Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2021, 20:20   #16
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Duszno, siwo, parno. Kotłowanina w gęstym dymie, sprezentowanym przez alchemiczne cudo Profesora, przycichła nader prędko. Walczyć na oślep, w gryzących w oczy i gardła oparach - na to nikt nie miał ochoty, toteż zaraz zaczął się masowy exodus z siwej chmury. To akrobatyczne harce, to bieg schodami na antresolę, to ucieczka w stronę majączących drzwi. Bernolt dopadł uchylonych drzwi pierwszy, wytaczając się z faktorii i łapczywie zaciągając się czystym, świeżym powietrzem.

Korin z kolei, jak na cyrkowca przystało, wyrwał z powrotem ku górze. Tu skok, tu podciągnięcie się. Szczur przycupnął na belce, ocierając łzawiące od dymu oczy, bezpieczny na wysokości. Kątem oka widział Kasztaniaka i Vimitra na schodach, ale to Profesora obdarzył uwagą. Profesora, który jeszcze przed chwilą buszował w swojej oficynie, a teraz szykował kolejny podarek dla grupy w dole. Butelenka z dziwnym płynem zawirowała w locie, ale wylądować już nie wylądowała. Rozbita rzuconym przez Korina nożem brzdęknęła jedynie, rozbryzgując wściekle syczący i żrący płyn po okolicy.

Antresola zadudniła pod ciężkimi krokami Kasztaniaka. Przebierając kulasami khazad sprintem dopadł do zabudowanej oficyny, nie certoląc się z drzwiami. Drewno trzasnęło jedynie, wyrywając się z żelaznych zawiasów. Proste łóżko na prawo, skrzynia u jego nóg, parę ksiąg ułożonych w piramidę w kącie i biurko zasłane papierami. Oraz skrzynka, cel ich wyprawy za miasto, zajmująca miejsce honorowe na blacie. Kasztaniak zebrał pudełko w biegu ku następnym drzwiom i Profesorowi. Alchemik pewnie przywitałby go, ale nie dał rady. Korinowy nóż w barku posłał go ku ścianie, a khazad przyszpilił go buciorem do podłogi.

Kłęby dymu wylewały się z faktorii przez otwarte na oścież drzwi. Bernolt, zgięty w pół, łapał oddech i czujnie obserwował kotłujące się kształty, z których część ruszyła za nim. Pierwszy wypadł Rocco, ze szramą na poliku, a za nim ciężko wytoczył się Magnus, klnąc w tym dziwnym, norsmeńskim języku. Kolejne kształty zdawały się nadciągać w ich stronę i Bernolt gotów był powitać je żelazem... Tyle że nie musiał.

Rozlana oliwa z lampy złapała w końcu jakąś niesforną iskierkę z paleniska. Błysnął ogień, buchnęły kolejne obłoki dymu. Płomienie rozlały się po prawej stronie, liżąc i trawiąc skrzynki i pudła. Sięgnęły i zalegające pod ścianą worki, które zaraz stanęły w ogniu i dodały do dymno-oparowej mieszanki. Tyle że tutaj dym śmierdział inaczej, palonym zbożem i... Czymś innym. Vimitr, który wrósł w podłogę na widok płomieni, widział jak jeden z ochroniarzy Profesora wypada z mglistych tumanów i chyba rusza ku niemu. Chociaż nie, nie do końca. Zatoczył się w jego stronę, to prawda, ale nader tanecznym krokiem i ze śmiechem w gardle.

Duszno, siwo, parno i gorąco. Wycieczka poza miasto nie była nudna, a narkotykowe opary powoli wypełniające faktorię zwiastowały wycieczkę innego sortu...
 
Aro jest offline