Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2021, 02:26   #140
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gwałtownie wypuściła powietrze przez nos i pośpiesznie wciągnęła na siebie majtki. Narzuciła też koszulinę na grzbiet i tyle póki co wystarczyło, w końcu „mężuś” miał jeszcze opatrzyć jej ranę na boku. I znów będzie ją dotykał, a elfka ciągle czuła w sobie żar wzniecony z winy Pani Ognia. Postanowiła więc zrobić to, co w tym momencie wydawało jej się najbardziej logicznym rozwiązaniem.
Podeszła do potoku i po prostu.. usiadła w zimnej wodzie. Majtki jej się zmoczyły, ale też schłodziły się zakamarki skryte między udami. Nabrała też wody w dłonie i zanurzyła w niej swą twarz rozgrzaną od rumieńców.

Zimna woda pomogła ochłonąć nieco. Dziwne myśli i pragnienia co prawda nie uciekły jej z głowy, ale gorączka ciała opadła i łatwiej było się skupić kuglarce na czymś innym niż ciało ko… mężu… ee… łajdaka.
Co jednak czynić w tej sytuacji? Tancrist gdzieś tam sprawdzał co z gryfem, a ona tu siedziała w potoku odmrażając sobie tyłek w zimnej wodzie i czekała na jego powrót. Będzie ją znów macał, niby w ramach diagnozy medycznej, a potem co? Medykiem nie jest, więc jeśli nie ma żadnej magicznej mikstury przy sobie to tylko poogląda i się powymądrza. Jak to zwykle czynił. Trzeba będzie jednak uważać, wszak bynajmniej całkiem nastrój Eshte nie ustąpił. I pokusa pomacania Ruchacza w ramach… eee… odpłacenia pięknym za nadobne nie zniknęła całkowicie.

Tymczasem czarownik wracał do niej, sam i w nieco bardziej poszarpanym stroju i z macką w dłoni, wijącą się na bok i ociekającą zielonym śluzem. Ugh… co on z tą macką zamierzał uczynić? Pewnikiem coś wyuzdanego i lubieżnego. Coś czego wyobraźnia kuglarki ogarnąć nie potrafiła, na szczęście.

Eshte akurat była zajęta przeczesywaniem palcami burzy swoich włosów, ale pojawienie się czarownika uzbrojonego w paskudną mackę sprawiło, że zastygła z dłońmi wczepionymi w skołtunione kosmyki.
-Co.. cooo? -zamrugała nie wiedząc właściwie.. na co tak naprawdę patrzy swoimi mocno rozszerzonymi oczami -Co zrobiłeś? Co TO.. jest?

- Obiad…
- stwierdził Ruchacz machając macką, gdy się jej przyglądał. Po czym sprecyzował - Obiad Razorbeaka. A przedtem było to częścią stworzenia które kiedyś było węgorzem. Mój gryf je zoczył, zaatakował, zabił i zjadł. A teraz część jego posiłku jest naszą zdobyczą. Myślę, że wyciągnę z tego jakieś przydatne składniki. Ten śluz z macki wydaje się dobrze robić na rany. Powinien nieco pomóc tobie.

-Wydaje się?
-powtórzyła elfka przekrzywiając głowę i unosząc jedną brew w powątpiewającym wyrazie.
-Powinien? -kolejne słowo mężczyzny odezwało się echem w jej ustach, a głowa przekrzywiła się w drugą stronę oraz jej druga brew podskoczyła wysoko do góry.
Thaneeekryyyst dużo powiedział, jak to przecież miał w zwyczaju, ale właśnie te słowa najbardziej zwróciły uwagę Eshte. Nie były one czymś co chciała usłyszeć, kiedy czarownik mówił o wykorzystaniu wstrętnej macki do uleczenia jej boku.
Pociągnęła nosem, który trochę jej się zasmarkał od siedzenia w zimnej wodzie, a następnie powiedziała z chytrym uśmieszkiem -To dobrze się składa, że sam też jesteś ranny. Będziesz mógł wypróbować tą obrzydliwość najpierw na sobie, zanim mnie zaczniesz nią wysmarowywać.

- Dobrze… jestem gotów spróbować na sobie
.- zgodził się zaskakująco i podejrzanie szybko czarownik, dodając po chwili.- Może oczywiście potem nie starczyć dla ciebie, ale skoro chcesz się poświęcić dla mnie..

-Eh!
-kuglarka wyplątała palce z własnych włosów, dzięki czemu mogła machnąć od niechcenia ręką -To już wolę jeszcze trochę pocierpieć zamiast pozwolić, aby wyrosły mi z rany macki ociekające śluzem. Jak dotąd większość Twoich pomysłów źle się dla mnie kończyła -pozycja w jakiej teraz się znajdowała zdawała się mocno potwierdzać jej słowa. Półnaga, siedząca w zimnym potoku, z bolącą raną, sponiewierana, wykorzystana przez Panią Ognia i „mężusia”. -Jak na przykład wzięcie udziału w tym nieszczęsnym polowaniu.

- Nie byłoby nas tu, gdyby nie pewna osóbka która rozgłaszała w około że pojęła mnie za męża.
- burknął Ruchacz pocierając śluzową substancją z macki swoją ranę. - Poza tym to polowanie nie było moim pomysłem. Zostałaś na nie zaproszona przez naszego gospodarza. Odmowa uczestnictwa byłaby obrazą.

- Pan Hrabia jest chyba dorosły, co nie? To powinien potrafić przyjąć odmowę bez popadania w złość
- mruknęła Eshte przyglądając się działaniom czarownika. Tak właściwie, to nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Sposób w jaki smarował swoją ranę wijącą się macką, to jak jej wydzielina skapywała po jego skórze, to wszystko było tak obrzydliwe, że aż fascynujące. Tym bardziej, że elfka nie mogła się doczekać końcowego efektu. Czy Thaaaneeekryystowi wyrośnie z brzucha podobna macka?
Ku rozczarowaniu elfki, nic niezwykłego nie następowało. Żadna macka nie wyrastała, żadne zaskakujące wydarzenia nie następowała. Ot, posmarował się tym glutem… i tyle. Co za rozczarowanie. Ale do rozczarowań ze strony Ruchacza już przywykła. Jego niespodzianki były o wiele gorsze.

- To kwestia autorytetu moja droga. Co to za władca, bez posłuchu? Co to za władca, którego łaską pogardza byle przy… artystka.- wyjaśniał mężczyzna kurując się śluzem. - Odmawiając, naplułabyś mu w twarz… a obraza taka pociągała by utratę twarzy. I podważenie autorytetu, a tego żaden władyka zdzierżyć nie może, zwłaszcza gdy ma widownię… innych nobili.

-Na pewno nie jest moim władcą
-żachnęła się Eshte. Zawiedziona mocno tym, że „mężuś” nie potrafił wyhodować sobie choćby jednej macki, w końcu zdołała oderwać od niego spojrzenie. I machnęła ręką -Zresztą, to już nieważne. I tak teraz wszyscy mają mnie za czyjąś agentkę.
Westchnęła rozdrażniona oraz.. zmęczona już tym całym dniem. A przecież jeszcze nawet nie zaczęło się ściemniać, więc wiele jeszcze mogło się wydarzyć i to niekoniecznie na korzyść kuglarki -Dla szlachciurków jestem szpiegiem dzikusów, a według dzikusów służę jednocześnie Pierworodnemu i Panu Hrabiemu. Sama nie wiem jak znajduję na to wszystko czas pomiędzy moimi występami i użeraniem się z Tobą.

- Gdyby naprawdę cię podejrzewano o współpracę z elfami, to nie jeździłabyś na polowania. Tylko zawisłabyś na pierwszym lepszym drzewie.
- odparł czarownik podchodząc z tym… czymś ociekającym śluzem do rannej elfki.- Nie daj się wciągnąć w rolę jaką ci Henrietta przeznaczyła. Bądź ponad to.

-Każdą chwilę, którą spędzamy w tym lesie, ona przeznacza na sączenie dalszych kłamstw w uszka szlachciurków i swojego tatuśka. Myślisz, że ktokolwiek uwierzy w konia spłoszonego w tak idealnym momencie?
-wystarczyło jedno, głośne prychnięcie kuglarki jako jej odpowiedź na pytanie zadane przez samą siebie. W kolejnej chwili zadarła głowę i spojrzała na niego z potoku, w którym siedziała niczym przemoczone i sponiewierane ucieleśnienie żałości. A przynajmniej byłaby nim, gdyby nie wredny grymas malujący się na jej twarzy -Pewnie w jej opowiastkach to ja nasłałam trolle na polującego Hrabiego i jego świtę. Oh, albo jestem na tyle przebiegła, że sama zaprowadziłam was w pułapkę elfów, co?

- Pewnie tak. Ale jej ojciec nie wierzy każdemu jej słowu. Jesteś przeszkodą w jej planach małżeńskich, a przez to… sojuszniczką jej ojca, hrabiego.
- wyjaśnił Ruchacz z ironicznym uśmieszkiem. - A to dość potężny sojusznik.

-Sojusznik? Pan Hrabia?
-powtórzyła Eshte wpatrując się w czarownika w taki sposób, jak gdyby powiedział coś wyjątkowo kuriozalnego, albo co najmniej w nieznanym dla niej języku. Wysoko postawiony szlachciurek jej sojusznikiem? Najbliżej byli tej roli, kiedy z głośnym zachwytem podziwiali jej talent i rzucali jej pod nogi swoje błyskotki.

Przechyliła rozczochraną łepetynę w jedną stronę, potem w drugą w wyraźnym zamyśleniu.
- Może.. może w takim razie powinniśmy bardziej się przed nim obnosić z naszym... - wydęła lekko wargi i zmełła w ustach słowo, które przyprawiało ją o tak wielką niechęć -Ożenkiem. Aby chętniej widział we mnie Twoją żonkę niż szpiega dzikusów, Pierworodnego i kogo tam jeszcze sobie Paniunia wymyśli.

- Z pewnością byłby temu rad.
- odparł Ruchacz - Wbrew temu co sądzisz, puszcza mimo uszu sugestie Henrietty na twój temat. Natomiast przyznaję, że wśród innych szlachetnie urodzonych znajduje ona już posłuch.
Wzruszył na koniec dodając.- Niemniej obawiam że brak ci samodyscypliny i talentu aktorskiego by pożycie małżeńskie, czułość i zażyłość prezentować w większych dawkach szlachetnie urodzonej gawiedzi. Prędzej czy później twój kłopotliwy charakterek wypłynąłby na wierzch i cała maskarada by się… sypnęła.

Phi… nie doceniał jej talentu, jak zwykle zresztą. Przecież była urodzoną aktorką o talencie przekraczającym jego wyobraźnię. Zagrożenie leżało jednak gdzie indziej. To całe obmacywanie i całowanie na pokaz, mogła się do niego nie tylko, przyzwyczaić ale nawet… po… po-lu.. bić. Już teraz wszak jego bezczelne obłapianie nie budziło w niej tyle oporów ile powinno, a pocałunki…
Odruchowo odwróciła oblicze od czarownika starając się ukryć rumieniec, jaki okrył jej oblicze na ich wspomnienie. Bo już teraz bardzo lubiła te odbierające oddech pocałunki. Z winy Pani Ognia oczywiście!

- A teraz pokaż boczek, bo go trochę śluzem obsmaruję. Może nieco zapiec, ale to nic co powinno cię martwić.- mruknął na koniec czarownik przysuwając mackę ku jej torsowi.

Elfka cofnęła się odruchowo, ale też i w jej żołądku coś cofnęło się nagle na widok tej oślizgłej obrzydliwości wijącej się tak blisko niej. Wystawiła język i przygryzła go lekko w wyrazie największego wstrętu.
-A na Twoje rany to coś pomogło? Nic Ci nie wyrosło? -zapytała próbując spojrzeć zza macki na brzuch mężczyzny. Zagojony? Czy może jednak z wystającymi z niego kolejnymi mackami, albo ze śluzem sączącym się z jego ciała?

- Nie wydaje mi się. Możesz zmacać jak ciekawaś.- odparł Thaaneekryyyyst, gdy podejrzliwie przyglądała się jego pokrytemu mazią brzuchowi.- A jak wrócimy to będziesz mogła mi przygotować kąpiel, jak na dobrą żonkę przystało. Bo w końcu małżeństwo udajemy?

-Myślę, że odgrywamy małżeństwo, w którym mąż ma rączki i potrafi ich używać do przygotowania sobie kąpieli
-stwierdziła kuglarka i błysnęła ząbkami w rozbrajającym uśmieszku. Uwłaczające jej oczekiwania czarownika za każdym razem zderzały się z tarczą krnąbrności kuglarki.

Stęknięcie wymknęło się z jej ust, kiedy podnosiła się z wody. Przemoczona, ale nareszcie porządnie schłodzona po wspólnych wyczynach Pani Ognia i Ruchacza, zagarnęła poły swej koszuliny, aby odsłonić goły bok i krzywdę wyrządzoną jej przez elfy -Tym dzikusom dziwnie świeciły łuki i strzały, wiesz? Na bladoniebiesko, jak zaklęte czy coś.

- Skoro mieli maga w szeregach to jest to możliwe. Dysponując magią i wiedzą możesz zaklinać tymczasowo swój oręż korzystając rodzajów czarów które są ci bliskie. O ile jednak nie jesteś znawczynią glifów i run magicznych to nie utrwalisz czaru w przedmiocie. Magia będzie z niego wyciekać tym szybciej im mniej biegła jesteś w zaklinaniu.
- wyjaśnił mężczyzna w zamyśleniu.

-No był wśród nich mag. To jemu najbardziej zależało na schwytaniu mnie -mruknęła Eshte wspominając tamtego chuderlaka o siwych włosach i jego wprost niezdrowej fascynacji „agentką Pierworodnego”. Biedna musiała tyle znosić z powodu tak parszywego nieporozumienia - I robił coś dziwnego z moją głową! Nie miał żadnej broni, a mimo to atakował mnie jak.. jak.. jak młotem uderzającym wewnątrz mojej głowy.
Westchnęła ciężko w niedowierzaniu, po czym nastawiła się zranionym bokiem do Thaaneeekryyysta - Dawaj, smaruj.

Co Czaruś poczynił przykładając oślizgłą śliską mackę do rany kuglarki. Szczypało, ale ból nieco osłabł.
- Są różne rodzaje magii, różne szkoły i podejścia do sztuki. Musiałaś trafić na jakiegoś specjalistę od niewidzialnej sztuki… takiego co uderza w duszę, umysł lub zmysły…- tłumaczył przy tej kuracji.

-Oj, uderzał - potwierdziła jego podejrzenia kuglarka, a następnie burknęła pod nosem -Ohyda..
Ciężko było stwierdzić co takiego naprawdę określiła tym jakże trafnym słowem. Tamtego stracha na wróble, który miał czelność napastować ją w jej własnych myślach? Czy może jednak tą oślizłość wyczuwalną na skórze przy każdym ruchu ręki czarownika i każdym przepełznięciu macki po zranionym boku?
Nawet nie patrzyła na „uzdrawiające” działania mężczyzny. Wystarczyło jej samo to.. brrr, paskudne uczucie przypominające trochę bycie oblizywaną przez wyjątkowo zaślinionego stwora. Ściekająca ciecz przyprawiała ją o dreszcze i niebezpiecznie prowadziła na skraj wymiotów. A przynajmniej takie Eshte miała wrażenie.

- Gotowe, ruszajmy do obozu. A potem… trzeba będzie znaleźć kogoś do uzdrowienia twojego ciała i mojego. Może ta twoja elfia kapłanka pomoże?-stwierdził z uśmiechem “mężuś” i ruszył ku krzakom po swojego gryfa.

-O nie, na pewno nie ona! -Eshte tupnęła stanowczo nóżką, a że zrobiła to w trakcie wciągania spodni na tyłek, to nieco się przy tym zachwiała. Po złapaniu równowagi zajęła się zapinaniem koszuliny, która przemoczonej od zimnej wody przyklejała się do jej ciała, a szczególnie do piersi.
-Poza tym myślałam, że to ta macka miała nam pomóc na rany. No i czy nie trzymasz w wozie tego swojego eliksiru, od którego cały dygoczesz, pocisz się, a po wszystkim Twoje rany są zagojone? -zagarnęła wilgotne kosmyki do tyłu, po czym wzruszyła ramionami - Uszczkniesz mi trochę i nie będziemy potrzebowali fałszywej kapłanki z jej fałszywymi modłami.

- Nie. Rana nie jest na tyle poważna, by zużywać mikstury uzdrawiające. Lepiej oddać się w dłonie kogoś, kto zna się na uzdrawianiu niż zużywać coś, czego przygotowanie wymaga czasu i cennych składników. Co prawda krew trolli jest w tym przypadku przydatna i łatwa do spreparowania… ale jest to czasochłonne i wymaga odpowiedniego miejsca pracy.
- wyjaśniał Ruchacz i spojrzał podejrzliwie na Eshte.- A czemu ta kapłanka ci nie odpowiada?

-Nie mam w zwyczaju zostawiać swojego zdrowia w rękach jakichś oszołomów i ich bożków. Moje ciało jest zbyt cenne
- napuszyła się nie bez powodu sztukmistrzyni. Takie wyjaśnienie jej niechęci wobec Arissy były czymś nowym w ustach Eshte, ale jak dotąd żadne inne wytłumaczenie nie docierały do łba czarownika. Już mu mówiła wiele razy, że kapłanka jest fałszywa, że za bardzo się lepi, a on nadal swoje. Może miał jakiś fetysz związany z dwoma elfkami, co? Zwyrodnialec jeden.

Podniosła z ziemi frak, wytrzepała go z ziemi i założyła na siebie. Wygładziła dłońmi wcięcie w talii, postawiła kołnierz, a na koniec jeszcze rzuciła do Ruchacza - Ty też nie wyglądasz na takiego, co to szuka pomocy w modłach.

- Ja korzystam z tego co skutecznie, a potęga bogów i modły kapłanów są skuteczne i to bardziej niż magia.
- wzruszył ramionami czarownik.

Oh, sztukmistrzyni nie dawała się tak łatwo przekonać do cudzych racji. Była uparta, niczym najgorszy osioł. Dlatego jeszcze długo wzbraniała się przed szukaniem pomocy u kapłanki, jakiejkolwiek kapłanki, ale u TEJ w szczególności. Bo i po co miała się narażać na zmacanie? Nie zdziwiłaby się, gdyby jednym z pierwszych zaleceń Arissy było rozebranie kuglarki. Nie, nie. Nie tylko ściągnięcie z niej części ubrań, aby odsłonić ranę, ale rozebranie ze WSZYSTKIEGO. Pewno usprawiedliwiałaby to potrzebą odblokowania jakichś ośrodków energii w ciele Eshte, które całkiem niespodziewanie są umiejscowione akurat na jej piersiach i między nogami. Albo tłumaczyłaby, że modły najlepiej przenikają przez nagie ciało. Dobre sobie. Już nie takie łgarstwa kuglarka słyszała.

Poza tym miewała w swym życiu gorsze rany od takiego byle muśnięcia strzałą któregoś z tamtych dzikusów. O wiele gorsze. I skoro przy tamtych nie potrzebowała pomocy kapłanek i bożków, to tym bardziej nie potrzebowała ich teraz. Samo się zagoi. Niech no tylko wszyscy ją zostawią i pozwolą kilka dni odpocząć. Bez trolli przewracających jej domek na kołach, bez dzikusów świszczących strzałami koło jej uszu. Bez budzącej się Pani Ognia, bez narzucającej się kapłanki, bez wrzasków Paniuni. Bez bycia zaczepianą przez Ruchacza. I bez przygłupich pomysłów jaśniepaństwa.

Tak jak Eshte podejrzewała - cała ta wyprawa okazała się być niesłychaną stratą jej cennego czasu. Została zmuszona do samodzielnego radzenia sobie z dzikimi elfami i wezwania na pomoc Pani Ognia, co tak naprawdę nigdy nie było zbyt dobrym pomysłem. Oberwała strzałą i nie była na tyle pazerna, aby pocieszyć się drogocennościami, które musiałaby wygrzebywać z gówien trolli. Została sponiewierana przez jednego czarownika i zmacana przez drugiego. Na dodatek nawet nie miała okazji przemienić się w gadzinę, a przecież tak długo ćwiczyła!

Ale ponad wszystko najgorsze było to, że nikt, absolutnie NIKT, ani jedna osoba uczestnicząca w tym całym polowaniu, nie zwróciła uwagi na ogromny wysiłek, jaki kuglarka włożyła w odpowiednie wystrojenie się. Oczywiście, nie spodziewała się niczego po szlachciurkach pozbawionych gustu i artystycznego wyczucia. I to nie tak, że potrzebowała zachwytów czarownika nad sobą, ale skoro spędził tyle czasu pogardzając jej ubraniami, to mógł chociaż docenić jej wkład włożony w nową kreację. Dokończyła ją w zaledwie kilka godzin!

A gdyby tego było jeszcze zbyt mało - bo w przypadku Eshte nieszczęścia wcale nie chodziły parami, tylko STADAMI - to przeczesując palcami włosy przypomniała sobie, że w całym tym zamieszaniu zgubiła kapelusz. Jej cudowne dzieło, które stworzyła własnymi rączkami. Podniszczone ubrania mogła spróbować doprowadzić do porządku, albo przerobić w drastyczny sposób na pokrętne kreacje na występy. Jednak ze zgubionym kapeluszem już nic nie mogła zrobić. Pewno już padł ofiarą dzikusów, tych czworonożnych, albo co gorsza tych o spiczastych uszach podobnym jej własnym.

Była pewna, że nie miała co liczyć na jakiekolwiek wynagrodzenie tej straty.
Miała teraz dziurę w swej unikatowej kolekcji i.. nikogo to nie interesowało. Nikogo!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem