Jak to zazwyczaj bywało, deszcz jednych cieszył, a innych - wprost przeciwnie.
Yarod należał do tej drugiej kategorii. Co prawda z cukru nie był i wiedział, że w deszczu się nie rozpuści, ale co było przyjemnego we wszechobecnej wilgoci, której czoła z ledwością stawiał płaszcz z kapturem? Z cukru nie był, ale też nie był nimfą, co ponoć lubiły tańczyć w deszczu. Ponoć, bo nigdy czegoś takiego nie widział. Tańca nimf, znaczy się.
Poklepał po szyi Straffera,
karego wierzchowca, cierpliwie niosącego na swym grzbiecie jeźdźca i jego bagaż.
- Jeszcze trochę i znajdziemy ci jakiś dach - obiecał.
Niezbyt głośne parsknięcie oznaczało zapewne, iż koń nie bardzo wierzy w obietnicę. Z pewnością i on nie widział w okolicy niczego, co by przypominało jakikolwiek dach.
"Jeszcze trochę" zamieniło się w godzinę, potem w kolejną i w końcu Yarod zaczął się zastanawiać, czy czasem nie zabłądził, co w przypadku braku rozwidleń byłoby BARDZO dziwne. Ale wreszcie jego oczom ukazały się pierwsze oznaki zbliżania się do do jakiejś miejscowości.
- Bogom niech będą dzięki - mruknął.
Straffer również przyspieszył, nie zważając na mlaszczące pod kopytami błoto.
* * *
- Kogo tam niesie w tak paskudny dzień?
Strażnik ledwo wystawił nos spod dachu, pod którym chronił się przed deszczem, a jego spojrzenie nie wyrażało zachwytu.
- Podróżny... - odparł Yarod. - Szukam gospody...
Strażnik bacznym spojrzeniem omiótł przybysza od stóp po czubek głowy. A lustracja najwyraźniej przebiegła niezbyt pomyślnie. Być może z powodu blizny, przecinającej twarz Yaroda.
- Polecam “Podpitego kota” - powiedział strażnik. - Miła gospodyni, porządne pokoje. Ale... w mieście żadnego czarowania, żadnego używania broni. - Przeniósł wzrok z twarzy Yaroda na miecz, potem ponownie na twarz. - I żadnych burd... - dodał. - Za to się płaci złotem albo więzieniem...
- A jakieś... panienki... żeby się człowiek mógł odprężyć po podróży? - Yarod pochylił się ku strażnikowi i ściszył nieco głos.
Ten uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Są, jakże by inaczej... Gina-wagina i Surri-głębokie gardełko - udzielił uprzejmej (i wiele mówiącej) informacji. - Ruda i brunetka, obie warte grzechu - dodał ciszej.
- A gdzie można je znaleźć? - spytał Yarod.
- kręcą się w okolicach wschodniego targu - odparł strażnik.
Yarod podziękował, obiecał piwo, gdyby się spotkali w "Kocie", a potem ruszył w stronę gospody.
* * *
Zostawiwszy wierzchowca pod opieką stajennego Yarod wkroczył w gościnne progi "Kota", załatwił pokój, ogarnął się po podróży, zjadł coś, a potem wybrał się do miasta.
Trafić na wschodni rynek nie było trudno. I okazało się, że strażnik się nie mylił - trudno było nie zauważyć dwóch kobiet, które chowały się przed deszczem w podcieniu jednego z bardziej okazałych domów.
- Panna Gina? - Yarod zwrócił się do młodszej (na oko) kobiety. Rudowłosej, idealnie pasującej do opisu strażnika. Zamiast jednak jakiejś odpowiedzi, zarówno ona, jak i jej towarzyszka o ciemnych włosach, najpierw spojrzały po Yarodzie, po sobie, po czym rozchichotały się na całego…
- Powiedziałem coś... nieodpowiedniego? - spytał.
- Mało kto nas nazywa "pannami" - Wyjaśniła ta
starsza, z tatuażem na ramieniu.
- No ale tak, ja to Gina, a co? - Powiedziała ruda, kończąc śmiechy.
- Co powiesz, Gino, na spędzenie razem paru chwil? - spytał, prosto z mostu, Yarod.
- Jaaaasne - Słodko się uśmiechnęła rudowłosa, kładąc dłoń na torsie mężczyzny - A gdzie, i na ile?
- Godzinka, góra dwie - powiedział Yarod. - A gdzie... Jestem tu obcy, mam pokój w "Kocie"... Może ty masz jakieś lokum?
- "Kot" będzie dobry… - Mrugnęła Gina, gładząc dłonią jego tors - Pięć srebrników za godzinę?
- Zgoda. - Yarod skinął głową. - Chodźmy więc.
- Miłej zabawy… - Powiedziała z uśmiechem czarnowłosa na odchodne do obojga, a Gina "przykleiła się" do Yaroda, wślizgując pod jego płaszcz. Mężczyzna objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.
- Mówisz, żeś nowy w mieście? - Spytała, gdy ruszyli przed siebie, starając się po drodze chować pod wszelkimi zadaszeniami.
- Całkiem nowy - przytaknął. - Zdążyłem tylko wynająć pokój i coś przegryźć. Coś ciekawego tu się dzieje? Jest tu coś interesującego... prócz pięknych kobiet?
- Aleś milusi… - Powiedziała Gina, słodko się uśmiechając - No… to zależy, co kto uważa za ciekawe… a co cię do tej dziury sprowadza? - Parsknęła.
- Ano w interesach - odparł. - Plotki głosiły, że jakaś robota tu jest. Ponoć...
- Pewnie chodzi o zaginione osoby? - Szepnęła nagle konspiracyjnie kobietka.
Yarod spojrzał na nią z podwójnym zainteresowaniem.
- To ktoś zaginął? Ktoś ważny? - spytał. - No bo to się niekiedy zdarza. Ktoś idzie do lasu i nie wraca.
- No ale to już trzy osoby, nawet dziecko, i nie tylko za miastem, ale i w nim. Tak ludzie gadają - Powiedziała Gina, a Yarod zauważył, że mijani mieszczanie trochę jakby krzywo na nich patrzą. No w sumie… spacerował sobie z ulicznicą. Nic sobie z tego jednak nie robił.
- Przy mnie jesteś bezpieczna - zapewnił. - A ja cię porywam tylko do "Kota" - dodał, na co ruda się głośno zaśmiała.
- A ten… propo karczmy… gadałeś wcześniej coś o przegryzieniu… - Gina nagle zmieniła ton głosu, i zabrzmiała jakby nieco niepewnie.
- Jeśli masz ochotę na podwieczorek, to da się coś zorganizować - zapewnił. - Posiłki w karczmie są całkiem niezłe. Podobnie jak wino - dodał.
- Zasłużyłam? - Spojrzała na niego "spod oka".
- Dobra atmosfera zawsze się liczy - odparł. - A czemu nie miałbym sprawić ci drobnych przyjemności...?
W odpowiedzi, najpierw pojawił się wesoły chichot, a po nim całus w policzek Yaroda.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i jeszcze mocniej ją przygarnął.
* * *
Większość gości, siedzących w głównej sali karczmy, na widok Giny się krzywo uśmiechnęła, nikt się jednak nie odezwał ani słowem… a i wszyscy stracili zainteresowanie ledwie po dwóch chwilach.
Rudowłosa wysunęła się spod płaszcza, a Yarod podszedł do kontuaru,
- Czy dostanę coś do jedzenia i picia dla mego... gościa? - spytał, na moment przenosząc wzrok na Ginę, potem znów spoglądając na karczmarza. - Do pokoju - dodał.
Karczmarz w pierwszym momencie odchrząknął coś niezrozumiale (i chyba niepochlebnie), ale w końcu się opanował.
- Czyli co? - Powiedział zwyczajowo.
- Jakąś lekką kolację i trochę wina - odparł Yarod, który nie chciał, by jego gość spił się w trupa.
- Ciepła strawa? Mały dzbanek wina? Corah przyniesie...
Yarod spojrzał na Ginę, która skinęła energicznie głową.
- Tak, poproszę.
- Za parę minut będzie - Powiedział karczmarz, i wyciągnął łapę po zapłatę. - To będzie srebrnik…
Yarod skinął głową, po czym sięgnął do sakiewki. Położył monetę na wyciągniętej w jego stronę dłoni.
- W takim razie czekamy - powiedział.
Podszedł do Giny.
- Chodźmy - powiedział. - Za chwilę podadzą nam coś do zjedzenia.
Ściągnął płaszcz i ponownie objął wpół dziewczynę.
Po chwili więc byli w izbie na pięterku.
- Ciepło, sucho… - Rudowłosa rozejrzała się wokół, po czym uśmiechnęła do Yaroda, siadając na brzegu łóżka.
- Mam nadzieję, że nie przemokłaś? - odparł, nie zdradzając się z myślą, że, jak dobrze pójdzie, niedługo zrobi się im znacznie cieplej.
Powiesił płaszcz na jednym z wbitych w ścianę gwoździ.
- Trochę… - Powiedziała, gładząc dłonią kołdrę leżącą na łóżku, po czym spojrzała na mężczyznę z lisim uśmieszkiem - Jak lubisz?
- To najlepiej będzie sprawdzić w praktyce... - powiedział, ściągając skórzaną kamizelkę. - Coś ty zaproponujesz, coś ja... - Usiadł obok niej. - Wolisz najpierw coś zjeść, czy zgorszymy Corah? - spytał.
- Kogo? - Spytała Gina z kolejnym milusi uśmieszkiem, dłoń kładąc na udzie Yaroda.
- Służącą czy też kelnerkę... Ma przynieść jedzenie... - odparł, zaczynając się bawić włosami dziewczyny.
- Ach no tak… to może lepiej zaczekajmy… no i żeby strawa zimna nie była… - Pocałowała nagle go delikatnie w usta, i znowu się uśmiechnęła.
Odpowiedział pocałunkiem w policzek... a potem pogładził jej policzek i szyję. A wtedy rozległo się słabe pukanie do drzwi.
- Proszę.... - powiedział Yarod, odrobinę odsuwając się od Giny. Ktoś nadal jednak jedynie stukał, najwyraźniej nie mając zamiaru wchodzić.
- Boją się, czy co...? - mruknął Yarod. Wstał i podszedł do drzwi, po czym je otworzył.
Stała tam Corah, z tacą w obu dłoniach, wyraźnie ledwo co ją trzymając… drżały jej ręce, a na czole miała kilka kropelek potu. Przyniosła dwie miseczki jakiejś ciepłej strawy, trochę chleba, i mały dzbanuszek wina z dwoma kubkami.
- Przyniosłam… jedzenie… - Wymamrotało blade dziewczę, zerkając przez Yaroda do izby.
- Wejdź, proszę - powiedział, szerzej otwierając drzwi. - Przecież cię nie zjem. Gina też nie jada ludzi.
Corah jednak jedynie pokręciła przecząco głową, po czym wyciągnęła tackę w kierunku Yaroda… a wszystko niebezpieczne drżało w jej dłoniach. Jedyne, co można było zrobić, to odebrać tacę, zanim jej zawartość znajdzie się na podłodze.
- Dziękuję. - Yarod odebrał tacę z rąk dziewczyny. - Nie wolno ci wejść, czy nie chcesz? - spytał.
Zawsze mu mówiono, że zadaje za dużo pytań... często w nieodpowiednich momentach, ale jakoś nie wypleniło to tego zwyczaju.
- Nie napaskudzicie… w izbie…? - Spytała Corah, jednocześnie kręcąc przecząco głową, a Yarod chyba aż uniósł brew, dziewczę zaś zerknęło na trzymaną przez niego tackę - Gulasz… - Dodała.
- Nie będziemy rzucać w siebie jedzeniem - obiecał. - Grzecznie wszystko zjemy - zapewnił, co wywołało minimalne drgnięcie jej ust, praaaawie w kierunku uśmiechu. Kiwnęła potakująco głową.
- To… smacznego… i... dobranoc… - Powiedziała Corah swoim ślamazarnym tonem.
- Dziękuję, dobranoc - odparł Yarod. Przymknął drzwi, a potem postawił jedzenie na stole.
- Siadaj i się częstuj - powiedział do Giny, po czym podszedł do drzwi i je zamknął.
Rudowłosej dwa razy powtarzać nie trzeba było, i zaczęła się zajadać z bardzo zadowoloną minką.
- Ty też siadaj, siadaj, jedz, smacznego! - Pokiwała na niego z uśmiechem.
- Dziękuję, wzajemnie - odparł i również zabrał się za jedzenie.
Nalał wina do obu kubków.
- Twoje zdrowie - powiedział…
Kwadransik później, Gina z zadowoloną minką, najedzona i napita, ułożyła się wygodnie na łóżku, ściągając butki…
- Pomóc ci...? - spytał Yarod, przyglądając się dziewczynie z wyraźnym zainteresowaniem.
- A w czyyyym? - Zachichotała rudowłosa, po czym tak tam sobie leżąc, rozchyliła nóżki w pończochach, pokazując iż… nie ma majtek pod sukienką.
- Tu jest dość ciepło, a ty masz na sobie jeszcze parę szmatek - odparł, przenosząc wzrok z obnażonych fragmentów ciała dziewczyny na jej biust.
Nie czekając na odpowiedź usiadł na łóżku i, nie odrywając oczu od bujnych kształtów Giny, zaczął ściągać buty.
W ślad za butami poszły spodnie, a gdy Yarod pozbył się dolnej części garderoby zabrał się za rozbieranie rudowłosej.
* * *
Czy minęły dwie godziny, tego Yarod nie wiedział, ale nie protestował, gdy Gina zaczęła się powoli ubierać. Uznał, że dziewczyna uczciwie zarobiła na swoje srebrniki.
- Odprowadzę cię.. - zaproponował, stale przyglądając się dziewczynie. - Jeszcze ktoś i ciebie porwie - dodał, a rudowłosa zachichotała, po czym pogładziła go po policzku.
- Ach, słodki jesteś…
- Ty też... - odparł, przyciągając ją do siebie na chwilę.
Potem wstał i zaczął się ubierać.
- Będziesz bezpieczna, no i mniej zmokniesz - dodał z lekki uśmiechem. - No chyba że chciałabyś zostać na noc…
- Kusisz, kusisz ciepłą strawą, winkiem i pachnącą pierzynką, kochany, ale Surri się będzie martwiła, że zniknęłam na tak długo - Powiedziała Gina z lekkim uśmiechem.
Yarod rozłożył bezradnie ręce.
- O tym nie pomyślałem - przyznał. - W takim razie musimy się zbierać.
- Jakbyś chciał, to następnym razem… - Pocałowała go miękko w usta.
Przytrzymał ją na moment i odpowiedział podobnym muśnięciem warg.
- Nie zapomnę - obiecał.
Przeszli przez główną salę karczmy, odprowadzani paroma głupawymi uśmieszkami klientów "Kota".
Jak się okazało, deszcz nie zamierzał odpuszczać, więc Gina ponownie schroniła się pod płaszczem Yaroda.
* * *
Pół godziny później Yarod wrócił do karczmy. Miał w planach zjeść kolację, posiedzieć trochę nad kubkiem z winem, posłuchać plotek, może porozmawiać, a potem iść spać. W końcu kiedyś trzeba było odpocząć po trudach dnia.