Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2021, 22:50   #69
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację

Różnił się żal od smutku. Smutek czystą był emocją, wiadomo było jak sobie z nim radzić, jak wyjść mu naprzeciw. Żal… żal był jątrzącą się raną. Oparzeliną, co zagoić się nie chciała. Splątanym niemożebnie kołtunem, którego nie można było rozczesać. Bolącym zębem, którego raz po raz językiem się dotykało, by sprawdzić czy wciąż boli, czy ból mija. Bolał. Nie mijał. Jątrzył się w sercu, czernił krew rozpaczą. Rune dławiła się nim idąc z głową opuszczoną. Splatała zaprzepaszczone ścieżki jak postrzępione warkocze. W pół urwane, w pół ucięte, pozbawione już teraz przyszłości. Gdyby słuchała uważniej i patrzyła bystrzej, gdyby zapuścić korzenie w Harukowej osadzie spróbowała… Gdyby wtedy, tamtego wieczoru, gdy się jej spytał, powiedziała “tak” zamiast “nie umiem”… Bo może umiała, tylko uciekła przed próbą, przed wysiłkiem, przed poświęceniem. Gdyby sama więcej pytała, więcej starała się zrozumieć… Może wtedy on sam wszystkiego by nie poświęcił. Jej. Ich. Samego siebie.

Gdyby serc uczucia umiała sama w sobie rozplątać. Kiedyś. Teraz.

Teraz patrzyła na jego plecy i prawie spodziewała się, że zaraz się odwróci i zobaczy jego twarz. Ale nie odwrócił się ani razu. Nie miał już swojej twarzy i jej własne ręce pomogły zedrzeć z niej skórę, w masce zakląć. Ona sama. Własnymi dłońmi. Bo poprosił.

Gdyby tylko nie spełniła tej przeklętej prośby…
Gdyby błagała mocniej…
Gdyby dała mu więcej…
Gdyby…

Zacisnęła mocniej palce na drzewcu włóczni, żeby ukryć ich drżenie. Opuściła niżej głowę.

Gdyby dała mu dziecko czy byłoby ono kotwicą ciężką wystarczająco, by utrzymać go przy niej?

Ale jakie dziecko mogłoby teraz wyjść z jej łona? Jak odmienione? Jak nieludzkie? Jak bardzo nie jego, nie jej a mokradeł? Tego, co mogła dać mu Rune, nie mogła już Wrona. Nie mogła dać mu rodziny. Więc żal kolejny, kolejna urwana ścieżka. I jątrzyła się oparzelina i puchło coś w głębi, osadzało kroplami żrącymi, gdy żal ludzkiego serca splątał się z czymś, co mieszkało w sercu drugim - tym, które wyrwała ze stworzenia o piórach opalizujących i czarnych jak noc, które szeleściły, zgrzytały cicho gdy sunęło ku niej pomiędzy ziemią i powietrzem, zbyt długimi skrzydłami muskając pnie drzew i źdźbła wysokich traw.

Nie dotknął jej odkąd wróciła do osady. Nie sięgnął ku niej zamiast tego za naczelnikiem chodził jak wierny pies przy nodze swojego pana, jak narzędzie bezwolne, jak miecz na dwóch nogach. Nie oddał żadnego dotyku, żadnego słowa. Nie odezwał się do niej.
Zostawił ją samą. Zabrał jej siebie.

Kropla do kropli na wewnętrznych ścianach serca.

Zatrzymała się na moment, odetchnęła głęboko, uniosła na chwilę twarz, do której nie przyłożyła maski, od kiedy Haruk zyskał swoją, na wiatr i deszcz. Zacisnęła usta, odwróciła od niego wzrok.

Łatwiej ranę zaleczyć jak się ją przyżega, jak się ją przepali.
Więc złość, więc żal następny - bo może przystać jej na słowa starca było. I odejść jak najdalej, jak najdłużej. W końcu na moczarach jedynie przetrwanie się liczyło i tylko głupcy skończeni wchodzili w nie z krwawiącą raną tuż koło serca.





Łapać mógł Animur na sobie Wronie spojrzenia przez ramię mu rzucane: ciemne, nieruchome, ciężkie od kłębiących się w stracharce emocji. Szacowała coś, odmierzała jak handlarz cenne przyprawy. Jego winę. Jej rozczarowanie.

Nie tędy droga winna nas prowadzić” powiedziała prawie, bo przecież się z nim zgadzała, ale złość jej słowa powstrzymała. Fuknęła przez nos jak zwierzę rozjuszone, szarpnęła głową aż mokre warkocze strzeliły w powietrzu jak bicze.

- Jak kości na stół słowa rzuciłeś. I przegrałeś. Nie graj, jeśli nie potrafisz - warknęła cicho, z głębi gardła. - Mentorem byś mi mógł być. Uczycielem. Z szacunkiem mogłabym na ciebie patrzeć. Respektem. Czcią - syknęła z tą bezradną złością, którą kierowała ku niemu, choć to samą siebie zranić chciała. Przepalić w sobie. Przyżegać ranę. Żeby bolało choć trochę mniej. - A teraz popatrz na siebie… - sarknęła, krzywiąc usta. - Takim cię zapamiętają. Gdybyś tylko… - Ślepia znowu w niego wbiła, jakby chciała ziarno jakieś w nim zasiać i jego złapać w żalu pułapkę, w labirynt niemożliwych ścieżek.




Godzinę jej zajęło, by deszcz, zimno i cisza ostudziły ją trochę. Godzinę podróży zajęło, by poczuła, że wróciła do domu - gdy pośród drzew wysokich stracili z oczu jakiekolwiek ślady bytności ludzkiej. Cisza dawała złudzenie ukojenia, szczególnie, gdy omijała wzrokiem strzelistą sylwetkę shyty, gdy szła trochę z boku, trochę na ukos, by jedynie kątem oka zarys jego postaci widzieć. Tu była u siebie i w końcu mogła odetchnąć. Nie odzywała się wiele, bo i towarzystwo milkliwe było, obce sobie i niezainteresowane sobą nawzajem. Na krótkim postoju wrzuciła w usta garść orzechów, łyknęła wody a potem przykucnęła po swojemu pod pniem drzewa i wbiła uważne spojrzenie w mykes, guślarza i ribaldo. Obserwowała ich nieruchoma jak wyrezana z drewna firgurka, z przechylono lekko głową, niemal nie mrugając. I wcale, wcale zmrużonymi oczami nie przyglądała się nachylającemu się nad Harukiem staruchowi. Wcale uszu nie nastawiała, wcale bezskutecznie nie próbowała wyłowić słów, które wypuszczone zostały spomiędzy pomarszczonych warg.

Godzinę jej zajęło, by ciekawość powróciła i do elbena zbliżyła się cicho, gdy ponownie ruszyli.

- Ampleksus - odezwała się nagle. - Mówiłeś staremu, żeś niedorostka w kosztu widział. Zielonopalcego jak ty sam, ribaldo. Może o to chodzi. O dzieci. O rozmnażanie. O targ jakiś. Dziecko za dziecko - rzucała krótkimi zdaniami w rytm lekkich kroków. - Blade za zielone. I trzecie jeszcze z czystego przypadku. Jak myślisz?




Ostrożnie stawiała stopy w grzęzawisku. Wciąż bosa, spodnie tylko wyżej zawinęła nad szczupłymi łydkami i z uporem za ogarami szła dalej, co jakiś czas tylko rzucając do tyłu krótkie, szybkie spojrzenia w kierunku starca. Włócznią sprawdzała grunt, gdy wątpliwość miała. Czarne brwi zmarszczyła w skupieniu aż niemal jedną linią na bladym czole się zdały. I nie zmienił się wyraz jej twarzy, gdy zatrzymała się pod drzewem, gdy zadarła głowę ku koronie. Gdy elben zbliżył się pnia, dotknął kory jakby jej szorstkość sprawdzał, nie powstrzymała go. Skinęła mu głową, odeszła kilka kroków dalej, by lepiej widzieć, co kryje gęste, ciemne jeszcze listowie. Wzrokiem szukała niebezpieczeństwa lub znaku, obserwowała ogara zachowanie wiedząc, że zwierzęta czułe są na zagrożenie a i zmysłu nieporównywalnie lepsze od człowieczych mają. Dlatego słuchała też swojego drugiego serca, zawierzając przeczuciom i instynktowi. Dlatego obserwowała też korony sąsiednich drzew, wypatrywała poruszeń i drgnień innych niż te wiatrem wywołanych czy cieni głębszych niż być powinny.

 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline