Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2021, 23:01   #9
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“- Kaj skrywa się władyka dusz naszych? - spytał nowicjusz dociekliwy mistrza swego
- Na górze wysokiej, co niebios sięga, w głębokim śnie tkwi on. Dusza jego zaś tuła się po oparzelinie wiecznej i drogi do samego siebie znaleźć nie może - odpowiedź mentora wybrzmiała i smutek wielgi w sercu chłopca uczyniła. ”
Gnoma Tęsknoty nieustającej


Czyny nasze zda się, jeno nam szkodę, abo zysk przynieść mogą. Tak dumać mogą, tylko ci zapatrzeni w siebie, jako te mokradlaki co w toń niezgłębioną, wiecznie poglądają. Każden akt woli, co się w czyn przekuwa, nie tylko na nas rzutuje, na ludzi co wokoło, aleć też na świat cały. Jak bowiem kamień, co go na gładką taflę jeziora rzucić, kręgów mnogość rodzi, tak też podobnie rzecz się z każdym czynem naszym ma.

Kabalarskie, to ględzenie pewnie mi powiesz. Z ust ich takież, toć przeta łajania nieustannie płyną. Mało, kto wie, a jeno nieliczni w pamięci wciąż to mają, że słowa te jeno wykoślawionym odbicia nauk pradawnych.

Glang dayr mah, król dusz naszych, kędy między nami stąpał po wielokroć powtarzał:
- Pomnijcie, że każden czyn wasz, najmniejszy nawet, struny aytherowej dotyka. Struna ta zaś później przez całą wieczność w rytmie przez to jedno muśnięcie wyznaczonym wibruje. Baczenie, więc miejcie, kędy swe stopy stawiacie.




Słowa ględy odległej, co ją brzdącem będąc Aran posłyszał, w tej chwili dramatycznej, w uszach mu ponownie wybrzmiały.
Pojąć nijak nie umiał, jakimiż to ścieżkami myśli umysłu jego chadzają, żeby tak dwa odległe zajścia ze sobą połączyć.

Dłoń lepką miał, gdyż grudę ziemi, co oleistą cieczą nasiąkła i w kleistą maź się zmieniła, w pięści zaciskał. Czuł, jak fetor co się z jej wnętrza dobywa, całą skórę mu powleka, niczem koszula co z pajęczej nici utkana.

Odrazę wnet odczuł i aż dreszcze mu od czubka głowy, aż po same stopy przeszły. Po czym własny krzyk wściekłością przepełniony, który echem niczym ze studnicy się poniósł…





“Śniłem sen o tym, że się przebudziłem ze snu mego”
Jargal - noktambulista z ludu Molsuli



Kędy oczy otworzył, czuł się Aran, jakby z dalekiej podróży wrócił. Zaiste tak też właśnie było, choć on dopiero miał się o tym przekonać. Półmrok wokół panował i ledwo, co cienie kształtów rzeczywistych mógł dojrzeć. Spośród odmętów popielatych i atramentowych, które przenikały się na podobieństwo wody zbełtanej, wyłowił zarys trzech sylwetek ludzkich. Dwie pewnikiem do wyrostków w jego wieku należały, ostatnia zaś do mężczyzny dorosłego. Kilka kroków od niego stali i jakby całą trójcą swą, strachem zdjęci byli.
Nim resztę szczegółów z otoczenia Aran wyłowił, wiedział już, że w niewoli zamknięty został.

Kraty z sękatych konarów uczynione wyznaczały granicę, pomiędzy nim a resztą świata. Na posłaniu ze słomy, potem i krwią przesiąkniętym, zalegał. W kościach wszytkich i mięśniu każdym słabość odczuwał. Znak to niechybny, że jakaś febra nim jeszcze niedawno telepała.

Wokół drażniąca woń kadzidła się panoszyła, jako pies wściekły co każdego kąsa i ujadaniem swym odstrasza. Poprzez sunące ospale obłoki smoliste, spostrzegł Aran, że tuż obok co najmniej kilkanaście kibitek stoi. A wszędy cisza nieznośna i złowróżbna.

Już chciał, co rzec do cieni obcych, co w kącie się kryły, kędy najstarszy z nich go uprzedził.
- Cichaj. Ni słow… - mężczyzna nie dokończył swego ostrzeżenia, szeptem wypowiedzianego, co ledwo o ton głośniejszy od oddechu był. Urwał nagle, bo trzy wozy dalej jęk i skowyt straszliwy się podniósł, jakby kto kogoś żywcem ze skóry obdzierał.

Błysk nagły mrok rozświetlił, jakby piorun niebo na dwoje rozpłatał. Nijak, to błyskawica nie była, a aytheru iskrzenie. Takie błyski jeno raz Aran w swym życiu widział, kędy Gunari juchę potężnego qurboca z jakimś tajemnym proszkiem zmieszaną, w ogień rzucił.
- Ropusza dusza do Teynechen uleciała - wyjaśnił stary guślarz wtedy.

Czyżby i teraz czyjaś dusza ku hebanowo-rdzawym równinom zaświatów powędrowała?

Próżno zgadywać było, aleć w tym blasku nieziemskim dojrzał Aran wyrwę pomiędzy kostropatymi konarami z których klatkę uczyniono.

Sił chłopak nie miał, ni świadomości co to za miejsce, ani co wokół znajdzie. Wiedział jednakoż, że podobna szansa do ucieczki szybko się nie przydarzy.

Mężczyzna, co milczeć mu nakazał, najwyraźniej świadom owej wyrwy w klatce był, gdyż prawą dłoń przed siebie wyciągnął i wskazującym palcem zabronił z niej korzystać.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 16-12-2021 o 23:23.
Ribaldo jest offline