Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2021, 07:31   #19
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Drewniana belka pod sufitem, która dla jednych była by zdradziecką grzędą trudną do sforsowania, dla niego była niczym brukowana uliczka w centrum miasta. Biegł nią pewnie i śmiało spoglądając z góry na faerie płomieni i tumany dymu rozpościerające na parterze swoje królestwo. Świat śmiał się chichocąc z charkotem dobijanego przez Kasztaniaka Profesorka, ale Korin nie rozumiał tego dowcipu. "To nie był dobry dowcip” pomyślał rechocąc wyciągając jednocześnie jeden z nielicznych noży, które znalazły właściwą sobie pochwę w osobie leżącego pod buciorem Kasztaniaka człeka. Korin pamiętał, że mówiono coś o papierach, ale było tu tego tyle… Kasztaniak coś mruczał do siebie mocując się z wcale nie małą skrzynką, ale Korin obsmarkał się wręcz z nieporadności kompana.

-Profesorek patrz, jakim trzeba być młotem, by szarpać się z kuferkiem, jak papieru to pod dostatkiem? - mruknął siadając na ziemi obok stygnącego trupa, wskazując mu zasłane papierami biurko i odpowiadając na jego pytania. - Tak, wiem, trochę tu głośno wiesz? Głośno! - Korin pokręcił głową nie rozumiejąc nic z tego co doń mówił Profesorek. Czy tam Kasztaniak. Ktoś, chyba khazad, szarpał go za kołnierz i „Szczur” musiał się solidnie naszarpać, by wyrwać się zostawiając w garści kompana kawałek przyodziewku. Znów zarechotał, ale zamilkł zaraz widząc jęzory ognia sięgające piętra, przebijające się przez kłęby smolistego, cudownego, tęczowego dymu. Kasztaniak, niczym kaczka, poczłapał gdzieś ze zdobytym trofeum pod pachą a Korin zastanawiał się chwilkę, czy jeśli wkroczy na ten tęczowy most, to da radę przejść na drugą stronę? I czy na jego końcu będzie obiecany skarb. Ruszył po balustradzie chwiejąc się, śmiejąc się i zataczając się, i coś jeszcze „się”. Widział maleńki prześwit okienka, którym wszedł do budynku. Gdzieś na końcu tęczy ku któremu zmierzał. Ale nie dokończył rozmowy z Profesorkiem przecież! Przypomniawszy to sobie zawrócił śmiejąc się ze swego gapiostwa a potem przypomniał sobie, że zapomniał o końcu tęczy. Znów zawrócił, zabalansował jedną nogą drugą robiąc zamach do zgrabnego piruetu po którym znów nie do końca wiedział w gęstych już kłębach, w którą stronę zmierza. Kaszląc ze śmiechu, śmiejąc się z kaszlu dobrnął do okna i widząc cudowną, tęczową pochylnię skoczył ku niej radośnie rechocąc…

… i wylądował na trawniku przy domu rozbijając resztki ościeżnicy i wiszącą smętnie, okopconą już okiennicę. Nie było skarbu, tylko krowi placek, ale cóż to za różnica? „Są tacy…” - pomyślał filozoficznie - „… dla których właśnie to jest skarbem!”. Zarechotał na tę myśl. Dostrzegł też jakieś kolorowe cienie, które przyglądały mu się z niedalekiej odległości. Dałby sobie odciąć pół czegoś, że zna ich twarze! Pomachał do nich radośnie wciąż chichocąc i słysząc rozkazy padające z ust ważniaka Bernolda. Do niego też pomachał wywlekając zza pazuchy kilka wziętych z biurka kart, bo pamiętał że to było jakoś ważne. - Mam! Mam! - zawołał gromko do kompanów i podjął swoją walkę ze śmiechem. Śmiech zdecydowanie wygrywał.

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline