Gdzie drwa rąbią, tam w dołki się wpada. Czy jakoś tak. Theo jednak powoli miał już dość uciekania. Miał już przygotowany swój specjalny proszek w mieszku i dobra okazję do testów polowych.
Skupieni na sobie szermierze nie reagowali na jego słowa? Niech będzie. Szalik na usta i nos, ręka pod płaszcz, dłoń do mieszka, proszek w okolice twarzy machającej żelastwem dwójki... Nie zależało mu na trafieniu w oczy i pewnie nie oślepną, ale to i lepiej. Ale przy takiej intensywnej walce oddychają szybko i głęboko, muszą zaaspirować proszek do płuc. Kilka minut walki o złapanie oddechu i leżenia w śniegu powinno ich uspokoić.