Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2021, 08:18   #3
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draugdin. Po prostu Draugdin. Był bękartem więc nie zasłużył na noszenie klanowego nazwiska, o ile nie wsławi się jakimś wielkim czynem i udowodni, że jest godny je nosić.
Tak jak można było zrozumieć stosunki między ludźmi, a elfami - przecież elfki były piękne, z których rodziły się nie mniej urodziwe półelfy. Co innego czy takie związki były akceptowane. Jednak akt miłosny orka z człowiekiem należał raczej do rzadkości. Trzeba było być ślepym, mieć bardzo specyficzne poczucie piękna lub po prostu być pijanym do utraty świadomości by przespać się z samicą orka.

Draugdin był pół orkiem. Z tego wynikało większość problemu jakie spotykały go dotychczas w życiu, gdyż nie dość, że był pół orkiem to jeszcze nigdy nie poznał swojego ludzkiego ojca. Nie wiadomo czy ona nawet żył, ale jedyne co wiedział, że ulotnił się krótko po spłodzeniu go. Matka zaś niewiele chciała o tym rozmawiać. On zaś przez własne plemię był traktowany jako bękart.
Nic dziwnego, że gdy tylko dorósł na tyle, że potrafił bez problemów i to nawet całkiem nieźle posługiwać się potężnym mieczem dwuręcznym, w którym walce się specjalizował pożegnał matkę i swoje nieakceptujące go plemię i ruszył w świat. Miał zamiar dokonać czynów na tyle wielkich, żeby móc wrócić w rodzinne strony z podniesioną głową. Wiedział, że prawdopodobnie piętna bękarta nigdy z siebie nie zmyje jednak wierzył, że zasłuży na akceptację i na rodowe nazwisko. Był też bardzo zdeterminowany, żeby być może odszukać własnego ojca. Ojca jedynie biologicznego. Odszukać, żeby spróbować zrozumieć co się stało, jak do tego doszło i dlaczego wydarzenia potoczyły się w ten, a nie inny sposób. Sam nie wiedział co właściwie chciał w ten sposób osiągnąć, jednak pchałą go do tego jedna myśl, by spojrzeć prosto w oczy człowiekowi, który był winny wszystkiemu co go w życiu dotychczas spotkało.


Mając niespełna 18 lat pożegnał matkę i wyruszył w drogę. Około dwóch lat tułał się tu i tam od zlecenia do zlecenia nigdzie nie zagrzawszy dłużej miejsca, aż któregoś dnia trafił pod skrzydła starego orka samotnika o imieniu Ruzurn Krosrar. Ich znajomość zaczęła się gdy spotkał go w trakcie walki, a dokładnie zasadzki w jakiej go zastał. Widać było, że stary ork nie dawał za wygraną gdyż dookoła leżało już sześć zielonych trupów. Jednak nadal nacierało na niego sześć goblinów i trzy hobgobliny, a starzec mimo, iż walczył dzielnie jednak widać było, że opadał już z sił. Draugdin włączył się do walki i posługując się swoim dwuręcznym mieczem dokonał dział zniszczenia nie pozostawiając ani jednego zielonoskórego przy życiu.
Ruzurn z wdzięczności za ofiarowanie mu życia zaproponował nieograniczoną czasowo gościnę w swojej samotni. Po kilku dniach znajomości i gdy poznał historię życia pół-orka zaproponował mu dwuletni trening pod jego okiem na kapłana bitewnego. Draugdin jako, że nigdzie się w sumie nie spieszył skorzystał z oferty i z gościny. Został ze starym orkiem przez trzy lata mimo, że dawno już zakończył szkolenie, a ich znajomość i relacja uczeń nauczyciel przerodziła się po jakimś czasie w prawdziwą męską przyjaźń.
Jednak któregoś dnia w karczmie w nieodległym miasteczku usłyszał kolejne informacje o przypuszczalnym pobycie człowieka, który go spłodził. Co prawda znał jedynie jego imię Thorgarh i że miał długie kruczoczarne włosy jak on sam. Niczego więcej od matki nie udało mu się wyciągnąć. Draugdin nie bez żalu stwierdził, że czas ruszać dalej w drogę. Pożegnał się ze swoim nauczycielem i przyjacielem i ruszył na szlak.

Jako, że odnalezienie swojego biologicznego ojca było jedynie celem, a nie priorytetem także po drodze chwytał się drobnych zleceń wychodzą z założenia, że i tak mu w sumie po drodze. Tak też przy okazji jednej z wypraw poznał Elrosa zwanego “Kołysanką”. Był on półelfim paladynem i za każdym razem gdy sobie porządnie podpili żartowali, że swój ciągnie do swego. Kilka zleceń później obaj poznali Vuko zarażonego likantropią ludzkiego soulknifea. Mimo znacznych różnic kulturowo wyznaniowych dobrze czuli się w swoim towarzystwie i stanowili całkiem zgraną ekipę już od dłuższego czasu.
Obecnie podróżowali również razem z Watredeep i właśnie barka dobiła do miasteczka Orthus znajdującego się gdzieś na Centralnych Ziemiach Zachodnich. Samo miasteczko może nie było zbytnio interesujące, ale za to okolica już jak najbardziej. Toż przecież niedaleko stąd było do “Wiecznych Wrzosowisk” czy gór, w których podobno znajdowała się Mithrilowa Hala. Samo miasteczko zaś, jak setki innych jakie już widzieli. Dwie karczmy dawały już jednak jakiś wybór. Póki co grosza im starczało, także na pytanie Elrosa, który jak zwykle najszybciej ogarniał pewne tematy odpowiedział:
-Zgadzam się z tobą przyjacielu bez żadnych obiekcji. Nieźle nas wytrzęsło na tej barce także ja głosuję za wyższym standardem.
Teraz obaj patrzyli na Vuko choć raczej nie spodziewali się sprzeciwu.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline