Morra złapała sznur z psem na drugim końcu i skierowała się gdzie ją ta czworonożna bestia poprowadziła. Dziwne było że psy się rozdzieliły. Być może ciało chłopaka rozdwoiło się, rozerwane przez jednego z okolicznych drapieżników...co właściwie mogło by ich wielką wyprawę zakończyć już teraz.
~Marzenie ściętej głowy~ pomyślała idąc przez grzęzawisko.
Pod drzewem, monsul postanowił wspiąć się po drzewie by obaczyc je na innych kondygnacjach gałęzi.
- Tylko karku nie skręć. - Rzuciła od niechcenia mykes, ale wskazała na linę z kościanym hakiem przymocowaną do jej plecaka. - Weź jeśli potrzebujesz.
Chwilowo pozostało patrzeć jak Aranaeth na drzewo się wspina i czy nie spada z niego zrzucony przez coś co może się tam okrywać w koronie gęstej.