Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2021, 02:16   #139
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Z niechęcią ścisnęła piętami boki swojego wierzchowca.. a przynajmniej taki miała zamiar, bo tej strachliwej szkapie wystarczyło zaledwie lekkie dotknięcie, aby rzuciła się do szaleńczej ucieczki. Biedne konisko nie miało dobrego dnia. Tak jak zresztą i Pani Ognia.
-Nie możemy po prostu polecieć?! - zawołała na moment przestając zaciskać zęby z powodu bolącego boku.

- Gryf nie uniesie nas i konia, a poza tym nie należy dawać bestii do łap przysmaku i oczekiwać że go nie dziabnie.- Ruchacz popędził gryfa, ale… elfka szybko się z nim zrównała, a nawet zaczęła wyprzedzać. Jednak ta parszywa chabeta o zajęczym sercu miała swoje zalety.

-Na pewno sam znajdzie drogę powrotnąąąąąą...! -po części żachnęła się Pani Ognia, a po części zawyła wybijana z siodła gwałtownym biegiem zwierzęcia. Czy na pewno poganiało go tylko wspomnienie błękitnych płomieni? Straszny świst wystrzelonego bełtu? A może w tym pędzie miał też swój udział gryf błyszczący drapieżnymi ślepiami i ostro zakończonym dziobem?

- To nie jest ten typ konia. Prędzej go elfy złapią lub wilki zjedzą.- wyjaśnił czarownik kierując siebie i ją w kierunku głębi lasu.. który wydawał się coraz bardziej upiorny i nieprzyjazny.






Wstrzymując nieco konia elfka rozejrzała się po ponurej okolicy, a po jej plecach spłynął zimny dreszcz. O nie, Pani Ognia przecież niczego się nie bała i ten widok co najwyżej budził w niej niechęć. Zatem strachliwa reakcja należała wyłącznie do wciśniętej w głąb własnego umysłu kuglarki, która już o poranku dopatrywała się zagrożenia czającego się wśród drzew.

-Mam już dosyć tego lasu -syknęła zadziwiająco cicho, bo tylko sobie pod nosem. Pani Ognia była ponad kurtuazje i trzymanie języka za zębami, ale tylko do czasu, aż jej zdradliwe słowa mogły sięgnąć uszu pewnego rogatego bożka. Wtedy wolała je zachować dla siebie.
Spojrzała na Ruchacza, znów z tą samą władczością i wyższością, jakich mogłaby jej pozazdrościć niejedna arystokratka -Zrób w końcu użytek z tej swojej latającej bestii i rozejrzyj się nad drzewami gdzie się kończy ten przeklęty las. Chciałabym się stąd wydostać. Dzisiaj.

- Obawiam się, że las nie kończy się nawet w zasięgu skrzydeł mojego gryfa. To dość zarośnięta okolica.
- odparł ironicznie czarownik rozglądając się dookoła i mrucząc coś pod nosem.- Ale tu przynajmniej elfy nie będą nas ścigać. To przeklęte miejsce… na moje oko Dziki Gon odbył się tu jakieś pięć lub sześć lat temu na zawsze odmieniając okolicę. Tu… elfy nie wejdą. Właściwie nikt się nie odważy.

-Pfff, tchórze
-parsknęła Pani Ognia pogardzając tak głupiutkimi lękami, które mogły się pojawić tylko w równie głupiutkich łbach. Jej rozczochrany łeb nie dopuszczał do siebie takich strachów. Może to było spowodowane tym przekonaniem o własnej potędze, a może.. może czymś innym? Na przykład ignorancją.
- Czego tu się obawiać? Wysuszonych drzew z powykręcanymi gałęziami? Uuuuuu, naprawdę straszne - drwiła sobie otwarcie, wbrew wewnętrznym sprzeciwom kuglarki. Tamta nie widziała niczego zabawnego w tej sytuacji. Elfka spojrzała na Thaaaneeekryyysta z chytrym uśmieszkiem - A Ty się boisz?

- Potworów chociażby… trolle blakną w porównaniu z chimerami i chimerycznymi stworami jakie zasiedlają miejsce przez które przeszedł Dziki Gon i… niektóre drzewa uczą się polować na ludzi i nieludzi, którzy nieświadomi zagrożeń przechodzą obok nich.
- wyjaśnił czarownik obojętnym tonem, głaszcząc gryfa po łbie. - Las, miasto, góra przez który przeszedł Dziki Gon zmienia się w miejsce pełne koszmarów, a ja… mój ród toczy boje w takich miejscach. Razorbeak był wychowany do polowań na takich obszarach. Ja… tak, trochę się obawiam. Jest to jednak lęk wynikający z tego, że wiem czego się spodziewać. To miejsce jest trochę jak rodzinne strony.

-W takim razie jak z krzaków wyskoczy na nas jakaś bestyjka, to szybko ją razem ubijecie, tak?
-może i słowa Pani Ognia sprawiały wrażenie pytania, ale tak naprawdę były stwierdzeniem. Oczekiwała, że tym razem niewolnik i jego pupilek do czegoś się przydadzą.
-Najłatwiej byłoby po prostu stąd odlecieć, ale nie, bo przecież nie zostawimy tutaj jaśniepańskiego kucyka -zamarudziła, a nie był to jedyny powód jej niezadowolenia. Bok ją bolał. Tyłek miała zdrętwiały od siedzenia w siodle. Westchnęła rozdrażniona -To co nam pozostaje zrobić? Czekamy tutaj, aż dzikusy o nas zapomną, albo bardziej niż nami zainteresują się polowaniem na szlachciurki?

- Obmyjemy cię, oczyścimy ranę. Zobaczę jak jest poważna. I czy coś na nią zaradzę. No i w tym stanie nie możesz wrócić do obozu.
- odparł Ruchacz rozglądając się dookoła.- Gdzieś tu w okolicy musi być potok.

-W tym stanie?
-powtórzyła elfka marszcząc brwi. Ale zaraz jej czoło się wygładziło i pokiwała głową w zrozumieniu. Jednym z obowiązków dobrego niewolnika było troszczenie się o swoją Panią.
-Rzeczywiście jestem trochę obolała. Powinnam się też obmyć z krwi, bo jeszcze ktoś będzie miał czelność wziąć mnie za jedną z tych dzikusek -prychnęła głośno, po czym dodała złowieszczym tonem, w którym odezwała się też nuta niecierpliwego oczekiwania -Niech no tylko ktoś spróbuje.

- No właśnie...
- westchnął ciężko Ruchacz i skręcił w prawo, gdy minęli dwa drzewa wyglądające jak dwie rogate bestie obleczone korą, splecione razem w wiecznych zapasach.
- Widzę rzeczkę.- rzekł oświadczając oczywistość, bo i elfka zauważyła ją. Płynącą leniwie, o piaszczystym dnie. I niezbyt głęboką. Tylko czerwone żaby pluskające się w potoku były jakieś dziwne z tymi “skrzydlatymi” odrostami na grzbietach.




Pani Ognia rozejrzała się uważnie po potoku i jego bliskim otoczeniu, a najdłużej jej spojrzenie zatrzymało się na tych rechoczących kreaturkach.
-Skoro Dziki Gon wypaczył wszystko w tej okolicy, to czy ta woda na pewno jest bezpieczna do przemycia ran? - zapytała, ale pomimo swych wątpliwości znów władczo wyciągnęła rękę w stronę Thaaaneeekryyysta, aby pomógł jej zejść z konia.

- Dziki Gon przemienia tylko co żywe. Może przeorać okolicę, ale nie zmieni natury samych skał i wody. Lepiej pewnie wyjaśniłby to jakiś druid, ale ogólnie… wszystko co nieżywe jest bezpieczne. Wszystko co żywe… niekoniecznie.- wyjaśnił Ruchacz podając elfce swoją dłoń i pomagając jej zsiąść.- A jednak czegoś się nauczyłaś przebywając w towarzystwie szlachcianek.

-Doprawdy? Bo ja uważam, że to one mogłyby się ode mnie niejednego nauczyć
-odparła Pani Ognia uśmiechając się i błyskając ząbkami. Nie były one ostro zakończone, ale i bez tego potrafiła swojemu uśmiechowi nadać wyjątkowo drapieżnego wyrazu.
Oparła dłoń na biodrze, tym przeciwległym do swojego poranionego boku, a następnie odezwała się do mężczyzny w sposób, jaki nigdy nie przeszedłby przez usta kuglarce -Rozbierz mnie.

Ruchacz najwyraźniej zamierzał coś powiedzieć, ale ostatecznie się nie odważył. Westchnął tylko ciężko i gestem przekazał coś gryfowi. Razorbeak poderwał się do lotu i okrążył okolicę, wyszukując sobie odpowiednie miejsce do obserwacji najbliższego otoczenia i znajdowania zagrożeń. W tym przypadku było to rozłożyste drzewo w kształcie przysadzistego giganta, na którego to “ramieniu” usiadł.
Sam czarownik zaś stanął za elfką powoli rozpinając zapięcia marynarki i ostrożnie zsuwając ją z niej. A potem łapczywie chwytając za piersi kuglarki, łajdak jeden. Ciężko było jednak Pani Ognia wypowiedzieć choć jedno skarcenie, gdy jego dłonie wyrywały ciche pomruki zadowolenia z jej ust.

- Chyba jestem ci rzeczywiście winien nieco przyjemności za wczorajszą noc. Powinnaś poczuć czym jest radość bycia z kimś bliskim. - mruczał wielbiąc muśnięciami języka szyję Pani Ognia, co i… sama Eshte odczuwała. Bo choć teraz “siedziała z tyłu umysłu”, to żar jaki czuło jej ciało i rozkosz dotyku Ruchacza również doświadczała.

-Cóż to w ogóle za pomysł, aby zakładać na siebie tyle ubrań? -szydziła Pani Ognia wspominając zbroję kuglarki składającą się z wielu warstw ciuchów, które miały ją uchronić przed nocnymi zapędami „mężusia”-Ta druga jest strasznie głupia. Wrzeszczy jak przerażona i chowa się pod tymi swoimi szmatkami, zamiast po prostu korzystać ze swojej własności..

A ta wiedźma wręcz przeciwnie, z zadowoleniem korzystała z bliskości kochanka, bo i tylko bycie przez niego wielbioną mogło osłodzić jej trudy tego dnia. Nie wstydziła się nagości, nie bała się namiętnej przyjemności. Po tą ostatnią sięgała zachłannymi garściami, tak jak teraz ręką sięgnęła za siebie i mocno pochwyciła palcami za czuprynę mężczyzny, aby trzymać go dokładnie tam gdzie akurat teraz chciała. Wzdychała z satysfakcją i kołysała się leniwie pod jego dotykiem. A szczególnie wyraźnie kołysał się jej tyłek, którym całkiem świadomie ocierała się o Thaaneeekryyysta. Dobrały się dwa lubieżne pasożyty.

Eshte z odrazą i podniece… eee… przerażeniem patrzyła jak Ruchacz z pomocą Pani Ognia usuwają z jej ciała spodnie i bieliznę. A potem paluchy Czarusia wpełzły do…
Cichy jęk aprobaty wyrwał się z ust Pani Ognia, a kuglarka czuła i ogień i przyjemność jaką dotyk lubieżnika im sprawiał. Ugh… nie mogła być zimną obserwatorką. Może i nie władała ciałem, ale nadal czuła… wszystko. I przyspieszony oddech i gwałtowne bicie serca i doznania upajające mocniej od wina.

Wciśnięta w kąt własnego umysłu kuglarka nie potrafiła zdecydować co było gorsze. Bycie czynną stroną w tych obrzydliwie lubieżnych działaniach Ruchacza? Czy może jednak obserwatorem zmuszonym do oglądania tej scenki rodem z powieści rumieniących policzki znudzonych matron? I jaka właściwie teraz była jej rola? Z jednej strony ten zwyrodnialec dokonywał bezwstydnych czynów na JEJ ciele, ale z drugiej strony, to przecież nie ona padała ich ofiarą. Znaczy.. tak jakby.. nie do końca ona. Czy zatem „mężuś” ją zdradzał z .. no, nią samą? Było to oczywiście niedorzeczne, bo kuglarkę nic z nim nie łączyło! Ale czy on.. czerpał parszywą przyjemność z obecności Pani Ognia?!

Eh, ten stan głowy Eshte był strasznie skomplikowane. Przynajmniej nawiedzający ją babsztyl nie miał takich zagwozdek. Tak właściwie, to teraz w ogóle niewiele myślała. Oddała kontrolę instynktowi i sama bawiła się w najlepsze w ramionach czarownika. Ze śmiało prezentowanym światu biustem elfka opierała się o niego, bo drżące nogi z pewnością nie były w stanie utrzymać jej ciała wijącego się z rozkoszy. Nie odczuwała wstydu, a zatem nie kryła się z okazywaniem swojego zadowolenia nad zdolnościami kochanka. Jęczała sobie w najlepsze do czasu, aż nagle mocniej pochwyciła Thaaneeekryyysta za czuprynę, przekrzywiła głowę i wpiła się pocałunkiem w jego usta. Zachłannie, drapieżnie. Pani Ognia zdecydowanie nie była delikatną kobietką.

A łajdak z tego korzystał całując namiętnie, ugniatając drobne krągłości dłonią oraz tą drugą dłonią czyniąc niewypowiadalne lubieżności między udami, które to sprawiały że i Pani Ognia i Eshte stanęły “płomieniach rozkoszy”. I… gdy były blisko Pani Ognia znów zamieniła się miejscami z kuglarką. Co jednak nie zmieniło całej sytuacji. Ciało elfki nie mogło stawiać oporu, nogi jej drżały, piersi łapczywie łapały oddech a myśli mroczyła obezwładniająca ekstaza. W końcu ciało kuglarki wygięło się w łuk dochodząc i… Eshte oparła się lubieżnika czując że ma nadal miękkie kolana.
Niemniej znów była u steru orientując się że… po pierwsze bok nadal bolał choć przeżyte doznania nieco tłumiły to uczucie, a po drugie czuła niedosyt. Owszem to co Ruchacz zrobił palcami magicznie przyniosło rozkosz i przepędziło Panią Ognia do jej lubieżnego zakątka, ale… kuglarka ze zdumieniem stwierdziła że jej ciało ma apetyt na więcej, znacznie więcej. To co przeżyła, choć było intensywne, pozostawało przystawką w stosunku do tego kusiło w dziwny i amoralny sposób. Elfka miała ochotę na to, co ocierało się o jej pośladki… ten ruchaczowy mieczyk który… zrobił z niej jego kobietę wczoraj. Ugh… jak mogła odczuwać pragnienie na powtórkę z rozrywki? Zwłaszcza że Pani Ognia już umknęła do swojego leża. Jakim więc cudem?!

- Już wszystko w porządku? Jesteś…?- zapytał tymczasem Tancrist szepcząc wprost do ucha Eshte. Ta domyśliła się co miał na myśli. Czarownik spodziewał się że taka fala rozkoszy zmyje Panią Ognia z umysłu kuglarki. I miał rację, acz nie miał pewności. A to co krył w spodniach, to co się ocierało o jej pupę, przewrotnie kusiło by… pociągnąć maskaradę dalej. Była to oczywiście szalona myśl i z pewnością da się zapanować nad apetytem kuglarce. Z pewnością… aczkolwiek Eshte nigdy nie miała powodu by czegokolwiek sobie odmawiać. W każdym razie, nie kiedy miała obiekt swoich pragnień w zasięgu paluszków.

Nie odpowiedziała mu ani kuglarka, ani Pani Ognia. Naga elfka nadal wtulała się w silne objęcia Thaneeekryyysta, które okazywały się lepiej utrzymywać jej drżące ciało niż parka nóg miękkich w kolanach. Całe to.. obserwowanie niezwykle ją zmęczyło. Czuła się też dziwnie śnięta, jak gdyby jej myśli zostały zasnute gęstą mgłą. Trochę jak po pijaku, ale bez świata wirującego jej przed oczami i przyprawiającego ją o głupie rechotanie. Zniknęła dominująca i gniewna obecność Pani Ognia, ale pozostał jej lubieżny podszept. Inaczej przecież kuglarka nie odczuwałaby takiego.. podekscytowania bliskością czarownika. Nie myślałaby o odwróceniu się do niego, zdarciu jego szatek i.. uh.. no. Skoro zaledwie wczoraj Eshte wciskała na siebie kolejne warstwy ubrań mające uchronić ją przed kolejnym napadem „mężusia”, a dzisiaj zaś nie potrafiła się opędzić od pragnień związanych z jego nagim ciałem, to.. coś musiało być mocno nie tak z jej głową. A winę za to ponosił Dzikun i jego pasożyt.

-Mm.. mhm.. -zdołała odezwać się tylko mruknięciem. Obawiała się, że głos mógłby ją zdradzić nagłym zadrżeniem, albo co gorsza, tamten babsztyl znów odezwałby się kolejnym rozkazem do spełnienia jej rozwiązłych kaprysów.

Czaruś chyba się nie domyślił co to mhm mogło znaczyć. Niemniej to wtulanie i ocieranie się pupą o jego… wyraźną wypukłość, podsunęło mu błędną odpowiedź.
- Cóż… przynajmniej sprawia ci to przyjemność.- mruknął do jej ucha i zaczął pieścić je muśnięciami warg. Co wywołało cichutki ni to pisk ni to jęk i falę rozkoszy przechodzącą przez jej ciało. Łajdak znał jej słaby punkt… wywołujący drżenie i gorący oddech w piersiach. Ale i ona znała jego słaby… punkt… ocierała się instynktownie pośladkami o jego ciało. Coraz bardziej świadomie go prowokując i coraz większą satysfakcję czerpiąc z tego prowokowania.

Niełatwo jednak było jej mówić, gdy dłonie mężusia skupiły się na miękkich i drobny… eee… uroczo dyskretnych piersiach kuglarki. Gdzieś tam blisko słychać było ryk i widziała jak gryf Ruchacza rzucił się w krzaki atakując coś zaciekle. Ale Tancrist nie wydawał się zaniepokojony, więc czemu ona by… miała być?

Kuglarka nie była Panią Ognia, która dobrze wiedziała czego chciała i brała to sobie z głośnymi jękami. Nie była też Słodką Idiotką, w której oczach Thaaneeekryyyyst stawał się co najmniej wyśnionym księciem, rycerzem, idealnym mężem i kochankiem w jednym. Prawdziwa Eshte, ta o krnąbrnej naturze samotnika, nie miała doświadczenia w takich sytuacjach.

Dużo się działo. Wokół jej ciała, z jej ciałem, w jej ciele. Ona, przecież utalentowana akrobatka, nagle miała problemy z kontrolowaniem własnych ruchów. Głowę miała pełną podszeptów ponaglających ją do zdarcia ubrań z mężczyzny i powtórzenia bardzo gwałtownych wydarzeń poprzedniego dnia. Krew się w niej gotowała, rosły i buchały wewnętrzne płomienie. Dużo się działo, i elfka nijak nie potrafiła zapanować nad tym ogromem wrażeń i emocji. Dlatego wśród nich pojawiła się też kolejna, nieoczekiwana.
Panika. Panika osoby, która została rzucona na całkiem nowe dla siebie terytorium. Wszystko z winy tamtego babsztyla!

-Bokmniebolibardzoboliałaaaaaaa! - wyrzuciła z siebie na jednym bardzo krótkim, bardzo szybkim tchu. Jak gdyby sama się nie spodziewała, że naprawdę uda jej się wydobyć z siebie coś więcej niż tylko kolejne jęknięcie.

- Naprawdę? Dopiero teraz? Jak boli i gdzie?- usłyszała w odpowiedzi od Ruchacza. Czarownik przynajmniej przestał ją całować i ugniatać palcami krągłości piersi… ku jej… rozczarowaniu. Jej ciało wcale nie chciało by on zaprzestał swoich działań. Ona sama nadal go prowokowała ruchami pośladków, które nijak nie chciały się zatrzymać. Zupełnie nie wiedziała, gdzie się tego nauczyła. Czy to wiedza Pani Ognia czy wrodzone niewieściej naturze odruchy?

Kuglarka poruszyła ręką, ale nie poszła w ślady Pani Ognia i nie wczepiła się palcami za czuprynę mężczyzny. Nie sięgnęła też nią za siebie, nie pochwyciła go za zadek, ani nie rozpięła jego spodni. Ona dla odmiany dotknęła.. siebie. NIE, NIE, nie w TAKI sposób. Eshte dłonią mocno dotknęła swojego zakrwawionego boku, tym samym nareszcie zmuszając swe ciało do szarpnięcia się w bólu. Tylko w ten drastyczny sposób zdołała powstrzymać się przed dalszym ocieraniem o Thaaneeekryyysta, co niechybnie było efektem ubocznym nawiedzającej ją Pani Ognia. Obrzydliwy pasożyt.
-No bok mnie boli! Zapomniałeś już, że trafiła mnie strzała jednego z tamtych dzikusów?! -warknęła Eshte poddenerwowana całą sytuacją oraz tym co się działo z jej ciałem i w jej myślach - Może o tym nie wiesz, ale Twoje macanki nie mają uzdrawiających mocy.

- Doprawdy? A myślałem że mają, bo całkiem o bólu zapomniałaś.
- odparł ironicznie Ruchacz uwalniając biust elfki od dotyku swoich lubieżnych łapsk, co Eshte wcale nie przyjęła z zadowoleniem. Przyjemnie było je czuć tam gdzie były.- Może… odsuniesz się ode mnie w końcu?
Oprócz oczywistej ironii kuglarka słyszała w tonie jego głosu, także.. i ulgę.

-A Ty co, w słup soli się zmieniłeś, że nie możesz się sam ruszyć? -odparła elfka nieco urażona zarówno jego lenistwem, jak również tą ulgą wyraźnie słyszalną w jego głosie. Skąd się w ogóle wzięła? Przecież to dla niej te macanki w jego wykonaniu były UWŁACZAJĄCE, dla czarownika możliwość zmacania sobie tak wspaniałej artystki była ZASZCZYTEM! Powinien odczuwać rozczarowanie, a nie ulgę!

Pani Ognia długo rządziła się jej ciałem i Eshte jeszcze czuła się w nim trochę obco, dlatego odsunęła się od Thaaneeekryyyysta na dwa, dość sztywno stawiane kroki. Pomyślała o pochyleniu się i sięgnięciu po swoją bieliznę, ale.. nie byłby to najlepszy z jej pomysłów. Zamiast tego zasłoniła rękami swe kobiece wdzięki, którymi ten łajdak co dopiero tak ochoczo się zabawiał, po czym odwróciła się do niego mówiąc na tym samym przyśpieszonym oddechu -Odwróć się, muszę coś na siebie założyć!

- Pójdę sprawdzić co tam Razorbeak dopadł. Ty tymczasem się ogarnij i ubierz nieco.
- odparł czarownik cofając się odrobinę. A potem omijając kuglarkę ruszył ku swojemu gryfowi, przyczajonemu tam gdzieś w krzakach.

Eshte odprowadziła czarownika spojrzeniem i.. złapała się na tym, że zbyt długo zawiesiła wzrok na jego tyłku. Zamrugała wyrywając się z zamyślenia oscylującego niebezpiecznie wokół klepania i ściskania. Z najróżniejszych części ludzkiego ciała, CZEMU akurat zadek miałby wyzwalać w kimkolwiek jakieś dzikie ciągoty?! Gdyby była zmuszona uznać jakiś fragment Thaaneeekryyysta za interesujący, to na pewno jej wybór nie padłby na jego tyłek. Może te jego silne ramiona..
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 16-12-2021 o 02:26.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem