Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2007, 19:24   #120
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Brat Jeremy czekał aż każdy przeczyta to, co było zawarte w księdze jako kodeks Bractwa. Gdy zapadła cisza, podszedł do stołu i przy wtórze szelestu szaty zabrał księgę wkładając ją pomiędzy inne woluminy na półce.
- Teraz już jesteście gotowi do Ceremonii. Wiecie, czym jest Bractwo i jak ważne jest dla wszystkich braci. Zaczynacie jako Neofici, ale z czasem dostąpicie przywileju bycia Mistrzami. Nasze społeczeństwo potrzebuje Mistrzów, których wiedzę oraz umiejętności można spożytkować by pomóc innym.
Podszedł do drzwi i otworzył je. Do środka biblioteki wpadło więcej światła z pokoju z gobelinami. Ktoś musiał tam stać, bowiem brat Jeremy skłonił się, odsunął i ręką wskazał wam drzwi.
Szurnęły krzesła. Każdy przebrany i gotowy do ceremonii ruszył na jej spełnienie. Tunika już zaczynała grzać, choć jeszcze na tyle znośnie, że nie przeszkadza to aż tak bardzo. Milczenie książek odprowadzało przyszłych członków Bractwa do drzwi, jak czyniło to lata temu i jak będzie to czynić przez kolejne dziesięciolecia.
Za progiem pokoju już czeka komitet powitalny. Kilkanaście odzianych na czarno i biało postaci, ubranych w takie same tuniki jak noszone przez troje Neofitów. Światło pada z lamp oliwnych, które najwyraźniej mają nadawać charakter obrzędu i symbolizować pierwotną siłę drzemiącą w tego typu inicjacjach. Czas zdawał się stanąć w miejscu i dla nowych wydało się bardzo nierzeczywiste, by we współczesnych czasach coś takiego miało jeszcze miejsce. Kaptury, lampy, rytuały i Bractwo - to jak karta historii ludzkości, która przeminęła wraz z Ciemnymi Wiekami. Karta, którą powinno się zapomnieć i do niej nie wracać. Jak każda historia tak i ta może zataczać koło. Dawne czasy mogą powrócić, a współczesność przeminąć jak dopalający się knot w świecy. Tu i teraz najwyraźniej ma się to dopełnić.
Niewielki tłumek rozstąpił się otwierając drogę do drzwi z kolumnami. Trójka nowicjuszy ruszyła nieśmiało szpalerem patrząc na skupione twarze ludzi, którzy go utworzyli. Teraz skupione i zamyślone mogą należeć do kogokolwiek z ulicy - bankiera, barmana czy gazeciarza. Teraz nie ma to znaczenia, bowiem wszyscy tworzą Bractwo i są sobie równi.
Pierwszy raz oczom neofitów ukazało się wnętrze sali ceremonialnej. To bardzo rozległy pokój, przypominający raczej sale audiencyjne u dawnych królów niż pokoje salonowe. Wzdłuż osi głównej pokoju, prowadzącej od samych drzwi aż pod przeciwległą ścianę, ustawione są rzędy kolumn, tworzące drogę, którą należy podążać. Widać to zza pleców stojącego w drzwiach Johna Scotta, którego srebrna szata zdaje się mienić wszystkimi kolorami tęczy.
- Witajcie Neofici. Wejdźcie jako obcy a wyjdziecie jako nasi Bracia i Siostry.
Odsunął się z przejścia, by dać przywitanym okazję do przejścia dalej i zobaczenia całego pokoju w pełnej krasie. Teraz widać, że pod drugą ścianą stoi coś na kształt niewielkich rozmiarów ołtarza. Za nim stoi ktoś z Bractwa, ubrany w czarną szatę, co widać bardzo wyraźnie na tle fioletowej zasłony wiszącej na całej ścianie. Miejsce za kolumnami, po bokach i bliżej ścian, są zapełnione krzesłami ustawionymi w trzech rzędach. Całość przypomina trochę siedzenia w teatrze, które podobnie jak tam, są ustawione tak, by te blisko ściany były wyżej niż te bliżej środka pokoju. Niewątpliwie sztuka, która ma być tu zagrana i której aktorzy właśnie podążają w kierunku ołtarza, będzie najważniejszą w ich życiu.
Nico kątem oka dostrzega, jak za nimi wchodzą do sali pozostali członkowie Bractwa. W ciszy zajmują oni krzesła wzdłuż ścian, szeleszcząc szatami. Są pośród nich ludzie ubrani na czarno, na szaro i na biało. Nie ma wśród nich niczego, co by ich wyróżniało poza kolorem.
Trójka nowicjuszy podeszła bliżej ołtarza. Odprowadzana przez dziesiątki oczu podeszła do kamiennego stołu. Postać w czerni odwróciła się do nich. W rękach trzyma laskę, do złudzenia podobną do tej, którą miał John Scott, tyle że dumną głowę orła zastępuje tu mała i czarna głowa jastrzębia.
- Bracia - głos człowieka brzmiał silnie i odbijał się echem po sali. - Dziś przyjmujemy nowych w nasze szeregi. Czy chcecie zyskać nowych braci?
Szmer przeszedł przez zgromadzonych. Ciche mruczenie podniosło się i zawisło w powietrzu, sprawiając, że nawet zadrgała kotara za plecami mistrza ceremonii.
- Taka jest wasza wola, której jestem wykonawcą. Zatem przywitajcie nowych braci wśród Was.
Laska w jego dłoni zatańczyła w powietrzu. Podszedł do was wychodząc zza ołtarza. Widać było że to człowiek znacznej postury o bardzo przyjemnych rysach twarzy. Ktoś taki może obsługiwać Was w okienku bankowym lub u szykownego krawca. Podniósł do góry głowę jastrzębia i delikatnie opuścił w dół, dotykając każdego w głowę.
Poczuliście dziwny prąd, który przeszył was po dotknięciu przez człowieka w czerni. Bardziej przypominało to dreszcze, które przychodzą z zimna lub rodzą się z niewyobrażalnej przyjemności. Na tą krótką chwilę świat stał się czarno biały, jakby wszystkie kolory zabrało to dotknięcie. To dziwne uczucie nie trwało na szczęście długo i pierwsze co zobaczyliście to uśmiechniętą twarz mistrza ceremonii.
- Siostry i Bracie - powiedział - witajcie wśród nas.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline