Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2021, 18:49   #7
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Strażnik okazał się być całkiem przyjaźnie nastawiony do nowych przybyszów - fakt pozytywny, choć zaskakujący, w kontekście historii którą opowiedział.

Sama historia także nadzwyczaj uprzejmie zgadzała się z wstępnymi ustaleniami przekazanymi przez szlachetnego Tadeusza, Wysokiego Rycerza Księżyca. Niemal wszystkimi. A oprócz potwierdzenia części informacji, strażnik mógł też przyozdobić je detalami rodzaju konkretnego czasu lub nazwiska osoby u której można było dopytywać dalej.

Objawów problemów w mieście było kilka.
Zaginęła trójka ludzi, dwóch dorosłych i dziecko. Dwoje poza miastem, jedna osoba w mieście. Tydzień w tydzień.
Po drugie, na okolicznych pastwiskach w ostatnich tygodniach coś - lub ktoś - groteskowo rozszarpało kilka krów. A jedną z zaginionych była młoda pasterka, która zniknęła tegoż samego dnia kiedy zginęły jej podopieczne.
Wreszcie, kilka osób zgłosiło się do świątyń z nietypową magiczną chorobą. Udało się ją wypędzić, ale po dziś dzień nie było wiadomo co to było.

Nie wspomniał za to o żadnych widzeniach wilkołaków ani innych zmiennokształtnych mieście. Ani o tropach nieumarłych. Być może źródło Zakonu było nieco do przodu przed wiedzą powszechną, wszak Zakon współpracował na tyle blisko z sługami Mystry by czasem wiedzieć nieco więcej o ukrytej naturze takich zdarzeń.

Niemniej, rozmowa była nadzwyczaj owocna. Kołysanka dobrowolnie zobowiązał się do podzielenia się jakąś historią ze szlaku przy piwie, jeżeli Richard - bo tak strażnik miał na imię - w końcu zejdzie ze służby w tą paskudną pogodę. Bądź co bądź, w wielu miastach po takich zdarzeniach natychmiast zaczęła by się obława na przybyszów, i to że tutaj zachowano zdrowy rozsądek należało co najmniej afirmować.

Kiedy w drodze pod Skaczącego Lwa skręcili w kolejną ulicę, półelf półgębkiem podzielił się z Vuko i Draugdinem swoja obserwacją o "brakującym" wilkołaku. Szansa że był to ten którego spotkał kiedyś Vuko była mała. Z całą pewnością stwarzała nowe możliwości szukania śladów. Ale też zwyczajnie uczciwe było podzielić się z nimi tą wiedzą, zwłaszcza jeżeli mogli nie za długo natrafić na to zagrożenie.

"Pod Skaczącym Lwem", pod którego drzwi w końcu udało się dotrzeć, główna sala kusiła gwarem i zapachami. Pod skórą znów poczuł te dziwne drżenie, znak że jest we właściwym miejscu. Z uprzejmości wobec obsługi otrzepał się z wody jeszcze w przedsionku, ale kiedy tylko wypatrzył krasnoludkę odpowiadającą opisowi ognistowłosej gospodyni tego przybytku, ruszył by przechwycić ją pomiędzy zaganianiem obsługi do pracy a ponownym schowaniem się na zapleczu.

- Trzy osobne izby, jeśli to możliwe. A jeżeli brakłoby jednego, to ja mogę choćby i dojść przez ulicę, byle balia z ciepłą wodą do mnie trafiła. - po powitalnym zestawie uprzejmości srebrnowłosy przeszedł do wyłuszczenia potrzeby przybyszów. Bo nie tylko o izbę i balię wody chodziło, wszak mieli tez i konie. I apetyt.

Korzystając z chwili którą gospodyni potrzebowała żeby posłać umyślnego żeby sprawdzić co da się zrobić z brakującą izbą, Kołysanka praktycznie wybierał ludzi do którego warto było się dosiąść. Nie za bogatych i szlachetnych - choć sam zapewne kwalifikował się do tej grupy, to zwykle byli kiepskimi rozmówcami i rzadko mieli ucho przy ziemi. Prostych ludzi, uszlachetnionych pracą, także pomijał. Byli solą tej ziemi i bez nich takie miasta nie miały prawa bytu, ale niekoniecznie nękanie ich pytaniami dawało korzyść obu stronom. Za to lokalni ludzie Sztuki, kurierzy, kupcy, rzemieślnicy, muzycy - z tymi zwykle można było się dogadać.

Targowanie się było bardziej rytuałem poznania się z drugą stroną niż próbą faktycznego zaoszczędzenia kilku drobnych monet. Koniec końców, i tak planował te symboliczne drobniaki rozdać co bardziej starannym osobom z obsługi. Odrobina wdzięczności za starania sprawiała że jako jeden z niewielu paladynów na misji nie miał regularnie naplute w kaszę.

Po zapewnieniu że trzecia izba gdzieś się znajdzie, nie pozostało nic innego jak zasiąść do stołu. On sam ufał że młody stajenny poradzi sobie z jego koniem - choć niektórzy jego dawni towarzysze woleli zadbać o swoje zwierzę sami, Kołysanka nie miał aż tak wysokiego mniemania o swoich umiejętnościach. Od jednej myśli do drugiej, od anegdoty do dawnej historyjki ze szlaku półelf w niewymuszony sposób oswajał współbiesiadników , coraz częściej zachęcając ich do opowiadania ich historii.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline