Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2021, 18:16   #247
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Wiedziałem, że tak będzie - powiedział zrezygnowanym głosem. - Nic mi nie jest - starał się ją uspokoić. - Za dwa dni będę jak nowo narodzony. W końcu jakbym umarł to byś mnie dorwała i zatłukła. Prawda? Mogę obiecać, że będę Cię regularnie informował, że jeszcze żyję. Ok?
Byłby naiwny gdyby myślał że Irya pójdzie na taką ugodę.
- "W zdrowiu i chorobie, i że nie opuszczę cię aż do śmierci" - zacytowała najbardziej standardową formułę stosowaną w kontraktach małżeńskich. Ciężko było określić czy była w tym ironia. - Więc pytam jeszcze raz... Gdzie mam po ciebie jechać i co ci mam przywieźć? - powiedziała tonem zwiastującym, że kolejne wykręty zmuszą ją do zastosowania planu obejmującego osoby trzecie.
- Nic mi nie trzeba. W tym momencie wystarczy mi leżenie w wygodnej pozycji - upór Morgana dorównywał temu jakim cechowała się Corday. - Chory nie jestem, a zdrowy też nie bardzo więc obecna sytuacja podchodzi pod lukę prawną - zachichotał, ale urwał z syknięciem.
- Nie będę krzyczeć na ciebie ani prawić morałów - obiecała.
- Właśnie co do tego drugiego to mam wątpliwości. Zaczniesz swoją litanię, a ja nie będę mógł uciec.
- Obiecuję - zapewniła go. - Nawet mogę ci to dać na piśmie - dodała. Ściągnęła kota z kolan i wstała aby zacząć zbierać się do wyjścia.
- Zgaduję, że niebawem osobiście wręczysz mi to oświadczenie - powiedział zrezygnowanym głosem.
- Jak ty mnie dobrze znasz - uśmiechnęła się pierwszy raz odkąd dowiedziała się, że jest ranny. - To gdzie mam jechać?
- Przecież już wiesz gdzie jestem - potwierdził jej domysły.
- Do zobaczenia - odparła i rozłączyła się.

***

Wieczór był jeszcze młody gdy zaparkowała na podjeździe przed domem Morgana. Słońce już prawie całkiem zaszło więc panował półmrok. Irya wysiadła zabierając torbę z jedzeniem i obeszła auto, żeby wyciągnąć torbę z bagażnika. Ruszyła do drzwi wejściowych i wydusiła dzwonek.
Odpowiedziała jej cisza, którą przerwała nadchodząca wiadomość od Charlesa.

Cytat:
Napisał Od Charles
Bardzo śmieszne. Wchodź
Roześmiała się po przeczytaniu tego i nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się i zobaczyła, że wewnątrz panuje ciemność. Weszła i zamknęła za sobą, przekręcając też zamek. Nie wiedziała czego spodziewać się zobaczyć więc ruszyła w głąb domu.

Charles leżał na kanapie w salonie. Jedynym oświetleniem była lampa stojąca w rogu pomieszczenia.
- Hej - mężczyzna podniósł dłoń na powitanie.
- Hej - odpowiedziała mu Irya zatroskanym tonem. - Przywiozłam jedzenie - dodała i po odstawieniu toreb na podłogę, zdjęła płaszcz i buty. Następnie zbliżyła się do kanapy. - Jak bardzo jest źle? - zapytała łapiąc się pod boki i spoglądając na niego z góry.
- Bywało gorzej - stwierdził przekręcając się i pokazując opatrunek na lewym boku, przez który przesączała się krew. Jego twarz była poobijana, a najlepiej był widoczny krwiak z prawej strony dolnej wargi.
- No fakt, przynajmniej nie masz podciętego gardła... - Irya skrzywiła się. - Wyglądasz jakbyś wpadł pod autobus - skomentowała i usiadła obok niego, by dokładniej obejrzeć ten opatrunek na jego boku. - Sam się łatałeś? - zapytała. - Może zawieźć cię do kliniki?
- Lepiej nie. Za duże ryzyko. - Irya natychmiast zrozumiała o co mu chodzi. Chłód bijący od Charlesa był bardzo wyraźny. - Zdarza się to bardzo rzadko, ale wiem co trzeba zrobić.
- Chyba masz rację - nie była zadowolona z tego, że musiała się z nim zgodzić. - Mam ze sobą silne przeciwbólowe, przynieść ci? - zaproponowała.
- Nie. Jest ok. Ale możesz mi przynieść wodę.
- To przyniosę - odparła i wstała. Wróciła do korytarza skąd zabrała pakunki. - Zjesz coś? Mam jakiś gulasz, lekką potrawkę i rosół - zapytała go idąc do kuchni. - To ostatnie wzięłam na wypadek jakbyś miał wybite zęby - była w tym wyraźna uszczypliwość.
- Rosół brzmi dobrze. Zęby mam, ale dzisiaj nie jestem fanem przeżuwania.

Rozstawiła się z torbami z jedzeniem na kuchennych blatach. Przy okazji zauważyła pozostałości po tym jak Charles się opatrywał. Zostawił krwawe odciski palców na blacie i frontach szafek. Głównie na tej gdzie trzymał apteczkę. W zlewie znalazła zakrwawioną gazę i nożyczki, a na jego krawędzi igłę z resztkami nici. Oczami wyobraźni widziała jak on tu wpada nabuzowany adrenaliną i tymi swoimi mrocznoharmonijnymi dopalaczami. Była zła na siebie, że nie zadzwoniła do niego wcześniej.

Wyciągnęła rosół który tak naprawdę był ramenem bogatym w dodatki. Był jeszcze ciepły więc przelała go do dużego kubka zakładając, że tak będzie mu wygodniej. Wzięła też szklankę wody tak jak prosił i opakowanie leków przeciwbólowych. Wróciła do niego.
- Proszę - usiadła obok niego i ostrożnie podała mu kubek z zupą. - Dasz radę wejść na piętro czy śpisz na dole? - zapytała.
- Nie muszę się przenosić. Lubię tą kanapę - uśmiechnął się lekko.
- Nie pamiętasz tego, ale już targałam ciebie po tym domu - mrugnęła do niego. Postawiła wodę i tabletki na stoliku przy kanapie.
- Jak musiałaś mnie targać to miałem prawo nie pamiętać - ponowił uśmiech i po kilku próbach udało mu się podnieść do pionu. Wyglądał przy tym jak wenusjański żółwik.
- Kiedy wróciłeś? - zapytała kiedy przełknął pierwszy łyk.
- Nie wiem. Pewnie parę godzin temu - zerknął odruchowo na zegarek.
- Na przyszłość dzwoń od razu, ok? - poprosiła.
- Chyba tak będzie lepiej. Od razu skłamać, żeby uśpić twoją czujność i zyskać na czasie - spróbował się zaśmiać, ale powstrzymał się wiedząc jak skończyło się to ostatnim razem.
- A co, nie smakuje ci zupka? - Irya natomiast nie musiała się powstrzymywać i zaśmiała z jego marudzenia.
- Pyszna. Uwielbiam jak gotujesz - odciął się uśmiechając półgębkiem.
- No raczej - pokiwała głową z zadowoleniem. Ostrożnie przytuliła się do niego, do tego nie-dźgniętego boku. Pozwała mu w spokoju zjeść.

- To co poszło nie tak? - zadała to pytanie dopiero gdy Morgan odstawił pusty kubek.
- W zasadzie nic. Jakieś męty uznały, że będę łatwym celem. Zaatakowali mnie przy samochodzie. - Wzruszył lekko ramionami.
- Napad rabunkowy? - zmarszczyła brwi, bo jej to do niego nie pasowało.
- Tak to wyglądało - potwierdził.
Zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Nie zbywaj mnie swoim prawniczym bełkotem - westchnęła. - Ja się nie pytam jak to wyglądało tylko o co poszło naprawdę - nalegała.
- Nie zdążyłem zapytać, a oni też nie kwapili się umotywować swojej napaści - odpowiedział na przytyk.
- Nie wydarzyło się to przy okazji tej roboty o której nie chciałeś mi mówić? - przekrzywiła głowę.
- Aaaa - jego oczy błysnęły zrozumieniem. - Nie wydaje mi się, żeby to było powiązane. A co byś zrobiła jakby było? - zapytał z iskierkami ciekawości w oczach.
- Po prostu wtedy bym zrozumiała czemu tak się wykręcasz od odpowiedzi - odparła z mrugnięciem oka. - Gdzie to się stało?
- Taki już los prawników - pokiwał głową z udawanym smutkiem. - Nawet jak mówią prawdę to nikt im nie wierzy.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline