Słupki monet błyskały w świetle lampy, precyzyjnie i równo ułożone oraz wyrównane chudymi palcami. Szare oczy Klemensa świeciły się jeszcze bardziej niż karle na ladzie, ale błysk w oku prędko zniknął gdy wrócił Rip i wziął się za podział. Szlachcic wyglądał przez chwilę, jakby chciał oprotestować działanie kompana, ale zamilkł jedynie, naburmuszony. Trzepnął go po łapach.
-
Samemu szybciej podzielę, liczyć umiem chyba najsprawniej.
Czy się przechwalał, czy nie pozostać miało w sferze domysłów, bo Klemens rzeczywiście sprawnie rozdzielił gotowiznę. Ręce śmigały parcelując gotowiznę na równe stosy, podczas gdy reszta czatowała przy drzwiach. Efektem prędkiej roboty były cztery równe sterty, które wylądowały w zwiniętych woreczkach i sakiewkach. Równe pod względem ilości monet, ale proporcjalnie... Proporcjonalnie Klemens liczył na własną korzyść.
-
Tutaj nie ma co czekać, zwijamy się - zakomenderował.
Klemens zniknął na chwilę za kontuarem, przetrząsając szawki i szuflady. Z cichym okrzykiem trymfu wyłonił się na powrót zza lady, ściskając butlę z okowitą. Zaraz ją odkorkował i rozlał trunek po stercie tkanin, frędzli i ozdobnych sznurków, gdzie jeszcze niedawno leżał Tosse. Pociągnął nieszczęsnego właściciela lokalu za fraki, pchając go ku drzwiom i przezornie naciągając chustę na facjatę.
Olejna lampa, która jeszcze do niedawna przyświecała mu przy zabawie, a później liczeniu, została przezeń zwinięta. Kompani widząc, co się święci nie protestowali i wylegli na ulicę przed lokalem, a Klemens popędził jeszcze kopnięciem gramolącego się właściciela. W drzwiach obrócił się na pięcie i cisnął lampą w nasączoną alkoholem stertę materiału, która zaraz wybuchła płomieniami.
-
To co - odezwał się do kompanów, gdy dobili do pobliskiej alejki -
rendez-vous z Rustem i Lupusem, czy mówimy sobie au revoir? _______________________________
2, 34, 1, 79, 36