Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2021, 01:30   #28
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=J2h_DcpUhgo[/MEDIA]
Dobrze było wrócić do domu, szczególnie gdy był to powrót w glorii chwały po udanym rajdzie do Cylindra zakończonym prywatną wizytą w domu jednej z topowych pracownic Ligii, a że był to wypad owocny świadczyły trofea zwiezione pod dach Żałobników i przedstawiane im z dumą przez babską część rodziny. W końcu miały co wygrały zakład, udowadniając że nie ściemniały, zdjęcia to potwierdzały i jakby ich było mało, dobitną kropkę nad “i” stawiała para koronkowych stringów ściągniętych prosto z Katty na pamiątkę.
Więc dwie blondynki puszyły się i dumnie wypinając piersi chłonęły podziw reszty, a także ich cichą zazdrość. Wesoła atmosfera trwała aż do przyjazdu Parkerówy, ale i gdy się pojawiła klimat nie padł, raczej większość ucieszyły te odwiedziny. Szczególnie jeśli w perspektywie mieli mieć wspólną wycieczkę w samo serce wyścigowego imperium.
- Nikt ci nie robił problemów w drodze po rewirze? - po wyściskaniu i wycałowaniu na powitanie gotki, albinoska zwróciła się do niej bezpośrednio - Chcesz coś do chlania na ciepło zanim pojedziemy? Pizga tym gradem, a ty kawałek musiałaś przejechać.

- No jak coś macie to chętnie. - zgodziła się czarnowłosa oddając blondynkom ich uśmiech i uściski.

- A to ten… A to Katy jest jakaś lewa? Znaczy… Ona to tak tylko z dziewczynami? - zapytał Xavier starając się zachować spokój ale widać było, że taka perspektywa byłaby dla niego bardzo rozczarowująca. Zresztą chyba nie tylko dla niego sądząc po wyczekujących spojrzeniach męskiej części drużyny.

- Nie no, jaka lewa?! - Phere obruszyła się wyraźnie. Szli korytarzem, a blondynki wzięły czarnowłosą w środek, ciągnąc do kuchni - Wiesz co Gero? Czasem jak ty coś powiesz to witki opadają. Oczywiście że chłopów też lubi, przecież kombinuje nam we czwórkę spotkanie. Tylko ona, my dwie… i Dziki - uśmiechnęła się niewinnie - U niej.

- A… No tak… Dziki… No tak, no to nie… No lewa nie… - skonfundowany irokez zrobił mądrą minę i równie mądrze kiwał głową jakby te argumenty albinoski go przekonały. Chociaż chyba nie całkiem.

- No nie mów, że nie chciałbyś tak obudzić się rano przy Dzikim. I tak jeszcze bez ubrań. Tak jak dzisiaj my z Katy. - Lola rzuciła mu albo im wszystkim ten jakże wspaniały obrazek. Robiąc przy tym minę jakby dla niej to było coś wartego grzechu.

- Ja bym chciała. W końcu to Dziki. - czarnulka poparła obie blond koleżanki i niejako dobiła chłopaków bo już w ogóle przewrócili oczami, głowami no a zwłaszcza Ash spojrzał na nią z wyrzutem.

- Dobra dziewczyny chodźcie, ewakuujemy się do kuchni bo te zazdrośniki zaraz zaczną się dąsać i fochać na całego jak na prawdziwych mężczyzn przystało. - Lola roześmiała się i nakierowała dziewczyny do wyjścia w stronę kuchni. Gdzie chociaż na chwilę mogły zostać same.

- Ale teraz to powiedzcie… Naprawdę się z nią przespałyście? We dwie? Czy to tylko tak im wkręcacie i się skończyło na jakiś wygłupach? - jak zostały same Amarante skorzystała z okazji aby się upewnić jak to nowe koleżanki spędzały ostatnią noc w “Cylindrze” i z Katy.

Lola spojrzała na Lucy, a Lucy na Lolę. Bardzo wymownie, a spojrzenie porozumiewawcze zmieniło się w szerokie uśmiechy, którymi obie poczęstowały tą trzecią.
- Przeleciałyśmy ją jeszcze w Cylindrze - przyznała albinoska biorąc cztery kubki i stawiając je na stole. W tym czasie blondynka krzątała się za wrzątkiem - Potem w domu u niej to już była formalność. Oczywiście że nie zmarnowałyśmy okazji na bliższe zapoznanie w jej wygodnym wyrze i pod prysznicem - sięgnęła po butlę z sokiem - Chłopaki ostatnio mają straszny ból dupy, bo naszego Hollyfielda też przeleciałyśmy.

- Oh! - gotka zamrugała oczami i aż w pierwszej chwili nie wiedziała co powiedzieć. Więc tylko patrzyła z fascynacją i niedowierzaniem oraz sporą domieszką podziwu i zazdrości.

- No. Jakoś nam dobrze idzie ostatnio. Katy na nas leci po całości. Zresztą pojedziesz przecież z nami to sama zobaczysz. Łasi się do nas na całego. No i Stan. Znaczy Dymek. Udało nam się ostatnio go dorwać w biurze. No i też nie mógł odmówić takim dwóm wystrzałowym blondynkom na swojej masce. To poszliśmy to omówić do biura. No teraz jeszcze Dziki się do nas wprasza. Sama słyszałaś. Katy nam organizuje spotkanie z nim. Takie prywatne na całą noc. A nie, że autograf i spadaj mała. Więc no sama widzisz, że trochę się dzieje. Jak myślisz Śnieżka kogo następnego bierzemy na tapetę? - Mila też musiała się bawić świetnie i miała mnóstwo satysfakcji z takiej reakcji i tej czarnej albinoski i chłopaków w salonie bo znów nawijała makaron na uszy jakby były jakimiś gwiazdami co mogą sobie powybrzydzać z kim będą się chciały spotkać albo nie. Wzięła swój kubek, Amarante swój i czekały jeszcze na tą trzecią.

- Pamiętaj że Katty będzie w pracy, to jakiekolwiek pozory trzeba zachować aby jej przypału nie narobić - Lucy prychnęła, biorąc dwa pozostałe kubki i uśmiechnęła się - Ale buziaka raczej nie odmówimy… niech już będzie. Zresztą laska nosi od nas prezent na szyi, żeby sobie mogła przypominać że gdzieś przy Walled Lake zawsze się znajdzie ze dwie pary chętnych ramion do pit stopu. Co do następnego punktu - udała zastanowienie - Najchętniej to bym zrobiła krok wstecz i znowu pojechała do Forda, ale że na wstecznym to się do przodu nie posuniemy, trzeba przydybać tego garniaka od bomb. Akurat go do kibla wyciągnąć, przelecieć abyśmy mu się dobrze kojarzyły, nie? Zapraszać tutaj nie ma co, bo wiadomo, że taki sztywniak to ciężko zniesie normalny klimat bez kija w dupie, no ale właśnie tak na parę minut się zamknąć w kabinie… zrobimy mu przysługę.

- Aa, ten. No. Widziałam go. Całkiem niczego sobie. Chyba Leon ma na imię. Słyszałam jak ten drugi do niego tak się zwracał. - gotka pokiwała swoją smoliście czarną głową i zerknęła w stronę wyjścia do salonu. - A Katy ma od was jakiś prezent? I to widać? - zapytała wciąż nie mogąc ochłonąć z wrażenie, że te dwie blondyny miały przyjemność bliskiego poznania z jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy Ligi.

- Taki wisiorek z ptasiej czaszki. I założyła go dzisiaj rano. Odwiozłyśmy ją do pracy nim wróciłyśmy tutaj. - Lola potwierdziła słowa kumpeli pokazując na swojej piersi gdzie można się u sekretarki spodziewać tego prezentu.

- A ona ma prysznic? Taki prawdziwy? Z wodą? Taka co leci z góry jak na filmach? - Amarante przypomniała sobie co jeszcze ciekawego dziewczyny mówiły o Katy i jej włościach jakie miały okazje zwiedzić.

- No! Wiesz jaki czad!? Odkręcasz kurek a tam leci woda! Taka czysta i gorąca. Jak na filmach! - blond kierowca też się roześmiała na wspomnienie tej wodnej przyjemności jaką uraczyła ich w nocy ligowa sekretarka. To była rzadkość. Zwykle musiała wystarczyć miska, balia lub wanna z ręcznie nalewaną lub pompowaną wodą.

- No tak… Przecież ona jest z Ligi to ich stać na takie luksusy… - powiedziała ze zrozumieniem. W końcu aby traktować gwiazdy Ligi po królewsku to jakoś mało kto w tym mieście byłby przeciwny i jakoś oddolnie chyba wszyscy uważali, że im się to niejako należy razem ze sławą i uwielbieniem tłumu.

- To co? Wracamy? - zapytała Lola wskazując na wejście prowadzące do salonu.

- Chyba tak, trzeba Ashowi dać sposobność do pochwalenia trumna którą wam wyszykował - zaśmiała się Śnieżka - Ale właśnie, Amarante. Nie zdziw się jak zobaczysz u nas brudasa na kanapie w salonie. To nasz kumpel, więc nic nie widziałaś. Paru by się wkurwiło że siedzi na rewirze, choćby Bricks - westchnęła ciężko - A po chuja ma się zjeb denerwować i życie uprzykrzać? Nie się skupi na robocie zamiast szukaniu wrażeń, nie?

- Jasne, nie moja sprawa kogo sobie gościcie. Ale za jakiś uścisk od Katy to bym się nie pogniewała jakbyście mi załatwiły. - gotka skinęła głową na zgodę i zdawała się nie widzieć większego problemu. A już we trzy weszły do salonu zastając tu męską część towarzystwa. Ich głowy skierowały się ku nim.

- Dobra, spoko. Coś pomyślimy, żadna sprawa - albinoska kiwała głową a potem z wesołą miną przeszła przez salon siadając po prawej stronie meksa. Stronę po lewej zajęła Lola.
- Trzymaj, żebyś się tu kurwa nie przeziębił słodziaku bo będzie lipa - wręczyła mu kubek po czym obie Runnerki przykleiły się do jego boków.
- Ta ślicznotka to Amarante, pracujemy razem dla Ligii - pokazała na Parkerówę. Następnie pogłaskała brudasa po policzku - A ten przystojniaczek to Nico, nasz dobry kumpel. On też może ci dać przytulasa na powitanie jak chcesz, polecamy z Lolą. Pełne 10 na 10... Ash, jak ta wasza trumna, gotowa?

- Tak, tak… Możemy iść. - Ash jakby się zagapił na to przytulanie Amarant z Nico. Czemu Latynos wcale nie był przeciwny. Jednak gotka ograniczyła się do podania ręki i krótkiego “cześć” okraszając to jednak ciepłym, życzliwym uśmiechem.

- To chodźmy oglądać trumny! W końcu jesteśmy w domu pogrzebowym nie? To do czegoś zobowiązuje. - zawołała wesoło Mila unosząc pięść do góry i podrywając się z miejsca.

- To chodźmy. - roześmiała się dziewczyna z Parker Lost i popatrzyła na blondynki nim nie podążyła za Ashem. - Uwielbiam trumny. Strasznie mnie kręcą. - przyznała z kosmatym uśmiechem. Co dodało jakby skrzydeł ich technicznemu żałobnikowi bo jakby przyspieszył z tym zmierzeniem do piwnicy.

Phere zaśmiała się i kiwając głową chwyciła Lolę w pasie, zatrzymując w miejscu.
- My tu mamy jeszcze coś do ogarnięcia przed wyjazdem - rzuciła jej wymowne spojrzenie. Nie były tam potrzebne, wystarczyło aby dwójka mrocznych kochanków pozwiedza sobie kąty i zakamarki kostnicy.
- Furę Skazy trzeba przygotować, miejsce na pace zrobić - dodała wesoło do Parkerówy i Asha - Wy sobie tam sprawdźcie czy wygodnie wam będzie, podróż długa dobrze abyście sobie tam nie nabili siniaków. Za pół godziny ruszamy, będziemy w garażu i jak dacie znać to przyniesiemy z Gero którą tam skrzynkę wybierzecie.

Czarnulka prawie bez namysłu zgodziła się kiwając głową i popatrzyła na Aarona aby ten robił za przewodnika. Ash jakoś nie był oporny a wręcz przeciwnie. Więc całkiem raźno oboje wyszli z wspólnego salonu na korytarz. Jeszcze chwilę słychać było ich oddalające się kroki.

- My też będziemy musieli niedługo się zbierać. To jak ktoś ma coś do załatwienia albo zabrania to teraz. - Skaza skinął głową do pustego już wyjścia na korytarz po czym wstał i też tam ruszył. Chociaż skierował się na swoje piętro.

Dwie blondynki popatrzyły na siebie, a następnie stanęły przed kanapą wyciągając ręce do siedzącego tam Latynosa. Mieli pół godziny, ich miny jasno wskazywały na co mają plan wykorzystać pozostały czas.


Sobota; południe; Zarząd Ligi

Grad przestał padać akurat w sam raz. Jak czas było wyjeżdżać z domu. Pozostawił po sobie białe połacie małych kulek jak z brudnego styropianu jakie połaciami zalegały na ulicach i budynkach zrujnowanego miasta. Niebo jednak dalej przesłaniały szare chmury więc nie było pewne czy coś z nich zacznie padać, rozwieją się czy też zostanie na tym co jest. W takiej scenerii ponownie zajechali pod front biurowca zajmowanego przez Ligę. Trzeba było wysiąść z obu wozów po czym jakoś zatargać trumnę do środka a potem jeszcze na górę.

O ile jeszcze w domu to nie było jakieś przesadnie trudne zadanie bo była pusta. Ash i Amarante weszli do niej już w garażu jak trumnę władowano do karawanu. Tak teraz, z dwoma ciałami w środku, to się zrobiła całkiem ciężka. Roger jednak poprosił dwóch typków o pomoc i we czterech ruszyli z tym mini konduktem żałobnym przez główne wejście biurowca. Na obie blondynki spadło podtrzymywanie drzwi i ogólne robienie przejścia. Co nie było zbyt trudne bo większość hali wejściowej była pusta jakby grad wypłoszył odwiedzających. Tak dotarli do podnóża schodów pilnowanych przez czarnoskórą górę mięśni.

- A to co? - Sugar zapytał patrząc na ten kondukt. Stał na środku schodów coś nie mając zamiaru ich wpuścić ot, tak.

- Nasz świadek koronny. Ale potrzebujemy go pokazać dopiero na górze. - Skaza odparł zasapany dźwiganiem tego pełnego pudła.

- Muszę zobaczyć. Inaczej was nie wpuszczę z tym czymś. Nikt mnie o tym nie uprzedził. - ochroniarz schodów wskazał na trumnę i zachowywał się spokojnie. Ale i stanowczo. Roger nie wahał się zbyt długo. Dał znak pozostałej trójce i jak mogli to delikatnie postawili pudło na podłodze. Sugar podszedł do niego zaś lider Żałobników nachylił się i uniósł otwierane wieko trumny. Co tam ochroniarz zobaczył to zachował dla siebie. Wyprostował się i spojrzał pytająco na Skazę.

- Ale ich jest dwoje. - zauważył pewną nieścisłość w jego słowach.

- Transakcja łączona. Długo by opowiadać. To co? Wpuścisz nas? Chyba widzisz, że to żadna bomba ani nic takiego nie? - zaproponował ochroniarzowi. Suger myślał nad tym przez chwilę ale w końcu odsunął się pod ścianę i machnął ręką, że mogą przechodzić dalej. Czwórka tragarzy schyliła się i ponownie wzięła trumnę na ramionach. Teraz musieli jeszcze bardziej uważać na samych schodach i jeszcze na półpiętrze gdzie trzeba było lawirować mało wygodnym i ciężkim pudłem.

- Ash wisisz mi piwo. Albo dwa. - burknął zasapany Geronimo który przez chwilę na tym zakręcie musiał sam dźwigać górę trumny bo na drugiego nie bardzo było miejsce.

- No. Fobii się mu zachciało psia mać. - Skaza też nie był przesadnie szczęśliwy z tego noszenia. Ale wyszli na prostą. Jeszcze pół piętro i wyjście na korytarz z recepcją gdzie urzędowała Katy. Brunetka wciąż była w tej samej koszuli co ją blondynki rano odwoziły ale zrobiła zdziwioną minę i szerokie oczy gdy ujrzała kondukt pogrzebowy.

- O matko, stało się coś? - zapytała wstając zza biurka i będąc nie mniej zaskoczona niż Sugar przed chwilą. Chociaż w przeciwieństwie do niego wcale tego nie ukrywała.

- Hej kochana! Cholera, prawie zapomniałam jak świetnie wyglądasz - od Żałobników odłączyła się albinoska wesoło uśmiechając się do brunetki. Ruszyła w jej stronę, aby się przywitać biurowo: całusem w policzek.
- Nic się nie stało, przywieźliśmy naszego speca od techniki - wyszeptała jej do ucha - Problem w tym, że on nie wychodzi nigdzie z domu. Agorafobia, boi się otwartych przestrzeni, więc gdy już musi gdzieś iść to go tak nosimy… ale ciii - puściła jej oko, robiąc miejsce aby Milly też mogła się przywitać.

- Ah… Czyli nikt nie umarł? - sekretarka dała się uściskać i w ogóle wyglądało jakby obie blondynki były z nią w najlepszej komitywie. Zaś na szyi miała zawieszony od nich ptasi prezent. I chyba jej ulżyło, że jednak to taki trik i żart i tak naprawdę to nie przywiozły żadnego nieboszczyka.

- No dobrze to bardzo wam dziękuję, że daliście radę. Jeśli możecie to zanieście trumnę do pokoju narad. Tego samego co poprzednio. - po uściskaniu się z Lolą sekretarka wskazała im na korytarz, ten sam co parę dni temu. Więc dla Żałobników było jasne gdzie teraz mają się udać.

- Jasne skarbie - Lucy kiwnęła głową i już się miała wycofać, lecz jednak zanim to zrobiła pogłaskała sekretarkę po twarzy całując ją czule prosto w miękkie usta.
- Pamiętaj, jakbyś potrzebowała drina albo masażu pleców po ciężkim dniu to bedziemy w domu pogrzebowym nad Walled Lake - powtórzyła to samo co rano przed wyjściem z apartamentu i pomachała ręką na pożegnanie. Lekkim krokiem ruszyła na przód pochodu aby otwierać drzwi.

- No brzmi bardzo przyjemnie z tym masażem i zaproszeniem. - Katy może w pierwszym momencie nie spodziewała się całusa prosto w usta ale jak ochłonęła to jakoś nie protestowała. Nawet złapała za biodra albinoski odwdzięczając się przyjemnym uśmiechem i miękkim, ciepłym głosem.

- Koniecznie musisz nas odwiedzić, pokażę ci moją kolekcję przyrządów do masażu bo tam wczoraj w nocy to tak złapałam tylko co było pod ręką ale Lucy widziała no mam tego więcej tylko nie będę przecież brać na randkę z Katy całego plecaka gratów nie? - widząc, że jakoś nie wybrzydza i nie grymasi na ich widok a nawet reaguje całkiem pozytywnie to i Lola zanim ruszyły za chłopakami i trumną to pozwoliła sobie podbić to zaproszenie kumpeli.

- No brzmi bardzo obiecująco. Postaram się was odwiedzić gdy tylko będę mogła. - brunetka roześmiała się słysząc niemoralną propozycję blondynki ale był to całkiem wesoły śmiech, zdradzający przyjazne zainteresowanie.

- No i cudownie, to jesteśmy umówione! - zawołała Mila też się śmiejąc wesoło z kolejnego zwycięstwa. W nagrodę trzepnęła sekretarkę w tyłek nim nie odwróciła się aby dogonić odchodzący kondukt pogrzebowy.

- To wy z nią… I ona was tak… - Xavier co dźwigał znów przód trumny pozezował na nie obie będąc w wyraźnym zdumieniu tej poufałości jaką okazywała koleżankom brunetka. Ale Skaza go uciszył. Dochodzili już do drzwi za którymi była sala spotkań więc na blondyny spadło otwarcie ich a panowie wnieśli trumnę do środka.

Sceneria właściwie od środy za bardzo się nie zmieniła. Ten sam długi stół na tuzin osób albo i więcej i chyba mniej więcej te sam skład co poprzednio. Tylko tutaj też nikt nie spodziewał się wkroczenia trumny do środka więc wszystkie głowy skierowały się w jej stronę a na twarzach pojawiło się zaskoczenie.

- Co to ma znaczyć? - zapytał Ackroyd przecierając spocone czoło jedwabną chusteczką. Roger zaś dał znak pozostałym aby ostrożnie opuścili trumnę na podłogę.

- No siema, już jesteśmy! - Phere odezwała się jako pierwsza, szczerząc ząbki do ligowego rozjemcy. Przeleciała spojrzeniem po twarzach przy stole, puściła Bricksowi psotne oczko, kolesiowi pod garniakiem o imieniu Leon puściła buziaka i zrobiła krok w bok aby odsłonić trumnę.
- Wykopaliśmy najlepszego speca od technicznego szpeju, bomb i innego takiego mądrego badziewia co jest potrzebne żeby nadajnik ogarnąć. Ash - wskazała brodą drewniane pudło, którego wieko otwierało się powoli, skrzypiąc złowieszczo zawiasami.

Niektórzy, zwłaszcza ci co byli za stołem, to nawet wstali aby zobaczyć co tam się wyłania z tej skrzypiącej trumny. Ci co mieli bliżej po prostu odwrócili się na swoich krzesłach aby lepiej widzieć. A wieko trumny otworzyło się w końcu ukazując dwa blade ciała.

- To oni żyją? - zdziwił się jeden z tragarzy jacy chyba naprawdę sądzili, że dźwigają tam jakiegoś nieboszczyka.

- Cześć. - Ash pomachał pozostałym rozglądając się niepewnie. A najpierw dał wstać i wyjść swojej czarnowłosej partnerce.

- Amarante? - chyba najbardziej był Ollie zdziwiony widząc swoją koleżankę wychodzącą z trumny. Jak niedawno pojechała do dzielnicy Sand Runners a teraz tu wychodziła z trumny.

- O ja pieprzę ale fura! - Xavier nie miał wcześniej okazji tu być to jego uwagę przykuł bolid zawieszony na ścianie.

- Dobra chłopaki, dzięki za pomoc. - Roger wyjął paczkę fajek i poczęstował przypadkowych tragarzy aby im jakoś wynagrodzić tą pomoc w transporcie z karawanu tutaj.

- Jasne. - sięgnęli po fajkę i widząc taką kumulację zebranych zaczęli kierować się do wyjścia na korytarz.

Zamieszanie albinoska wykorzystała aby przemieścić się cichcem za plecami zgromadzenia przy stole. Sunęła na obrzeżach całej sceny udając mniej widoczną, albo przynajmniej sprawiać takie wrażenie. Podczas gdy runnerowy, wampirzy technik powstał z prawie martwych wraz ze swą parkerową towarzyszką, ona stanęła za sztywniakiem z Downtown przez chwilę podziwiając go od tej drugiej strony, a potem ruszyła dalej, na pożegnanie ściskając garniturowy tyłek ponoć Leona.

- Następnym razem moja kolej. - usłyszała za swoimi plecami głos Schultza. Nie wydawał się być jednak jakoś specjalnie rozgniewany. Za to zamieszanie zaczynało się rozchodzić po kościach. Dwóch przypadkowych tragarzy wyszło, Roger zamknął za nimi drzwi, złapał za ramię Geronimo wciąż zafascynowanego magią sportowego bolida i zaciągnął go w stronę wolnego krzesła pod ścianą każąc mu tam usiąść. Zaś ich dwie koleżanki odstawiły swój numerek z “papier, nożyce, kamień”. Tym razem wygrała Lola więc to ona usiadła na krześle. A Lucy władowała jej się na kolana.

- Tak. To chyba już wszyscy? Czy jeszcze ktoś? - widząc, ze chyba mają komplet Peter zajmujący pozycję u szczytu stołu wstał i rozejrzał się po zebranych z różnych części miasta i gangów. Odpowiedział mu nieskoordynowany pomruk potakujących głosów i kiwających głów.

- Klepnęłaś go? I jak? A Katy. Myślisz, że przyjedzie? Jej można by po nią nawet podjechać i zgarnąć do nas. - skoro jeszcze ta najważniejsza część się nie zaczęła to Lola skorzystała z okazji aby szepnąć na ucho koleżanki jaka siedziała jej na kolanach.

- To zanim przejdziemy do omawiania głównej sprawy ktoś ma coś jeszcze do omówienia? - Peter powiódł wzrokiem po zebranych. Amarante grzecznie usiadła obok drugiego przedstawiciela Parkerów a Ash zasiadł po drugiej stronie Skazy. I wciąż miał trochę speszone spojrzenie. Inni rozglądali się po sobie ale coś nikt się nie wyrywał z innymi projektami jakie mieliby do omówienia.

- W sumie… - Phere poprawiła się na kolanach blondynki i odgarnęła włosy za plecy, gdy rzuciła pewne siebie spojrzenie Ligowcowi - To zależy czy realna jest ta budowa na terenie… no waszym terenie - przeniosła wzrok na Ortegę i do niej uśmiechnęła się sympatycznie.

- Tak. To jest możliwe. Możemy wydzielić miejsce na budowę takiego masztu. Malcolm się zgodził. Jednak ci co będą budować będą wsiadać na pograniczu do naszej fury i my będziemy zawozić ich na miejsce. A potem odwozić. Każde bezpańskie krecenie się poza tym terenem będzie uznane za szpiegostwo. I tak potraktowane. - Ortega skinęła głową albinosce i jakby uśmiechnęła się kącikiem ust. Ale jak zaczęła mówić to raczej mówiła do wszystkich pozostałych. Skaza i Ash spojrzeli na Bricksa bo w końcu to on na co dzień jarał z Dymkiem więc wśród Runnerów jacy tu byli jego zdanie liczyło się najbardziej.

- Dymek powiedział “Nie ma sprawy brachu, zróbmy to!”. Więc i ja tak mówię. Ale skoro tak to zaopatrzenie i reszta macie wy zapewnić. - mięśniak w skórzanej kurtce chyba był przygotowany na taką odpowiedź od Camino bo wyszczerzył się bezczelnie do Latynoski i palnął odpowiedź od ręki.

- Nasz szef się zgodził. Powiedział, że to ważna sprawa dla całego miasta więc my będziemy w porządku póki reszta będzie w porządku dla nas. - Leon odezwał się jako drugi przedstawiając stanowisko starego Schultza.

- A co z materiałami? Kable, elektronika, kratownica? Kto to ma zorganizować? - ten cwaniak od Huronów zwrócił uwagę na co innego. - Ja mogę się tym zająć. Znaczy my. Sklecić to. No ale muszę mieć z czego. I narzędzia. - jedno ramię trzymał za oparciem swojego krzesła co nadawało mu dość niedbałą pozę nonszalancji.

- Jakieś kraty to się pewnie znajdą. Ale jak coś innego z tymi kablami i narzędziami to już nie nasza sprawa. Weźcie co trzeba ze sobą. Zapakujemy to do fury i zawieziemy na miejsce. Potem to sobie zmontujcie aby działało jak trzeba. - Ortega doprecyzowała jakie widzi rozwiązanie. W końcu Camino za bardzo nie słynęli z możliwości technicznych.

- To raczej nie jest robota dla nas. Ale Parker Lots nie będą przeszkadzać w tej inicjatywie. Mamy inne zdolności. - Ollie jako przedstawiciel ostatniego z wielkich gangów dał znak, że Parkerzy też nie słyną z majstrowania różnych technikaliów. Ale widocznie nie bronili tego pozostałym.

- Część narzędzi by się u nas znalazła - albinoska popatrzyła na dresa-inteligenta i rozłożyła ręce - Jakie i co to nie mnie się trzeba pytać tylko jego - wychyliła się, czochrając ich technika po włosach.
- Jest też jeszcze jedna sprawa tak w ogóle. Do ciebie, znaczy do was. Do Ligi - zwróciła się do Petera - Przekaźnik mniej więcej mamy ogarnięty tak teoretycznie. Zostają pierdoły do dogadania, ale nikt tu o to sobie kosy nie żeni, więc idźmy dalej. Komunikacja w te w wewte. Bylibyście w stanie ogarnąć bebechy od drona? Konkretnie kamerę, te przedwojenne miały opcję przesyłania obrazu na żywo, więc jeśli by się taki gambel ogarnęło i to nie rozpierdolony, wy tutaj byście widzieli co się dzieje tam na miejscu. Bo dogadanie w dwie strony przy gotowej antenie to pryszcz - mrugnęła do Asha.

- Drona? - znów nie tylko Ackroyd się zdziwił chociaż on pierwszy wyraził to na głos. Podbudowany takim dopingiem koleżanki Ash odważył się zabrać głos.

- Drona. Takie latające. Jaki kiedyś używało wojsko. Ale właściwie takie z latających modeli cywilnych też mogą być. Chodzi o kamerę. One były w tych dronach małe i lekkie. I były przystosowane do nadawania i odbierania obrazu, nawet na żywo. Jakbyśmy mieli takie coś można by przesyłać obraz i dźwięk. Bo jak nie no to krótkofalówką to najwyżej mówić. A jak za daleko się odjedzie to ci z krótkofalówką by mogli najwyżej słuchać tych z wieży ale nie nadawać. Za słaby zasięg mają takie zwykłe krótkofalówki. - Ash tłumaczył trochę cichym i speszonym głosem ale skoro temat był mu całkiem dobrze znany to jakoś się przemógł. Rozglądał się nerwowo po pozostałych ale najczęściej na tego Hurona co wydawał się najbardziej łebski ze wszystkich.

- No… No tak… Raczej tak… Tak, jakby mieć takie coś to tak. To by wszystko uprościło. Jak nie to trzeba będzie coś kombinować z kablem telefonicznym albo tylko głosowo z krótkofalą. - drugi z techników chyba pojął na czym polega pomysł przedstawiony przez Asha bo jeszcze go obrabiał w głowie gdy zaczął mówić ale mówił coraz szybciej. I coraz szybciej kiwał swoją prawie łysą głową.

- Aha. Drony i kamery. - Peter podrapał się po pulchnym policzku gdy przyjął do wiadomości i coś tam sobie zapisał w notatniku. Spojrzał pytająco na Marka.

- Nie wiem. Może. Musiałbym przetrzepać magazyn. Może coś się znajdzie. A może nie. Teoretycznie mogłoby to zadziałać tak jak chłopaki mówią. - saper Ligi pojął o co pyta bez słów ligowiec i odparł z pewnym wahaniem.

- No dobrze to będziemy mieć to na uwadze. Spróbujemy zrobić co się da. - obiecał Peter zerkając wzdłuż długiego stołu zwłaszcza na młodych techników z dwóch, różnych gangów.

- Krótkofale mogą być za słabe - Lucy wyszczerzyła zęby do Bricksa. Nie spytali go czy coś znalazło się w Fabryce Forda, ale mogli się tego dowiedzieć i teraz - Wojskowe radiostacje plecakowe by dały radę, nie?

- No tak. Powinny. Jak ktoś by nie miał problemu aby je dźwigać to tak, powinny dać radę. - odezwał się saper Ligi kiwając głową.

- Można wpisać na listę. Jak nie wyjdzie z tymi kamerami a będą te radiostacje to można wziąć je. - Peter dopisał coś na swojej liście.

- To na kiedy się umawiamy? Trzeba wybrać miejsce na budowę tej anteny. Chyba, że macie coś odpowiedniego. - Leon popatrzył ponownie na Ortegę wracając do tematu budowy przekaźnika.

- Mamy. Ale to chyba lepiej aby ktoś techniczny obejrzał i dał znać czy się nadaje. Jak wam pasują nasze warunki to możemy zacząć po niedzieli. W poniedziałek? - Maria odparła kiwając swoją głową i popatrzyła najpierw na Schultza potem na pozostałych jak się mają na taką propozycję.

- Ja mogę pojechać. Zobaczę co tam macie. - zgłosił się ten wygolony Huron. Tak po prostu i nadal w tej niedbałej pozie jaką zajął na początku spotkania.


- Chcesz żeby ciebie też tam zawieźć? - bladolica spytała cicho Aarona, aby głośniej już zagadać do technicznego Hurona - Gdzie macie melinę? Jakbyśmy chcieli wpaść obgadać co kto ma i jak to pozlepiać w całość?

- W “Hungarian Rapsody”. Na Southgate. - odparł Huron bez zbędnych ceregieli. Runnerzy kojarzyły Southgate jako południową dzielnicę podpadającą pod Huronów. Ale samej nazwy tej Hungarian już nie bardzo.

- To na Northline. Jedźcie aż dojedziecie. Nie da się zgubić jak nie znajdziecie zawróćcie i jedźcie z powrotem. Taka restauracja z europejskimi daniami. - wyjaśnił Huron domyślając się, po minach, że mogą nie kojarzyć tego adresu tak od razu. To już dało im jakiś namiar bo ulicę o jakiej wspomniał już coś im świtało w głowach. Za to Ash pokręcił swoją energicznie aby dać znać, że nie życzy sobie być wieziony tak daleko od domu w kompletne nieznane.

- Kojarzysz północną część Wallad Lake? - Phere odbiła pytaniem do łysola - Stary Dom pogrzebowy, łatwo znaleźć. Jedyny piętrowy budynek w okolicy. Wpadnij do nas, zobaczysz czy będzie coś co się przyda, a Ash pomoże z technicznymi pierdołami. W końcu co dwa łebskie miśki to nie jeden. Jak cię w ogóle wołają, co?

- Joey. Mówią mi Joey. Pytajcie o Zgrywusów Karlsona. A Wallad Lake. Coś mi się obiło o uszy. Może wpadnę. A ten poniedziałek może być. Gdzie się ustawiamy? Kiedy? - odparł Huron do Lucy a następnie spojrzał na pozostałych.

- Jak w poniedziałek to w południe. I może być tutaj. Każdy wie gdzie to jest. - Peter pomógł pozostałym w tej organizacji spotkania zanim zdążyli wyciągnąć jakieś swoje uprzedzenia i zażalenia do innych propozycji. Znów nastąpiła chwila pomruków, rozglądania się i kiwania głowami. Jakoś jednak nikt nie stawiał oporu przed taką kompromisową propozycją jaka nie wadziła w niczyj honor.

- Pasuje - albinoska przytaknęła razem z resztą. Patrzyła po twarzach dookoła, kręcąc się Loli na kolanach. Na koniec popatrzyła na Bricksa, jakby chciała zobaczyć czy czego nie odwali, albo nie rzuci krótkiego tekstu który znowu nie zamiesza w sali spotkań.

- No to chyba jesteśmy umówieni na poniedziałek. - Peter klasnął w dłonie jakie niegdyś tak mistrzowsko władały kierownicą. Bo wyglądało na to, że mimo tak wieli różnic udało im się zrobić kolejny krok w wykonaniu tego zadania. Bricks zaś spojrzał na swoją młodą sekretarkę i skinął do niej głową. Ta coś zapisała w swoim notesie. I spotkanie miało się już ku końcowi.

Ludzie zaczynali powoli się zbierać i wstawać robiąc zamieszanie chociaż nie tak duże jakby wypadało robić gdy zamyka się członków wszystkich miejskich gangów na tak ograniczonym terenie.
- Zagadaj Bricksa czy czegoś od nas nie potrzebuje, co z tą radiostacją plecakową. Spróbuj mu wkręcić aby nam kazał przyjechać pod fabrykę - albinoska przechyliła się do Skazy, szepcząc mu do ucha. - Ja mam tu jeszcze coś do załatwienia.

- Dobra. - Roger też wstał i spojrzał w przeciwną tam gdzie siedział Ash. Znów miał spłoszone spojrzenie jakby ten nagły ruch wielu obcych ludzi odbierał mu pewność siebie.

- Gero, zostań tu z nim. - Skaza dał znak irokezowi i ten potwierdził to machnięciem ręki.

- Ja pieprzę ale fura… - skoro wreszcie miał okazję to znów podszedł aby nacieszyć oczy kanarkowym bolidem przymocowanym do ściany. Zdawał się bardziej go interesować niż koledzy i koleżanki.

Śnieżka wyszła na korytarz razem z innym pstrokatym tłumkiem. Namierzyła tego którego szukała jak szedł trochę dalej. Wracał w stronę sekretariatu i schodów prowadzących do głównego wejścia. Chciała go trzasnąć w tyłek ale tym razem jej to nie wyszło. Zamachnęła się ale on albo w ostatniej chwili ją jakoś usłyszał, zobaczył czy też może szczęście mu sprzyjało. Bo odsunął się, odwrócił jej dłoń z rozpędu poleciała w puste już miejsce a on złapał ją za nadgarstek.

- Moja kolej. - wyszczerzył się, odwrócił ją tyłem do siebie i z rozmachu zdzielił ją w tyłek raz a potem drugi raz. - To teraz chyba jesteśmy kwita. - mruknął niskim tonem wprost do jej ucha. Kolega zatrzymał i zaśmiał się obserwując tą niespodziewaną scenkę.

Złodziejka jęknęła zachęcająco przy drugim uderzeniu, zagryzając dolną wargę. Gdy skończył przekręciła się przodem do garniaka, wyciągając ramiona aby objąć go i położyć dłonie na tyle spodni.
- Nie jesteś aż taki sztywny… jak na Schultza - mruczała przyciskając biodra do jego spodni i ugniatając pośladki. Gapiła mu się w oczy.
- Na pewno jesteś z Downtown, co Leon? - spytała z twarzą tuż przed jego twarzą - Chyba ci Duchy spłatały figla i zakopały nie na tym rewirze co trzeba… niezły tyłek. Tak mi się wydaje. Wiesz, na pierwszy rzut oka ciężko stwierdzić.

- Wpadnij do nas na Eastern Market. Do Cadillaca. To sama się przekonasz. - powiedział puszczając ją i zdejmując jej dłonie ze swojego tyłka. Stuknął palcami rondo kapelusza po czym odwrócił się do partnera i wznowił marsz korytarzem.

Phere przewróciła oczami, wzdychając rozdzierająco.
- Właśnie to jest wasz problem, faceci - pokręciła głową, uśmiechając się krzywo do jego pleców. Choć nie podarowała sobie klepnięcia gdy się odwracał.
- Jedź tam, zrób to, najlepiej od razu sama wszystko ustaw a ja przyjdę na gotowe. Skorzystam i potem jeszcze sama się odwieź. Zero inicjatywy. Jakbym ja miała napaloną na siebie laskę pod ręką tak łatwo bym jej nie spławiała, ale cóż. Widać nie jarają cię albinoski… szkoda. Albinosi przynoszą farta - rozłożyła ręce, odwracając się plecami do odchodzących.

- No cóż… - do albinoski podeszła druga blondynka i w milczeniu spoglądała za odchodzącymi schultzami którzy i tak dość szybko znikli za zakrętem korytarza. Leon jak miał jakiś komentarz to zatrzymał go dla siebie.

- Dobra to ja idę znaleźć kogoś do taszczenia trumny. Bo nam dwóch grabarzy brakuje. - Lola odwróciła się do blondyny i dała znać idąc korytarzem w stronę sekretariatu.

Phere uśmiechnęła się pod nosem, wyjmując paczkę wymiętych fajek. Wyglądało że będzie musiała sobie sama zorganizować ten wieczór, jak zresztą wszystkie wieczory do tej pory.
- Czekaj, pomogę ci! - krzyknęła za Milą, ruszając jej śladem.
 
Dydelfina jest offline