Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2021, 21:53   #30
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=o3hHsVtqNFQ[/MEDIA]
Obowiązki w końcu dopadały każdego, spadając na kark dyszącym smrodem kosza na pranie, albo pustką garów w szafkach. Równie dobitną oznaką że wreszcie trzeba zabrać się za ogarnianie najbliższego otoczenia była pusta szafa na ciuchy. Święty, ale bezwzględny, nienaruszalny obowiązek przestrzegania obyczajów wywodzących się z odwiecznej tradycji rządzącej światem zarówno tym sprzed jak i po wojnie mówił jasno - nasyfiłeś to posprzątaj po sobie, albo spierdalaj i żryj gruz.
Z tego też powodu chcąc nie chcąc po powrocie do domu pogrzebowego Phere musiała odłożyć marzenia o Lidze, Fabrykach Forda i imprezach w Cylindrze z okolicznymi gwiazdami na rzecz spraw tak przyziemnych jak to tylko możliwe. Razem z Lolą zebrały z całego budynku wszelkie brudne ubrania, koce i poszwy, aby z pomocą Geronimo zatargać wody do pralni i wrzucać po kolei do bębna w większości czarne kule materiału przetykanego elementami moro. Ich fart, że maszyny miały naprawdę duże bębny prawie przemysłowe, więc szło sprawnie, a suszarka tylko dwa razy się zacięła podczas roboty. Na szczęście w kuchni obeszło się bez tragedii, więc obiad na najbliższe dni ogarnęły nim ostatnia partia wilgotnych ciuchów nie trafiła do miski i z miski na sznurki w kotłowni.
W międzyczasie obie blondynki odwiedziły też poddasze witając się z ich gościem jak przystało na oddaną pomoc medyczną. Wizyta była niestety krótka, dlatego zgodnie stwierdziły, że po skończeniu prania zarządzą pranie swoje oraz brudasa choć do tego akurat musiały się przygotować, bo koleś wciąż miał na sobie całkiem sporą kolekcję ran i sińców. Zamiast wrzucić go do bębna razem z nową porcją proszku do prania, usadziły go na stołku w starym brodziku kostnicy i tam gąbką i ręcznikami doprowadziły go do stanu używalności. Po wszystkim czystego, pachnącego w świeżych ciuchach oraz owiniętego kocem usadziły za stołem w kuchni aby im towarzyszył podczas kończenia przygotowań do kolacji. Mogły mieć na niego oko, jednocześnie karmiąc, pojąc, oraz obejmując aby mu się lżej cierpiało.
- Masz jeszcze kawałek, musisz nabrać sił - złodziejka podetknęła mu pod nos plaster szynki, z drugiej strony Lola napełniała mu kubek gorącą herbatą i wolna ręką sięgała po cukiernicę. Na stole przy mężczyźnie stał słoik konfitur, parę kromek słodkiej bułki i jeszcze wygrzebane skądś ciastka. W kwestii obiadu też oczywiście wcale najpierw nie wypytały co by zjadł...
- W ogóle to tak sobie z Lolą pomyślałyśmy że chyba by wypadało ci coś skołować. Tak wiesz, na pamiątkę i odświeżenie pamięci. Wiemy żeś w główkę dostał, dlatego taki gambel pamiątkowy by pewnie pomógł przejaśnić pod kopułką jakby co - łypnęła na drugą Runnerkę i razem pokiwały głowami robiąc smutne miny.

- Coś skołować? Na odświeżenie pamięci? - wyraźnie nie bardzo wiedział co mają na myśli. Ale apetyt mu dopisywał co zawsze było dobrym objawem przy zdrowieniu. A i podczas zabiegów pielęgnacyjnych nie zdradzał już takiej ostrożności i delikatności jak na świeżo po wypadku.

- Żebyś na ten swój rewir miał, nie? Jak już wyzdrowiejesz - złodziejka pogłaskała go po policzku i z czułym uśmiechem poprawiła mu okrycie na ramionach.
- Fota będzie chyba najbardziej uniwersalna, łatwa do skitrania albo pokazania kolegom co tam kitrasz - pokiwała głową ponownie, tak samo jak Mila - Jeśli chcesz zrobimy sobie taką na pamiątkę tej okrutnej niewoli Runnerów. Może być w tych ciuchach w których byłyśmy w Cylindrze. Tego aspektu jeszcze nie obgadałyśmy - popatrzyła na kumpelę.

- Albo bez. Albo i z i bez. No coś się wymyśli. Tylko to chyba by trzeba pojechać do Mario aby zrobić taką papierową fotkę. - druga z blondynek chętnie przyłączyła się do snucia tych przyjemnych planów fotograficznych chociaż kojarzyła coś, że samo zrobienie fotki telefonem czy aparatem to dopiero półmetek do wyprodukowania fizycznej fotki.

- Aaa! Takie coś! No! To pewnie! To by było kozackie! Taka fotka. - Nico też się rozpromienił i objął swoje obie stręczycielki co go tak strasznie gnębiły w tej niewoli przez ostatnie parę dni.

- Chyba żebyśmy poprosiły Katty, Na pewno tam mają w tej Lidze drukarkę i parę kartek papieru foto, skoro jebią te kartki do autografów dla fanów - Lucy mrugnęła do blondi. Kwestie autografów ligowych gwiazd wciąż grzały jej serduszko i to drugie serduszko nisko w podbrzuszu.
- A jak nie to Mario też da radę. Jak nie to mamy gdzieś zapasowego śmieszka… do przenoszenia danych. Tych no… filmów, zdjęć i tak dalej. Jedno czy dwa można druknąć, a jak wyjdzie więcej to na śmieszku do siebie przeniesiesz i tam sobie zgrasz - dała się objąć dopustowi bożemu który jej od paru dni zawalał wyro, nad wyraz chętnie oddając uścisk oraz buziaka.
- Tylko pomyśl co koledzy powiedzą. Tyle czasu w zamknięciu o wodzie i wpierdolu… a tak przynajmniej pokażesz które to te złe harpie i kogo na mieście unikać. Ale wiesz, to działa w dwie strony. Ty dostaniesz naszą nagą fotę i my chcemy twoja nagą fotę, comprende? Żeby było sprawiedliwie.

- Nagie fotki? - tego chyba mimo wszystko latynoski kurier się nie spodziewał bo zamrugał oczami jakby go to i zdziwiło i próbował wyobrazić sobie jakby to wyglądało. Spojrzał z Lucy na Lolę sprawdzając jej reakcję no a poza tym ona się właśnie odezwała.

- Ano tak Katy! Przecież ona tak na nas leci, że ściąga majty na żądanie. To na pewno nie odmówi nam takiego drobiazgu. No i masz rację Śnieżka niech się przyda na coś przecież nie będziemy z nią tak sypiać za friko nie? - Mila pacnęła się w czoło jakby w ogóle nie pomyślała o tej ligowej opcji. Ale jak już Phere na to wpadła to od razu się do niej zapaliła. I znów z nonszalancją podkreśliła jakie to mają chody u sekretarki do jakieś ślini się z pół miasta.

- Aha… Nie no jak tak się z nią znacie… To pewnie tak, pewnie tak zrobi. - Latynos wciąż wydawał się nieco zszokowany tym, że ktoś tak śmiało może sobie mówić i poczynać o jednej z ligowych gwiazd. I chyba nie mógł się do tego przyzwyczaić. Poza tym po dzisiejszej wizycie w Lidze to był jak na razie jedyny który widział tylko przywiezione rano figi i fotki na telefonie ale nie na żywo ich relacji z Katy w sekretariacie.

- Na pewno. Śnieżka dobrze mówi. I tak mamy tam jechać w poniedziałek to się to załatwi. Chyba, że byśmy wpadły do niej jutro. Może nie pracuje w niedzielę ale przecież wiemy gdzie mieszka. Ale w domu pewnie nie ma drukarki czy czym się robi te fotki… - Lola mówiła jakby nie zauważała wrażenia jakie robi na ich wspólnym, nowym koledze ta znajomość z Katy o jakiej ostatnio tak chętnie rozpowiadała.

- Chyba że jutro wieczorem - Lucy odwróciła się z powrotem do kuchni żeby zamieszać w garze - Za dnia wypadałoby wpierw te foty zrobić, nie? Jak lepsze światło i ciuchy przeschną bo serio nie wyobrażam sobie zakładać tych czarnych sznurków jak są mokre. Mordęga - westchnęła, dosypując do kotła jeszcze dwie garście suszonej natki pietruszki z wielkiego słoja.
- Zresztą to detal, taki mały i nie warty żeby sobie pierdolą głowę zawracać - machnęła ręką bardzo symbolicznie. Przez ramię wyszczerzyła się do meksa - A co, nagie foty aryjskich blond kociaków cię nie kręcą Nico? Może byś inne wolał?

- No. Wiesz jak Gero nieźle wygląda jak jest w samych bokserkach? Te wszystkie mięśnie i atletyczna sylwetka. Właściwie ze Skazy to też kawał chłopa. No z Asha to chudzinka no to musisz mu darować. No chyba, że byś wolał. - Mila sprawnie przejęła pałeczkę i pociągnęła ten temat roznegliżowanych zdjęć Żałobników. Jakoś nie zwracając uwagi na to, że kobieca ich część kończy się na nich obu.

- Nie no co ty! Ja nie jestem jakiś lewy! - Nico oburzył się taką insynuacją. Mila się roześmiała i na udobruchanie pocałowała go w policzek.

- Już dobrze, dobrze. To zrobimy sobie jutro fotki we trójkę. Obgadamy detale w czym albo bez czego. No a potem nawiedzimy Katy. Jak nam nie zrobi ich od ręki to może rano. To jak byśmy tam pojechali w południe to może już by miała gotowe. - Lola mówiła ugodowym tonem jakby już planowała jak to sobie ułożyć jutrzejszy dzień który powoli się zapełniał różnymi punktami programu.

- No… To jakby się udało… To by było coś… Ładnie wyglądacie w tych kieckach. - kurier się uspokoił i rozpogodził wracając do rozmowy o samych pamiątkowych fotkach.

- Co ma się nie udać? - bladolica wróciła do stołu, siadając na placie obok kuriera. Po drugiej stronie miał Lolę, więc znów go złe baby uciskały.
- Zresztą proszę cię. Ty wystarczy że się umyjesz i przetrzesz buźkę ramieniem a już wyglądasz zajebiście… a my musimy się stroić malować żeby chociaż zbliżony efekt osiągnąć - rozłożyła ręce a jej mina zrobiła się kosmata - I fajnie że ładnie wyglądamy jednak, a nie grubo bo na początku serio myślałyśmy że jednak trzeba będzie zawinąć graty i się wyprowadzić… gdybyś kiedyś chciał na miasto zabrać takie dwa ładnie wyglądające kociaki myślę że byśmy się dogadali, co nie Lola?

- No. Z tymi grubymi babami to jak jeszcze raz od któregoś usłyszę to pakuje swoje zabawki i wyprowadzam się do Katy. Skończą się dylematy kiedy się z nią umówić i wreszcie cizia przestanie za nami usychać z tęsknoty. - Mila pokiwała głową z poważną miną jakby w pełni zgadzała się z kumpelą, że tamta wzmianka o tym, że są grube to był istny afront. Zwłaszcza, że od paru dni miały taką atrakcyjną alternatywę w postaci najfajniejszej sekretarki w mieście. Co prawda z bliska Lucy poznała się, że kumpela się nabija, pomimo zachowania pozorów powagi ale Nico jej tak nie znał jak ona to potraktował to na poważnie i dosłownie.

- Oj to tam raz było no i zagapiłem się i w ogóle się nie liczy no weźcie już dajcie z tym spokój no… - jęknął jakby teraz już sam się połapał, że wówczas nieopatrznie mógł walnąć czymś niestosownym w koleżanki no ale nie mógł już tego odkręcić a poza tym zagapił się.

- No nie wiem, nie wiem… Myślisz Lucy, że damy mu jeszcze szansę czy zbieramy swoje rzeczy i jedziemy wbić się do Katy? - Mila popatrzyła poważnie na partnerkę jakby potrzebowała jej porady w tej poważnej, życiowej sprawie.

- No cóż… - albinoska przybrała bliźniaczo poważną minę dokładnie obserwując obiekt o którym była mowa i musiała się mocno powstrzymywać aby chociaż nie parsknąć.
- Wiesz no… Katty ma zajebisty apartament z samym sercu rewiru Ligi, z prysznicami, klimą i całą bateria bajerów. Do tego już na nas leci i się ślini że nie trzeba jej zabawek pokazywać aby zostawiała ślad na meblach. Poza tym ma naprawdę świetne cycki, cała jest śliczna. Zabawna, urocza, słodziutka, milutka diablica. I drinka ci postawi w Cylindrze i na parkiet wyjdzie… i w kiblu się da zamknąć przypadkiem oczywiście. Więc wiecie, rozumiecie. Dla mnie wybór jest prosty - rozłożyła ręce pokazując że to nie jej wola, a wybór sił wyższych.
Zawiesiła się na parę sekund, patrząc na przemian na blondynkę i meksa, aż wreszcie dopowiedziała resztę chociaż nie użyła słów tylko ust i dłoni, gdy zsunęła się wpierw na kolana kuriera, a następnie objęła go ramionami całując dobitnie. Nie wyglądało ze ma ochotę ruszać się gdziekolwiek do kogokolwiek dalej.

Na ile mogła się poznać Śnieżka to Lola też ją rozgryzła tak jak ona ją. Poznała po jej psotnym spojrzeniu. Ale twardo trzymała sztamę i udawała poważną potwierdzając wszystkie jej słowa kiwaniem swojej blond głowy. Za to Nico na odwrót. Wydawał się maleć z każdym atutem Katy wymienianym tak systematycznie przez Lucy. Zwłaszcza, że druga z blondynek tylko to potwierdziła nie zostawiając marginesu na niedomówienia. Dlatego ona była zdecydowanie mniej zaskoczona gdy na koniec tego wywodu kumpela pocałowała nowego kolegę. On zaś tego chyba nie spodziewał się tego kompletnie jak właśnie dostał w twarz tym wywodem jaka to Katy jest wspaniała a jeszcze do tego kompletnie straciła głowę dla obu blondynek no i bawią się, ze sobą świetnie. Więc jak Lucy zaczęła go całować to w pierwszej chwili zachowywał się biernie. Ale tylko w pierwszej chwili. Jak minął efekt zaskoczenia oddał jej pocałunek z nawiązką i przytrzymał ją przy sobie.

- No ostatecznie jakbyś jutro dał sobie zrobić te fajne fotki i zabrałbyś potem te nasze ze sobą do dzielni no myślę, że mogłybyśmy zapomnieć o sprawie. A jak nie to spadamy do Katy, sam widzisz, no laska bez nas żyć nie może szkoda dziewczynie łamać serce nie? - jak Lucy zwolniła miejsce przy ustach Nico to zastąpiła ją Lola a gdy skończyła no z wielką łaską zgodziła się wreszcie na coś w rodzaju porozumienia stron.

- No tak, to tak to tak z tymi fotkami, pewnie, możemy tak zrobić. - zgodził się kurier na taki kompromis. I to całkiem chętnie.
Gotka Aarona niestety nie została na żarciu, więc przy wieczerzy zasiadła jedynie rodzina Żałobników. Z jednym meksem jako dodatkiem od losu. Albo Duchów. Kwestia perspektywy.
Niczym zgraja sępów kołowali wokół kuchni, aż wreszcie każdy trafił pod ten sam stół i z szybkością nitro pochłaniali gorący posiłek, a ciepła micha łagodziłą obyczaje. Atmosfera robiła się przyjazna, nikt nikomu nie cisnął, zaś Mila jak zwykle podjęła bajerę na temat Katty rozbawiając całe towarzystwo. Gero zachwycał się bolidem Ligi, Gery snuł już plany na przyszłość zawierające odstawienie ich domowego Latynosa prosto na jego rewir, a domowy Latynos coś nie wyglądał na zadowolonego, jednak zanim temat udało się albinosce podjąć na zewnątrz rozległ się warkot silnika który równie nagle zamilkł tuż pod domem. Po pierwszym zamieszaniu i niepewności nastąpił prawdziwy szok, przynajmniej dla tej bielszej części runnerowego blond duetu.
- Myślisz że o te spodnie chodzi? - spytała Loli. Wyglądała na bardzo zakłopotaną, a z drugiej zafascynowaną na granicy paniki. Jakby bała się poruszyć żeby nie zburzyć tego obrazka zza okna. Przecież nikt nie zapraszał Phere nigdzie, przynajmniej żaden facet… i jeden wypad z Xavierem na piwo się raczej nie liczył bo byli jeszcze dzieciakami.
- Zajmiesz się Nico? Żeby mu smutno i samotno nie było… i spytaj co on taki się markotny zrobił jak mu Gery zaproponował podwózkę na jego rewir - poprosiła cicho.

- Jasne. Nie bój żaby zajmę się naszym posłańcem, utulam do podusi i do piersi. - ciemniejsza z blondynek machnęła ręką i uspokoiła kumpelę, żeby ta mogła się zabawić dziś wieczorem z czystym sumieniem.

- Chociaż troszkę szkoda, że to nie Katy. Ale by było jakby jednak przyjechała. Widziałaś jak wszyscy się podjarali, że to może być ona? - zaśmiała się troszkę z żalem, że to jednak nie była tam na dole ich ulubiona sekretarka. Bo jak już się wyjaśniło kto to to mogła z rozbawieniem popatrzeć na to wszystko i ich własne reakcje na taki pomysł.

- I opowiedz mi wszystko jak było jak wrócisz! Ze wszystkimi pikantnymi szczegółami! Mam nadzieję, że będą bardzo nieprzyzwoite! - powiedziała już głośniej i niczym starsza siostra i kumpela pozwoliła sobie na kolejny żart dla rozluźnienia atmosfery.

- Ja od początku wiedziałem, że to nie Katy. Przecież to od razu widać. - Gero dał znać pozostałym aby nie myśleli, że dał się nabrać jakiemuś sztywniakowi w kapeluszu. I tylko z ciekawości podszedł do okna a w ogóle to przecież Skaza mu kazał. A nie, że dał się nabrać, że to ta sekretarka z Ligi.

- Pomóc ci w czymś? Chociaż on nie wygląda mi na kogoś kto chciałby tam czekać w tym deszczu zbyt długo. - Mila machnęła ręką na słowa kolegi i zwróciła się ponownie do swojej kumpeli.

- Może kiedyś przyjedzie… fajnie by było - albinoska przytaknęła, śmiejąc się po cichu aby reszta nie słyszała. Wizja zobaczenia Katty w ich skromnych progach była naprawdę pociągająca. Mogłyby się też odwdzięczyć za poprzednią gościnę i skorzystać z obszernego arsenału Loli…
- Nie no… przecież dopiero co przed kolacją się ogarniałam - białowłosa popatrzyła w dół na krótka czarną kieckę i przyjrzała się jej chwilę sprawdzając czy nie ma tam plam po żarciu. Na szczęście nie było.
- Kurwa, on naprawdę tu przyjechał - parsknęła naraz, kręcąc głową i trochę jej opadły ręce, ale z takim ciepłym odczuciem gdzieś w głębi klatki piersiowej.
- Nikt przecież… - zaczęła i zaraz prychnęła - Nie, poradzę sobie. Miej tu chłopaków na oku, będę chyba rano. - pocałowała ją w policzek i już biegiem leciała po obcasy oraz kurtkę, udając że wcale się nie spieszy, ani nic w tym stylu. Po drodze jeszcze przytuliła krótko Meksa, całując go na dobranoc już bardziej zwyczajnie.

- Weź gnata! Chociaż do torebki! - usłyszała jak Skaza krzyknął za nią jak już była na korytarzu. Od Loli na zachętę dostała klapsa w swój opięty czarną skórą tyłek. Geronimo odprowadził ją skinieniem głowy, Roger ciepłym uśmiechem a Aaron kciukiem uniesionym do góry a Nico uśmiechnął się do niej półgębkiem jak go przytuliła i ucałowała na pożegnanie. Chociaż nie był to taki ciepły uśmiech jak Rogera albo Aarona.

Potem już były schody na dół, drzwi no i zimna, jesienna ulewa za nimi. No i facet jakiemu znudziło się moknięcie na dworze więc schował się z powrotem wewnątrz swojego wozu. Wystarczyło przejść ten ostatni kawałek, otworzyć drzwi pasażera i wsiąść do środka.

- Cześć. Pomyślałem, że zajrzę do was. No ale skoro nie masz innych planów na wieczór to możemy się bryknąć na miasto. - Leo przywitał ją nieco kpiącym spojrzeniem i uśmieszkiem jakby do głowy nie brał, że jego zaproszenie mogłoby zostać odrzucone.

Wyglądało też, że nie ma zamiaru zostać odrzucone, przynajmniej w tej początkowej fazie zakładającej siedzenie w suchej furze zamiast moknięcie na lodowatej zimnicy. Złodziejka skorzystała z okazji aby w półmroku przyjrzeć się aroganckiej wręcz pewności siebie siedzącej na fotelu kierowcy.
- Cześć. Pomyślałam że cię wybawię z opresji, bo co tak będziesz moknął. Mam dobre serce… i nie tylko serce - wyjęła z torebki papierosa, odpalając go od zapalniczki. Zaciągnęła się.
- Proszę, proszę… jednak są jeszcze w tym mieście faceci którzy nie tylko mówią. Dlatego wybaczę ci oszustwo na starcie. - westchnęła z uśmiechem, wypuszczając dym ku sufitowi. Jej dłoń przemieściła się na ramię kierowcy i wyżej, gdzie szyja, policzek i kark. Ten ostatni zaczęła ugniatać palcami.
- Jak niby mam cię klepnąć skoro siedzisz?

- Od klepania to ja tu jestem. - odparł też zapalając papierosa. Wyjął go z metalicznej papierośnicy z wewnętrznej kieszeni. Odpalił zapalniczką łaskawie dając się dotykać a jak odpalił to schował papierośnicę z powrotem. Sam zaś uruchomił silnik. Lucy widziała jak na oświetlonym piętrze salonu Lola odstawia pożegnalną pantomimę. Coś jakby robienie laski, zapinanie kogoś no i na koniec uniosła oba kciuki, pomachała dłonią i puściła buziaka na pożegnanie. A był czas najwyższy bo Leo ruszył z nie mniejszą werwą i wprawą niż Mila. Sprawnie pokonał ten zalewany deszczem kawałek na jakim parę dni temu rozkraczył się Nico. Minęli dziurę w płocie jaka została po tej kraksie po czym skręcili na wyjazdówkę. Czarna maszyna zaś skierowała się na północ, ku terenom niczyim. Ale Leo kierował się na wschód mniej więcej ku centrum miasta gdzie było Downtown.

- Mam nadzieję, że masz wolne. I nie jesteś jakimś Kopciuszkiem co musi wracać przed północą czy inne takie głupoty? - zapytał zerkając w bok. Po ciemku widać było tylko owale twarzy i plamy dłoni na kierownicy. Przejeżdżali przez jakąś enklawę wciąż prując w kierunku dzielnicy Schultzów.

Phere udała że się zastanawia, a jej dłoń z karku wróciła na ramię i stamtąd znowu się zniżyła na pierś oraz brzuch.
- Sama jestem sobie sterem, żeglarzem i rybą, kochanie. Nie bój nic, nie będzie naliczania godzinowego, a co do głupot. Ostatni raz gdy widziałam moja matkę chrzestną goniła mnie z kanistrem benzyny i zippo, więc kiecę na dziś ogarniałam we własnym zakresie bez pomocy czarów. Po drugie jeszcze nie jestem aż tak zrobiona aby twoją brykę pomylić z wielką dynią… czyli chyba nie. Za mało bajkowych elementów… poza tym nie Kopciuszek. Śnieżka - przez mrok uśmiechnęła się do niego szeroko, żeby po chwili przylgnąć do jego boku niczym dodatek do tego jego garniaka.
- Co się tyczy klepania to bym polemizowała - mruknęła i zamknęła się bo zamiast gadać rozpoczęła drażnienie wargami zarośniętej skóry na szczęce, grdyce i policzku kierowcy.

- No tak. Śnieżka. Pasuje ci. Chociaż ona chyba miała czarne włosy nie? - zaśmiał się cicho ale wydawał się być zadowolony z takich odpowiedzi i w ogóle reakcji swojej partnerki na dzisiejszy wieczór. W końcu wjechali do dzielnicy sztywniaków. Dało się poznać po jakoś podejrzanie uprzątniętych ulicach, liczniejszych światłach w oknach i tam i tu widocznych facetach w garniakach i kapeluszach. Chociaż zdawali się należeć do mniejszości jaka tu była.

- No to jesteśmy. Byłaś tu już? - zapytał gdy wjechali na jakiś niewielki plac. A na nim stał budynek z dwoma wieżami. Przypominał kościół. Wokół był parking i stało mnóstwo samochodów. Leo też zaparkował i zgasił silnik. Przez witraże było widać światła i słychać było przytłumioną muzykę jaka płynęła ze środka. Samego miejsca Śnieżka nie kojarzyła. Ale neonowy napis układał się w napis przed głównym wejściem “GRZESZNIK”.

Sztywniakowo po nocy wyglądało równie sztywno co za dnia, a może nawet i bardziej, bo teraz prawie wszędzie było ciemno, do tego kolory w większości wpadały w czerń równie żałobną co zimne było serce Starego Zgreda. Za to lokal przed którym zaparkował jej Romeo na tę noc, Lucy powitała najpierw ze zdziwieniem, a potem z maskowaną radością.
- A więc to jest ten lokal Blue - mruknęła patrząc na jaskrawy szyld i uśmiechnęła się szeroko.
- Znam jego szefową. Pewnie kojarzysz… rozrywkowa blondyna z Vegas… i te jej nogi - parsknęła, patrząc z czymś na kształt aprobaty na swojego towarzysza.
- Tak, to dobry wybór… bardzo dobry wybór - pomrukując wychyliła się żeby niespodziewanie zmienić adres warg na wargi gangera.

- Znasz Blue? Ferrari Blue? - Leo oddał pocałunek całkiem wprawnie i chętnie. Jakby przerabiali ten schemat wiele razy wcześniej. I to było coś naturalnego. Po czym rozłożył parasolkę aby chroniła ich przed ulewą i ruszył w stronę głównego wejścia. Ale tego, że dziewczyna z Sand Runners może znać szefową nocnego klubu z Downtown to się chyba nie spodziewał. A w międzyczasie przeszli parking i weszli po schodach przez duże, dwuskrzydłowe drzwi kościoła. Za nimi stało dwóch mięśniaków w roli ochroniarzy. Ale obrzucili ich tylko spojrzeniem i nie ingerowali. Leo złożył parasolkę, zdjął kapelusz i zatrzymał się parę kroków od wejścia aby ogarnąć wzrokiem scenerię. A było co ogarniać.

“Grzesznik” wydawał się bardzo trafną nazwą do tego siedliska rozpusty. Tam gdzie niegdyś był ołtarz teraz była główna scena na jakiej zgrabne tancerki zabawiały publiczność. Był z tej sceny poprowadzony taras jak jakiś wybieg dla modelek albo artystów. Po bokach, zamiast kościelnych ław były różne stoły a przy nich goście. Zaś w bocznych nawach bary i podobne stanowiska.

- Tam jest wolne. Daj płaszcz, zostawię go w szatni. A ty zajmij nam stolik. - powiedział gdy wskazał jeden ze stołów jakie nie wydawał się obsadzony. Po czym wystawił dłoń czekając na płaszcz partnerki. Gości było mnóstwo w ten sobotni wieczór to i faktycznie mogło nie być tak łatwo o miejsce siedzące.

Na dźwięk słowa “płaszcz” bladolica trochę się ironicznie skrzywiła. Sztywniaki nosili płaszcze, prawdziwi gangerzy mieli na grzbietach skórzane kurtki i właśnie jedną taką dziewczyna zdjęła, z wdzięcznym uśmiechem podając brunetowi. Wygładziła sukienkę na brzuchu w tych rejonach gdzie był skóropodobny materiał.
- Dobrze kochanie, tylko nie każ mi długo na siebie czekać - powiedziała słodkim głosem nie wyganiając lekkiej ironii z oczu i po szybkim uścisku wmieszała się w tłum, lawirując między sylwetkami aby dojść pod wciąż pusty stół.

- Cześć. Trafiłaś do mojego piekielnego kotła więc jestem twoją demonetką. Wybierzesz sobie coś z naszej listy? - ledwo zdążyła usiąść i się rozejrzeć jak podeszła do niej któraś z demonetek. Czyli kelnerki ubrane w skóry, gorsety i z czerwonymi rogami wpiętymi we włosy. Więc nawet były ustylizowane na jakieś przyjemne dla oka diablice. Podała blondynce menu i czekając na odpowiedź obrzuciła ją spojrzeniem.
- Fajna kiecka. Podoba mi się. - powiedziała z uznaniem i sympatycznym uśmiechem.

- Dzięki, ale to co najlepsze mam i tak pod spodem - Phere mrugnęła do niej, biorąc kartę drinków wcale na nią nie patrząc. Patrzyła za to na rogatą kelnerkę.
- Nie wiem czy wiesz… pewnie nie, bo to wiedza tajemna. - wychyliła się w jej stronę - Widzisz, albinosy przynoszą farta. Tylko musisz spotkać stuprocentowego, nie podrabianego i pełnoprawnego osobnika - wymownym gestem poprawiła włosy, odrzucając je za plecy.
- Duchy nas lubią, nie skąpią szczęścia. A my możemy je przekazywać dalej tym szczęśliwcom których upatrzymy… ty zaś skarbie wyglądasz jakbyś potrzebowała odrobiny fuksa na wieczór - puściła jej oko, pukając palcem wskazującym w swoje stulone do pocałunku wargi.

- Oh piękna pani! To brzmi jak muzyka dla moich uszu! - zawołała wesoło diablica i już jak usłyszała o tej wiedzy tajemnej to podeszła bliżej i nachyliła się niżej. Aż przyjemną dolinkę było widać w dekolcie jej gorsetu. A jak jeszcze usłyszała o tym farciarskim całowaniu albinosów to właśnie roześmiała się wesoło i pocałowała te podstawione do pocałunku wargi. Swoje miała całkiem przyjemne. A jak skończyła jakoś nie odrywała się za bardzo od nowej klientki.

- Też ci muszę wyznać coś tajnego. - powiedziała szeptem przesuwając palcem po luźnym blond loku. - Kelnerkom a zwłaszcza demonetkom szczęście przynosi klepnięcie w tyłek. Legenda głosi, że im więcej i mocniej tym większe będzie miała szczęście i powodzenie w życiu. - odwzajemniła się swoją cząstką tajemnej wiedzy i z bliska wodziła wzrokiem po twarzy albinoski jakoś bez objawów obrzydzenia. A nawet zainteresowania.

- A w ogóle sama tu jesteś skarbie? Bo aż szkoda mi na ciebie patrzeć jak się tak sama siedzisz. I jak ci na imię? Ja jestem Nora. - powiedziała patrząc jej w oczy jakby miała ochotę poznać się z nią lepiej. No ale w tym momencie wrócił Leo.

- Jestem Lucy, ale wszyscy i tak mówią mi Śnieżka - powiedziała szeptem i widząc ruch obok już pełnoprawnie odwróciła się w stronę garniaka, chociaż wciąż głaskała palcem biodro kelnerki.
- A tu jest przystojny śmiałek który dziś próbuje mi dotrzymać kroku - dodała z odcieniem zadowolenia z całej sytuacji. Gapiła się na mężczyznę roziskrzonym wzrokiem.
- Już myślałam że mnie wyrolowałeś i uciekłeś rechocząc złowieszczo jak te czarne charaktery na starych filmach. Nora już chciała mnie ratować z opresji, dobrze że mnie znalazła bo zaczynałam popadać w melancholię - podała mu menu, a dziewczynę klepnęła po tyłku.

- Doprawdy? - brunet z charakterystycznymi bokobrodami wziął od albinoski kartę dań i obdarzył ją oraz kelnerkę ironicznym spojrzeniem. Zwłaszcza, że jak Nora się wyprostowała i dłoń klientki klepnęła ją w opięty miniówa tyłek to ta zamruczała z zadowolenia jak pogłaskana kotka. I faktycznie aż kusiło aby z miejsca powtórzyć ten przyjemny eksperyment.

- O. To może na początek Ferrari Blue. Dwa razy. No chyba, że chcesz coś innego. - Leo z uśmiechem na twarzy obserwował te zabawy a sam szybko znalazł to co chciał zamówić w tej liście. Ale spojrzał jeszcze na bladolicą w czerni czy ma ochotę na coś innego. Więc i Nora jaka przy niej stała też czekała na sfinalizowanie tego zamówienia.

Po jednym rzucie okiem na cennik szło zauważyć że ceny w lokalu mieli umiarkowane. Już nie tak zabójcze jak w Cylindrze, jednak wciąż typowa średnia barowa znajdowała się bardzo, ale to bardzo poniżej. Naprawdę szło się ucieszyć, że nie trzeba płacić.
- Wezmę dziś co mi dasz, Leo. Tylko musisz uważać, bo ze mną jak z dzieckiem. Co do rączki to do buzi… i jeszcze wszystko połykam - mrucząco odpowiedziała sponsorowi na tę noc. Albo niezłej dupie wbitej w całkiem nie najgorszy gajer. Głaskała go po dłoni i nadgarstku, nachylając nad stołem jakby chciała zmniejszyć dystans między nimi choć symbolicznie.

- No to Nora daj nam dwa razy Ferrari Blue. - powiedział sztywniak w czarnym gajerze co jakoś teraz nie wyglądał na sztywnego i spiętego. Kelnerka w stroju demonetki przyjęła zamówienie, zapisała je i odeszła w stronę baru.

- To mówisz, że lubisz do rączki i do buzi. I jeszcze połykasz. - mężczyzna obserwował ruchy kobiecych palców po wierzchu swojej dłoni. I jakby analizował słowa albinoski.

- To się bardzo dobrze składa. Szkoda, że już poszła. Jak wróci trzeba zapytać czy mają jakieś wolne pokoje. No nic, zapytam jak wróci z drinkami. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się jakby to wszystko było mu bardzo na rękę.

- Spieszy ci się gdzieś, robotę masz? - Lucy spytała z ironią wstając od stołu. Daleko nie zaszła, bo raptem parę kroków zanim nie usiadła znowu. Tym razem na krześle obok, a raczej zajmującym je mężczyźnie. Szybko zrównała poziom ich spojrzeń, obejmując ramionami w barkach.
- A podobno to ja miałam nie być Kopciuszkiem. Nie uciekać przed północą… widziałam tu całkiem niezły parkiet. Chcę zatańczyć, potem i tak mnie zerżniesz na tyle sposobów na ile ci starczy wyobraźni, a jak braknie to podpowiem - powiedziała mu prosto do ucha gdy już rozsiadła się wygodnie.

- Hmm… Zatańczyć? - jakoś nie zdradzał oporów aby mu się rozsiadła na kolanach czy go objęła. Sam nawet jakoś tak płynnie ją objął znów jakby się tu spotykali i powtarzali ten schemat nie wiadomo ile razy wcześniej. I wyglądało że się zastanawia nad tą propozycją. Jak palcami wodził po policzku, szyi a w końcu zaczął się bawić dekoltem siedzącej mu na kolanach kobiety.

- Obawiam się moja droga, że nie jestem najlepszym tancerzem na świecie. - przyznał spoglądając na nią ironicznym spojrzeniem lekkoducha.

- No i co z tego? - Phere odpowiedziała podobnym spojrzeniem, przyciskając się do niego biodrami, chociaż górę odchyliła aby ułatwić zabawy w okolicach piersi.
- Nie chodzi aby odwalać jakieś sztywne figury baletowe tylko trochę poskakać, a ty już masz plusy za ten tyłek, więc gdy nim zakręcisz raz i drugi daję ci słowo że żadnych niedociągnięć w technice nawet się nie zauważy - pokiwała głową. Przy tym ruchu zabrakło jej Loli, aby tuż obok robiła to samo.
- To tylko zabawa, coś aby się rozerwać i wyłączyć myślenie. Nie musi być idealne, ma sprawiać radość. Poza tym i tak nie chodzi o technikę, ale o partnera. Więc Leo, żadnych wymówek nie przyjmuję. Masz ochotę zluzować przed to zaraz coś na to poradzimy - pochyliła się zamykając ich usta. Ramię do tej pory oparte o bark w czarnym garniturze przemieściło się między ich ciała żeby rozpocząć manewry przy sprzączce paska.

Technika relaksacyjna zaserwowana przez albinoskę zdawała się przynosić skutek. Ale przerwało im pojawienie się kogoś trzeciego na krawędzi widzenia.

- Przepraszam, że przeszkadzam. Już sobie idę. Ale muszę powiedzieć, że diabelnie seksownie wyglądacie. - powiedziała uśmiechnięta Nora zestawiając dwie, szczupłe szklanki z błękitnym płynem. Tak błękitnym jak woda na fotkach sprzed wojny w jakichś tropikalnych wyspach czy coś podobnego. Do tego kawałki lodu pływały sobie wesoło na powierzchni cieczy.

- No właśnie a skoro już jesteś. - Leo wyprostował się co nieco ot aby móc mówić swobodnie co zastopowało odejście demonetki.

- Tak? - zapytała stojąc przy nich i patrząc wyczekująco.

- Macie wolne pokoje na dole? Chcielibyśmy zamówić jeden. - Schultz wyjaśnił jej o co chodzi.

- A był zamówiony? - zapytała demonetka ale jak zobaczyła przeczący ruch głową to skinęła głową z czerwonymi rogami. - Mhm. No jest sobota wieczór więc może być z tym ciężko. Ale zaraz zobaczę co mamy na stanie i wrócę do was. Ten pokój to tak na godziny czy do rana? - zapytała jeszcze jakby chciała to wiedzieć do zamówienia.

- Godzina, dwie. Nie będziemy w nim przecież spać. - Leo odparł ale spojrzał jeszcze pytająco na swoją blond partnerkę.

Złodziejka pokiwała głową na zgodę nie przerywając zabawy w dolnych rejonach Schultza. O pokój na noc będzie zdecydowanie ciężej się załapać, a jeszcze cena weekendowa. Aż tak nie chciała doić nowego kumpla. Nie wypadało.
- Spać możemy ale to potem, nad ranem. U ciebie bo chyba bliżej niż nad Wallad Lake - odpowiedziała niskim nosowych szeptem, parzącym faceta w ucho i bok szyi. Wierciła się też jakby ją coś uwierało.
- Teraz nie dam ci usnąć, choćbyś bardzo chciał i na ryjek padał - dorzuciła z cichym, ochrypłym śmiechem.

- No to jeden pokój. Jakikolwiek. Na godzinę czy dwie. Może do północy. - Leo zwrócił się do czekającej demonetki. A ta z góry obserwowała ich poczynania z aprobatą w oczach.

- Oj widzę, że jesteście bardzo potrzebujący. Obiecuję zrobić co się da. - Nora pokiwała ze zrozumieniem głową jakby domyślała się na co się tu zanosi. Ale nie zgłaszała sprzeciwu. Jak poszła to dwójka gości mogła przystąpić do dzieła. Chociaż z powodu tego, że stoły nie miały żadnych obrusów ani innych zasłon każdy był nieźle widoczny z sąsiednich. Niemniej jak Leon widocznie odgadł jakie są zamiary blondynki pomógł jej obrać właściwy kierunek. Tylko jeszcze trochę gmerania po omacku było z jego i jej bielizną aby nie utrudniały trafić we właściwe miejsce. Ale jak mogli to dobitnie poczuć udało im się to w końcu. Jednak znów musieli zachować dyskrecję w tym publicznym w końcu miejscu. Lucy unosiła się i opadała rytmicznie na kolanach schultza. Starając się nie jęczeć za głośno i sprawiać niewinne wrażenie. Ale nie było to takie łatwe jak korciło aby puścić cugle po całości a jednocześnie zachować pozory. Już się nieźle wczuli w ten rytm i rolę gdy wróciła ich demonetka.

- Nie chcielibyście bardziej dyskretnego stolika? Mam jeden wolny tam pod ścianą. Zarezerwowany no ale od 22-giej. Więc jak obiecacie, że zwolnicie mi ten stolik wcześniej to mogę was tam posadzić. - powiedziała wskazując gdzieś pod ścianę. Ale na siedząco i tak nie bardzo widać było co właściwie pokazuje.

- No może być. A pokój? - Leo próbował zachować pozory koncentracji i tego, że nic takiego niezwykłego nie wyrabiają i spojrzał do góry na stojącą kelnerkę.

- Oj nie jest dobrze. - przyznała Nora z nieszczęśliwą miną, że musi im przynieść niezbyt dobre wieści. - To sobota wieczór. I nie macie rezerwacji. Może po północy coś się zwolni albo ktoś skończy wcześniej to obiecuję was natychmiast zawiadomić. - powiedziała jakby naprawdę było jej przykro, że nie może im w tym pomóc.

- No chyba, że jesteście aż tak potrzebujący, że nie przeszkadzałby wam mój pokój. Mieszkam tutaj. Teraz i tak pracuję to go nie używam. Ale kończę gdzieś o pierwszej albo drugiej to bym musiała się tam wtarabanić. Więc jak wam to przeszkadza to tak jak mówię, możemy polować na jakiś pokój dla gości. - niespodziewanie dodała propozycję swojej prywatnej i jakby nieoficjalnej inicjatywy w sprawie lokum na dzisiejszy wieczór dla dwójki spragnionych siebie gości.

Nora miała łeb nie od parady i na milion procent nie pierwszy raz proponowała podobny układ idealny: jej klienci bez rezerwacji zyskują cichy kąt żeby pofolgować chuci i pragnieniom wymykającym się spod kontroli, a ona zgarnia dodatkowe talony dokładając do pensji skoro i tak akurat jest w robocie. Normalnie Phere spytałaby ile taka przyjemność, ale dziś nie ona musiała się przejmować finansami. Poza tym kiepsko się jej myślało, skupić praktycznie już się nie mogła poza tym aby nie zapomnieć o trzymaniu fasonu. Nie umiała również nie zauważyć, że demonetka spada im z nieba, albo wychodzi z piekła, bo jeszcze parę wyskoków na kolanach partnera i położyłaby lachę na to co wolno, czego nie wypada i dała mu się po prostu rozłożyć na stole i dokończyć robotę. Tak przynajmniej została szansa na wyjście w miarę z twarzą.
- Jesteśmy… bierzemy - dysząc w bok szyi mężczyzny poruszyła się niespokojnie, podnosząc trochę tylko po to aby dobić do kolan w mokrym garniturze.
- Ale… zostajesz, gdzie jesteś - dodała warunek, zaciskając mięśnie okolic bioder na kochanku.

- To prowadź do tego pokoju. - wysapał mężczyzna do kelnerki. Dał znać blondynce jaka siedziała na nim okrakiem aby się podniosła. Też wydawał się już nieźle nakręcony na zabawę ale jednak niekoniecznie chciał ją finalizować tu na środku głównej nawy jak się trafiła okazja znaleźć jakiś ustronny kącik.

- Teraz? Czy mam wrócić jak skończycie? - zapytała kelnerka obserwując z góry scenkę na krześle z niekłamaną przyjemnością.

- Teraz. - odparł Leon.

Wychodziło na to, że jednak nie wylądują na parkiecie, ale za to trafią na zaplecze socjalne klubu - też świetnie. Mogli tam też próbować się bujać do rytmu, ale albinoska podskórnie przeczuwała, że znajdą sobie inne zajęcia i to równie ruchowe.
- Dobra - przełknęła jakoś konieczność wypuszczenia z siebie garnera chociaż gdy to nastąpiło nie umiała powstrzymać jęku rozczarowania. Dyszała jakby jej kazali złom przerzucać pół dnia. Plecy i tors miała całe mokre od potu.
- Weź drina, będzie na potem - dodała pomagając mu ogarnąć się w stopniu podstawowym pozwalającym na taką pierdołę, jak zapięcie suwaka spodni.

- Aż wam zazdroszczę. - westchnęła kelnerka z życzliwością obserwując te zabiegi porządkowe które przecież powinny zgorszyć każdą porządną kelnerkę, obsługę i w ogóle obywatela. Ale poczekała grzecznie aż się doprowadzą do porządku i wstaną. Po czym zachęciła ich ruchem palca aby szli za nią. I tak skierowali się w stronę baru, przeszli za nim jakimiś schodami na dół i znaleźli się w piwnicy. Co wyglądała jak jakieś lochy. Ale Nora prowadziła ich pewnie korytarzem mijając kolejne drzwi. Te wyglądały jak od pokojów a nie takie typowe od piwnic. Z góry zaś wciąż było słychać muzykę płynącą z głośników chociaż już wyraźnie przytłumioną przez podłogę. Zatrzymała się przed kolejnymi drzwiami, z jakieś mało widocznej kieszeni wyjęła klucz, otworzyła je, weszła do środka i zapaliła światło.

- Proszę wejdźcie. Tam macie coś na uzupełnienie płynów. No a łóżko jest do waszej dyspozycji. Możecie się zamknąć od środka ale wtedy będę się dobijać jeśli zostaniecie na noc. Jak chcecie możecie zostać i do rana. Mogę też nocować u koleżanki. Tylko mam do was dwie prośby. - powiedziała jak wypadało na gospodynię oprowadzającą gości po wynajmowanym pokoju. Ten zaś luksusów nie przedstawiał i był dość mały. Ale całkiem przytulny jak na pomieszczenie bez okien.

- No? - Leon zapytał gdy już ogarnął wzrokiem to nowe lokum i coś nie zgłaszał jakichś zastrzeżeń.

- Bardzo was proszę byście nie grzebali mi w rzeczach. No chyba, że w tej skrzynce przy łóżku to rozumiem. Każdy ma swoje potrzeby. I barek. To też nie ma sprawy. Nie chciałabym się na was gniewać. - powiedziała zerkając to na jedno to na drugie z nich.

- A drugie? Bo z tym to pewnie. - Leo przytaknął zdradzając oznaki zniecierpliwienia.

- A drugie to mam nadzieję, że będziecie bardzo nieprzyzwoici. Sami rozumiecie. Jako demonetce zależy mi na odpowiedniej reputacji. - powiedziała uśmiechając się do nich i odwracając się aby wyjść na korytarz.
 

Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 15-12-2021 o 19:32.
Dydelfina jest offline