoś z dołu mógł ją pchnąć. Jednak jeśli tylko mogłoby się udać otworzyć to tutaj, to byłoby idealnie. Jeśli chodziło o nacięcia, to pozostało mu w tym względzie zaufać Łasicy, bo on sam nie był w stanie dopatrzeć się niczego szczególnego w paru rysach.

Mądrym posunięciem także okazało się przeczekanie. Egon nie wiedział, któż tam palił to światło wtedy, ale odnaleźli tą kratkę bez zbędnego ryzyka.

Egon uniósł nieco pochodnię, oświetlając wnętrze. Szukał jakiegoś kawałku metalu i próbował sobie przypomnieć, czy przypadkiem po drodze na coś podobnego się nie natknęli. Popatrzył także na koniec pochodni, którą trzymał - może mógł rękojeść pochodni włożyć w otwór włazu i użyć go jako dźwigni?

No i - tutaj spojrzał na klamkę drzwi - czy samą klamkę można było wysunąć z drzwi i włożyć ją do otworu? Egon także przyjrzał się klamce.

Wreszcie, jeśli wszystko miało zawieść i nie byłoby w pobliżu ani kawałka metalu, ani nie można wykorzystać pochodni i klamki z drzwi, to Egon sam zamierzał włożyć paluch do tego włazu i spróbować naprzeć na niego: najpierw zahaczyć palcem o właz, a potem odeprzeć się nogami.

Dość szybko Egon odkrył, że ma za grube palce aby wsadzić chociaż jeden w mały otwór włazu. Do tego potrzebny był porządny, wąski hakowaty przedmiot. Taki hak jakim podważał wcześniej kanały ale w tej piwnicy takiego nie było. Właściwie w ogóle poza brudem i pajęczynami to niewiele tu było. Z rozbrojeniem któryś z drzwi klamki można było ryzykować ale czy by pomogło w podniesieniu włazu pewności nie było. No a pozostawiłoby oczywisty ślad majstrowania.

- Chodźmy stąd. Zastanawiam się czy nie iść dalej. Wydaje mi się, że możemy być blisko północno - zachodniego narożnika. To w tą stronę będzie bliżej do bloku specjalnego. Bo tak jak szliśmy to by trzeba było zrobić całe cholerne kółko. - włamywaczka machnęła ręką na podnoszenie tego włazu i już zastanawiała się nad kolejnym krokiem. A dokładniej nad kierunkiem.

- Chodźmy tam - zgodził się Egon po paru nieudanych próbach znalezienia czegoś, żeby włożyć w otwór i unieść pokrywę. - Następnym razem zmajstruję jakiś łatwy do schowania hak, żeby podnieść.

- Ty, słuchaj, inna sprawa. Pracujesz też w Festag? Będę na zmianie tak jak dzisiaj, moglibyśmy się wypuścić dalej i może nie pilnowaliby tak, jak dzisiaj. Orientujesz się, kto sprząta ten grajdół wieszczki? Planuję przycisnąć sprzątacza, żeby poluźnić kajdany wieszczki i przygotować ją na to wszystko. Jak teraz wiemy, gdzie jest właz, to możemy naznaczyć dzień i ruszyć z akcją. Trzeba się skontaktować ze starszym, albo szybciej z Karlikiem.

- Nie pracuję. Mój jedyny dzień wolny. Ale kuchnia pracuje. - odparła włamywaczka w rudej peruce obserwując poczynania kolegi. Gdy ten skończył badać możliwość otworzenia włazu wyszli ponownie na korytarz. Tam przy drzwiach Łasica zawahała się.

- Nie będę zamykać tych drzwi. Mam nadzieję, że nikt nie będzie tu łazić a jak już odkryje, że są otwarte to pomyśli, że to czyjeś gapowe. - powiedziała darując sobie ponowne grzebanie przy tym zamku swoimi wytrychami.

- A celę wieszczki sprzątają tak samo jak i resztę. Czyli w ogóle. Nocnik tylko opróżniają. Nie sądzę więc aby ktoś miał możliwość grzebania przy jej obręczach. Już chyba ja mam największą. Ale jak się na mnie cały czas gapią to nic nie zrobię. - rzuciła ruszając piwnicznym korytarzem i zostawiając Egonowi dzierżenie pochodni zabranej z parteru.

- Myślę, że będę mogła poluzować jej knebel na tyle by mogła sama go wypluć. Ale teraz na to za wcześnie. Zrobię to jak będziemy robić numer. - zamilkła kładąc palec na ustach bo zbliżali się do kolejnych drzwi blokujących dalszą drogę. Tutaj jeszcze nie byli to nie było wiadomo co się za nimi kryje. Rudowłosa łotrzyca uklękła przy kolejnych drzwiach i jej wytrychy poszły w ruch. Majstrowała nimi wyjątkowo krótko. Wydawało się, że ledwo je tam włożyła i już dał się słyszeć trzask otwieranych zapadek.

Za drzwiami było bliźniacze pomieszczenie do tej z trzewi wieży jaką dostali się do piwnic. Więc musieli dotrzeć co końca północnego skrzydła zamku kończącego się właśnie wieżą. Tutaj znów trzeba było sforsować kolejne drzwi ale Łasica poradziła sobie z nimi równie prędko jak z tymi pierwszymi. Wyszli na kolejny korytarz. Szli nim aż wychowanka ulic nie dała znaku aby kolega został na miejscu i znów zasłonił sobą pochodnię. Sama po cichu podeszła do kolejnych drzwi. Nasłuchiwała chwilę ale i Egon dostrzegł już to co pewnie i ona. Spod szczeliny pod drzwiami widać było w ciemnościach smugę światła. Łasica coś tam nasłuchiwała i próbowała zajrzeć przez dziurkę od klucza. Ale w końcu równie cicho wycofała się do czekającego kolegi.

- To chyba blok specjalny. Tylko z drugiej strony. Ale światło się pali na korytarzu. Nie widzę nikogo ale ktoś może być w pomieszczeniach. - streściła mu co tam wypatrzyła przez dziurkę od klucza.

- Idźmy po cichu - rzekł Egon, dając znać, żeby dziewczyna uchyliła drzwi. - Jak coś, to gadamy, że zgubiliśmy się, bo było za dobrze i takie tam. Ty tam umiesz udawać, więc gadasz, ja ewentualnie przytakuję. Jak będzie faktycznie niebezpiecznie, to po prostu zawrócimy i nadłożymy drogi.

Egon byłby nawet gotów zebrać ochrzan z góry. Ostateczny wynik całej eskapady okazał się nad wyraz dobry: znaleźli właz i nawet drzwi zostawili otwarte. Nawet, jeśli ktoś by przypadkiem zamknął, podczas nadchodzącej akcji mogli bez problemu wyszarpnąć klucze strażnikom. Pozostała jeszcze kwestia uwolnienia Ulricha Vogela, ale zakładał, że sprawa potoczy się podobnie, jak z wieszczką.

Egon przemyśliwał, że czym prędzej trzeba będzie skontaktować się z Karlikiem i naznaczyć dzień, bo czas był bliski.

- I tak nam świetnie szło, że z rozmachu pootwieraliśmy te wszystkie pozamykane drzwi na klucz? A skąd mieliśmy klucz? No to jak bez klucza? Chyba nie jesteśmy jakimiś włamywaczami? - rudowłosa uniosła głowę aby posłać partnerowi ironiczne spojrzenie. Po czym pokręciła przecząco głową.

- Nie. Wracamy. Wydaje mi się, że rozpoznaję ten korytarz po drugiej stronie. To już blisko wejścia do specjalnego. Jeszcze się tylko upewnię. - powiedziała i szybko wyjęła mały nożyk. Odcięła kawałek materiału ze swojego mankietu i popatrzyła po podłodze aż znalazła mały kamyk wielkości końcówki palca. Obwiązała go tym białym kawałkiem materiału. Po czym ostrzem noża wepchnęła go w szczelinę pod drzwiami. Wstała i chowając nożyk do kieszeni przy pasie skinęła głową w kierunku powrotnym.

- Wracamy. Jeszcze będę musiała z powrotem pozamykać te wszystkie drzwi na klucz. - dała znak, że czas się stąd zwijać.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 28-11-2021, 20:06   #464
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Joachim miał zamiar wziąć Egona do pomocy w swoim polowaniu na "syrenę" czy też innego stwora który zabijał marynarzy, wydawało się to rozsądne szczególnie po tym co słyszał o jego ostatnich wyczynach. Ale usłyszawszy jak tamten jest zajęty sprawą uwolnienia tej rzekomej wyroczni zmienił zdanie. W końcu wiedział jak istotna jest ta sprawa dla Starszego, a nie miał na razie takiej pozycji w Zborze żeby mu się narażać. Zaproponował więc udział Silnemu, który wydawał się nawet zainteresowany i miał czas jutro. Jakby Astromanta wziął swojego ochroniarza i stawiłby się jeszcze Silny z jednym ze swoich ludzi to stanowiliby oni już wspólnie całkiem solidną drużynę.

- Dzięki mojej sztuce dowiedziałem się, że układ gwiazd i łaska Pana Przemian sprzyja temu przedsięwzięciu. Jeśli rozwiążemy tę sprawę, zyskamy wdzięczność i respekt mieszkańców, a to nam znacznie ułatwi realizację naszych planów - podsumował do łysego kultysty.

Następnie udał się znaleźć tego napotkanego wczoraj rybaka i potwierdzić jutrzejsze spotkanie i że w sumie będzie ich czterech. Nie był pewien z czym faktycznie mieli do czynienia, bo choć wprawdzie jego astrologiczne wróżby wskazywały, że mógł to być jakiś morski potwór, to niekoniecznie musiała być to syrena. W każdym razie na wszelki wypadek planował przygotować kilka zestawów zatyczek do uszu, w końcu nie można było zupełnie zlekceważyć zasłyszanych historii o zgubnym dla śmiertelnych uszu śpiewie syren, w których mogło się kryć ziarno prawdy.

Jeśli znalazłby czas, planował też przejść się do sklepu owego kupca rybnego, którego o mroczne sprawki oskarżał wczoraj napotkany w karczmie niziołek. Oczywiście on sam nie był taki głupi by go o cokolwiek otwarcie oskarżać. Miał zamiar tylko wspomnieć, że bada sprawę zaginięć marynarzy i że chętnie wysłucha opinii szanowanego w mieście kupca rybnego.

Co do kamienicy, powiedział Svenovi, żeby kontynuował poszukiwania, ale w sumie to zwykły dom też by wystarczył, niekoniecznie od razu cała kamienica, taki z kilkoma pokojami, piwnicą i jakimś balkonem na górze do prowadzenia obserwacji astrologicznych. Pustostan do którego mogliby się wprowadzić też wchodził w grę.


Podczas śniadania z ciekawością wysłuchał opinii Freyi o Pirorze. Natomiast co do drobnego sporu w jaki wdała się z rodzicami, starał się nikogo nie urazić. Choć czuł się trochę rozczarowany, że podobno lubiąca polowania szlachcianka nie wyraziła zainteresowania jego łowami na morskiego potwora. Trudno jej chyba było zaimponować.

- Panienka Freya jest przecież młoda, na pewno z czasem znajdzie kandydata na męża który i jej i wam przypadnie do gustu. - skomentował gdy ta odeszła od stołu.








 
Lord Melkor jest offline  
Stary 29-11-2021, 00:09   #465
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 76 - 2519.02.20; bkt (4/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.20; Backertag (4/8); wieczór
Warunki: wnętrze gospody, jasno, ciepło, gwar głosów; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, d.si.wiatr, b.lodowato (-35)



Pirora



- Tak, tak, dziękuję, wy też byliście wspaniali! - Simonsbeg ukłoniła się zamaszyście zamiatając swoim beretem z kolorowymi piórami podłogę po czym zeszła ze sceny. Właściwie to ze stołu na jaki weszła aby dać popis swoim ujmującym śpiewem i grą na mandolinie. Gościom bardzo przypadł do gustu jej występ bo nagrodzili ją i oklaskami i datkami zbieranymi właśnie do owego kolorowego beretu. Poetka sprawdzała wzrokiem i dłonią jego zawartość, chociaż tak pobierznie gdy szła między stołami. Ale pozwoliła sobie zakotwiczyć do kapitańskiego stołu jakiemu obecnie patronowała blondynka z Averlandu.

- Ojej i jak tu wyżyć z tych datków? No muszę sobie znaleźć jakiegoś bogatego męża albo narzeczonego. No albo chociaż sponsora. Bo od łóżkowych romansów to jakoś dużo łatwiej znaleźć sobie kogoś. - usiadła przy ławie obok Pirory wracając do tradycyjnego u niej żartobliwego gderania na temat słabości swoich finansów. I popatrzyła co tu avelrandzka panna ma ciekawego na tych półmiskach i talerzach. Ale na razie zajęła się przeliczaniem i przesypywaniem swojej zdobyczy do sakiewki. Na rzut oka to pewnie uzbierała na posiłek, czy dwa, może trochę więcej no ale faktycznie trudno było wyżyć z takiej artystycznej doli.

- Znasz Sanę Moabit? - zapytała zerkając przelotnie na siedzącą obok szlachciankę. - Ona mieszka w tartaku za miastem. Znaczy nie tak dosłownie. No ale mieszka za miastem. Przyjechała dzisiaj do van Zee. Starzy ją tu przysłali. Akurat byłam u niej na obiedzie. Słyszałam, że ty byłaś u niej wczoraj? - zagaiła znów zerkając na blond sąsiadkę. Jednak szybko kontynuowała tą wymianę plotek.

- No to jutro pewnie poznasz Sanę. W zeszłą zimę też była. W sezonie też czasami przyjeżdża no ale w zimę na dłużej. Biedna, bogata dziewczynka. Tak ją ciśnie to jej dziewictwo. I na moje oko to ma straszną ochotę coś z tym zrobić. Nie zdziwię się jak po to przyjechała. Znaczy tak nieoficjalnie. Bo oficjalnie to nauka manier, etykieta, edukacja, no i pokazanie się towarzystwu, że to żadna dzikuska z lasu. No niestety jak pewnie wiesz z tym dziewictwem to jednorazowa sprawa. I dziewczę się strasznie z tym męczy, odczuwa straszne napięcie jakiego nie może sama rozładować. Bidulka. Cierpienia młodej dziewicy. Może zrobię z tego jakiś zgrabny wierszyk? - poetka jak to miała w zwyczaju pozwoliła sobie na nieco prześmiewczy ton. Chociaż rodzina Pirory nie miała monopolu na przestrzeganie przedmałżeńskiego dziewictwa to zjawisko samo w sobie nie było aż tak dziwne. Na koniec zasłupłała swoją sakiewkę którą ponownie przypasała do pasa i zagaiła do Pirory z krnąbrnym uśmieszkiem na twarzy. W końcu jutro były tradycyjne spotkania towarzyskie dla dam z dobrych domów i rodów. Więc była to dobra okazja aby poznać kogoś nowego.

Zanim Nije przyszła dziś wraz ze zmierzchem aby dać swój koncert dla gości tej tawerny Pirora spędziła sporo czasu w swoim pokoju malując ptasiego modela. Ten z reguły zachowywał się spokojnie. Chociaż niekoniecznie chciał stać w dokładnie takiej pozie w jakiej by go widziała artystka. A w przeciwieństwie do rozumnych modeli nie bardzo można było liczyć, że po paru słowach instrukcji ustawi się jak należy jak to już przerabiała wcześniej z Kerstin czy z Benoną.

Z samą Benoną obudziły się dziś rano. We trójkę w małżeńskim łóżku. Łączyła ich ta miłosna wspólnota kochanków pozwalająca na błogie rozleniwienie i swobodę o poranku. Nawet Keller zwracał się do służki jak do koleżanki a nie do służki. I to pomimo, że za drzwiami sypialni zdawał się jej w ogóle nie zauważać.

- Obawiam się moje drogie, że w przyszłym tygodniu mogę być zawalony robotą i nie mieć czasu i okazji na takie urocze spotkania w waszym uroczym towarzystwie. - oznajmił dziś rano gdy jeszcze raczej bez ubrań niż w ubraniach siadali do wspólnego śniadania. Jonas zamówił je do pokoju więc mieli jeszcze okazję nacieszyć się sobą nawzajem. Przyszły tydzień zapowiadał się ciężko, łącznie z licznymi wyjazdami do lub z portu, może nawet za miasto więc zapowiadało się to na tyle krucho, że był skłonny przygotować obie partnerki, że podobnego spotkania nie będzie. Za to jak się upora z tą robotą no to zapowiadało się na to, że będzie miał luźniej w grafiku zajęć.

Po powrocie do karczemnego domu Pirora mogła wysłać wiadomość do czarnowłosej, elfiej uzdrowicielki. I prawie od ręki dostała odpowiedź. Julius ją przyniósł do pokoju. Przy okazji był strasznie podekscytowany wizytą u elfów jakich dotąd z bliska nie bardzo miał okazji widzieć. No a samą Ilsarielle określił jako “miłą, ładną panią”. I ta miła i ładna pani przeczytała liścik od jego pani, zastanawiała się chwilę i na tym samym papierze dała swoją odpowiedź jaką po dostarczeniu przez chłopięcego posłańca Averlandka mogła przeczytać.

Cytat:
“Zapraszam jutro po południu do siebie. Chyba, że to coś pilnego to przyjdź kiedy potrzebujesz. Ilsa.”

- A co u ciebie? Jak przygody w naszym pięknym mieście? - przyjemny głos poetki przypomniał o sobie gdy ta wreszcie uporała się z przeliczaniem swojego zarobku i mogła już rozmawiać swobodnie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod wielorybem”
Czas: 2519.02.20; Backertag (4/8); wieczór
Warunki: wnętrze pokoju, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, d.si.wiatr, b.lodowato (-35)



Egon



- Czyli macie właz. - grubas sięgnął po kolejny kawałek pieczonej kaczki gdy wysłuchał co oboje mają mu do powiedzenia. Wczoraj udało się zostawić mu wiadomość tutaj z prośbą o spotkanie. I dzisiaj się spotykali. Po służbie w kazamatach. We trójkę bo Łasica też tu była. Też chciała przekazać co się dzieje w tych kazamatach a przy okazji porozmawiać swobodnie. Dzisiaj przyszła trochę wcześniej bo w końcu kuchnia kończyła pracę z dzwon wcześniej niż dzienna zmiana strażników. To jak już po ciemku Egon przeszedł przez te zawiewane wiatrem ulice i wszedł do środka nie było dziwne, że zastał ją już przy stole z grubym kultystą.

- Tak, mamy. Od dołu te kanały to sprawdziliśmy już wcześniej. A wczoraj z Egonem znaleźliśmy krótszą drogę piwnicami od bloku specjalnego do włazu. Aa. Sprawdziłam dzisiaj te drzwi co mi się wydawało, że to te no i to te. Znalazłam ten szpargał pod szczeliną co wczoraj tam zostawiłam. - Łasica wciąż była w tej samej, burej i nijakiej sukni robotnicy co wcześniej. Ale skoro byli sami swoi to już zdjęła tą rudą perukę w jakiej udawała głupiutką Katię. Skorzystała z gościnności grubasa który wiedząc, że ma się ich spodziewać zamówił na trzy osoby. No i nie wypadało narzekać, w kolacja w kazamatach wydawała się teraz jedynie przystawką więc Nadia nie miała oporów aby nasycić wreszcie żołądek. Ostatnie zdanie skierowała do brodatego partnera wczorajszej eskapady po zamkniętych na klucz lochach.

- Dobrze. Bardzo dobrze. Świetnie się spisaliście, Starszy będzie zadowolony. O to właśnie chodziło. To jak wreszcie mamy drogę ucieczki możemy myśleć o kolejnych posunięciach. Czas najwyższy. Widziałem dzisiaj jak na Placu Targowym zaczynali zwozić drewno i kopać śnieg na szafot. - grubas był zadowolony i niemo wzniósł kielich do toastu za ten sukces. Ale jednak ostatnie słowo miał zawsze ich lider. A dopiero po tym spotkaniu Karlik miał zamiar go powiadomić dlatego póki była okazja chciał wiedzieć wszystko co się da o tych kazamatach.

- My z Egonem działamy w środku. To ktoś z pozostałych musiałby obstawić te kanały, przygotować wóz i tak dalej. - powiedziała włamywaczka gdy przełknęła ten toast i odstawiła swój kufel.

- Tak, tak zrobimy. Kto tam wtedy był z wami w tych kanałach? Bo dobrze aby to był ktoś kto zna drogę. - prawa ręka lidera zboru zapytał patrząc na nich oboje gdy pytał o podziemną wycieczkę z Trójhakiem gdy ten zaprowadził ich do przejścia jakie wczoraj wreszcie od góry odnalazła dwójka kultystów.

- Versana, Cichy, Silny i Kornas. - niebieskowłosa wymieniła bez zająknięcia tych co jeszcze tam wówczas byli.

- Kornas na razie odpada. Jak nic się nie zmieniło to dalej leży i liże rany po walce z tym kanałowym czymś. Hmm… Silny ma wprawę z wozem. To on już mógłby czekać na powierzchni, przy wozie właśnie. To na kanałowych przewodników zostają nam Versana i Cichy. - grubas przeżuwał chwilę połknięty właśnie kęs oraz zaczątek planu jak tu kogo do czego rozdysponować.

- No dobra to jeszcze to się obgada. Jak kogoś spotkacie od nas dajcie im znać, żeby byli w pogotowiu. Możliwe, że na zborze już będzie coś się działo w temacie. A kto wie? Może Starszy zarządzi jakieś wcześniejsze spotkanie. Więc bądźcie w pogotowiu. Coś jeszcze macie o tych kazamatach? Albo w ogóle? - Karlik wydawał się być dobrej myśli i cieszył się z tego postępu w sprawie jaka bezpośrednio lub pośrednio angażowała cały zbór. I popatrzył jeszcze na dwójkę agentów kultu jakim udało się przeniknąć do tej strzeżonej, wrogiej fortecy.

- Tak. Jak ją karmiłam udało mi się zrozumieć, że ona miała jakąś laskę. Z okiem i dwoma rogami. Zabrali jej. Ale pewnie jakby się dało to chciałaby ją z powrotem. Z tego co wiem to gdzieś w tym zamku powinien być magazyn z takimi fantami. To jak jej zabrali to powinna być gdzieś tam. Tylko nie mam pojęcia co to za laska, jak wygląda, czy jest w tym magazynie i gdzie jest ten magazyn. Równie dobrze mogli ją tą laskę gdzieś posiać po drodze albo ktoś sobie ją zwinął. - Łasica podzieliła się nowymi wieściami jakie ukradkowo udało jej się zdobyć od wyroczni. Która nie była już taka śnięta jak się to wydawało strażnikom. Ale taką udawała aby ich nie prowokować do odwetu i wszczęcia śledztwa. Zwłaszcza, że podejrzenie padłoby pewnie głównie na kobietę która ją karmi.

- Aha. Laska. Z okiem i dwoma rogami. No dobra. Przekażę Starszemu. - logistyk zboru powtórzył co najważniejsze aby dać znać, że zapamięta. Po czym popatrzył na Egona aby jemu dać szansę na wypowiedź.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Stary kocioł”
Czas: 2519.02.20; Backertag (4/8); wieczór
Warunki: wnętrze gospody, jasno, ciepło, gwar głosów; na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, d.si.wiatr, b.lodowato (-35)



Joachim



- Wreszcie czuję, że żyję. - mruknął łysy mięśniak jaki siedział obok swojego przeciwieństwa. Astrolog przy nim wydawał się być kruchy i drobny. Do tego Silny miał maniery zwykłego, ulicznego zbira a Joachim raczej inne. Ale zmokli i zmarzli na tej rybackiej łodzi tak samo. Tak samo wytrzaskał ich wiatr i zalewały falę. Tak samo rozglądali się po stalowoszarych falach jakie ich otaczały próbując wyłapać czy w ich szumie i plusku rozbijającym się o burty słychać coś czego na morzu nie powinno być słychać. Czy nie. I to niejako ich połączyło, że po powrocie do karczmy razem poszli do tawerny aby się ogrzać, zjeść i napić się grzańca po tej mokrej i zimnej robocie. Już sam początek podróży nie zapowiadał się zbyt dobrze.

- Trzeba poczekać. Nie ma sensu wypływać przy takim wietrze. Fale sa za duże a i wiatr wszystko zagłusza. - tak im powiedział rybak gdy przyszli jeszcze po ciemku dzisiaj rano do “Chwiejnej” gdzie się z nim wczoraj Joachim umówił. Miał rację. Świt okazał się bardzo wietrzny i znów wydawało się, że tym razem to już na pewno fale i wiatr zmiotą “Chwiejną” do wód portowej zatoki. Ale znów się okazało, że nie.

Wyszli z niej już późnym rankiem. Późna pora jak na połów rybacki ale i z powodu niepogody i tak się zdarzało. I nie byli jedyną łodzią jaka wypływała wtedy z portu. Potem ku zwężeniu zatoki gdzie wody zawsze były bardziej wzburzone niż wewnątrz niej. Przepłynąć nad wysokimi klifami wschodniego brzegu. I wreszcie jak wypłynęli na pełne morze to już zbliżało się południe. Wiosłowali leniwym, stabilnym tempem zdając sobie sprawę, że czeka ich to na drugą połowę dnia. Rybak zaś sterował w stronę gdzie miał słyszeć te podejrzane coś co uznał za odgłos tej strasznej syreny.

Właściwie była to dość monotonna podróż. Na pustym morzu nie było zbyt wiele do oglądania. Z jednej strony stalowoszare fale po horyzont stykający się z równie szarym niebem. Z drugiej brzeg więc to brzeg bardziej przykuwał uwagę. Nie dlatego, że sam z siebie był ciekawy, raczej dlatego, że otwarte morze było jeszcze mniej ciekawe. Więc niejako byli skazani na siebie i swoich towarzyszy. Silny więc pogadał trochę o jakiejś dupie którą sobie używał i chwalił sobie to używanie bo szpetna nie była i nie robiła jakichś fochów i problemów. Jego kolega o tym jak to ostatnio Raland sprzyjał mu przy grze w kości i jakiego miał niesamowitego farta. Rybak zaś o rybach jakie ostatnio udało mu się złowić no ale to był najmniej chwytliwy temat bo ryby chyba nikogo w tym towarzystwie nie interesowały. Joachim też miał okazję pogadać albo wspomnieć wczorajszą wizyte u Brauera.

Sama wizyta przebiegała raczej spokojnie. Miejsce nie wyglądało na jakieś siedlisko grupy przestępczej. Raczej na sklep rybny i punkt skupu ryb. Pełno takich było w mieście. Przecież jak taki rybak istotną część dnia spędzał ma morzu to po powrocie chciał jak najszybciej sprzedać połów i wracać do domu. Mało który z nich osobiście czy przez swoją rodzinę sprzedawał potem to co złowił, zwykle odsprzedawali to takim kupcom jak Brauer. To jednak ani nie przeczyło ani nie potwierdzało słów niziołka. Nawet trafił wczoraj na jego samego. Był gruby jak Karlik ale nosił szczeciniasty, szczotkowany zarost.

- A kim ty właściwie jesteś, że o to pytasz? - zdziwił się trochę obrzucając młodzieńca krytycznym spojrzeniem. W końcu nie wyglądał jak jakiś strażnik miejski, nie miał charakterystycznej halabardy jaką oni zwykle nosili nie miał też żadnych łańcuchów na piersi jakie zwykle nosili urzędnicy.

- Ale dobrze, dobrze, że ktoś się tym wreszcie zajął. Trzeba coś zrobić z tą syreną. Jeszcze zniknie paru rybaków to pozostali będą się bali wypływać. I kto nam wtedy będzie przywoził świeże ryby? Ci z ratusza powinni coś do cholery z tym zrobić. Za to biorą od nas podatki przecież. Zrobiliby wreszcie porządek z tą syreną. - kupiec odparł tak jak na kupca przystało. Obawiał się, że takie znikanie rybaków poskutkuje stratami w połowach a więc odbije się i na nim a pewnie i na reszcie rybnych kupców oraz i pozostałych mieszkańcach. Nawet w zimie bowiem świeże ryby były typowym składnikiem większości potraw w całym mieście. Niby była jeszcze dziczyzna ale tej zawsze było mało i mogli na nią sobie pozwolić ci z cięższymi sakiewkami a nie zwykli zjadacze chleba. Z drugiej strony gdyby to jednak Brauer stał za tymi zniknięciami to i tak właśnie powinien powiedzieć coś takiego co powiedziałby każdy rybny kupiec w tym mieście.

- Myślisz, że tam było coś? Chcesz tam płynąć jeszcze raz? - głos łysego mięśniaka siedzącego obok przywrócił Joachima do “tu i teraz”. Młody jeszcze wieczór, chociaż podobnie wietrzny jak świt. Rybak wrócił już do siebie do domu, podobnie jak znajomek Silnego z jakim ten przyszedł rano. Jeśli liczyć na twarde łowy i dowody to wrócili z pustymi rękami. Rybak był pewny co do miejsca w jakim dryfowali przez większość czasu. Miał świetną orientację całego brzegu gdzie zwykle wypływał. I mówił, że “to było gdzieś tutaj”. No ale morze to nie śnieg, błoto albo ziemia aby była szansa na obejrzenie śladów nawet parę dni po wydarzeniach. Były tylko stalowe, zimne fale bujające łódką. Chociaż sam się zastanawiał czy nie są za późno. Bo wtedy jak usłyszał to coś to było może godzina czy dwie po świcie. Dzisiaj o tej porze to albo jeszcze czekali w “Chybotliwej” albo dopiero pakowali się do łodzi i płynęli przez zatokę. Ale czy to miało coś z tym wspólnego tego ani on ani jego towarzysze nie byli pewni.

A mimo to już w drugiej połowie dnia przez chwilę wydawało im się, że coś słyszeli. To znaczy rybak i Joachim. Rybak nagle zbystrzał, uniósł palec i zamarł. To wywołało podobną reakcję u pozostałych. Przez chwilę tylko bujali się na falach i słyszeli plusk o burty, monotonny szum morza i wiatru. Ale jednak w pewnej chwili astrologowi wydawało się, że coś jest jeszcze. Jakiś dźwięk. Jakby zniekształcone echo niosące się po wodzie. Ale jakiegoś dźwięku. Albo śpiewu. Tylko łomot fal zagłuszał go co chwilę i brzmiało jakby byli na granicy słyszalności. Trudno było to zweryfikować. Zwłaszcza, że pozostali mówili, że nic nie słyszą. Silny kazał więc powiosłowac trochę w tą, potem z powrotem, potem jeszcze gdzieś dalej aby spróbować lepiej zlokalizować źródło dźwięku. No ale to albo ustało albo go w ogóle nie było. Silny nawet po powrocie jak już byli sami mówił, że nie słyszał nic niezwykłego. Chociaż uczciwie przyznawał, że słuch nie jest jego najlepszą stroną. W końcu zimno i morska wilgoć w połączeniu z tym, że trzeba było jeszcze wrócić do zatoki za dnia sprawiły, że zawrócili do portu. Jak przybijali do molo to już było ciemno. I każdy po takim długim dniu zimowej chłosy urządzonej przez Maanana i Ulryka ciągnął do światła i ciepła. Teraz wreszcie udało im się rozgrzać na tyle, że mróz zdawał się opuszczać ciało i umysł.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-12-2021, 04:52   #466
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Backertag, wieczór; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod wielorybem”

Egon jadł i pił, słuchając wypowiedzi to Karlika, to Łasicy i kiwał głową, kiedy wspomniano, że Starszy się ucieszy.

- Ano, po coś to wszystko jednak robimy – przytaknął Egon. - Tą laskę to poszukać trzeba, zobaczę, co się da zrobić. Może… Może uda się ją przemycić i wynieść pod pretekstem użycia jej podczas jarmarku. Nie wiem jeszcze dokładnie, musiałbym zobaczyć, jak to jest. Jeśli w tym składziku jest jakieś okno, to może i można będzie zrzucić tą laskę do kogoś, kto będzie czekał poniżej.

- Jednak najważniejsze to sprawa: musimy naznaczyć dzień, kiedy chcemy zacząć odbijać wieszczkę i, jeśli by się dało, także Ulricha Vogel - rzekł Egon, który nie czuł by się dobrze, gdyby zostawił przyjaciela, żeby zgnił w lochu. - Jak gadaliśmy ostatnio, chcieliśmy podać strażnikom specyfik na sen i wzniecić pożar po przeciwległej stronie lochu. Obgadać trzeba więc, jak wnosimy to.

- Rzecz druga, z tego, co słyszałem, ta kratka ściekowa jest cholernie ciasna. Może nie zaraz przy samym włazie, ale Kornas nie umiał się przecisnąć, więc tylko ty - tu wskazał na Łasicę - i Trójhak byli się w stanie przecisnąć. Jak myślicie, czy wyrocznia się tam zmieści? Z tymi swoimi rogami? Bo jak nie, to trzeba to przejście poszerzyć tak, żeby wszyscy mogli. Najlepiej jak i Ulrich, bo w takim wypadku to sprawa będzie prosta: dajemy ziółka na sen strażnikom, uciekamy włazem, potem przez kanały i już wozem z miasta. Jak kto będzie stawiał opór, to po łbie ode mnie dostanie. Kanałami nas nie będą ścigać, bo straż nie będzie wiedzieć dokąd.

Nie był to koniec tematów, które Egon miał do przegadania z Karlikiem, ale to wystarczyło na początek.

- Ta rura jaką się wspinaliśmy w kanałach jest taka trudna jak się idzie nią do góry. Ale zjechać czy zsunąć się z góry na dół jest o wiele łatwiej. Myślę, że nie powinno być z tym problemów. - zauważyła Łasica co była wówczas jedyną kultystką jakiej udało się sforsować tą podziemną przeszkodę. Zmrużyła oczy gdy próbowała wrócić pamięcią jak to wyglądało. Karlik milczał i słuchał bo nie było go wtedy z nimi więc musiał zdać się na ich relacje.

- Dlatego myślę, że wyrocznia się powinna zmieścić. To raczej chodzi o grubość w pasie i barach a nie o wysokość. A ona jest całkiem szczupła. Te rogi chyba nie powinny przeszkadzać. Ale taki wielkolud jak ty czy Kornas to nawet z góry na dół to wątpie aby się wam udało. Może. Właściwie jak chcesz to możesz sprawdzić sam. Jak nie to trzeba będzie skuć i poszerzyć to trochę. - tutaj Łasica już czuła się mniej pewnie gdy chodziło o te mięśnie kolegi jakie akurat w przypadku przeciskania się przez wąskie przejścia nie były zaletą.

- Ale z tym Vogelem to nie wiem czy to dobry pomysł. Jak idziemy po wyrocznie no to coś tam robimy ze strażnikami na wartowni u wejścia do specjalnego, potem jazda po wyrocznie, otwieramy jej celę, potem kajdany i huzia do włazu kanałowego. Dobrze by poszło to by się udało za jednym zamachem zanim ktoś by się zorientował co się święci. No ale Vogel siedzi gdzie indziej. W innym bloku. To znów coś by trzeba zrobić ze strażnikami, znów otwierać kolejną celę a to wszystko albo przed albo po numerze z wyrocznią i blokiem specjalnym. I jest dalej od włazu. Już łatwiej byłoby zgarnąć tą drugą co siedzi w specjalnym. Wystarczy otworzyć drzwi jej celi, ona nie jest przykuta. - włamywaczka przyznałą, że ma sporo wątpliwości czy dałoby się zorganizować taką podwójną akcję w dwóch, różnych miejscach kazamat z dwoma różnymi grupami strażników. Każda to było ryzyko i wydłużało akcję. Niepowodzenie jednej mogło zagrozić drugiej.

Egon podrapał się po gęstej czuprynie. Nie w smak było mu to, co usłyszał. Po tej całej akcji będzie musiał się wynieść z Neues Emskrank albo nawet i z prowincji, bo sprawą zapewne zajmie się inkwizycja. Jeśli teraz nie uwolni Ulricha Vogela, to nie będzie już potem okazji. A to oznaczało dla Ulricha jedno: stryczek albo nieco wolniejszą śmierć.

- A dałoby się go przemieścić do specjalnego? - zapytał w końcu. - Przecież w specjalnych heretyków i odstępców od wiary trzymają. Co, jakby Vogel zaczął gadać, że Sigmar to sodomita, a książę elektor sra gacie? I jakby do tego dodać gadanie w językach i obrażanie czci i wiary? Albo wrzeszczenie, że chce składać ofiary na ołtarzach ku czci boga? Jaki akt braku czci by go tam zapakował? Jarmark przecież się zbliża, dla nich usmażenie na stosie dwóch heretyków, a nie jednego to woda na ich młyn.

- Z tymi kanałami to sprawdzić będę musiał czym prędzej, bo sam tą kratką kanałową pójdę. Kto mnie tam zaprowadzi? Ty, Łasica? Trójhak?

- Trójhaka lepiej już w to nie mieszajmy. Będziemy musieli sobie jakoś poradzić sami. - grubas odezwał się po tym jak przez dłuższą chwilę uważnie przysłuchiwał się rozmowie dwójki kutystów. Ale gdy padło imię kanalarza uniósł swoje pulchne dłonie aby dać znać, że wolałby się obyć bez osób spoza zboru.

- No jakbyś szedł od dołu to uderzaj do Vasilija albo Versany. Oni powinni znać drogę od dołu. - włamywaczka poczekała aż wyższy rangą kolega z kultu skończy mówić i dopiero się odezwała do Egona.

- Czas może okazać się istotny. Nie wiem czy się zmieścisz przez to przejście o jakim mówicie. Ale skucie odpowiedniego fragmentu może zająć czas. Dlatego lepiej z tym nie zwklekaj. Bo jak się nie zmieścisz to trzeba będzie znaleźć dla ciebie inną drogę ucieczki. - grubas znów się odezwał, tym razem raczej do mięśniaka niż szczupłej łotrzycy.

- A z tymi przenosinami to niezły pomysł. Łatwiej by było ogarnąć jakby Vogel był w specjalnym. Byłoby tylko jedno miejsce do opędzlowania. No ale jak go tam sprowadzić to nie wiem. Ja tam tylko obieram i gotuję, nie decyduje kto siedzi w jakiej celi. Ty przesiadujesz całymi dniami ze strażnikami to ich podpytaj. Ja to was widzę tylko na stołówce albo jak karmimy więźniów. - Łasica wzruszyła ramionami dając znać, że z ich dwojga to on ma większe pole manewru do rozmów z wartownikami. Ona większość dnia roboczego spędzała w kuchni jako jeden z kuchcików.

- Myślę że coś by musiało być z południowym blokiem i trzeba by wszystkich więźniów przenieść gdzie indziej. To mogliby wsadzić ich do specjalnego. Albo po prostu musiałby przyjść prikaz aby tam przenieść Vogela i tyle. Te zwykłe kluchy co z nimi siedzisz to nie mają nic do gadania. Wypełniają rozkazy i tyle. Tak sądzę. - dodała po chwili obracania tego pytania w myślach. Chociaż powiedziała to tak jakby to były jej prywatne przypuszczenia a nie jakiś pewnik.

- O tym czy mieszać w to Vogela czy nie zdecyduje Starszy. Ale wiecie, że priorytetem jest wyrocznia. Wątpie aby zgodził się na coś co może zagrozić planowi wydostania wyroczni na zewnątrz. - Karlik znów się odezwał jakby chciał im dać znać, że być może ich lider zgodziłby się na dodatkowego pasażera w tej ucieczce jakby to nie kolidowało z celem głównym ale poświęci go bez mrugnięcia okiem jeśli plan ratunku obcego kultystom mięśniaka byłby zbyt ryzykowny albo zagrażał odbiciu wyroczni. A w końcu tylko Egon z nich wszystkich znał Vogela i czuł się z nim związany, dla reszty to był tylko skazaniec czekający na egzekucję.

Egon wzruszył ramionami na wzmiankę o tym, że o przenosinach Ulricha Vogel ma zdecydować Starszy. Jeśli była szansa, to nie zamierzał zostawić starego druha w szponach imperialnych, pal diabli z tym, co tam zamaskowany starzec myślał.

Oczywiście, nie zamierzał wystawiać całej próby ucieczki wieszczki na szwank tylko z powodu swojej prywaty, ale tutaj nie zamierzał odpuszczać. Wreszcie, rzekł:

- Dobra, to skoczę jak najprędzej do Cichego i pogadam, kiedy możemy przejść do kanałów. To po części i jego sprawa, jeśli okaże się, że my nie będziemy mogli, to może da mi jednego ze swoich ludzi i sprawę ogarniemy szybciej, niż bym to kuł w pojedynkę. Mus jednak mi tym przejściem pójść, bo inne drogi zdają mi się zbyt trudne.

Po czym odniósł się do sprawy Ulricha:

- Puszczę plotkę, że Ulrich Vogel to wielki kacerz i zaprzaniec wiary - rzekł. - Następnym razem jak na warcie będę. Choć po prawdzie, jeśli miałbym pomoc w Łasicy, to też by mi to pomogło. Jeśli po jakimś karmieniu wieszczki wyszłaby z celi i powiedziała z przejęciem, że “wiedźma” rozgadała się o jej wspólniku w celi obok, to mogliby go posadzić zaraz koło niej. Dla nich to wszystko jedno przecież, czy go kołem połamią czy na stosie spalą razem z wieszczką. W przeciwnym wypadku musiałbym kombinować, jak uszkodzić blok Ulricha, a to wcale nie takie łatwe jest.

I dodał jeszcze na zakończenie ostatniej sprawy, którą miał:

- Po uwolnieniu wieszczki, po drugiej stronie powinien czekać na nas wóz, żeby nas wywieźć poza miasto. Mnie i Łasicę przecież szukać będą, jak tylko okaże się, że zniknęliśmy. Tak prędko nie zwiedzą się, ale wypadałoby zacząć już przygotowywać jakiś postój w lesie przynajmniej. I kto wie, czy nie czego więcej. Sprawą się niechybnie zainteresuje inkwizycja, a oni tropić umieją. Po drodze, jak będziemy kobietę wieźć, trzeba mieć jakiś płaszcz. Przecież nie będziemy otwarcie na mieście pokazywać się.*

- Żadnego opuszczania miasta. - grubas pokręcił swoją byczą głową po czym sięgnął po butelkę wina, odkorkował i nalał sobie do swojego kielicha. Po czym gestem zaproponował poczęstunek pozostałej dwójce. Łasica szybko dopiła swój i podstawiła go po dolewkę.

- Nie po to tyle czasu, wysiłku i kosztów ponieśliśmy aby z miejsca spławić wyrocznię z miasta. Ona jest istotnym elementem naszych planów na przyszłość. - zaczął wyjaśniać dlaczego jest przeciwny pomysłowi z opuszczaniem miasta po udanej ucieczce z wyrocznią.

- Zadekujemy się w “Czarnym kogucie”. W tej karczmie co sprawdzałeś z Cichym. Ostatnio sprawdzili ją jeszcze Sebastian i Joachim i też dali pozytywną odpowiedź. To będzie nasza nowa kryjówka. Tam ukryjemy wyrocznię, Gustawa i pozostałych jeśli będzie trzeba. Trwają już przygotowania do przystosowania lokalu do naszych potrzeb. Będzie to ogłoszone na zborze. Więc po ucieczce skierujecie się do “Koguta”. - logistyk i skarbnik zboru wyjaśnił na czym polega ta część planów związanych z ucieczką. Łasica skinęła głową na znak, że wie gdzie jest owa karczma zaś Egon i niektórzy z kultystów byli w niej już wcześniej.

- A Łasicy chyba nie powinni szukać. Łasica to dziewczyna z ferajny. Zaś z kazamat zniknie ruda Katia o niezbyt bystrym rozumku. Jej będą szukać. No i ciebie. I Silnego. - Łasica dodała coś od siebie aby zwrócić uwagę, że w kazamatach to raczej nikt nie powinien wiedzieć, że ona jest Łasica. A wygląd kucharki był dość mocno różny od tego jak zwykle nosiła się Łasica.

- A z tym kuciem gdyby okazało się, że trzeba to żadnych obcych osób. Tylko my z naszej grupy. Żadnych chłopaków Cichego czy służek Versany. Kornas może być. No ale on oberwał i robotny teraz za bardzo nie będzie póki się nie wyliże. - logistyk wrócił do propozycji o jakiej wspomniał gladiator. I widocznie nie chciał ryzykować angażowania w to osób postronnych nie związanych z kultem.

- Sebastian jest uwiązany do pilnowania Gustawa. Cichy remontuje “Koguta” ze swoimi chłopakami. W dzień tam ostatnio przebywa. Ale o tej porze powinni chyba już skończyć. My ze Starszym organizujemy papiery i koszty do tej karczmy. Strupas pojechał za miasto z dostawą prowiantu dla tych jaskiniowców. Ale powinien wrócić przed zborem. Jak wróci jego można wziąć do tego skuwania. - Karlik widocznie był nieźle zorientowany w poczynaniach poszczególnych członków zboru i wyglądało na to, że spora część ma już przydzielone zadania na nadchodzące dni. Właściwie nie wymienił tylko Versany, Pirory i Joachima.

- Starszy zgodził się zaangażować Normę do pomocy w uwolnieniu wyroczni. No ale ona tak jak i Kornas też nie jest na chodzie. - wspomniał o toporniczce z północy jaka przynajmniej w tej sprawie miała być po ich stronie.

- Ale to co mówisz z tym, że Vogel to heretyk to mi się nie klei. - włamywaczka widząc, że starszy stażem i rangą kolega skończył mówić wznowiła temat omawiania pomysłów aby Vogel trafił do specjalnego.

- Ile tam już jesteś? Z tydzień? I po tygodniu ci się nagle przypomniało, że coś o nim wiesz? - uniosła brwi zaznaczając, że nie brzmi to zbyt wiarygodnie w jej uszach. - To działa od razu. “Hej to ty jesteś tym szmaciarzem co mi sprzedał chleb z zakalcem w zeszłym tygodniu!”. - zaprezentowała jak to jej zdaniem brzmiało bardziej prawdopodobnie.

- Poza tym jak coś niby wiesz to wezmą was na przepytanie. Jego i ciebie. Może to Apke sam załatwi. A może wezwie speców z ratusza albo nawet łowców czarownic. Przecież heretycy to ich działka. Czujesz się na siłach odpowiadać na taki grad pytań? - uniosła brew do góry, tym razem jedną aby dać znać koledze o możliwych konsekwencjach takiego czynu jaki proponował.

- Do tego ja czy ty może jakoś damy znać Vogelowi o co biega. Ale wątpie abyście bez wspólnej historyjki ustalonej wcześniej dali te same odpowiedzi na te same pytania. A powinni was przesłuchiwać osobno. To wymaga zgrania i ustalenia szczegółów wcześniej. Tego nie da się załatwić jednym przemyconym na oczach strażników grypsem. Poza tym jak coś się nie będzie zgadać, zwłaszcza jakby jaśnie oświecony Herr Oleg zadawał pytania może skorzystać z izby przesłuchań. Na nim lub nawet na tobie. Jak się jego dziarscy chłopcy albo i twoi koledzy przyłożą do roboty to będę miała dwa krwawe ochłapy jak przyjdzie robić akcję a nie pomoc. - dziewczyna z miejskich ulic i zaułków okazała wiele zastrzeżeń i sceptycyzmu czy wszystko by poszło po myśli Egona w tej sprawie jaką proponował.

- No może tak być. Jak on już jest skazany i czeka na wyrok to po prostu siedzi i czeka. Ale jakby wyszło coś nowego, zwłaszcza z herezją, to by wypadało wznowić śledztwo aby wyłapać pozostałych heretyków. - Karlik po chwili zastanowienia zauważył, że argumenty Łasicy mają rację bytu co do samych konsekwencji.

- To by musiało być coś prostego. Jakiś prikaz. Coś co by nie wskazywało na powiązania z nikim od nas. Ani ze mną, tobą, wyrocznią czy kimkolwiek innym. No albo coś innego. Coś co by go sami przenieśli. - Łasica zadumała się nad tymi możliwościami ale od ręki nie miała żadnego gotowego pomysłu jak załatwić przeniesienie Vogela do specjalnego.

Egon przysłuchiwał się sugestiom znajomych kultystów z milczeniem. Myślał nad tym, jaka byłaby najlepsza wymówka do przeniesienia Vogela.

- Nie bardzo wiem, co mogłoby ich skłonić do przeniesienia ich do bloku specjalnego - Egon podrapał się po głowie. - Albo byśmy musieli rozpieprzyć cały blok, w którym siedzi Vogel, albo wpłynąć na pryncypała jakoś.

Gladiator zabębnił na blacie stołu wielkimi paluchami.

- Ja nie wpłynę w żaden sposób na starego, to poza moją działką - rzekł wreszcie. - Opcja z pożarem jest słaba, bo może zagrozić Ulrichowi. A i druga sprawa, w lochu mało co się może palić.

Mruknął niezadowolony.

- No chyba, że… W dzień akcji sfabrykujemy jakiś list, glejt albo coś. Żeby wyglądało dobrze. I przekażemy Rolfowi albo innego starszemu ze strażników, że to przyszło z góry. Ale też nie najlepsze. Albo… Moglibyśmy poszukać, który odpływ z kanałów jest bloku, gdzie siedzi Vogel. Moglibyśmy coś tam wrzucić wyjątkowo śmierdzącego, to wypłoszy klawiszy do drugiego. Ewentualnie by Vogelowi coś podrzucić do celi, jak palec trupa albo coś, co wygląda na talizman.

Odniósł się jeszcze do pozostałych spraw:

- Łasica może się ukryć na ulicy, ale ja nie tak łatwo - rzekł, mając na myśli swoją posturę. - Jak faktycznie będę się musiał ukrywać w mieście, to tylko nocą będę wychodzić.

- A do kucia Strupas nadaje się idealnie. Tylko przyturlać się do miasta z powrotem musi. A może i nawet Kornas by się na coś przydał, przecież krwią nie broczy i na łożu śmierci nie leży. Kucie muru to przecież nie robienie toporem.

- Z tego co mówił Sebastian to nie jest z nimi za dobrze. To coś miało usyfione szpony i rany się paskudzą. Lepiej ich zostawić w łóżkach póki co. - Karlik zaoponował na taki pomysł by od ręki użyć byłych towarzyszy Egona z walki z podziemną poczwarą. Wciąż byli w zbyt kiepskim stanie aby się do czegoś nadawali.

- To może Silny? - zaproponowała Łasica zerkając na grubasa który był prawą reką ich przywódcy.

- Silny na zmianę ze Strupasem pilnuje Gustawa. Jak Strupas wyjechał to został Silny i Sebastian. Ale będę się z nimi widział jutro. To zobaczę. - logistyk miał wątpliwości czy w tak mocno naciągniętym grafiku na tak niewiele osób udałoby się zwolnić Silnego przed powrotem garbusa do miasta.

- A ten list to tak, to mi się podoba. Mogłoby się udać. Ale to musiałoby wyglądać tak jakby przyszło z ratusza. I przydałoby się jakieś pismo na wzór. Aby złapać charakter pisma, podpis i pieczęć. Bez tego lipa. Zwłaszcza, że trzeba by wysłać je do komendanta kazamatów a ten pewnie wie jakie pisma zwykle przychodzą z ratusza. - grubego kultystę bardziej zainteresował wątek sprokurowanego listu. Jakby to uznał za coś rokującego nadzieję na sukces. Chociaż było to obwarowane pewnymi detalami.

- Jak coś z jakimiś pismami to nie do mnie. Ja się na tym nie znam. Poza tym jak kończę to już jest raczej po godzinach urzędowania skrybów. - włamywaczka uniosła dłonie w nieco żartobliwie obronnym geście. W końcu jako dziewczyna z ferajny miała wiele przydatnych na ulicy umiejętności ale jej ręka piórem się nie skalała.

- Myślę, że Pirora ma ostatnio chody w ratuszu. Porozmawiam z nią na ten temat. Jakby zdobyła taki list mogłoby nam to nieźle pomóc. - skarbnik zboru zamyślił się nim wymruczał swoją odpowiedź.

- No dobra - Egon pokiwał gorliwie głową. - Zatem to wszystko to robota Pirory będzie? Będę czekał w takim razie na to, jak odpowiecie. I jak Pirora już ten list zmajstruje.

Po czym Egon powstał.

- Idę do Cichego, muszę z nim pogadać, żeby mnie zaprowadził - rzekł. - Jak mamy rozpocząć ten interes, to musimy zaczynać od dzisiaj.

I skinął głową na Karlika i Łasicę, po czym zaczął wychodzić.

- Pirora może mieć okazje zdobyć taki list. Ale to dopiero będzie pierwszy etap. - powiedział Karlik zaznaczając, że rola nie ogranicza się do udziału blondynki z Averlandu.

- To ja też będę już iść. Idę wreszcie zrobić dupen klapen. Wykańcza mnie ta uczciwa robota. To nie dla mnie. - Łasica też wstała i podeszła do wieszaków gdzie zostawiła swój płaszcz.

* * *

Backertag; późny wieczór; magazyn Giergievów


Egon


Po wyjściu, skierował swoje kroki do magazynu, gdzie zazwyczaj urzędował Cichy. Wiedział, że przemytnik będzie zajęty sprawami, stąd też spodziewał się go jeszcze zastać na nogach. Egon jednak koniecznie potrzebował zobaczyć się z nim jeszcze dziś.

Jak Egon wyszedł na zewnątrz był już późny wieczór. Właściwie to już niedaleko było do północy. Szedł więc przez prawie ciemne i zawalone śniegiem miasto. Do tego wiatr wiał dość mocno zwiewając luźny śnieg jaki nie zdążył przymarznąć i ciskał go w przechodniów. A tych już prawie nie było. Zwykle szedł sam i z rzadka mijał jakąś postać. Musiał jeszcze przejść do tej części miasta gdzie familja Vasilija miała swój magazyn. Ten też jawił się jako kanciasta bryła ciemności. Chociaż w jednym z okien jeszcze paliło się światło. Jak zastukał w drzwi wejściowe przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Stał po ciemku przed drzwiami zawiewany śniegiem z zasp. W końcu jednak usłyszał otwierane wewnętrzne drzwi ganku i kroki do zewnętrznych.

- Czego?! - krzyknął z wnętrza raczej mało przyjazny głos. Ale nie należący do Vasilija. Mało kto jednak cieszyłby się z intruzów jacy przybywali o tej porze.

- To ja, Egon - zawołał gladiator. - Przyszedłem pogadać z Cichym o interesach.

Egon niezbyt się przejął nieprzyjaznym głosem. Mało kto był w dokach, kto mógł równać się jemu samemu w bitce, a ludzie Cichego znali go. Potrzebował albo zostawić wiadomość, albo pogadać z samym Cichym. Spodziewał się, że kucie zajmie im nieco czasu, więc potrzeba było zacząć czym prędzej. Choćby od jutra.

- Poczekaj! - odparł pewnie jeden z ludzi Vasilija. Jaki po ciemku pewnie miał trudność z rozpoznaniem kto stoi na zewnątrz. A gladiator usłyszał znów kroki, tym razem odchodzące. Stał tak chwilę nim kroki wróciły. Tym razem ze szczękiem otwieranych drzwi. - Wejdź. - odparł jakiś mężczyzna w samej koszuli ale jeszcze w spodniach. Machnął ręką aby zachęcić go do wejścia. Po czym szybko zamknął drzwi aby odciąć atak nocnego mrozu.

- Poczekaj tu, szef zaraz zejdzie. - powiedział przewodnik wskazując na stół przy jakim siedziało jeszcze dwóch jego kolegów. Vasilij faktycznie nie kazał długo na siebie czekać. Zszedł po schodach i przyszedł do izby.

- Egon? Co tak późno? Coś się stało? - zapytał ubrany też w samą koszulę i spodnie. Na stopach miał tylko kapcie więc wyglądał jakby już szykował się do snu.

- Ja tylko na chwilę - rzekł Egon. - Sprawa taka: z Łasicą znaleźliśmy właz i sprawę z kazamatami czym prędzej zakończyć trzeba. Jako że będziemy uciekać kanałami, to potrzebuję i ja przepatrzeć. Ostatnim razem nie byłem z wami, kiedy żeście z Trójhakiem te kanały rozeznawali, więc potrzebuję, żebyś mnie tam zaprowadził. Zobaczę, czy mogę przez ten wasz grajdół się przecisnąć a jak nie, to czeka mnie tam robota, będę musiał poszerzyć przejście.

Odchrząknął i podsumował:

- Czym prędzej, tym lepiej. Kiedy pasuje nam, żebyś mnie zaprowadził na miejsce? Teraz, jak tego cholernego cudaka w kanałach nie ma, to spokojna głowa, nie stanie się nic.

Vasilij machnął na swoich ludzi aby ci wyszli ledwo Egon coś zaczął mówić o włazie i Łasicy. Zanim skończył byli już w izbie tylko we dwóch. Wtedy brodaty szatyn przeczesał palcami swoje włosy i pokiwał ze zrozumieniem głową.

- Oni nie sa wtajemniczeni w nasze sprawy rodzinne. I wolałbym aby tak zostało. - zaczął wskazując na drzwi jakie zamknęły się za jego ludźmi. - I mówisz, znaleźliście z Łasicą właz? Dobrze. Bardzo dobrze. To można coś teraz zacząć działać. No ale… - same wieści ucieszyły go nie mniej niż niedawno Karlika. Pokiwał głową i uśmiechnął się jednak zająknął się i obrzucił spojrzeniem całą, masywną sylwetkę kolegi.

- No tak. Duży jesteś. A tam jest ciasno. Kornas i Silny nawet nie próbowali. Od razu widać było, że są za duzi. Ja i Versana próbowaliśmy ale za stromo było. Tylko Łasica i Trójhak dali radę. Co prawda jakby dawać dyla to z góry na dół to łatwiej. No ale i tak duży jesteś. No nie wiem… Ale można spróbować. Przyjdź jutro po robocie. Zaprowadzę cię. Dzisiaj cały dzień z chłopakami ogarnialismy “Koguta”. To zmachani jesteśmy. Ale jakbyś jutro przyszedł wcześniej to tak, mogę cię zaprowadzić. - Vasilij powiedział coś podobnego jak wcześniej Łasica o tym podziemnym wejściu do kanałów. Czy raczej zejściu jakby zwiewać z lochów. Ale okazał życzliwość i zrozumienie. Miał jednak wątpliwości czy Egon który wcale nie był drobniejszy niż Silny albo Kornas dałby radę się przecisnąć tamtędy.

- W takim razie ustalone - Egon pokiwał głową. - Jutro czekaj na mnie po robocie. Wezmę jakieś narzędzia i się przyjrzymy.

I pożegnał się z kompanem skinieniem głowy. Odwrócił się na pięcie i poszedł już do swojej nory.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 03-12-2021, 10:49   #467
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Backertag; ranek; Nordland; Neues Emskrank; tawerna “Zlota Lilia”

- Aaaa… - Pirora ziewnęła przeciągając się leniwie w łóżku koło swoich kochanków. Przytuliła się do nagiego ciała Kellera i zatopiła w leniwym poranku. Poranne atrakcje nie były tak dzikie jak te poprzedniego wieczoru raczej leniwe przebudzenie z przyjemna spokojną ekstazą. Śniadanie zjedli w pokoju gdzie Jonas obwieścił im że nie będzie im dane spotkać się w najbliższym czasie. Co było smutne ale nie tragiczne, Pirora wiedziała że Benona na pewno będzie bardziej zasmucona tym niż ona sama.

- No cóż jakoś będziemy starać się nie uschnąć z tęsknoty, daj znać kiedy twoja praca przestanie cię w pełni pochlaniać. - blondynka powiedziała chwyciła kawałek chleba i zamoczyła go w miodzie zanim przeszła do rozkoszowania się słodkim lepkim smakiej na swoim języku.

- Oczywiście moja droga. - Keller zgodził się z lubością maczając chleb w rozlanym żółtku i jedząc z apetytem. Beno pokiwała głową, że rozumie ale miała minę jakby przewidywania Pirory były trafne i już zrobiło jej się żal, że w najbliższe dni raczej nie będzie okazji do powtórnego spotkania w takim gronie i celu.

- Dużo wam jeszcze pracy macie z tym remontem? - Zapytała łapiąc skapujący chleba miód palcami zanim zaczęła je oblizywać. - Zdążycie przed wiosną?

- Oj tak. Dużo pracy. Właśnie wchodzimy w decydującą fazę, że się tak wyrażę. W przyszłym tygodniu powinniśmy zbijać te całe nowe poszycie i wręgi do kupy. Muszę wszystkiego dopilnować, zmierzyć i tak dalej. Urwanie głowy się szykuje. Jeszcze nie wiem czy mi nie wypadnie jechać do tartaku bo mają jakieś opóźnienia. A to za miastem. Zobaczę jeszcze. - nawigator potraktował pytanie poważnie i tak właśnie odpowiedział. Szybko i profesjonalnie jakby umysł znów zaczął mu dryfować w stronę obowiązków służbowych.

- To pana tak nie będzie aż do wiosny? - Beno odważyła się zapytać o to co jej pani bo i tak trochę wyglądało jakby ta praca pochłaniała ich nawigatora na dłuższy czas.

- Mam nadzieję, że nie. - odparł z uspokajającym uśmiechem. - Jeśli teraz rozładuje się ten kocioł z tym zbijaniem wszystkiego do kupy to potem będę musiał już tylko trzymać rekę na pulsie. No chyba, że wyjdzie, że coś jest nie tak i potrzebne będą poprawki. Mam nadzieję, że nie. Bo wtedy cały kierat zacząłby się od nowa. - cmoknął z niezadowoleniem na taką myśl. Ale chyba nie wykluczał całkowicie takiego przykrego wariantu.
- Ale co ja was będę zanudzał o mojej pracy! A co z wami? Macie jakieś plany na przyszły tydzień? - machnął ręką i uśmiechnął się do nich wesoło jakby zdał sobie sprawę, że panny mogą niekoniecznie chcieć słuchać o stolarsko - ciesielskich pracach na statku.

- Przyszły tydzień jest wielce dalekim terminem Jonasie, na pewno będę spędzała trochę czasu w towarzystwie tutejszej śmietanki towarzyskiej. Pewnie dokończę obraz sokola, a skoro już poznałam pannę van Hanssen może postaram się poznać ją lepiej chociaż ona nie ma tych samym zainteresowań co ja. Froya bardziej od sztuki preferuje polowania na większe zwierzyny, szermierkę i inne bardziej męskie zainteresowania. - Pirora podzieliła się uwaga na temat sławnej szlachcianki van Hanssen.

- Ah tak, Froya van Hansen. Piękna kobieta. Miałem ją przyjemność widzieć w świątyni na mszy. I się z nią też znasz? Widzę, że niedługo opleciesz siecią znajomości wszystkie najważniejsze osoby w tym mieście. - pan nawigator też miał okazję spotkać pannę van Hansen chociaż chyba nie osobiście. I w jego głosie Pirora wyczułą jakby nutkę zazdrości, że ona ma takie bliskie i przyjazne relacje z tą szlachcianką. Jednak nie wychwalał za bardzo jednej pięknej kobiety przy drugiej skoro właśnie z nią spędził ostatnią noc.

- A co do polowań i zainteresowań myślę, że możecie mieć mimo wszystko coś wspólnego. Sugerowałbym portret. Bo to chyba leży w twoich możliwościach? A jakiż wielki wódz, wojownik czy myśliwy nie chciałby mieć pięknego portretu swojej pięknej osoby w jakiejś dumnej pozie? Zwłaszcza na koniu. Oni uwielbiają konie. Tak jak u nas kapitanowie swoje statki. - Jonas podpowiedział wspólną nić jaka mogłaby połączyć obie tak różne od siebie blondynki.

- Och to bardzo dobry pomysł, muszę faktycznie go wprowadź, dziękuję. - blondynka pocałowała mężczyznę w policzek wyrażając swoją wdzięczność na genialny wręcz pomysł.
- Jeśli te moje zapoznawania się skończą się dla mnie zaproszeniami na bale będę musiała zmusić cię do robienia za moją eskortę w końcu to twój pomysł mnie tam popchnął.

- Eskortę? Nie wyglądasz mi na kogoś kto wymaga eskorty. Zwłaszcza w trakcie spotkań towarzyskich. Ale jeśli szukałabyś partnera na takie wyjście myślę, że mógłbym rozważyć taką propozycję. - odpar czarnobrody nawigator robiąc minę jakby rozważał jakąś propozycję handlową. Chociaż w mocno przerysowany sposób, że aż Benona uśmiechnęła się cicho z rozbawienia.

- No dobrze partnera, u nas mówiąc o balach partner niezależne od płci słowo eskorta używa się zamiennie. Ale tak chodzi mi o ewentualne towarzyszenie mi na teoretycznym chwilowo balu. - Wyjaśniła Pirora.

- Aha, no popatrz, jednak prawdę mówią, że co kraj to obyczaj. - czarnowłosy mężczyzna uśmiechnął się ze zrozumieniem i rozbawieniem na tą lingwistyczną ciekawostkę. Ale w międzyczasie zdążyli już nasycić poranny głód i można było zacząć myśleć o tym aby zacząć resztę pochmurnego dnia.

Backertag; południe; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”

Pirora po powrocie postanowiła wziąć się do pracy nad obrazem Julius przyniósł jej zdechłego szczura. który został użyty by zachęcić jastrzębia do przyjmowania innych póz niż te spokojne poważne. Rozrywane na strzępy truchlo stanowiło ciekawy kontrast i dosyc mocno makabryczny dodatek.

 
Obca jest offline  
Stary 03-12-2021, 14:27   #468
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Backertag; wieczór; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”

- Naji! Jak miło cię znowu widzieć, w ogóle nas nie odwiedzasz to trochę smutne, bo my zawsze mamy dla ciebie miejsce przy stole. - Averlandka jednocześnie ucieszona i z udawaną obrażona minką zbeształa bardkę. Kiwnęła głową do Juliusa a ten napełnił jeden z kielichów winem ze stojącej na stole butelki i postawił koło Naji. Dodatkowo wziął większy nóż i zaczął odkrajać części pieczonej kaczki a każdą cześć podawał na kolejne talerze. Oprócz kaczki była też kasza z sosem grzybowym oraz smażone karmazyny. Nic tylko zacząć zajadać się i napełniać żołądki.

- Nie, nie znam tej Sany, owszem mamy z Kamilą jeden dzień w tygodniu gdzie razem malujemy. Kamila nie ma innych znajomych malarzy w mieście którzy by jej mogli pracować nad techniką. - Pirora wyjaśniła minstrelce jaki to teraz ma kalendarz zajęty. - Za miastem powiadasz, to ciekawe myślałam że szlachta raczej trzyma się miasta bo za miastem niebezpiecznie… uuuu wierszyk o cierpieniach młodej szlachcianki która nie może swojego szlachcica znaleźć by w końcu zakończyć stan panieński, zdecydowanie chcę to przeczytać. - szlachcianka dała aprobatę takiemu pomysłowi.

- Co do moich przygód… no nie powiedziałabym że mam jakieś wielkie przygody. Staram się zyskać tą kamienice na Bursztynowej. Ostatnio z nudów podjęłam pracę jako portrecista w Kazamatach. I zostałam zaproszona na wesele i zamierzam się wybrać. A tak to maluje, oo poznałam w końcu Froye van Hanssen, była tak miła, że pożyczyła mi jednego z sokołów do mojego kolejnego obrazu. Wolałabym sowę ale niestety nie znalazłam takiej. Dziewczyny skończyły szyć swoje stroje, i zastanawiamy się co by tutaj dać im jako kolejny projekt… właśnie sobie przypomniałam że Versana powinna oddać mi pieniądze za materiały dla dziewcząt.

- Nie przychodziłam bo po ostatnim razie jak tu byłam i widziałam jak jesteście sobą zajętę i macie takie bardzo ważne sprawy między kuzynkami no to pomyślałam “nic tu po mnie!” i sie zmyłam. Dzisiaj widze mam fart bo jesteś bez swojej drogiej kuzynki. - minstrelka odparła szybko i wesoło podając powód dlaczego omijała ten lokal przez dłuższy czas. Po czym chętnie sięgnęła po podaną na talerz kaszę i kaczkę.

- No ale było minęło. Jak się stęskniłaś znaczy możemy wyjść na prostą z tymi wizytami i w ogóle. - machnęła ręką i upiła łyk wina z kielicha. Pokiwała głową do Juliusa w niemym podziękowaniu po czym wróciła do rozmowy z jego panią.

- A Sana tak, męczy bidulkę to jej dziewictwo. Aż nóżkami przebiera aby coś z tym zrobić. Wygląda tak słodko i wdzięcznie, jak tak cierpi na samotnie dnie a zwłaszcza noce, że aż chyba coś napiszę z tej okazji. Ale poza tym całkiem wesoła dziewczyna. Lubię ją. To może jak już będę coś pisać postaram się mieć to na uwadze. Mam nadzieję, że się nie obrazi. Może ją gdzieś zabiorę skoro przyjechała na wycieczkę do miasta w celach towarzyskich. I edukacyjnych oczywiście. - wróciła do swojego swobodnego i nieco bezczelnego tonu szybkiej rozmowy gdy wkuła widelec w kolejny kawałek kaczki. Zmrużyła oczy zastanawiając się nad tą młodą damą jaką właśnie przyjechała do mieście ale chyba jeszcze sama do końca nie była pewna jak postąpić.

- I poznałaś naszą śliczną Froyę? Jej. Szkoda, że ona za sztuką nie przepada. Dawałam u nich w rezydencji parę koncertów na różnych balach czy podobnych spotkaniach. Świetnie tańczy. Widać, że taniec to jej pasja. No i ma okazję jak jest na jakimś balu bo zawsze ma pełno amantów co proszą ją do tańca. - podzieliła się swoimi uwagami o szlachciance wysokiego rodu. Wydawała się mieć swój własny pogląd i kryteria oceny, głównie jako artystka szukająca mecenasa sztuki.

- I tą Bursztynową jednak kupujesz? No to gratulacje nowej chatki. Jakbyś potrzebowała artystyczne występy na otwarcie domu to daj znać. - powiedziała szybko gdy obskoczyła najważniejsze tematy o jakich rozmawiały.

- O ile rozumiem niechęć do grania drugich skrzypiec przy mojej kuzyneczce to następnym razem powinnaś nie przejmować się jej nadętym wywyższający się tonem szlacheckim. - Pirora powiedziała bez ogródek do artystki. - Owszem to może nie ładnie słuchać jak ktoś sobie tego nie życzy to jednak jej robienie wielkiego halo z jakimś tam spraw rodzinnych jest irytujące. Więc następnym razem nie daj się jej przepędzić na tak długo.

- Ach czyli spróbujesz być swatką w erotycznych przygodach dziewiczych… no no nie wiedziałam że z ciebie tak wszystronna osoba. - szlachcianka zażartowała - z jednej strony chciałabym to zobaczyć z drugiej nie chciałaby wam speszyć moją obecnością.

- Tak Froya nie wydaje się być osobą która żyje dla sztuki. Choć też nią nie gardzi, po prostu ma inne zainteresowania. Być może jeśli w końcu ktoś by zrobił jakiś porządny bal to by się towarzystwo szlacheckie rozruszało. - blondynka zadumała się nad tym balem odchylając się trochę na swoim krześle.

- Kupuje a może nie, potrzebuje małego dodatku finansowego i poświadczenia któregoś z tych szlachetnych rodzin, Kamila obiecała że porozmawia ze swoim ojcem czy będzie wstanę za mnie poręczyć. Trochę taki wstyd ale z drugiej strony potrzebuje pomocy. - blondynka przyznała się w końcu.

- Mam nadzieję, że nie będziesz mnie pytać o karliki? To raczej działa w drugą stronę. Przecież chyba wiesz, że jestem tylko ubogą poetką i artystką? - ciemnowłosa popatrzyła przesadnie ironicznie na blondynkę aby zawczasu ukrócić wszelkie prośby o pożyczki. Chyba raczej dla żartu. Bo przy takiej różnicy w statusie społecznym i materialnym było mało prawdopodobne aby to szlachcianka była wspierana przez artystkę. Zwłaszcza jak owa artystka notorycznie wspominała o kłopotach z własnymi funduszami.

- Tak czycham tylko na twoje bogactwa które pewnie trzymasz w jakimś ukrytym skarbcu pod miastem… - Pirora od razu zwróciła się do Nije swoją własną ironią,

- A nasza Kamilka jest bardzo kochana i życzliwa. Jak ci tak powiedziała to pewnie zapyta. No ale jej ojciec to jednak kapitan całego portu. I on to już ma głowę na karku. To nie wiem. Już najwyżej z nim byś musiała rozmawiać jak Kamila powie, że się zgodził czy co. A jak nie to będziesz musiała poszukać innego poręczyciela. Jak nie wyjdzie z van Zee to spróbój z którąś z dziewczyn co są w kółku poetyckim. Albo z Froyą. - poradziła coś od siebie bo chociaż sama z siebie wyglądało na to, że miewała trudności wyżywić się samej to jednak dzięki swoim kontaktom zawodowoym miała całkiem niezłe rozeznanie kto jest kto wśród śmietanki towarzyskiej tego miasta.

- Zaś z Saną to jeszcze sama nie wiem. Wczoraj może ją potraktowałam troszkę za ostro. Ale tak pomyślałam sobie dzisiaj o jej sytuacji. No z kim ona ma zlec w tym terkatku? Z jakimś drwalem? - znów wróciła tematem do panny Moabit jaka dopiero co przyjechała do miasta. I jakoś minstrelka nie mogła jej wyrzucić z głowy. Popatrzyła znacząco na sąsiadkę. No tak, raczej drwale, chłopi i inna służba to nie był materiał nawet na jednorazową przygodę dla panny z dobrego domu jakiej zależało na reputacji.

- No ja tam była u nich kiedyś. Jakiś majster syna żenił. Wesele było i ich zabawiałam występem. Bardzo ładnie się urządzili. Znaczy nie sam tartak i magazyny no ale ta rezydencja. Prawdziwy dworek. Myślę, że i Kamila czy Froya nie powinny wybrzydzać jakby tam wizytowały u państwa Moabit. Więc i Sana taka biedna nie jest i głodem jak ja nie przymiera. No ale jak już dorosła to ganianie za wiewiórkami po lesie i ciąganie się z chłopcami za warkocze przestało ją bawić to za bardzo nie ma tam co robić. W tartaku sami chłopi, drwale, furmani co tam przywożą drewno albo wywożą. I ona tam sama bidulka dorasta. Właściwie to jak przyjeżdża do nas to ma okazję się trochę wyszumieć i przeżyć jakąś przygodę. Dlatego tak mi się jej trochę szkoda zrobiło dzisiaj. Była i w zeszłą zimę i w lecie. No i przyjechała teraz to myślałam, że partacz z niej i tyle, że sobie nie umie tego załatwić. Ale tak właśnie pomyślałam dzisiaj, że wcale tak za bardzo nie ma jak i z kim na tym swoim ślicznym zakuprzu. - ciemnowłosa bardka streściła sytuację samej Sany i jej rodziny. No i co ona sama o tym sądzi. I trochę takim tonem jakby się połapała dzisiaj, że wczoraj była dla młodej panny Moabit zbyt surowa i chciała jej to jakoś wynagrodzić przy kolejnym spotkaniu.

- A z dziewictwem to sama wiesz jak jest. Niby każda z nas powinna trzymać cnotę dla lubego aby ten mógł się puszyć rozpakowaniem prezentu. No ale ja akurat za cholerę nie mam do tego cierpliwości. I z Saną podobnie. Pewnie by jakiegoś amanta sobie znalazła mimo wszystko. W końcu ani nie jest szpetna ani garbata. Mówić też umie, nawet zabawna jest. No ale to jak chcieć mieć ciastko i zjeść ciastko. Zabawisz się raz a potem co pokażesz lubemu i starym? Mnie to tam na tym nie zależy no ale ona to ma z tym straszny ambaras. Aż mi jej szkoda. - dodała cos co ona sama nie traktowała zbyt poważnie ale miała świadomość, że potrafi to przykuwać uwagę innych młodych kobiet.

- A! A z tymi domkami szlachty za miastem… Ano tak, bo ty teraz w zimie przyjechałaś. No to zimą tak, wszyscy ściągają do miasta. Ale wręcz wypada aby “ludzie na poziomie” mieli jakiś “domek myśliwski” czyli niezły dworek gdzieś za miastem. Zwykle w lesie albo na zachodnim brzegu skąd jest świetny widok na morze. Chyba każdy ważniejszy ważniak w tym mieście ma coś takiego. Byłam kiedyś u van Hansenów. Niezła chata. Niby takie coś na wzór zwykłej chłopskiej chaty no ale w środku no wszystko jest co trzeba. Wcale się nie dziwię, że w lecie spędzają tam tyle czasu. - westchnęła nieco z zazdrością na te luksusy z których miała co prawda okazję odwiedzać i korzystać ale jako krótkotrwały gość a nie domownik czy właściciel.

- Może uda mi się doczekać do wiosny to będę miala szansę zwiedzić jeden albo dwa. Z ciekawości te dworki stoją sobie tak opuszczone całą zimę czy jednak pozostawia się jakąś małą ilość służby co by się dzicy lokatorowie nie zalęgli? - Pirora zapytała pamiętając rozmowę na ostatnim zborze o tym jak to po ratunku dla wieszczki Łasica, Egon i może jeszcze ktoś będą musieli udać się za miasto być może informacje o alternatywnym miejscu w jakim mogliby się udać byłoby przydatne.

- Pirora. Spójrz na mnie. Czy ja ci wyglądam na właścicielkę jakiegoś dworku za miastem? - poetka odwróciła się bardziej frontem do siedzącej obok na ławie towarzyszki jakby naprawdę chciała się jej zaprezentować do oglądania. Chociaż sądząc po tonie i minie to żartowała sobie znowu jak to miała w zwyczaju.

- Nie wiem. W lecie bywałam czasem tu czy tam. Ale co oni robią z nimi w zimie to nie wiem. Będziesz jutro u Kamili to się możesz jej zapytać. Dziewczyn też one też mają takie dworki tam czy tu. - podpowiedziała rozwiązanie skoro nie była w stanie sama dać odpowiedzi na to pytanie.

- Właściwie dla ciebie do poznania towarzystwa to nawet lepiej, że jest zima. Masz wszystkich najważniejszych w jednym miejscu. Znaczy w mieście. Bo w sezonie to cały czas kogoś nie ma, ktoś wyjechał w interesach, do domku myśliwskiego i tak dalej. - wbiła widelec w kolejny fragment kaczki i zajadała się tym smakołykiem ze smakiem.

- Nie skreślaj tego swojego domku jeszcze z listy życzeń, może uda ci się tego bogatego męża znaleźć to być może z dworkiem leśnym w zestawie. - Blondynka podjęła tę zabawę w nieszkodliwe uszczypliwości. - Pewnie masz racje, aczkolwiek pomyślałam że może coś wiesz, wiesz dużo różnych rzeczy, bywasz na salonach i w ich dworach, to wydaje się jakbyś mogła mimowolnie wiedziec cos na ten temat. no ale jak mówisz że nie masz pojęcia to faktycznie zapytam dziewczyny jutro. - bondyneczka przyznałą Nije racje i odpuściła temat.

- Właśnie bo chyba w końcu nie uslyszalam czy udało ci się wygrać ten zakład ze swoją znajoma o balladzie w stylu Bretońskim. - malarka gładko zmieniła temat.

- Ah to… Przyznam, że to mi kompletnie wyleciało z pamięci. Ostatnio moją pasją są syreny. Zwłaszcza takie jak te moje Malena i Morgan. - czarnulka była trochę zaskoczona zmianą tematu i powoli uniosła i opuściła głowę gdy pewnie próbowała sobie przypomnieć o co chodzi zanim się odezwała.

- A poza tym z tą bretońską balladą to najlepsza by była Fabi. Znaczy Fabienne von Mannlieb. Nie wiem czy ją znasz. Ona jest Bretonką. No i uwielbia poezję więc jest w tej sprawie naszym autorytetem. Wczoraj Kamila mi mówiła, że ją zaprosiła i Fabi odpisała jej, że powinna być. Zobaczymy.Faktycznie będzie można ją zapytać o ten poemat jakby była. - przypomniała sobie jak to było z tymi bretońskimi tematami.

- Oh no proszę, owszem poznałam ją ostatnio, była z mężem w “Złotej Lili” i udało nam się zapoznać. Wydaje się miła choć nie miałyśmy szansy długo rozmawiać ot przelotnie parę uprzejmości. Wydaje mi się że często bywają w tej gospodzie, Fabienne chyba musi tęsknić za domem. - blondynka podzieliła się swoimi spostrzeżeniami - Choć teraz jak masz tą balladę to mogłabyś ją tam grać, brakowala mi tam miłej rozrywki jaką jest śpiew.

- No właśnie nie mam bo zajęłam się moimi syrenami i jakoś nie miałam głowy ślęczeć jeszcze nad bretońskim tekstem. - minstrelka skrzywiła się w nieco zabawny sposób i odsunęła od siebie talerz na jakim poza kaczymi gnatami niewiele zostało. W pozie i minie widać było, że ten smaczny i ciepły posiłek sprawił jej przyjemność jak kotu zeżarcie tłuściutkiej myszy. Wytarła dłonie i usta chusteczką po czym oparła się wygodnie w nonszalanckiej pozie i sięgnęła po swój kielich.

- Wyborna ta kolacja, naprawdę mają tu niezłą kuchnię. A poza tym preferuję kaczki nad kuraki jeśli już miałabym wybrzydzać. - pochwaliła swoją dobrodziejkę za wstrzelenie się w jej gusta no i ten poczęstunek na jaki chyba zawsze była łasa. Uniosła kielich do toastu na cześć siedzącej obok blondynki.

- Ale z drugiej strony napchałam się nie będzie mi się chciało teraz ruszać. - westchnęła patrząc na resztę głównej izby jakby zastanawiała się czy jeszcze wznawiać swój koncert czy dać sobie spokój. Na razie wygrał kielich wina i dała sobie jeszcze spokój wracając do rozmowy z Averlandką.

- A Fabi tak, jest bardzo miła. Robi niesamowity postęp w naszej mowie. Jak tu przyjechała ze dwa lata temu to dosłownie umiała z parę słów. A teraz już jej wychodzi całkiem nieźle. Chociaż ledwo otworzy buzię no to od razu słychać, że Bretonka po jej akcencie. - pokiwała głową i zaczęła jeszcze wesoło bujać nogą założoną na drugą ciesząc się chwilą i spokojem.

- I byłaś w “Lilli”? A z kim jeśli można zapytać? - spojrzała wesoło na siedzącą obok blondynkę. - I “Lilia” tak, jest wspaniała. Ma klimat i urok, powiew egzotyki. Dają niezłe napiwki występującym artystom. Lubię to miejsce. I lubię tam występować. A Fabi też wydaje mi się wrażliwa na takie rzeczy. I to chyba najsławniejsza i najlepsza knajpa gdzie jest bretońska kuchnia. Podobno nawet obsługa umie mówić po bretońsku chociaż nie jestem pewna czy cała i czy to prawda. Chociaż pamiętam, że jedna z kelnerek jest Bretonką albo półbretonką. No w każdym razie mówi płynnie po bretońsku. - podzieliła się z koleżanką swoją opinią i wrażeniami jakie miała na temat gospody o jakiej rozmawiały. I wyrażała się o niej całkiem ciepło.

- Jak nie chcesz wyruszyć to zostan za jakiś czas idziemy się zrelaksować w ciepłej wodzie w łaźniach możesz dołączyć przenocować tutaj, to załapiesz się jeszcze na śniadanie. - Pirora rzuciła propozycję od tak. Będąc prawie pewna, że kobieta nie przyjmie zaproszenia. W końcu kto by chciał siedzieć z nimi jak mogła przygruchać sobie któregoś z gości i ogrzać się w jego łóżku.

- Hmmm… Czyli oferujesz mi nocleg ze śniadaniem do tej kolacji? I jeszcze gorącą kąpiel? Hmm… - poetka leniwie bujała swoją nogą a w dłoni podobnie obracała kielich z winem. Zastanawiała się szukając natchnienia w belkowanym suficie.

- A te “my” to kto? - zapytała prosząc o dodatkowe wyjaśnienie. I wymownie zawiesiła wzrok na Juliusie jakby miała co do niego wątpliwości czy jest tym dodatkiem do tej propozycji.

- Proponuje ci koleżeńskie nocowanie u patronki sztuki na ćwierć gwizdka. I jakie to miłe, że nie chcesz gorszyć Juliusa. Tak my to znaczy Benona, Ajnur, Ja i Irina. - Pirora wyjaśniła że chodzi jej po prostu o kąpiel w większej grupie. - Benona i Ajnur uczą się od Iriny pielęgnacji włosów co by kiedy pani Kapitan wróci mogły lepiej to wykorzystać.

Chwilowo pominęła odpowiedź z kto ją zabrał do tak eleganckiego miejsca. Licząc że muzyczka odwrócona uwagą gorącej kąpieli zapomni o tym temacie. Choć nie zdążyła popatrzeć na Benone a ta z kolei była dosyć rozćwieczkana jeśli chodzi o pana Kellera.

- Ah, to taka kąpiel i nocleg w większym damskim gronie? - ciemnowłosa głowa uniosła się i opuściła, podobnie jak brwi gdy zorientowała się na czym polega propozycja gospodyni. Pobujała jeszcze chwilę nogą pod stołem i kielichem nad nim uśmiechnęła się i odpowiedziała.

- Brzmi zachęcająco. Może będzie okazja się lepiej poznać. I poplotkować o tych których z nami nie ma. - odparła wesoło poetka i z pełnym żołądkiem wydawała się mieć dobry humor tego wieczoru. Nawet klepnęła udo siedzącej obok sąsiadki.

- A teraz pozwól, że spróbuję zarobić jeszcze trochę grosza. Obiecałam tamtym przy stole jakąś sprośną szantę. Marynarze uwielbiają wesołe piosenki o jeszcze weselszych dziewczynkach. Zwłaszcza takimi jakim nic nie brakuje i nie trzeba za nimi latać. - powiedziała machając dłonią w stronę jednego ze stołów gdzie siedziało jakieś pstrokate i raczej typowo męskie towarzystwo. Sama zaś sięgnęła po swoją lutnię sprawdzając czy niczego nie zostawia.

***

W łaźniach było parno i pachniało fiołkami kiedy Naji i Pirora się w niej pojawiły, Beno i Ajnur oraz Irina przygotowały wcześniej balie, przybory do pielęgnacji szlachcianki i różne kosmetyki przywiezione z wnętrza Imperium.
Pirora dała się rozebrać przez służki i wsunęła się do bali. Irina wzięła grzebyk i zaczęła rozplątywać upięcie blondynki.
- To co pani artystko gotowa spróbowania luksusów i zbytków? - Blondynka uśmiechnęła się do Naji. Benona i Ajnur gotowe by pomóc barce rozebrać się jak wcześnie Irina zrobiła to z malarką.

- Chętnie. Jak już kiedyś w końcu będę sławna i bogata to też sobie zorganizuję takie miłe służki co by mi usługiwały w kąpieli. - ciemnowłosa poetka uśmiechnęła się wesoło i rozpięła swój gorset i pasek pozwalając obu służkom pani kapitan rozdziać ją z reszty. Pod tą suknią i koszulą ukazało się młode i szczupłe ciało. Właściwie nawet można było powiedzieć, że poetka była chuda i te piersi już nie podkreślane tak ładnie przez dekolt i gorset nie wydawały się już jakoś przesadnie duże. Więc gdyby Pirora szukała modeli na ten detal kobiecen anatomii to nadal Beno wydawała się właściwszym wyboren niż minstrelka. A ta zaś jak skończyła się rozbierać wesoło przeszła przez krawędź balii zanurzając się i śmiejąc z radości.

- O! Jaka cieplutka! Tego mi było trzeba! Tak pizga na zewnątrz to ciepła kąpiel to jest to! - śmiała się przeżywając tą drobną przyjemność jaka spotkała ją tego późnego wieczoru. Aż pozostałe łaziebne też się uśmiechały ciesząc się z tej naturalnej radości razem z nią.

Podczas kiedy Irina zajmowała się malarką, Beno i Ajnur poszły i zaczęły delikatnie rozczesywać jej ciemne włosy. Irina pokazała dziewczynom jak rozprowadzać olejki i jak zabezpieczać je pod ręcznikiem by przez jakiś czas były na włosach pod ręcznikiem by nie przeszkadzały dalej. Z dzbanuszka dała po trochu szarawej pasty która delikatnie wcierała w twarz szyje, dekold i ramiona Averlandki pasta miała w sobie piasek lub inne grudki które tarły delikatnie skórę młodej kobietki. Po jej spłukaniu skóra zarowno Averlandki i minstrelki była wielce miękka i gładka.
Następnie było natarcie ich kolejnym innym olejkiem i zmycie z włosów ten co nałożony był na samym początku i zawinięcie ich z powrotem w ręczniki. Potem dziewczyny wykorzystały sąsiednią balie by same się umyć podczas gdy malarka i muzyczka mogły siedzieć w nadal ciepłej wodzie.

- To jak ci to szukanie bogatego męża udaje? Nie ma żadnego rozmarzonego kawalera w mieście z jakimś zapleczem finansowym? - Malarka zapytała się Naji przechodząc do bardziej plotkarskich rozmów.

- No niestety. - Nije odchyliła do tyłu głowę i przymknęła oczy ciesząc się chwilą spokoju i relaksu serwowaną przez gorącą wodę, pachnidła w dłoniach sprawnych łaziebnych i towarzystwem. - Nie mam startu do tych wszystkich młodych i bogatych szlachcianek gotowych do zamążpójścia. I z odpowiednim nazwiskiem. Myślisz, że któryś z bogatych kawalerów by na mnie spojrzał jakby miał do wyboru jeszcze Froyę albo Kamilę? Albo którąś z panien z wieczorków poetyckich? No spojrzeć może by spojrzał. Ale na tym pewnie by się skończyło. - powiedziała z zamkniętymi oczami. Bez złości i raczej pogodnym tonem. Który wskazywał, że chociaż zwykle stara się to bagatelizować a nawet kpić z tego to jednak zdaje sobie sprawę z różnicy w rangach społecznej hierarchii. Stany rzadko się mieszały z kimś spoza swoich stanów. A już szczególnie rzadko szlachta mieszała się z kimś kto taką szlachtą nie był.

- No zabawy w mezalianse nie są łatwe, ale się zdarzają. No i trudno mi ocenić tych tutejszych szlachetnie urodzonych kawalerów. Nie miałam okazji spotkać żadnego z nich… no dobrze spotkałam narzeczonego koleżanki pana her Schwarz. Inni pewnie nie przychodzą na msze. Dlatego czekam na te bale zimowe dla uciechy znudzonej szlachty. - malarka przeciągała się i zanurzyła bardziej w wodę.

- Herr Schwarz. Od Annamette. Tak, wiem który to. No nie powiem aby był jakoś ujmujący i łapał mnie za serce. No i zresztą jak są zaręczeni to i tak zajęty. Szkoda ambarasu. - wymruczała rozleniwionym tonem. Siedziała chwilę w milczeniu ciesząc się tym kojącym spokojem.

- Może kapitan statku. Oni wydają się bardziej otwarci niż szczury lądowe. - rzuciła luźnym pomysłem.

- No tych aktualnie w mieście nie brakuje, ale czy musi byc kapinam może pierwszy officer? Taki ci ma drogę kariery nadal przed sobą. - Zasugerowała blondynka. - Choć takich tez nie znam, znaczy znam Jonasa Kellera on jest oficerem i nawigatorem na statku.

- Jonas Keller… Nawigator… Nie, to chyba nie kojarzę. Może jakbym zobaczyła to bym poznała twarz. Ale tak po nazwisku to nie. - zmarszczyła brwi próbując przeszukac pamięć aby wyłowić nazwisko ale pokręciła głową na znak, że jednak go nie rozpoznaje.

- Nie jestem chyba aż tak wybredna. Wystarczą mi pieniądze i bezpieczeństwo. No i swoboda. Przecież będę grać, śpiewać i dawać występy. A jakby był szpetny czy stary no to cóż… Od czego ma się kochanków prawda? - machnęła ręką na ideał jakiegoś księcia z bajki zdając sobie sprawę jak bardzo jest to nierealne dla niej. I znów wróciła do lekkiego, kpiarskiego tonu jakim często się posługiwała.

- No niestety moje znajomości w tych kręgach są za małe by ci wskazać kogoś odpowiedniego. I nie jestem pewna czy szlachcianki w ogóle utrzymują jakieś kontakty ze szlachcicami tego miasta. Podobno ci chowają się w tym swoim męskim klubie. - Powiedziała szlachcianka, reszta wieczoru przebiegła spokojnie i miło i to bez ekscesów jakie zazwyczaj wyprawia się w pokoju blondynki.
 
Obca jest offline  
Stary 04-12-2021, 10:56   #469
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Joachim i Silny - Chybotliwa

Pytanie Silnego wyrwało młodego czarodzieja z zadumy nad tym co słyszał podczas wyprawy łodzią. Czy zrobili coś nie tak, że nie udało im się odnaleźć źródła dżwięku? On nie był ekspertem od morskich spraw, choć znał się na obserwacji gwiazd.

- Myślę, że powinniśmy spróbować jeszcze raz. Nie zwykłem się tak łatwo poddawać a znaki wskazują, że nasza misja jest istotna. Powinniśmy pewnie szukać w okolicy gdzie było słychać te dziwne dźwięki…

- No to jak pogoda pozwoli to jutro. Ale jak nic nie znajdziemy to nie widzę sensu szukać dalej. - mięśniak trawił chwilę słowa młodzieńca nim się odezwał. A jak to zrobił nie wydawał się mieć coś przeciwko ale i po dzisiejszym moczeniu się na mrozie w falującej łódce nie zdradzał też żadnego entuzjazmu na takie powtórki.

- Znaki które odczytałem wskazują, że coś tutaj jest na rzeczy… poza tym przecież ci wszyscy marynarze nie znikają sami z siebie, prawda? - czarodziej w zamyśleniu stukał swoją laską o podłogę.

- Bo ja wiem… Może fala ich wywaliła albo który pijany był… Wypadki zawsze się zdarzają. - mięśniak mruknął po chwili zastanowienia. Sam z siebie nie wydawał się za bardzo przejęty tymi wypadkami i dało się wyczuć, że gdyby nie nowy kolega to pewnie by się tym nie zajmował.

- Jak to coś z morzem to spróbuj pogadać z Kurtem jak będziesz u nas na łajbie. On stary wilk morski, dużo pływał. Może coś ci pomoże. A jak to coś z magią to z Aaronem. To moczymorda i zwykle coś tam bełkocze co trudno zrozumieć o co mu chodzi. No ale czasem gada całkiem z sensem. - dodał po chwili trawienia tej sprawy w milczeniu.

- Dziękuje, dobry pomysł żeby się poradzić Kurta. A Aaarona już poznałem.- czarodziej skinął glową. Ale jak pogoda pozwoli to spróbujemy jeszcze raz jutro rano, a jak znowu nic nie znajdziemy to przemyślę naszą strategię. Porozmawiam za chwilę z tym rybakiem. - Joachim skinął głową, starając się być dyplomatyczny. W końcu kolega ze Zboru pomagał mu właściwie bez dobrego powodu. Ale on chciał rozwiązać tę sprawę, szczególnie jak ujawnił publicznie że się nią zajął. Nie mógł pozwolić sobie na porażkę i kompromitację po tym jak dopiero przybył do tego miasta.... postanowił umówić się z rybakiem na powtórkę wyprawy i jak starczy mu czasu to może faktycznie może dałby radę poradzić się Kurta.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 04-12-2021, 16:18   #470
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Bezahltag; ranek; tawerna “Pod pełnymi żaglami”


Pirora


Karlik zastał Pirorę przy kapitańskim stole podczas śniadania. Zjawił się w swoim bogato zdobionym kożuchu do samej ziemi z daleka oznajmiającym, że właściciel wielkiego brzucha do biednych nie należy. Rozejrzał się po głównej izbie ale jak zdjął futrzaną czapkę podszedł prosto do ulubionego stołu estalijskiej kapitan.

- Dzień dobry paniom. Życzę smacznego. Ale czy mógłbym wam przeszkodzić i porwać na chwilę Pirorę? Obiecuję nie zająć wiele czasu i uwagi. - zapytał z galanterią. Ale skoro zjawił się osobiście i bez ostrzeżenia to raczej nie po to by rozmawiać z blondynką o pogodzie.

- No oczywiście że dla Pana zawsze znajdę trochę czasu. Przepraszam was na chwilę. - Pirora powiedziała i wstała od stołu kierując siebie i Karlika na piętro gdzie mogli porozmawiać w jej pokoju nie podglądani przez ciekawskie oczy. Kiedy znaleźli się sami Pirora przeszła do sedna. Choć wykonała gest proponujący wina z jej obecnych na stole butelek. sokół van Hanssen łypnął na człowieka złowrogo ze swojej klatki. - No ciekawa jestem bardzo co cię do mnie sprowadza?

- Ratusz. - grubas rozejrzał się ciekawie po pokoju i skinął twierdząco na gest poczęstunku gospodyni. Bez oporów dał się poprowadzić na piętro i wydawał się zadowolony z takiego zachowania młodszej kultystki.

- Wiem, że byłaś w ratuszu i kazamatach. Jak poszło? Masz te portrety? Jestem ciekaw tej wyroczni. - zaczął jak jakiś nauczyciel albo wujek co pyta o to jak leci młodszej kuzynce. Zawiesił wzrok na sztalugach jakby spodziewał się, że tam gdzieś mogą być owe portrety z kazamat.

- Ale w ogóle potrzebny jest papier. Oficjalne pismo kogoś z ratusza. Najpewniej tego który wydał ci zgodę na wstęp do kazamat. Potrzebny nam jakiś jego list, z podpisem i pieczęcią. Musimy zmajstrować swój aby wysłać go do komendanta kazamat. Facet raczej wie jak takie cudo wygląda a my nie. Więc potrzebne nam coś na wzór. I dobrze by było jakbyś zdobyła taki list. - powiedział wyjaśniając od razu po co tu przyszedł i jakie ma zadanie dla Averlandki.

- No no, macie szczęście, że mi ich nie zabrali. - Powiedziała averlandka wyjmując zawiniątko z dokumentem jaki ona i James otrzymali by dostać się do kazamat. - A portrety mam skopiowane oryginał musiały trafić do ratusza.

- Pokaż. Te portrety też. - Karlik ucieszył się, że zapowiadała się gładka robota i wziął od młodej dziewczyny podany akrusz papieru wciąż noszący ślady zagięć gdy jeszcze był kopertą. Przeczytał go szybko i uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Tak, ten może być. No to poszło lepiej niż myślałem. Wezmę to. To teraz będzie trzeba sam list wymyślić. Ale to już z tym sobie poradzimy. - powiedział składając z powrotem list i wsadzając sobie do wewnętrznej kieszeni kożucha.

- Egon i Łasica znaleźli właz do kanałów. Więc teraz akcja powinna przyspieszyć. Pewnie zaangażuje nas wszystkich, łącznie z tobą. Więc bądź w pogotowiu. Raczej do nastepnego spotkania na statku nic się nie będzie działo ale na tym spotkaniu już może być omawiany plan. Więc zachowaj czujność. I bądź gotowa jakby pod drzwiami pojawiły się jakieś liściki albo przybiegali jacyś posłańcy od pozostałych. - streścił jej dlaczego zjawił się dzisiaj tak niespodziewanie.

- Oczywiście, cieszę się że mogłabym przydatna. Podobno Łasica i Egon być może z kimś jeszcze kiedy odbiją wieszczkę mają uciekać i chować się za miastem. Wiemy gdzie? ostatnio zwrócono mi uwagę że dużo rodzin szlachetnych mają domki myśliwskie w okolicznych lasach. Miałam wielka ochotę zainteresować się tematem wśród koleżanek zwłaszcza w tematach czy są one pozostawione samopas czy jednak kogoś tam zostawiają by doglądał w czasie zimy. Myślisz że to dobry temat do rozmów? - Pirora zapytała drugiego kultystę wiedząc że zrozumie co ona ma na myśli.

- Tak? - grubas zamyślił się i dał gestem znać, że wciąż czeka na pokazanie tych portretów. Zwłaszcza wyroczni. - Ciekawy pomysł. Możesz popytać. Kto wie kiedy taka pusta chałupa w dziczy mogłaby nam się przydać. Ale planowo to jednak po ucieczce mają się schować w “Czarnym kogucie”. Taka porzucona lata temu tawerna. Ale już nad nią pracujemy. Tam zapewne przeczekamy zawieruchę i będzie baza dla wyroczni. - wyjaśnił jakie są wstępne plany co do dalszych losów uciekinierów z kazamat.

- Czy to nie jest ta sama tawerna co ją Versana chce z szlachciankami przerabiać na teatr? - Dopytała blondynka przekazując kopie portretów Karlikowi.

- Nie wiem dokładnie co one planują. Sama ją zapytaj jak będziesz miała okazję. Ale nie sądzę. Już zgłosiliśmy chęć nabycia tej karczmy i nie było z tym większych kłopotów. Na dniach sfinalizujemy transakcję. Jak nawet miały na oku ten lokal to się spóźniły. Trzeba było brać póki był pusty. Ale zapytaj Versany co tam z tym teatrem. - powiedział wpatrując się w portret młodej, rogatej kobiety. Oglądał go z zainteresowaniem.

- To ona? No faktycznie. Z takimi rogami to nie ma szans się ukryć. Od razu rzucają się w oczy. - przyznał co mu się pierwsze rzuciło w oczy na tej uwiecznionej fizjonomii wyroczni.

- Cóż jakbym miała już klucze do swojej kamienicy chętnie bym ją ugościć u siebie, ale nadal czekam na rozwój wydarzeń. - Powiedziała szlachcianka
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172