Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2021, 21:23   #65
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Kiedy maska korzeniami wrośnie w twoją twarz
Wyssie ją całą…

Z nauk Sicheii



Maska, która twarz Haruka oblekała, czasami mimowolnie drgnienie wzbudzała, choć Molsuli za kamiennego uchodził. Sam nigdy nie przywdziałby rytualnego Shyivonu, bo przeczyło to jego wolnej naturze. Nie wstydził się swego miana, nie bojał z odsłoniętym obliczem ścieżkami pod jasnym okiem Oeyna i po Aeynechen stąpać, otwarcie przeciw wszelkim zagrożeniom stawać. Dzielności to był akt i szalonego poświęcenie dla gromady, ale Aranowi obcy i niezrozumiały. Nie wpatrywał się zbyt długo w zwięzłego w słowach łowcę i jego wyzute z uczuć fizys. Nie krępowało go, ani nie przerażało, po prostu nie pozwalało odczytać z mimiki śladów składających się na charakter i postawę. To, co budowało onegdaj tożsamość junocha stopiło się w te nieruchome oblicze groźne i zimne, nieznające wahania czy litości. Oczy jedynie zdradzały krztynę dawnego żywota, tęsknot i doświadczeń, lecz to był tylko nikły odblask, przypominający lśnienie na tafli nieziora, tuż nad mroczną głębią.

Nie czas był to jednak odpowiedni, by przemyśliwać nad pobudkami łowcy, jego pozycją w gromadzie i uczuciami za maską skrywanymi. Deszcz chlastał niemiłosiernie orzeźwienie budząc, każąc rychło do drogi się sposobić. Słowa zatem zdawkowe, co ze ściśniętych ust shyty padły do czynu ich zgoniły nie pozwalając na dalsze w miejscu mitrężenie, co guślarza nawet ucieszyło, bo zziębnął bezczynnie statystując przy opłotkach osady. Sprawę z Baydurem mieli rozwikłać, lekcej dla otroka byłoby, gdyby zakończyli to bez cierpień zbędnych jenąż czy okoliczności na to pozwolą wątpił Molsuli, po tym, co od Drungi usłyszał. Sprawa zdało się, iż przesądzoną była, a obecność Haruka zbytniego roztrząsania i dylematów w tej kwestii nie zapowiadała…



Molsuli ruszył za beznamiętnym łowcą oraz prowadzonymi przezeń ogarami. Bardziej z chęci, aby poczuć znów bagnisk i ostępów dzikość. Bowiem dusza wędrowca i pielgrzyma, którą posiadał domagała się dalszego sycenia. A nic nie działało na tropiciela lepiej, niźli chłód moczarowisk, otulina z mgły i mżawka przyjemnym muśnięciem ciało zraszająca. To uleczyło rozterk duszę gnębiący, niczym opatrunek z czystego pierścienia koronkisa na ranę przyłożon.

Kiedy ku łęgom zwrócił się shyta, co rozlew w sobie kryły Aran mruknął tylko z cicha. Zawierzenie psom wydało mu się nazbyt pewne i niefrasobliwe. Owszem nie mieli podstaw, by wątpić w trop, ale tak nagle ku manowcom się obrócić, rzecz to była pochopna. Nie wiada jak głęboko sięgały i jakież niespodzianki mogły szykować. Łacno było utknąć w zdradliwym otoczeniu, a wszechobecna trześlica, wiechliny czy łubin, częstokroć jadowite stworzenia maskowały. Samo podłoże zdradzieckie pułapki kryło, ledwie po kostkę sięgając nagle i pół sążnia zapaść w dół gotowe. Do tego grząskie i nieprzyjemne, wielce sił w brodzeniu czerpiące. Baczniej popatrywał Aran na grunt, który przyszło mu pokonywać. Chociaż ścieżkę z namysłem wybierał i tak coraz głębiej ciżmy z pluskotem nurzał, po chwili z mlaskaniem je wyrywawszy. Juże miał na głos radzić coś łowczemu, co wytrwale za ogarami ciągnął, aż raptem psiska w dwie insze strony gnać chciały. Haruk sprytnie wybrnął z tego zajścia niespodzianego smycze wnet podzieliwszy. Mykes przejęła Burego, który ku nieodległym drzewom pewnym szlakiem zaczął ją prowadzić. Aranaeth nie wahając się postąpił za dziewczyną, uznając że pomocna dłoń przyda się, jeśli jakie trudności wynikną. Szczęściem niedługo powodzić musiała, bo ogar drzewo pobliskie począł obskakiwać. Tropiciel zadarłszy głowę, próbował korony gęstwinę wzrokiem przejrzeć, lecz na nic to się zdało. Zdjął zatem łuk i sakwę, do wejścia się sposobiąc, a że przymiotem zwinności go bóstwa obdarzyły, tedy bez obaw śniat objął wspinaczkę zaczynając. Obrócił się jeszcze ku czarnowłosej te słowa rzekąc:

- Bacz proszę na konary i liście nade mną, a gdybyś co ujrzała dziwnego, krzyknij by ustrzec, kiedym wchodem zajęty.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 10-12-2021 o 05:43.
Deszatie jest offline